Energetyka jądrowa daje pomimo względnie wysokich kosztów inwestycyjnych stosunkowo tanią energię elektryczną. Ale w ogóle nie może być mowy, aby energetyka jądrowa zastępowała energetykę węglową, przynajmniej w perspektywie najbliższych 20 lat. Z prof. dr. hab. Grzegorzem Wrochną z Narodowego Centrum Badań Jądrowych rozmawia Teresa Wójcik.
BiznesAlert.pl: Rząd jeszcze nie ma ostatecznego programu dla energetyki jądrowej i nie znamy jeszcze zapisów na ten temat w Strategi Odpowiedzialnego Rozwoju. Tym bardziej warto rozmawiać na jego temat. Jakie zdaniem Pana Profesora powinny być zasadnicze kierunki programu dla polskiej energetyki jądrowej? Jej miejsce w polskim miksie energetycznym, jej finansowanie?
Prof. Grzegorz Wrochna: Ja jednak nie jestem zadowolony, że nie znamy jeszcze treści tego dokumentu. Wolałbym, żebyśmy rozmawiali o sprecyzowanych planach i rozwiązaniach. Tymczasem zamiast dyskusji problemów merytorycznych są głównie spekulacje w mediach – na podstawie tego, co jakiś polityk powiedział wychodząc z windy, czy na podstawie koloru krawata, jaki przywdział na konferencję prasową. Znacznie lepiej jest opierać się na konkretnych dokumentach. Ostatnio pojawiło się w mediach mnóstwo spekulacji o tym, że program jądrowy jest zawieszony, że jest już nieaktualny, odwołany itd. Ale popatrzmy na dokumenty. Program Polskiej Energetyki Jądrowej przygotowany i przyjęty przez poprzedni rząd jest nadal obowiązującym dokumentem. Nikt go nie odwołał. Co więcej, obecny rząd na jesieni przyjął sprawozdanie ministra energii z realizacji tegoż programu, z sugestiami, jak, w jaki sposób można i należy go kontynuować. I zobowiązał ministra energii, żeby do końca pierwszego kwartału tego roku przedstawił nowy model finansowania i nowy harmonogram. Bo wiadomo, że harmonogram już się zdezaktualizował. I miejmy nadzieje, że Ministerstwo Energii tego terminu dotrzyma. Zatrzymany został przetarg, bo wiadomo, że jeśli rząd chce zmienić sposób finansowania, chce zastąpić zintegrowany przetarg, w którym konsorcjum miało dostarczyć projekt reaktora, zapewnić jego budowę i finansowanie, na przetarg, w którym te elementy będą potraktowane oddzielnie, to trzeba było ten przetarg zatrzymać. Ale wszystkie inne prace biegną dalej, PGE EJ1 prowadzi nadal badania lokalizacyjne, Polska Agencja Atomistyki nadal przygotowuje się do licencjonowania reaktorów, które będą w Polsce zbudowane, przygotowuje się także polski przemysł i ma wsparcie rządu, czego najlepszym dowodem jest konferencja, która odbyła się 31 stycznia w Ministerstwie Energii.
Więc wszystkie te procesy są kontynuowane i miejmy nadzieję, że doprowadzą one do uruchomienia przetargu już w nowej formule wyboru technologii, wyboru wykonawców i realizacji tej inwestycji.
Jak długo te procedury mogą potrwać?
Wytyczne Międzynarodowej Agencji Atomowej mówią, że od momentu podjęcia decyzji do oddania do użytku reaktora mija 10 lat. I to jest sprawdzone, w wielu krajach udało się to w 10 lat zrobić. Tak też pierwotnie planowano w Programie Polskiej Energetyki Jądrowej. Ale okazuje się, że polskie przepisy powoduja, iż tego w 10 lat nie da się zrobić. Mianowicie, różne zgody, zezwolenia itd. trzeba uzyskiwać nie jednocześnie, ale po kolei, jedno po drugim. To wszystko ustawia się w długi szereg i zamiast 10 lat potrzeba 16 lat. Więc gdybyśmy chcieli realizować PPEJ tak, jak to polskie prawo wymaga – to weszlibyśmy głęboko w lata trzydzieste z tą inwestycją.
No to trzeba przede wszystkim zmienić prawo.
Trzeba zmienić prawo. Nie po to, żeby zmniejszyć wymagania, żeby iść na skróty, tylko po to, żeby zracjonalizować kolejność uzyskiwania tych wszystkich pozwoleń, żeby to, co się da, można zrobić równolegle. I miejmy nadzieję, że takie usprawnienia będą zrealizowane i jeszcze w dekadzie lat dwudziestych pierwszy reaktor będzie można uruchomić.
Co konkretnie Polska uzyska?
To znaczy, że wybudujemy i oddamy do użytku pierwszy blok jądrowy, który oczywiście nie zaspokoi wszystkich potrzeb polskiej gospodarki, a miejmy nadzieję, że będzie się ona dynamicznie rozwijać i będzie miała coraz większe zapotrzebowanie na energię. I zgodnie z tymi potrzebami – kolejne reaktory będą oddawane do użytku w następnych latach.
Byłby to pierwszy reaktor 1500 MW, a ma być ich cztery. Czy to nam wystarczy?
PPEJ pierwotnie zakładał 6000 MW w dwóch lokalizacjach. A więc każda po 3000 MW, co można osiągnąć budując 2 lub 3 reaktory, zależnie od tego, jakie reaktory byśmy wybrali. Według ówczesnych planów to zaspokoiłoby rosnący popyt na energię elektryczną.
I zapewniło zastępowanie elektrowni węglowych?
Wręcz przeciwnie. Tu nie ma żadnego planu zastępowania, tylko uzupełnianie rosnących potrzeb.
A nie byłaby to trochę rezerwa mocy przy rosnącym w naszym miksie energetycznym udziale niestabilnej energetyki odnawialnej?
Rezerwa mocy w ogóle w polskiej energetyce w ostatnich latach bardzo się zmniejszyła i musimy ją odbudować niezależnie od wyboru źródeł wytwarzania. Większość bloków węglowych jest przestarzała i trzeba je pilnie wymienić na bardziej nowoczesne, ale też węglowe, bo jądrowych tak szybko nie wybudujemy. To jest fakt i od tego nie uciekniemy. Ale powtarzam, że w ogóle nie może być mowy, o konflikcie, aby energetyka jądrowa zastępowała energetykę węglową, przynajmniej w perspektywie najbliższych 20 lat. Mówienie o tym jest zupełnym nieporozumieniem. Musimy brać pod uwagę skalę czasową, mieć na względzie dłuższą perspektywę energetyki jądrowej, przewidywany wzrost zapotrzebowania gospodarki na energię i budowę mocy jądrowych, które pokryją ten wzrost zapotrzebowania.
Ale załóżmy, trochę żartem, że w Strategii Odpowiedzialnego Rozwoju w stu procentach zamieniamy energetykę węglową na jądrową. Cóżby się stało z górnictwem? Nic, żaden górnik nie straciłby pracy do wieku emerytalnego, bo realizacja takiej zmiany w wytwarzaniu naszych 40 GW trwałaby około 50 lat, tak powolne są te procesy. Ale gdyby przeciwnie, zrezygnować z planów budowy elektrowni jądrowych, konieczny byłby import energii elektrycznej, jej ceny poszłyby znacznie w górę i Polska przestałaby być atrakcyjnym miejscem dla energochłonnych przemysłów, które uciekłyby z Polski. Nawet nasz węgiel wtedy nie byłby już nikomu potrzebny. Wszystko to spowodowałby bardzo duże straty w gospodarce. Musimy więc dbać o naszą energetykę, żeby energia była tania, żeby jej nie zabrakło. Taki jest cel Programu Polskiej Energetyki Jądrowej.
Załóżmy, że przystępujemy do realizacji energetyki jądrowej. Jakie Pana zdaniem firmy należy brać pod uwagę do budowy reaktorów?
Jest kilka koncernów na świecie: francuski Areva-EDF, amerykańsko-japońskie Westinghouse-Toshiba i GE-Hitachi, połudiowo-korański, kanadyjski, ewentualnie jeszcze chiński, wchodzący dopiero na rynek. Oferują reaktory energetyczne trzeciej, najnowszej generacji. Wyposażone w pasywne systemy bezpieczeństwa, gwarantujące bezpieczeństwo nawet w ekstremalnych warunkach. Z wyjątkiem Chińczyków wszystkie te firmy prowadziły już rozmowy z PGE EJ1 i każda z nich byłaby dobrym dostawcą, tak pod względem ekonomicznym jak i pod względem bezpieczeństwa. Teraz jest tylko sprawa wynegocjowania możliwie najlepszego kontraktu.
Czyli to już zależy od negocjacji. Czy to sprawa polityków, czy np ekspertów, naukowców takich jak Pan?
Odpowiedzialność spada tu przede wszystkim na inwestora, w tym wypadku na PGE EJ1. Czyli negocjacje to sprawa biznesmenów, a nie polityków czy naukowców.
Ale biznesmeni niekoniecznie znają się na energii nuklearnej.
Słusznie. Dlatego specyfikacja przygotowana do przetargu musi zawierać wymagania związane z bezpieczeństwem reaktora. I tu zaczyna się rola tzw. organizacji wsparcia technicznego (ang. Technical Support Organisation, w skrócie TSO). Taką rolę powinno odegrać Narodowe Centurm Badań Jądrowych i instytuty z nim współpracujące. Przystępując zaś do realizacji zmodyfikowanego PPEJ warto mieć na względzie, że energetyka jądrowa daje pomimo względnie wysokich kosztów inwestycyjnych stosunkowo tanią energię elektryczną. Co widać dobrze dzisiaj na przykładzie Francji. Cena energii jądrowej w Wielkiej Brytanii w wyniku kontraktów różnicowych ma wynieść 92,5 funta/MWh, to fakt, ale jest to cena najniższa dla Brytyjczyków spośród nowych źródeł wytwarzania. Dla innych niż atom nośników energii cena ta jest powyżej 100 funtów/MWh. Miejmy nadzieję, że nowy model biznesowy PPEJ zapewni polskiej gospodarce nie tylko bezpieczeństwo dostaw energii, ale i niższe ceny.
Rozmawiała Teresa Wójcik