Od tygodnia mówi się o coraz bardziej możliwej amerykańskiej interwencji militarnej w Wenezueli, w związku z krwawą pacyfikacją wjazdu pomocy humanitarnej przez siły Nicolasa Maduro w poprzednią sobotę. Mimo nałożenia sankcji USA na wenezuelski państwowy koncern naftowy PDVSA, firma cały czas produkuje i eksportuje ropę. Chociaż Wenezuela jest państwem OPEC, to dotykający ją kryzys w niewielkim stopniu przekłada się na ceny surowca na globalnym rynku – pisze Joanna Kędzierska, współpracowniczka BiznesAlert.pl.
Nałożone przez amerykańską administrację sankcje na wenezuelskiego, naftowego molocha odbiły się przede wszystkim na reżimie Nicolasa Maduro, ponieważ w ich efekcie eksport surowca spadł o 40%. W zeszłym tygodniu OPEC szacowała, że kraj znad Orinoko wydobywa około 1,1 mln baryłek dziennie. Z kolei agencja prasowa Reuters podaje, że może to być nawet jeszcze mniej i szacuje poziom produkcji ropy na około 920 000 baryłek dziennie. Spadek wynika z ograniczonych możliwości pozyskiwania przez PDVSA produktów ropopochodnych, służących do destylacji ciężkiej wenezuelskiej ropy, tak by nadawała się ona na eksport i chociaż reżim Maduro zdołał cały czas utrzymać ich częściowe dostawy, o czym pisaliśmy już na łamach BiznesAlert.pl, to według ostatnich informacji w kraju zaczyna już brakować benzyny. Ponadto przyczyną spadającej cały czas produkcji jest fatalny stan infrastruktury naftowej i brak kompetentnych pracowników, mogących nią zarządzać.
Wenezuela cały czas eksportuje surowiec, ale w związku ze spadającą produkcją, każdy z odbiorców dostaje odpowiednio mniejsze ilości ropy. Jedynymi krajami, które w tym momencie płacą reżimowi w Caracas za paliwo całkowicie w gotówce są Indie i Singapur, które stały się dla niego deską ratunku, po utracie amerykańskiego rynku. Ropa płynie także cały czas do Rosji, Chin i krajów Petrocaribe. Jednak od tych trzech partnerów Wenezuela za wysłany surowiec, dostaje tylko część zapłaty. Pekin płaci za ropę jedynie 20% w gotówce, pozostałe 80% idzie w poczet zaciągniętych przez Caracas długów. Podobnie jest w przypadku Rosji, która płaci 30% w gotówce, a długi pochłaniają 70% wartości wysyłanego surowca. Jeśli chodzi o grupę Petrocaribe, zapłata za surowiec waha się od 40% do 60% jego wartości, w zależności od danego kraju członkowskiego. Reszta ta dotacja, których Wenezuela udziela swoim karaibskim sąsiadom. Właśnie ze względu na to, że PDVSA posiada stosunkowo niewielu klientów, zarówno wahania produkcji, jak i ilość eksportowanego surowca mają stosunkowo niewielki wpływ na cenę surowca na światowych rynkach.
Interwencja w Wenezueli może mieć tylko efekt psychologiczny
Sytuacja polityczno-społeczna w Wenezueli jest na tyle napięta, że nie można wykluczyć interwencji zbrojnej Stanów Zjednoczonych. Amerykańska administracja wielokrotnie deklarowała, że dopóki Nicolas Maduro nie odda dobrowolnie władzy, nie da się wykluczyć takiej możliwości. Jak na razie nic nie zapowiada, by posłuchał on gróźb Waszyngtonu. Trudno sobie jednak wyobrazić, by nawet w przypadku interwencji Stany Zjednoczone chciały zniszczyć wenezuelski przemysł naftowy. Podobnego zdania jest Rafael Quiroz, profesor Centralnego Uniwersytetu Wenezueli, kierownik Katedry Ekonomii i Polityki Naftowej.
– Uważam, że jeśli dojdzie do interwencji ropa będzie nadal produkowana. Nie sądzę, by Stany Zjednoczone chciały w jakikolwiek sposób uderzyć w wenezuelski przemysł naftowy. Nawet w przypadku konfliktów w Syrii czy w Iraku, które są państwami naftowymi, surowiec był cały czas produkowany. Oczywiście rynek ropy jest bardzo czuły na wszelkiego rodzaju zawirowania i może dojść do jego chwilowej reakcji na potencjalny konflikt. Jednak jeśli dojdzie do wahania cen ropy, będzie ono chwilowe i raczej wywołane efektem psychologicznym niż faktycznym zagrożeniem dla dostaw. Wenezuela wysyła niewiele surowca i do stosunkowo niewielkiej liczby krajów – mówi BiznesAlert.pl Quiroz.
Ekspert obalił również często pojawiającą się tezę, że Stany Zjednoczone chcą zaatakować Wenezuelę ze względu na posiadane przez nią rezerwy ropy naftowej. – Wenezuelski surowiec wcale nie jest tak bardzo atrakcyjny dla USA jak był jeszcze kiedyś. Nasza ropa jest złej jakości i trudna do przetworzenia, co sprawia, że nie jest ona tak bardzo atrakcyjna z punktu widzenia rynku. Stany Zjednoczone mogą sprowadzać i sprowadzają o wiele więcej lepszej jakości surowca z innych kierunków.
Zamiast z Wenezueli ropa z Kolumbii?
W mediach pojawiły się ostatnio informacje, że alternatywą dla wenezuelskiej ropy, mógłby być surowiec z Kolumbii. Formułowane były także tezy, że jest to przyczyna, dla której rząd w Bogocie wspiera amerykańską politykę wobec Caracas, w tym i możliwą odpowiedź militarną na działania reżimu Maduro. Dane zdecydowanie jednak przeczą tej tezie. Kolumbia posiada ropę, jednak jej odkryte i eksploatowane źródła są nieporównywalnie mniejsze wobec wenezuelskich. Przy obecnym wydobyciu na poziomie 500-600 tys. baryłek dziennie, Kolumbia ma rezerwy co najwyżej na 4-5 lat.
Co z wenezuelską ropą po Maduro?
Bez względu na to czy dojdzie, czy też nie do interwencji militarnej w Wenezueli koniec reżimu Nicolasa Maduro wydaje być nieuchronny, wziąwszy chociażby pod uwagę masowe już opuszczanie reżimowej armii przez żołnierzy, którzy uciekają do Kolumbii i Brazylii, czy cały czas już od soboty trwające zamieszki na wenezuelskich przejściach granicznych między lojalnymi jeszcze Madurze siłami bezpieczeństwa, a głodnymi i zdesperowanymi ludźmi, żądającymi wpuszczenia pomocy humanitarnej.
Po upadku reżimu najważniejszym zadaniem nowego rządu będzie postawienie na nogi rodzimego przemysłu naftowego, bo to wyłącznie od niego uzależniony jest byt mieszkańców Wenezueli, jako że kraj znad Orinoko właściwie nie produkuje niczego innego, co daje wpływy do budżetu w amerykańskich dolarach. Prezydent elekt, Juan Guaidó zapowiadał, że po upadku Maduro nie zamierza sprywatyzować PDVSA. Rafael Quiroz zapewnia, że wcale nie jest to konieczne, by podnieść państwowego molocha na nogi.
– Nie ma konieczności prywatyzacji PDVSA, żeby uzdrowić spółkę. Tak naprawdę dla kondycji wenezuelskiego przemysłu naftowego nie ma znaczenia czy zostanie ona sprywatyzowana czy pozostanie w rękach państwa. Czynnikiem decydującym o jej stanie jest gwarancja dobrego zarządzania, a to może robić zarówno państwo, jak i podmiot prywatny – powiedział Quiroz.
Ekspert wierzy, że Juan Guaidó ma wolę polityczną i możliwości, żeby uzdrowić PDVSA, ale zaznacza, że będzie to proces długi i żmudny.
– Nawet jeżeli Guaidó zacznie działać natychmiast po objęciu rządów, nie ma co liczyć na to, że zmieni cokolwiek przez rok czy nawet dwa. Po pierwsze musi całkowicie zrestrukturyzować spółkę i oczyścić ją z różnych przyklejonych do niej podmiotów, nie mających nic wspólnego z produkcją ropy. Bardzo ważnym krokiem będzie także oczyszczenie PDVSA z ludzi, którzy nie mają pojęcia o przemyśle naftowym, a zostali zatrudnieni z nadania politycznego i przyjęcie do pracy na ich miejsce osób kompetentnych. Z tym Guaidó nie powinien mieć problemu, ponieważ Chavez I Maduro wyrzucili całe rzesze specjalistów, żeby utorować miejsce swoim ludziom. Jednak największym wyzwaniem będzie zdobycie funduszy zagranicznych na to by zainwestować w PDVSA. Bez nich nie uda się jej wyprowadzić na prostą – dodaje Quiroz.
Szacuje się, że aby zatrzymać spadek produkcji w PDVSA należałoby zainwestować 2,5 biliarda dolarów, natomiast aby móc zacząć ją podnosić, potrzebna jest inwestycja rzędu 95 biliardów dolarów w ciągu 6 lat. Wówczas za 6 lat Wenezuela mogłaby produkować 2 miliony baryłek ropy dziennie, a za 10 około 3 milionów, tak jak w latach 2004-2012, co oznaczałoby jej powrót do stanu sprzed kryzysu.