KOMENTARZ
Teresa Wójcik
Redaktor BiznesAlert.pl
Czwartego października syryjski dyktator Baszar al-Assad oświadczył w wywiadzie dla irańskiej telewizji, że Syria, Rosja, Irak i Iran zjednoczyły siły w walce zbrojnej z terroryzmem. Wyraził przekonanie, że ta koalicja zebrana przez Władimira Putina odniesie sukces, ale ostrzegł również, że jej porażka spowoduje rozpad Bliskiego Wschodu. Nie wiadomo, co jest groźnejsze.
W seriach nalotów samoloty rosyjskie zaatakowały tereny pod kontrolą grup opozycyjnych, wśród których są siły umiarkowane popierane i szkolone przez Amerykanów. Na tych terenach nie było dżihadistów Państwa Islamskiego.
Analitycy teatru wojny na Bliskim Wschodzie dotychczas raczej pomijali aspekt interesów ekonomicznych. W ubiegłym tygodniu zwrócił na to uwagę Paweł Bajew, niegdyś związany z rosyjskim ministerstwem obrony, dziś ekspert Instytutu Badań Problemów Światowych w Oslo (PRIO). W przeddzień rozpoczęcia przez rosyjskie siły powietrzne ataków na „zgrupowania terrorystów” z bazy w Latakii, powiedział dziennikowi Wall Street Journal, że „dla Rosji utrzymujący się spadek cen ropy stanowi bezpośrednie zagrożenie bezpieczeństwa narodowego”. A zdaniem nie tylko Bajewa, lecz wielu innych politologów zachodnich, obecnie ceny czarnego surowca mogą znowu pójść w górę właśnie wskutek konfliktów zbrojnych na Bliskim Wschodzie. Wniosek jest prosty – fundamentalnym interesem Kremla jest podtrzymanie destabilizacji regionu.
Niedawno premier Dmitrij Miedwiediew podkreślił, że „Rosja nie ma globalnych interesów ekonomicznych związanych z Syrią”, a przy okazji nazwał „naiwną teorią spiskową” oskarżenia Rosji o ochranianie światowych rynków handlu bronią, gdyż dostarcza broń tylko rządowi Assada. – To prawda, że są dostawy, ale ich wartość jest niewielka, liczona łącznie w kilku setkach milionów dolarów, gdy wartość portfela całej naszej produkcji zbrojeniowej wynosi ponad 15 mld dol. I jest przeznaczona przede wszystkim na cele obronne kraju. Oskarżani też jesteśmy, że przez wpływ na Syrię blokujemy dążenia Kataru, aby zbudować gazociąg do Morza Sródziemnego, który miałby wyeliminować rosyjski gaz z europejskiego rynku. Ten gazociąg przestał być opłacalną inwestycją” – przekonywał Miedwiediew.
Realizacja magistrali gazowej z Kataru do wybrzeża śródziemnomorskiego to dość stara koncepcja, przewidująca m.in. przeprowadzenie magistrali przez Syrię do Turcji. Ale realizacja tej koncepcji wymagałaby nie tylko obalenia dyktatury Assada w Syrii, ale także doprowadzenia do pełnej stabilizacji nie tylko w Syrii, ale też w Iraku i samej Turcji. Tymczasem to daleka perspektywa, cały Bliski Wschód wydaje się być coraz bliższy rozpadu i wojnie wszystkich przeciw wszystkim. Dużo lepsze perspektywy mają Gazociąg Transanatolijski (TANAP) i Transadriatycki (TAP) z dostępem do kaspijskiego gazu. Gigantyczne zasoby gazu w Katarze wynoszące ok. 25 bln m3. na razie muszą być eksportowane głównie w postaci LNG szlakiem przez Zatokę Perską.
Analitycy rozpatrują różne warianty dostaw gazu przy stabilizacji politycznej Syrii, ale jak już zauważyłam, w realnej perspektywie jest destabilizacja nie tylko tego państwa, ale właściwie całego regionu. Nawet z Arabią Saudyjską włącznie. W uproszczeniu konflikt szyitów z sunnitami może okazać się trudny do wygaszenia, pomnożony przez zadawnione waśnie plemienne i etniczne.
I taki scenariusz jest bardzo korzystny dla Rosji. Bo może ograniczyć produkcję i eksport ropy, co oczywiście wpłynie na wzrost ceny. Choćby nawet arabskie państwa OPEC na spotkaniu jesiennym nadal oparły się postulatom redukcji wydobycia. W Iraku może stać się tak, jak w Libii, gdzie domowa wojna religijno-plemienna ograniczyła znacząco wydobycie i eksport. W Iraku, wg prognozy Morgan Stanley w 2017 roku wydobycie ropy będzie wynosić 4,18 mln baryłek dziennie. W 2018 roku spadnie do 4,13 mln baryłek, a do 2020 roku będzie wynosiło 4,12 mln. Spadek – oceniają analitycy – może być większy, jeśli wojna w Iraku potrwa dłużej. Jeszcze w ub.r. Morgan Stanley oceniał, że Irak będzie zwiększał każdego roku wydobycie, aż w 2020 roku sięgnie ono 4,6 mln baryłek dziennie. Irak jest drugim pod względem wydobycia członkiem OPEC, Morgan Stanley ocenia, że ma duży wkład w nadpodaż ropy w obecnym momencie, ale prognozowany spadek być może zmniejszy tę nadpodaż. W interesie Rosji jest więc, żeby wydobycie ropy w Iraku przyhamowało na kilka lat.
Jeśli Rosjanom zależy nie tylko na zlikwidowaniu opozycji wobec Assada, ale także na wspólnym z Amerykanami rozbiciu Państwa Islamskiego, to w dużym stopniu dla powstrzymania nielegalnego handlu ropą przez terrorystów PI. Poza planowaniem zamachów, ścinaniem głów, mordowaniem ludności cywilnej i burzeniem starożytnych zabytków Islamiści zajmują się rabowaniem, wydobyciem i sprzedażą na czarnym rynku ropy. W 2014 r. szacowano „budżet” PI na 2,5 mld dol. Dla porównania: najbogatsi Talibowie, dysponują kwotą do 400 mln dol., Hezbollah 200-500 mln, FARC 80-350 mln, Hamas 70 mln, Asz-Szabab 70-100 mln, a Al-Kaida tylko 16-50 mln dol. Analitycy i wojskowi eksperci USA oceniają, że największa część przychodów PI pochodzi ze sprzedaży ropy ze złóż na zajętych terenach. Międzynarodowa Agencja Energii twierdzi, że w 2014 r. Państwo Islamskie miało dostęp do 3 mln baryłek ropy i mogło sprzedawać ich dziennie 30 tys. Teraz podobno mniej, ponieważ Amerykanie zbombardowali instalacje na dużej części pól naftowych przejętych przez PI. Bojownicy mogą sprzedawać ropę tylko nielegalnie, więc znacznie poniżej rynkowej ceny, bo inaczej traderzy woleliby nabywać surowiec wyższej jakości i bez ryzyka. Eksperci MAE twierdzą, że islamski czarny rynek ma też wpływ na spadek światowych cen ropy.
Rosjanie interwencję w Syrii mieli w planie od dawna, choć dość długo informowali, że tylko doposażają reżim Assada w broń palną, amunicję i transportery. Miało temu towarzyszyć wysłanie niedużej grupy doradców wojskowych i personelu technicznego. Dziwne, że w to wierzono – dostawy podstawowego sprzętu dla wojska nie wymagają żadnych doradców. Zachód dał się Putinowi oszukać. Rosjanie od pewnego czasu przygotowywali się do poważnej interwencji w Syrii w obronie reżimu Assada. Teraz ratowanie tego reżimu stało się koniecznością – dyktator stracił Idlib, Palmirę, stracił duże obszary na południu Syrii i na wschodzie w Deir el-Zour. Morale jego wojsk rządowych jest bardzo słabe, dezercja masowa. Tymczasem dla Rosji utrzymanie reżimu Assada jest jednym z najważniejszych celów politycznych. I nie tylko politycznych.
Paweł K. Bajew analityk Instytutu Badań nad Pokojem w Oslo (Peace Research Institute Oslo – PRIO), były ekspert sektora obronnego w Rosji od kilku miesięcy ostrzegał, że Putin przygotowuje interwencję militarną w obronie Assada.
Pierwszym celem Moskwy na Bliskim Wschodzie wcale nie jest likwidacja Państwa Islamskiego. Takim celem jest obrona dyktatury ostatniego z dynastii Assadów. Do tej interwencji Putin był już gotów, gdy przemawiał forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Pozornie to przemówienie nie było specjalnie agresywne, była w nim przecież – perfidna – propozycja zawarcia koalicji z USA przeciwko Państwu Islamskiemu, ale z bezwarunkowym udziałem Assada. „Bez tego udziału w Syrii będzie chaos, więc najpierw likwidujemy opozycję przeciw dyktatorowi, aby Assad był jak najsilniejszy. Tylko wtedy koalicja, z udziałem Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Arabii Saudyjskiej może pokonać ISIS” – mówił Putin. Następnego dnia rosyjskiej samoloty Suchoj 24 i Suchoj 25 zbombardowały wytyczone cele. Okazało się, że były to stanowiska sił opozycji przeciw Assadowi. Także te, szkolone przez Amerykanów do walki z Państwem Islamskim. Okazuje się, że amerykańskie siły lotnicze nie mogą mieć pewności, że jeśli będą razić cele reżimu Assada, to nie będą zabijać Rosjan. Przypadkowo może dojść do konfrontacji i sytuacja może się wymknąć spod kontroli Waszyngtonu i Moskwy – ostrzega.
Steven Simon, wykładowca w Dartmouth College, b. dyrektor Instytutu Międzynarodowych Studiów Strategicznych w USA. Simon uważa, że to jest dychotomia. Z jednej strony, jeśli nie można Rosjan przekonać, trzeba do nich dołączyć, znaleźć sposób na współpracę i wciągnąć w koalicję antyislamistyczną. Postarać się, aby ich koordynować i kierować naloty rosyjskie tylko przeciw Państwu Islamskiemu. Alternatywa będzie bardzo trudna – trzeba spróbować, aby zablokować tę rosyjską interwencję w obronie Assada. Zablokować kolejne dostawy broni, ludzi, sprzętu. Ale to mocno ryzykowna gra. Kreml gospodarczo jest pod ścianą.
Według Syryjskiej Komisji Praw Człowieka, w ciągu ostatnich 4 dni w rosyjskich atakach powietrznych straciło życie co najmniej 39 osób cywilnych, w tym ośmioro dzieci i osiem kobiet. Według tego samego źródła samoloty rosyjskie zabiły także 14 islamistów. Najostrzej protestował prezydent Turcji Reyep T. Erdogan: Rosyjskie ataki w Syrii są nie do przyjęcia, jak i cała rosyjska interwencja. Trzeba przewartościować te sprawy, Assad musi zostać usunięty.
Rzecz w tym, że Turcja jest bardzo uzależniona od rosyjskiego gazu i wciąż nie ma pewności, czy nie uzależni się jeszcze bardziej – w Moskwie, co jakiś czas powraca się do projektu Turkish Streamu. Rosatom zaś ma zrealizować w Turcji dużą elektrownię jądrową. Kontrakt został już podpisany.