Po opublikowaniu propozycji nowej ustawy wiatrakowej, rozpoczęła się kolejna dyskusja nad zapisami ustawy. Głos zabierają zarówno przedstawiciele rządu jak i opozycji. Jednym z punktów zapalnych jest odległość wiatraków od miejsca zamieszkania.
W wyniku publikacji projektów nowelizacji ustawy dotyczącej odnawialnych źródeł energii (UD41) oraz ustawy wiatrakowej (UD89), rozpoczęła się medialna bitwa o zapisy w projektach ustaw. Jak wynika z informacji zamieszczonych na stronie Ministerstwa Klimatu i Środowiska, zmiany w przepisach dotyczących energetyki wiatrowej wynikają z kilku istotnych powodów. Energia wiatrowa stanowi obecnie najtańszą opcję dla transformacji energetycznej Polski z dużym potencjałem. Polska zdaniem ekspertów ma znaczny potencjał na bycie ważnym ogniwem łańcucha dostaw komponentów do farm wiatrowych. Zdaniem ministerstwa, poprawa warunków inwestycyjnych w sektorze energetyki wiatrowej umożliwi Polsce realizację ambitnych planów dotyczących wzrostu udziału odnawialnych źródeł energii, z celem osiągnięcia około 50 procent udziału OZE w miksie energetycznym do 2030 roku. Nowelizacja przepisów ma na celu stworzenie korzystniejszych warunków dla inwestycji, co jest kluczowe dla realizacji tych założeń.
Korzyści dla gospodarki
Jak wskazują eksperci i stowarzyszenia zajmujące się energetyką wiatrową przepisy te mają pozwolić na osiągnięcie 41,4 GW z lądowej energetyki wiatrowej do 2040 roku. Ma być to efekt zmiany odległości budowy wiatraków od domów mieszkalnych i zabudowań z 700 do 500 metrów. Jak donosi Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej, nowe farmy wiatrowe przy najlepszym scenariuszu rozwoju zagwarantują w perspektywie do 2030 roku 70-133 miliardów złotych przyrostu PKB, 490-935 milionów złotych dodatkowych wpływów do samorządów, ok. 80 miliardów złotych zamówień na produkty i usługi w łańcuchu dostaw oraz ok. 100 tysięcy nowych miejsc pracy.
– Energetyka wiatrowa to nie tylko nasza niezależność energetyczna i bezpieczeństwo, ale też najtańszy prąd – jej koszt wytworzenia jest 3-3,5 krotnie niższy niż z paliw kopalnych. To bardzo ważna i długo wyczekiwana ustawa, bo temat jest niezwykle istotny dla całej polskiej nie tylko energetyki, ale i gospodarki. Przez lata blokada inwestycji w odnawialne źródła energii mocno zahamowała transformację energetyczną. Ta długo wyczekiwana zmiana pozwoli na szybkie udrożnienie inwestycji w lądową energetykę wiatrową, pozwalając tym samym na odblokowanie korzyści płynących z taniej, zielonej energii, a także umożliwi realizację ambitnych celów unijnych w zakresie OZE – powiedział dla portalu psew.pl Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej.
Głos opozycji
W sprawie wypowiedział się były prezes Orlenu Daniel Obajtek. Napisał on na platformie Twitter
– Zgodnie z art. 3b projektu „działania polegające na budowie lub modernizacji instalacji odnawialnego źródła energii oraz urządzeń i instalacji niezbędnych do przyłączenia do sieci danej instalacji odnawialnego źródła energii stanowią realizację nadrzędnego interesu publicznego” oraz są uznawane za służące zdrowiu i bezpieczeństwu powszechnemu bezwarunkowo i bezterminowo. Każda inwestycja OZE ma być od tej pory zawsze uznawana za nadrzędny interes publiczny – dodał były prezes Orlenu
Jego zdaniem punkt ten pozwoli na stawianie wiatraków w pobliżu domów bez pytania o zgodę właścicieli. Podobnie ma być ze stawianiem instalacji na terenie Natura2000.
Procedowanie tej ustawy zdaniem Obajtka prowadzone jest z pominięciem prawa unijnego. Do sprawy odniósł się również Sebastian Kaleta – poseł na sejm, który bardzo mocno postulował o ochronę terenów Natura 2000 przed działaniem ustawy.
Kiedy przeczytałem ten wpis @DanielObajtek nie wierzyłem, więc zajrzałem do projektu i odesłań‼️
Wprost wskazane jest, że budowa wiatraków jest najwyższym dobrem inwestycyjnym, więc można bez konsultacji je lokować w terenach chronionych Natura 2000. Ciekawe czy @JachiraKlaudia… https://t.co/63A6F1cytY pic.twitter.com/MXdaAFhXz1
— Sebastian Kaleta (@sjkaleta) September 23, 2024
Ministerstwo dementuje
Bezpośrednio do zarzutów odniósł się Miłosz Motyka – wiceminister klimatu i środowiska.
– Myli Pan nadrzędny interes publiczny i przepisy wynikające z dyrektywy z inwestycjami celu publicznego. A projekt jest pilny, bo należy poprawić rozliczenia prosumentów oraz zapewnić korzystne ulgi dla przemysłu energochłonnego – napisał Motyka.
Do sprawy odniósł się również Ministerstwo Środowiska, które opublikowało 23 września artykuł pod tytułem „Prostujemy fakenewsy o projekcie ustawy o OZE”. Odniesiono się tam go głównych zarzutów, wypisując je i wyjaśniając każdy indywidualnie, oraz odnosząc się do ustaw, które szczegółowo mają to regulować.
Burza w szklance wody?
Projekt ustawy trafił do Rządowego Centrum Legislacyjnego na początku czerwca. Od tego czasu nad projektem pochylali się eksperci. We wrześniu minister klimatu i środowiska Paulina Hennig-Kloska, ogłosiła zakończenie prac nad ustawą. Zbiegło się to trwającą na południu polski powodzią. Kwestia terminu pilny dotyczyła jednego z pism wysłanych do Komitetu Stałego Rady Ministrów, gdyż ustawa spędziła w nim trzy miesiące. Podobna sytuacja miała miejsce z ustawą o Obronie Cywilnej. Jednak z uwagi na zmiany które wprowadza ustawa w zakresie zmian dla prosumentów, wystąpiła potrzeba przyśpieszenia ustawy.
Daniel Obajtek wspomniał również o uznawaniu odnawialnych źródeł energii za spełniające nadrzędny interes publiczny. Jak wynika z wyjaśnień ministerstwa, jest to implementacja unijnego prawa. Mowa tu o nowelizacji dyrektywy w sprawie energii ze źródeł odnawialnych. Zwiększa ona udział zielonej energii w końcowym zużyciu energii w Unii Europejskiej do 2030 roku do 42,5 procent. Dyrektywa ta przyjęta była jako jeden z celi pakietu „Gotowi na 55”, który ma na celu znaczące ograniczenie emisji gazów cieplarnianych w Unii Europejskiej do 2030 roku.
Piotr Brzyski