Najważniejsze informacje dla biznesu

Wiśniewska: Polityka klimatyczna – ambitna czy absurdalna?

KOMENTARZ

Jadwiga Wiśniewska

Poseł do Parlamentu Europejskiego 

Europejski sektor stalowy znajduje się w głębokim kryzysie. Jego przyczyny są doskonale znane. Wśród nich niechlubne miejsce znajduje unijna polityka klimatyczna uderzająca w konkurencyjność europejskiej gospodarki. Czy patrząc na katastrofalne skutki swoich dotychczasowych działań Unia Europejska będzie potrafiła wyciągnąć z nich wnioski i zrozumie, że idee mają realne finansowe konsekwencje?

Nierealistyczna ambicja

„Ambitny” to słowo szczególne dla polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Nie tylko z powodu odmieniania go przez wszystkie przypadki w unijnych dokumentach, lecz także dlatego, że zwykle oznacza w nich tyle co „nierealistyczny”. Od ponad 20 lat unijna koncepcja stworzenia najbardziej ekologicznej gospodarki świata nie ulega zmianie i zakłada budowanie jej w oparciu o coraz bardziej abstrakcyjne cele redukcji emisji dwutlenku węgla. Stanowisko Unii pozostaje w tej kwestii niezmienne. Nie dostrzega ona, że ogólnoświatowy paryski szczyt klimatyczny przywrócił dwufilarowy, jedyny zasadny naukowo, sposób myślenia o ochronie atmosfery. W Paryżu ustalono, że działania te mogą obejmować zarówno redukcję emisji, jak i naturalną absorbcję CO2. Tymczasem unijna polityka klimatyczna maniakalnie koncentruje się na rozwiązaniach z pierwszej grupy. W rezultacie tempo, w jakim UE biegnie po tytuł zielonego lidera, okazuje się prawdziwie zabójcze – a jego największą ofiarą staje się europejski przemysł.

Brytyjskie ostrzeżenie

Europejscy producenci działający w energochłonnych sektorach przemysłu już dawno pogodzili się z myślą, że wzrost kosztów związanych z restrykcyjną polityką klimatyczną nie pozwoli im stać się światowymi liderami w branży. Dane nie pozostawiają złudzeń: w latach 1995 – 2015 r. industrializacja przesunęła się z Europy na obszar USA i Azji, a globalny poziom emisji wzrósł w tym czasie o jedną trzecią. Gdy na wyśrubowane wymagania środowiskowe nałożą się trudne warunki rynkowe, sytuacja staje się dramatyczna. Ostatnie doniesienia z Wielkiej Brytanii mówią o zamknięciu hut stali, które zapewniały 15 tys. miejsc pacy. Nie sposób nie wyciągać wniosków z tych wydarzeń. Dla porównania, całe polskie hutnictwo bezpośrednio zatrudnia 22 tys. osób, a jedno miejsce pracy w przemyśle stalowym tworzy 5 kolejnych w powiązanych sektorach gospodarki, takich jak górnictwo, transport czy koksownictwo. W Polsce oznacza to miejsca pracy dla kolejnych 100 tys. osób.

Chiński wolny rynek?

Przyczyny decyzji o zamknięciu hut w Wielkiej Brytanii, nigdy nie były tajemnicą. Są nimi nadprodukcja i wysoki import chińskiej stali, koszty polityki klimatycznej oraz wysokie ceny energii. Tymczasem Unia Europejska, jak zawsze w przypadku złożonych zjawisk gospodarczo-ekonomicznych, na całą sytuację patrzy we właściwy tylko sobie sposób – jednostronnie. Choć podczas ostatniego posiedzenia Parlamentu Europejskiego Jean-Claude Juncker zapewniał, że dostrzega poważne problemy, z którymi mierzy się europejski przemysł stalowy, równocześnie za ich przyczynę wskazał wyłącznie agresywną politykę cenową Chin. Sektor stali jest wobec niej w znacznej mierze bezradny, a ewentualne przyznanie Chinom statusu gospodarki rynkowej, o co od dłuższego czasu zabiega Pekin, wyłącznie pogłębiłoby ten kryzys. Decyzja ta w praktyce odebrałaby Komisji prawo nakładania wyższych ceł na chińskie towary, podczas gdy to właśnie przeciwko Chinom toczy się obecnie 80% unijnych postępowań antydumpingowych. Wcześniej jednym z nich musiały zostać objęte nawet panele fotowoltaiczne, które w całej Unii są wykorzystywane do wytwarzania zielonej energii. Ironią losu jest na tym tle fakt, że ich produkcja w Chinach jest dwukrotnie bardziej emisyjna niż w europejskich fabrykach.

Wybiórczy obraz

To zaskakujące, że UE wciąż jeszcze nie dorosła do tego, aby otwarcie przyznać, że idee mają konsekwencje, a walka z globalnym ociepleniem nie jest wśród nich chwalebnym wyjątkiem. Przedstawiciele Komisji Europejskiej w publicznych wypowiedziach skutki polityki klimatycznej przedstawiają wybiórczo, zaprzeczając przy każdej możliwej okazji osłabieniu konkurencyjności unijnej gospodarki. Jednak równocześnie w najnowszym komunikacie KE możemy przeczytać, że jedną z przyczyn przewagi cenowej produktów stalowych importowanych z Chin jest „mniej ambitna polityka klimatyczna niektórych państw spoza UE”. Na marginesie warto zaznaczyć, że nazwanie Chin państwem o „mało ambitnym” podejściu do ochrony środowiska to określenie nader delikatne w odniesieniu do największego emitenta CO2 na świecie i głównego hamulcowego globalnego porozumienia klimatycznego. Bez rzeczywistego, a nie wyłącznie deklarowanego, zmniejszenia emisji dwutlenku węgla, ta haniebna pozycja Chin nie ulegnie zmianie.

Labirynt ambitnych reform

Reforma unijnego systemu handlu emisjami (ETS), do jakiej ma dojść w następnej dekadzie, dla sektora stalowego w całej Unii Europejskiej oznaczać będzie wyłącznie pogłębienie obecnych problemów. Jej założenia są przerażająco proste – Europa, na przekór ogólnoświatowemu porozumieniu, walkę z globalnym ociepleniem zamierza prowadzić wyłącznie poprzez redukcję emisji. Co gorsza, poprzeczkę zawiesza sobie coraz wyżej, zamykając oczy na to, że jej pokonanie jest technologicznie niemożliwe, a globalny sens coraz mniejszy – już dziś Unia odpowiada za ok. 10% światowych emisji, w 2030 r. będzie to mniej niż 5%. Liczba uprawnień przyznawanych darmowo nieustannie spada, a w kolejnej dekadzie tempo redukcji wzrośnie. Jedynym rozwiązaniem dla producentów pozostaje zakup dodatkowych uprawnień, których ceny również nie są wolne od ingerencji. O ile unijny Trybunał Sprawiedliwości nie przychyli się do skargi polskiego rządu na decyzję o utworzeniu rezerwy stabilności rynkowej, z początkiem 2019 r. – jeszcze w obecnej fazie rozliczeniowej – ceny pozwoleń zostaną sztucznie podniesione przez wycofanie z rynku części z nich. Rok 2021 ma wprowadzić kolejne obostrzenia. Sektory zagrożone ucieczką emisji poza Unię – czyli m.in. sektor stalowy – mają otrzymywać darmowe uprawnienia poprzez odniesienie do wyników kilku najbardziej efektywnych instalacji (tzw. system benchmarkingu). Ich emisje są z reguły niższe od unijnej średniej i tym samym nie odzwierciedlają możliwości całego sektora. Nawet pobieżna analiza pokazuje, jak bizantyjski jest system regulacji unijnej polityki klimatycznej. Jego konsekwencje mają realny wymiar finansowy. Wejście w życie propozycji w obecnym kształcie sprawi, że do końca 2030 r. przemysł stalowy otrzyma o 40 % mniej pozwoleń na emisję. Suma wszystkich pośrednich i bezpośrednich kosztów, jakie ten sektor będzie musiał ponieść w skali całego kontynentu sięgają 34 miliardów euro.

Łącząc skutek z przyczyną

W odniesieniu do kryzysu, jaki dotyka unijny sektor stalowy, Komisja Europejska wszystkie elementy widzi oddzielnie i unika wyraźnego powiązania skutku z przyczyną. Czy dostrzega osłabienie kondycji unijnej gospodarki, do którego przyczynia się forsowana od ponad 20 lat polityka klimatyczna? Czy uznaje Chiny za wiarygodnego partnera w walce ze zmianami klimatu? Czy emisyjność procesu produkcji jest dla UE na tyle istotna, aby uwzględniać ją w kształtowaniu przyszłych relacji handlowych z największym emitentem dwutlenku węgla na świecie? Obserwowany na szeregu przykładów rozdźwięk w stanowiskach zajmowanym przez Komisję staje się coraz bardziej niepokojący. Na początku kwietnia skierowałam do Komisji formalne zapytanie w tych sprawach. Bez refleksji nad konsekwencjami podejmowanych działań Unia Europejska ryzykuje, że jej polityka klimatyczna zamiast ambitnej zyska miano absurdalnej. Pytanie tylko, czy nie jest już na to za późno…

KOMENTARZ

Jadwiga Wiśniewska

Poseł do Parlamentu Europejskiego 

Europejski sektor stalowy znajduje się w głębokim kryzysie. Jego przyczyny są doskonale znane. Wśród nich niechlubne miejsce znajduje unijna polityka klimatyczna uderzająca w konkurencyjność europejskiej gospodarki. Czy patrząc na katastrofalne skutki swoich dotychczasowych działań Unia Europejska będzie potrafiła wyciągnąć z nich wnioski i zrozumie, że idee mają realne finansowe konsekwencje?

Nierealistyczna ambicja

„Ambitny” to słowo szczególne dla polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Nie tylko z powodu odmieniania go przez wszystkie przypadki w unijnych dokumentach, lecz także dlatego, że zwykle oznacza w nich tyle co „nierealistyczny”. Od ponad 20 lat unijna koncepcja stworzenia najbardziej ekologicznej gospodarki świata nie ulega zmianie i zakłada budowanie jej w oparciu o coraz bardziej abstrakcyjne cele redukcji emisji dwutlenku węgla. Stanowisko Unii pozostaje w tej kwestii niezmienne. Nie dostrzega ona, że ogólnoświatowy paryski szczyt klimatyczny przywrócił dwufilarowy, jedyny zasadny naukowo, sposób myślenia o ochronie atmosfery. W Paryżu ustalono, że działania te mogą obejmować zarówno redukcję emisji, jak i naturalną absorbcję CO2. Tymczasem unijna polityka klimatyczna maniakalnie koncentruje się na rozwiązaniach z pierwszej grupy. W rezultacie tempo, w jakim UE biegnie po tytuł zielonego lidera, okazuje się prawdziwie zabójcze – a jego największą ofiarą staje się europejski przemysł.

Brytyjskie ostrzeżenie

Europejscy producenci działający w energochłonnych sektorach przemysłu już dawno pogodzili się z myślą, że wzrost kosztów związanych z restrykcyjną polityką klimatyczną nie pozwoli im stać się światowymi liderami w branży. Dane nie pozostawiają złudzeń: w latach 1995 – 2015 r. industrializacja przesunęła się z Europy na obszar USA i Azji, a globalny poziom emisji wzrósł w tym czasie o jedną trzecią. Gdy na wyśrubowane wymagania środowiskowe nałożą się trudne warunki rynkowe, sytuacja staje się dramatyczna. Ostatnie doniesienia z Wielkiej Brytanii mówią o zamknięciu hut stali, które zapewniały 15 tys. miejsc pacy. Nie sposób nie wyciągać wniosków z tych wydarzeń. Dla porównania, całe polskie hutnictwo bezpośrednio zatrudnia 22 tys. osób, a jedno miejsce pracy w przemyśle stalowym tworzy 5 kolejnych w powiązanych sektorach gospodarki, takich jak górnictwo, transport czy koksownictwo. W Polsce oznacza to miejsca pracy dla kolejnych 100 tys. osób.

Chiński wolny rynek?

Przyczyny decyzji o zamknięciu hut w Wielkiej Brytanii, nigdy nie były tajemnicą. Są nimi nadprodukcja i wysoki import chińskiej stali, koszty polityki klimatycznej oraz wysokie ceny energii. Tymczasem Unia Europejska, jak zawsze w przypadku złożonych zjawisk gospodarczo-ekonomicznych, na całą sytuację patrzy we właściwy tylko sobie sposób – jednostronnie. Choć podczas ostatniego posiedzenia Parlamentu Europejskiego Jean-Claude Juncker zapewniał, że dostrzega poważne problemy, z którymi mierzy się europejski przemysł stalowy, równocześnie za ich przyczynę wskazał wyłącznie agresywną politykę cenową Chin. Sektor stali jest wobec niej w znacznej mierze bezradny, a ewentualne przyznanie Chinom statusu gospodarki rynkowej, o co od dłuższego czasu zabiega Pekin, wyłącznie pogłębiłoby ten kryzys. Decyzja ta w praktyce odebrałaby Komisji prawo nakładania wyższych ceł na chińskie towary, podczas gdy to właśnie przeciwko Chinom toczy się obecnie 80% unijnych postępowań antydumpingowych. Wcześniej jednym z nich musiały zostać objęte nawet panele fotowoltaiczne, które w całej Unii są wykorzystywane do wytwarzania zielonej energii. Ironią losu jest na tym tle fakt, że ich produkcja w Chinach jest dwukrotnie bardziej emisyjna niż w europejskich fabrykach.

Wybiórczy obraz

To zaskakujące, że UE wciąż jeszcze nie dorosła do tego, aby otwarcie przyznać, że idee mają konsekwencje, a walka z globalnym ociepleniem nie jest wśród nich chwalebnym wyjątkiem. Przedstawiciele Komisji Europejskiej w publicznych wypowiedziach skutki polityki klimatycznej przedstawiają wybiórczo, zaprzeczając przy każdej możliwej okazji osłabieniu konkurencyjności unijnej gospodarki. Jednak równocześnie w najnowszym komunikacie KE możemy przeczytać, że jedną z przyczyn przewagi cenowej produktów stalowych importowanych z Chin jest „mniej ambitna polityka klimatyczna niektórych państw spoza UE”. Na marginesie warto zaznaczyć, że nazwanie Chin państwem o „mało ambitnym” podejściu do ochrony środowiska to określenie nader delikatne w odniesieniu do największego emitenta CO2 na świecie i głównego hamulcowego globalnego porozumienia klimatycznego. Bez rzeczywistego, a nie wyłącznie deklarowanego, zmniejszenia emisji dwutlenku węgla, ta haniebna pozycja Chin nie ulegnie zmianie.

Labirynt ambitnych reform

Reforma unijnego systemu handlu emisjami (ETS), do jakiej ma dojść w następnej dekadzie, dla sektora stalowego w całej Unii Europejskiej oznaczać będzie wyłącznie pogłębienie obecnych problemów. Jej założenia są przerażająco proste – Europa, na przekór ogólnoświatowemu porozumieniu, walkę z globalnym ociepleniem zamierza prowadzić wyłącznie poprzez redukcję emisji. Co gorsza, poprzeczkę zawiesza sobie coraz wyżej, zamykając oczy na to, że jej pokonanie jest technologicznie niemożliwe, a globalny sens coraz mniejszy – już dziś Unia odpowiada za ok. 10% światowych emisji, w 2030 r. będzie to mniej niż 5%. Liczba uprawnień przyznawanych darmowo nieustannie spada, a w kolejnej dekadzie tempo redukcji wzrośnie. Jedynym rozwiązaniem dla producentów pozostaje zakup dodatkowych uprawnień, których ceny również nie są wolne od ingerencji. O ile unijny Trybunał Sprawiedliwości nie przychyli się do skargi polskiego rządu na decyzję o utworzeniu rezerwy stabilności rynkowej, z początkiem 2019 r. – jeszcze w obecnej fazie rozliczeniowej – ceny pozwoleń zostaną sztucznie podniesione przez wycofanie z rynku części z nich. Rok 2021 ma wprowadzić kolejne obostrzenia. Sektory zagrożone ucieczką emisji poza Unię – czyli m.in. sektor stalowy – mają otrzymywać darmowe uprawnienia poprzez odniesienie do wyników kilku najbardziej efektywnych instalacji (tzw. system benchmarkingu). Ich emisje są z reguły niższe od unijnej średniej i tym samym nie odzwierciedlają możliwości całego sektora. Nawet pobieżna analiza pokazuje, jak bizantyjski jest system regulacji unijnej polityki klimatycznej. Jego konsekwencje mają realny wymiar finansowy. Wejście w życie propozycji w obecnym kształcie sprawi, że do końca 2030 r. przemysł stalowy otrzyma o 40 % mniej pozwoleń na emisję. Suma wszystkich pośrednich i bezpośrednich kosztów, jakie ten sektor będzie musiał ponieść w skali całego kontynentu sięgają 34 miliardów euro.

Łącząc skutek z przyczyną

W odniesieniu do kryzysu, jaki dotyka unijny sektor stalowy, Komisja Europejska wszystkie elementy widzi oddzielnie i unika wyraźnego powiązania skutku z przyczyną. Czy dostrzega osłabienie kondycji unijnej gospodarki, do którego przyczynia się forsowana od ponad 20 lat polityka klimatyczna? Czy uznaje Chiny za wiarygodnego partnera w walce ze zmianami klimatu? Czy emisyjność procesu produkcji jest dla UE na tyle istotna, aby uwzględniać ją w kształtowaniu przyszłych relacji handlowych z największym emitentem dwutlenku węgla na świecie? Obserwowany na szeregu przykładów rozdźwięk w stanowiskach zajmowanym przez Komisję staje się coraz bardziej niepokojący. Na początku kwietnia skierowałam do Komisji formalne zapytanie w tych sprawach. Bez refleksji nad konsekwencjami podejmowanych działań Unia Europejska ryzykuje, że jej polityka klimatyczna zamiast ambitnej zyska miano absurdalnej. Pytanie tylko, czy nie jest już na to za późno…

Najnowsze artykuły