– Rząd powinien wywalczyć racjonalne warunki dla sektora węglowego w Brukseli. Chodzi o mechanizmy wsparcia odpowiednio premiujące elastyczność, o tymczasowe zawieszenie ETS i jego racjonalną rewizję – pisze Bogdan Tkocz z komitetu protestacyjno-strajkowego Taurona.
Chciał wymienić stryjek siekierkę na kijek, ale Dziadek Mróz mu przeszkodził. Polityka Unii Europejskiej od niemal trzech dekad ma wysoko umieszczoną w swojej agendzie walkę ze zmianami klimatycznymi. Chociaż Europejska Wspólnota Gospodarcza podpisała ramową konwencję ONZ ws. zmian klimatu (UNFCCC) w 1992 roku, to organy Unii Europejskiej potrzebowały ponad 11 lat, żeby wdrożyć pierwszy na świecie mechanizm mający na celu ograniczenie emisji CO2 do atmosfery. Dopiero w 2003 roku weszła w życie dyrektywa ustanawiająca europejski system handlu uprawnieniami do emisji. W międzyczasie zapisy dyrektywy ETS zmieniały się wielokrotnie, ceny fluktuowały, występowało ręczne sterowanie podażą uprawnień, z nazwy zostawały wykluczane lub promowane określone technologie. W międzyczasie nastąpił też znaczny wzrost cen energii elektrycznej, zmniejszenie konkurencyjności przemysłu, a co za tym idzie „carbon leakage”, który rozerwał regionalne łańcuchy dostaw przenosząc emisyjne zakłady poza UE, gdzie przeważnie nie muszą spełniać aż tak wyśrubowanych norm środowiskowych, a tym bardziej pod kątem emisji CO2.
Wadliwość i brak skuteczności systemu można zaobserwować po coraz bardziej radykalnych propozycjach Komisji Europejskiej. Najlepszym przykładem jest obecnie pakiet Fit For 55, który wygląda na gospodarcze samobójstwo Europy. Jednakże ten pakiet jest dalej negocjowany, a skutki dotychczasowych błędów odczuwamy od kilku miesięcy. Największym z nich i najbardziej niesprawiedliwym dla Polski było przyzwolenie UE na dekarbonizację (a właściwie walkę tylko z węglem, a nie ze wszystkimi paliwami kopalnymi) z podczas gdy jednocześnie silnie promowany był gaz ziemny, który miał być niskoemisyjną podstawą systemu z odnawialnymi źródłami energii. Naturalnie, dzięki przepisom emisyjnym oraz wykluczeniu wsparcia dla węgla i energetyki węglowej oraz przekierowaniu środków na gaz i OZE, równolegle zwiększała się zależność od gazu importowanego z Rosji. Trudno nazwać również zbiegiem okoliczności rozbudowywaną w pospiesznym tempie infrastrukturą przesyłową między Rosją a Niemcami.
Pęd Unii Europejskiej w kierunku gazowym, pomijając nierówne traktowanie Państw Członkowskich podczas tworzenia przepisów dotyczących energetyki, spowodował też ogrom problemów wynikających z rozłożenia na łopatki bezpieczeństwa energetycznego Europy. I to wszystko w imię przeciwdziałania zmianom klimatycznym, a tymczasem roczny poziom globalnych emisji wzrósł o 30% od opracowania dyrektywy ETS (2003 r. 25Gt/r, 2021 r. 33Gt/r).
Chociaż od niedawna UE przyjęła nową narrację, że gaz ziemny ma być tylko paliwem przejściowym, do czasu rozwinięcia magazynowania energii, to takie słowa wobec barier technologicznych i kosztów można było włożyć między bajki na kolejne 2-3 dekady. Tym samym mogło się wydawać, że Europa bezterminowo uzależni się energetycznie od Rosji. Jednakże ten szalony pęd głową na ścianę, chwilowo przynajmniej, został zatrzymany przez bestialską napaść Rosji na Ukrainę.
Wraz z bestialską napaścią Rosji na Ukrainę została obnażona niemoc Europy. Działania gospodarcze, które mogłyby skutecznie pomóc naszym sąsiadom, są skutecznie immobilizowane przez kilka państw UE o największym stopniu uzależnienia od rosyjskich nośników energii. Szczególnie te, które oparły swój system energetyczny o importowany z Rosji gaz, a w przeciwieństwie do Polski nie inwestowały w dywersyfikację kierunków dostaw.
Całe szczęście, że Polska w tym przypadku została dwa kroki za swoimi zachodnimi sąsiadami i nie zdążyliśmy się jeszcze uzależnić od gazu ziemnego. Zawarte w dokumentach strategicznych kierunki rozwoju polskiego sektora energii również stawiają na gaz. I to w takich ilościach, które uniemożliwiłyby odcięcie się od kierunku rosyjskiego. Szacowane wzrosty zapotrzebowania na gaz w sektorze energetycznym, ciepła i ogrzewania domów przewyższałyby możliwości przesyłowe infrastruktury LNG i będącego prawie na ukończeniu gazociągu Baltic Pipe. Licząc wraz z planowaną rozbudową gazoportu w Świnoujściu i pływającym FSRU. Jednocześnie w strategii energetycznej PEP2040, czy Krajowym Planie na rzecz Energii i Klimatu znajdują się prognozy będące wynikami modelowania wskazujące na zastępowanie źródeł węglowych, źródłami gazowymi. Co gorsza, na scenariusz wygaszania górnictwa, przystali sami związkowcy z sektora wydobycia i przeróbki węgla zachęceni oferowanymi przez rząd osłonami socjalnymi.
Począwszy od kryzysu gazowego, który miał początek w 2021, skończywszy na napaści Rosji na Ukrainę widać chyba dostatecznie wyraźnie, że w najbliższych dekadach priorytetem powinno być bezpieczeństwo energetyczne. Wykorzystanie lokalnego potencjału surowcowego jest podstawą budowania suwerenności energetycznej. I nie chodzi tylko o węgiel. Zasobami są przecież słońce, wiatr, woda, biomasa, czy odpady. Strategia energetyczna Polski powinna zostać zrewidowana szczególnie pod kątem węgla i gazu. W czasie oczekiwania na powstanie pierwszych bloków jądrowych, rozwój OZE powinien być ściśle sprzężony z modernizacją sektora węglowego, a nie ze zwiększeniem zależności od importowanego gazu. Program modernizacji bloków mocy 200 i 360MW powinien wejść możliwie szybko w fazę realizacji, ponieważ dzięki elastyczności takie jednostki, zapewnią możliwość rozbudowy większej ilości niestabilnych źródeł OZE. Duże bloki, o wysokich sprawnościach powinny zostać wyposażone w węzły wychwytu CO2.
Aby jednak móc to zrealizować rząd powinien wywalczyć racjonalne warunki dla sektora węglowego w Brukseli. Chodzi o mechanizmy wsparcia odpowiednio premiujące elastyczność, o tymczasowe zawieszenie ETS i jego racjonalną rewizję. O jednoznaczne odrzucenie niektórych zapisów pakietu Fit for 55 pośrednio promujących gaz przez dodatkowe obciążenia dla węgla, jak w przypadku planu obłożenia go kosztami emisji przy spalaniu w domowych kotłach. O brak zgody na plany wdrożenia rozporządzenia metanowego, którego koszt dla polskich kopalni jest szacowany na 5-8mld zł. Skuteczne działania na rzecz bezpieczeństwa energetycznego Polski muszą być realizowane bez względu czy są wbrew interesowi Moskwy, bo nie chcemy gazu, czy jak w przypadku Berlina bo chcemy atom, czy wbrew Brukseli, bo chcemy utrzymać suwerenność w oparciu o węgiel.
Nie pozwolimy wymienić przysłowiowej siekierki na kijek na bliżej nieokreślony czas.