KOMENTARZ
Teresa Wójcik
Redaktor BiznesAlert.pl
Sytuacja na Bliskim Wschodzie to coraz groźniejszy chaos. Światowy szok naftowy i coraz ostrzejsza rywalizacja Rijad – Teheran nakręcają spiralę napięć militarnych. Stawka jest co najmniej podwójna – jedna to cena na rynki ropy, druga – pozycja lidera na Bliskim Wschodzie i regionie Zatoki Perskiej. Prawdopodobne są jeszcze stawki trzecia i czwarta – interes Rosji oraz interesy religijno-kulturowe krajów islamskich.
Spadek światowych cen ropy poważnie zagraża naftowym krajom Bliskiego Wschodu. Załamanie cen spowodowała rosnąca nadprodukcja, za którą coraz częściej obwinia się już nie tyle rewolucję łupkową w USA (w Stanach Zjednoczonych w zasadzie obowiązuje zakaz eksportu ropy), ale Arabię Saudyjską dynamicznie zwiększającą wydobycie i eksport. Saudyjczycy, niekwestionowany lider OPEC, wymusili też w listopadzie ub.r. na państwach należących do kartelu utrzymanie poziomu wydobycia.
Drugi naftowy potentat regionu, Iran, w początkach 2015 r. ocenił to stanowisko Saudyjczyków, jako zagrażające wszystkim pozostałym państwom OPEC, a zwłaszcza państwom Bliskiego Wschodu. Wiceminister spraw zagranicznych Iranu Hossein Amir Abdolahian w imieniu swojego rządu postulował, aby największy rywal Teheranu nad Zatoką Perską naprawił „swój strategiczny błąd” i ograniczył produkcję ropy. To był polityczny gest, w jego skuteczność nikt nie wierzył. Tym bardziej nie wierzyli irańscy politycy, absolutnie pewni, że motywem naftowej polityki Rijadu nie był „błąd strategiczny”, ale zadawniona wrogość wobec Iranu. Teheran ocenia, że ma przeciwko sobie spisek saudyjskiego królestwa i Zachodu, przy czym „cele spisku są różne”. Zachód chce wymusić na Teheranie znacznie większe ustępstwa w negocjacjach o ograniczeniu programu nuklearnego przez sankcje uniemożliwiające eksport ropy ( i gazu) z Iranu. Arabia Saudyjska chce stać się, co najmniej liderem całego regionu Bliskiego Wschodu.
Relacje Teheranu i Rijadu są napięte jeszcze od czasów Rewolucji Islamskiej w 1979 r. Iran jest państwem szyickim, rewolucyjnym i antymonarchistycznym; Arabia Saudyjska – sunnickim, tradycjonalnym i monarchistycznym. Do tego – oba państwa posiadają ogromne zasoby paliw kopalnych, co sprawia, że są ważne dla każdej geopolitycznej wizji świata.
Nic dziwnego, że szoki naftowe w drugiej połowie XX w. i w XXI w. były wywołane w dużej mierze przez działania Teheranu i Rijadu. Od drugiej połowy XX w. z uproszczeniem można powiedzieć, że Rijad miał pewne poparcie Stanów Zjednoczonych, a Teheran – ZSRR, a potem Rosji. Jednak ten podział ostatnio mocno się komplikuje. Powodem znów jest ropa. Dotychczasowy pierwszy na świecie producent ropy, Arabia Saudyjska w 2014 r. musiała oddać tę pozycję Amerykanom. Wszystko przez rewolucję łupkową w USA.
W ostatnim czterdziestoleciu stało się jasne, że ropa jest jednym z najważniejszych instrumentów w polityce międzynarodowej. Państwa będące wielkimi producentami, zwłaszcza państwa na Bliskim Wschodzie, wykorzystywały swoje wielomiliardowe zyski z ropy dla realizacji swych celów politycznych. Tych zagranicą i tych wewnętrznych. Spowodowało to „chorobę rynku ropy”, zwyżki i spadki cen przestały być zależne od rynku, zależały od woli państw. Albo zrzeszonych w OPEC, albo od Moskwy. Jeśli chodzi o OPEC – to zawsze przeważał głos i interes polityczny Arabii Saudyjskiej, jako dotychczas najsilniejszego państwa w kartelu i największego eksportera ropy. Stąd Rijad nie miał problemu z przeforsowaniem postanowienia o nie zmniejszaniu wydobycia, przyjętego w Wiedniu w listopadzie ub. r. Z uzasadnieniem, że „producenci, którzy powodują rosnącą nadpodaż”, muszą jak najszybciej poważnie ograniczyć wydobycie. Saudyjczycy dobrze wiedzieli, że bez ograniczenia wydobycia nadpodaż będzie wzrastać, uznali jednak, że ich gospodarka podoła dalszemu spadkowi cen, nie podołają mu zaś konkurenci, Rosja i USA. OPEC nadal produkuje 30 mln baryłek ropy dziennie, Jeśli ceny ropy wciąż będą spadać – będą rosły straty Rosji, (co też zdaniem niektórych analityków jest celem Rijadu). Ale też duże straty poniosą takie państwa OPEC jak Wenezuela, Algieria i Libia oraz z poza kartelu Kanada i kilka innych.
Amerykański Departament Stanu ostro zareagował na tę wymuszoną przez Rijad decyzję OPEC, uznając ją za uderzenie w amerykański sektor paliwowy. Pojawiła się poważna rysa na tradycyjnym sojuszu amerykańsko-saudyjskim. Zresztą sojusz odnosił się wyłącznie do polityki. Obecnie chodzi o wielkie interesy gospodarcze, które coraz jawniej wpływają na politykę. Bo ukryty wpływ te polityczne interesy miały zawsze.
Tymczasem Saudyjczycy nie docenili rewolucji łupkowej, elastyczności i innowacyjności gospodarki USA. Przewidywali, że ropa z łupków jest opłacalna, jeśli cena nie spadnie poniżej 80 dol. za baryłkę. Tę ocenę przeforsowali w większości światowych mediów. Jednak Amerykanie podjęli konfrontację z arabskimi państwami OPEC, sektor ropy łupkowej okazał się odporny na spadek cen o prawie 60 proc. Firmy naftowe zręcznie wykorzystują rynek finansowy w celu opłacalnej sprzedaży aktywów i własnej kapitalizacji. Wydobycie ropy łupkowej jest nadal rentowne, są zainteresowani inwestorzy i firmy nabywające aktywa za realny pieniądz. Amerykańscy nafciarze oceniają, że obecnie mogą utrzymać rentowność przy cenie do 50 dol. za baryłkę, a nawet nieco poniżej. Międzynarodowa Agencja Energii (MAE) stwierdziła kilka dni temu, że wydobycie ropy łupkowej w USA jest opłacalne nawet przy spadku cen do 42 dol. z baryłkę.
Pomimo najtańszego wydobycia na świecie, państwa OPEC wyszły znacznie gorzej na swojej decyzji. Ich gospodarki, z Arabią Saudyjską na czele, są zależne prawie wyłącznie od przychodów z eksportu ropy. Każde wahnięcie cen w dół to cięcia budżetowe z poważnymi skutkami – przychody z ropy finansują niezwykle rozdęte programy socjalne i zaplanowane subwencje społeczno-gospodarcze. Od edukacji poprzez bezpłatną i „bez składkową” ochronę zdrowia do rozbudowanych usług komunalnych. Te cięcia, jeśli przekroczą pewną granicę, mogą spowodować wznowienie „arabskiej wiosny”. Tym razem w arabskich państwach Zatoki Perskiej.
W samej Arabii Saudyjskiej zapowiadany jest spadek dochodów do budżetu w b.r. o 38,6 mld dol. Dlatego analitycy oczekują, że jednak Rijad zdecyduje się na znaczące zmniejszenie wydobycia ropy. Podobne straty poniesie w b.r. Iran. Irański parlament zastanawia się nad budżetem 2015 r., w którym przychody z ropy wynoszą tylko 33 proc. Mniej niż połowę kilka lat temu. Obecna cena ropy przynosi zaledwie 40 proc. wpływów zaplanowanych w 2014 r. Przyczyną jednak są nie tylko niskie ceny ropy, lecz również sankcje, ograniczające eksport surowca na Zachód.
Trudno ocenić, na ile trudna sytuacja gospodarcza Bliskiego Wschodu jest przyczyną coraz większego zasięgu wojny w regionie, stwierdza to zgodnie wielu analityków. Pozornie jest to dziwna wojna wszystkich ze wszystkimi na obszarze, gdzie znajduje się 63 proc. światowych zasobów ropy. W tym chaosie jest jednak logika: to Iran i Arabia Saudyjska rywalizują – także zbrojnie, poprzez „proxy war” (wojny zastępcze) toczone przez szyitów i sunnitów – o przejęcie pełnej władzy nad całym regionem Bliskiego Wschodu. „Proxy war” z Teheranem i Rijadem w tle toczą się już w Iraku, Syrii, Libanie. Iran, ze swoją „rewolucyjną” tradycją sięga coraz głębiej po szyickie grupy plemienne. Teraz, po kilku bezowocnych próbach, sięgnął skutecznie, choć zdecydowanie pośrednio, po jemeńskich Huti. Walki toczą się tam od kilku miesięcy, z różnym wynikiem. W ostatnim tygodniu przewagę zdają się przejmować Huti, opanowali stolicę Jemenu Sanę, oblegają port Aden i zajęli mniej więcej połowę kraju. Lotnictwo Arabii Saudyjskiej i jej arabskich sojuszników – państw Zatoki Perskiej, a także Egiptu, Sudanu, Maroka i Jordanii – w ub. tygodniu rozpoczęło naloty na pozycje Huti. Arabia Saudyjska potwierdziła, że chce „odeprzeć agresję” Iranu, który oskarża o wspieranie szyickiej rebelii i o zamiar zdobycia siłą dominacji w regionie. W sobotę na szczycie Ligi Arabskiej w egipskim Szarm el-Szejk, prezydent Jemenu Hadi oświadczył wprost, że za ofensywą Huthi stoi Iran. Wczoraj jemeński minister spraw zagranicznych Rijadh Jasin wezwał do wspólnej arabskiej ofensywy lądowej przeciwko Huthi „możliwie jak najszybciej”. Jego zdaniem ofensywa lądowa jest konieczna, by położyć kres agresji.
Iran nie przyznaje się do wspierania szyickich rebeliantów, jednakże dziś kolejny raz zażądał natychmiastowego wstrzymania interwencji w Jemenie prowadzonej pod przywództwem Rijadu. Przedstawiciele władz irańskich obiecują, że uczynią wszystko, aby rozwiązać kryzys w Jemenie. Przeciwko działaniom Rijadu ostro wypowiada się prezydent Rosji Władimir Putin, oceniając je, jako naruszenie suwerenności Jemenu. Za niedopuszczalne uznał lotnicze ataki na pozycje Hutich. Do zaprzestania nalotów wezwały Irak i libański Hezbollah. Stany Zjednoczone poinformowały, że „nie są bezpośrednio zaangażowane w tę operację, ale wspierają ją logistycznie i wywiadowczo”.
Ostatnio rebelianci szyiccy wymierzyli także cios w najżywotniejsze, czyli naftowe interesy Rijadu. Chodzi o strategiczną cieśninę Bab al-Mandeb pomiędzy Afryką a Półwyspem Arabskim, szerokości zaledwie 25 km., łączącą Morze Czerwone z Oceanem Indyjskim (Zatoka Adeńska). Jest to kluczowy punkt na trasie żeglugi Europa-Daleki Wschód. Szczególnie ważny dla morskiego eksportu ropy saudyjskiej tankowcami zarówno do Europy, jak i do Azji. Wg niektórych źródeł 65 proc. eksportu saudyjskiego odbywa się tą trasą. Dziś w nocy Reuters podał, że żołnierze jemeńskiej 17. dywizji pancernej w okręgu Danab w prowincji Taizz otworzyli bramy strategicznej bazy wojskowej koło cieśniny Bab el-Mandeb i pozwolili siłom Huti wejść do środka. Irańska agencja Fars przekazała nieco później, że te siły przygotowują zamknięcie cieśniny przy użyciu rakiet ziemia-woda.