(Fox News/Bloomberg/Teresa Wójcik)
Biały Dom wczoraj zdecydował, że udostępni dla wierceń naftowych szeroki pas wzdłuż wybrzeża Atlantyku, ale jednocześnie poważnie ograniczy takie wiercenia na obszarach wrażliwych ekologicznie wzdłuż wybrzeży Alaski.
Dla odwiertów udostępniane będą morskie obszary, znajdujące się na wodach Wirginii, Karolinie Południowej i Georgii do 2021 r., kiedy Barack Obama już dawno nie będzie prezydentem. Przez dziesięciolecia firmy naftowe nie mogły prowadzić wydobycia na wodach Oceanu Atlantyckiego, które były objęte moratorium. Obecnie moratorium nie obowiązuje.
Sekretarz zasobów krajowych USA Sally Jewell powiedziała, że to jest dobra propozycja. Udostępnia dla poszukiwań i wydobycia obszary, gdzie znajdują się prawdopodobnie wielkie złoża ropy i gazu, ale już wiadomo, że w 80 procentach technicznie możliwe do wydobycia. Natomiast poważne ograniczenia wierceń na Alasce chronią obszary, które są po prostu ekologicznie zbyt cenne, żeby je eksploatować. Ograniczenia wierceń na Alasce natychmiast zwróciły uwagę republikańskiej większości w Kongresie. Senator Lisa Murkowski, z Alaski nazwała je wypowiedzeniem wojny jej stanowi, gdyż zakaz wydobycia ropy ze złóż podwodnych na morzach Beauforta i Czukockim, odetnie ogromne zyski, na które liczy Alaska i jej społeczność.
Z decyzji Białego Domu są niezadowolone organizacje ekologiczne, które zapowiadają protesty przeciwko odwiertom na Atlantyku. „Mogą one zniszczyć gospodarkę przybrzeżną” – twierdzą.