Zawisza: Liberalizacja nie do pogodzenia z innymi zmianami

11 marca 2014, 09:40 Energetyka

– Próbujemy jednocześnie uwolnić rynek gazu i realizować biegunowo odmienne cele: wyciągnąć od PGNiG podatek od wydobycia kopalin i dywidendę, zintensyfikować prace rozpoznawcze, zapewnić bezpieczeństwo energetyczne i zapewnić niskie ceny paliwa. Sytuację dodatkowo pogorszy już wkrótce dodatkowy gaz z Kataru, którego Polska może nie odbierać, ale zapłacić za niego musi – pisze Aleksander Zawisza dla Obserwatora Finansowego.

– 11 września 2013 r. nowelizacja (zwana potocznie „małym trójpakiem”) weszła w życie. Nałożyła m.in. na PGNiG obowiązki związane z koniecznością sprzedaży gazu za pośrednictwem giełdy. Wolumen gazu objętego tym obowiązkiem będzie w kolejnych latach rósł: od wejścia w życie ustawy – 30 proc., od 1 stycznia 2014 r. – 40 proc., od 1 stycznia 2015 r. – 55 proc – przypomina. – Liberalizacja rynku najbardziej dotknie PGNIG, a do tego w przypadku tej spółki dojdą jeszcze inne niekorzystne czynniki. W roku, kiedy ma nastąpić dojście do docelowego poziomu obliga giełdowego, czyli 2015 lub maksymalnie 2016 (co wynika lektury z publikowanych przez Państwowy Instytut Geologiczny w wydawnictwie „Bilans zasobów złóż kopalin w Polsce” danych za lata 1991–2013, potwierdzonych w czasie posiedzenia Narodowej Komisji Gospodarki Senatu RP w 2010 przez zarząd PGNiG). Rok 2016 będzie bowiem ostatnim rokiem wydobycia gazu ziemnego przez PGNiG ze złóż konwencjonalnych na obecnie notowanym poziomie. Następne lata będą oznaczały spadek wydobycia i utratę konkurencyjności narodowego potentata.

Tymczasem na horyzoncie pojawia się kolejny problem, czyli umowa gazowa z Katarem. – Zakładając, że komunikaty polskiego rządu i spółki po podpisaniu kontraktu katarskiego były precyzyjne i nie wprowadzały podatników i inwestorów w błąd, oznacza to, że w warunkach 2009 r. cena wynosiła około 404 dol./1000 m sześc – ocenia autor tekstu dla Obserwatora Finansowego.

Obecnie, zdaniem Zawiszy, cena znacząco rośnie: „Jeżeli posłużymy się notowaniem dziennym (dzień podpisania kontraktu i dzień rozpatrywany), cena gazu wzrasta do 619 dol. za 1000 m sześc. Jeżeli weźmiemy pod uwagę cenę z kwartału, w którym go podpisano, cena rośnie do 760 dol., natomiast jeżeli założymy kwartał poprzedzający kwartał podpisania kontraktu, to cena osiągnie wręcz niebotyczny poziom 994 dol./1000 m sześc.”

– Część polityków, głosując lub lobbując za przepisami wymuszającymi obligo giełdowe, sądziło, że zmuszając PGNiG do sprzedaży większości gazu za pośrednictwem giełdy, spowoduje spadek jego cen, na czym zyskają (duzi) polscy odbiorcy, a spadające ceny będą jednym z ważnych argumentów PGNiG w czasie kolejnych negocjacji cenowych z Gazpromem (tu czyniono analogię do sytuacji takich koncernów jak Eni, E.on, RWE, które potrafiły wynegocjować lepsze warunki dostaw gazu, powołując się na spadające ceny na własnym rynku). Istnieje jednak poważne podejrzenie, że argument ten może nie wystarczyć nie tylko w rozmowach z Gazpromem, lecz również w czasie ewentualnego postępowania przed sądem arbitrażowym – pisze Zawisza.

– Proces liberalizacji rynku gazu następowałby bez obliga giełdowego, niejako samoistnie, wraz z rozwojem infrastruktury gazowej umożliwiającej import gazu (co jest sukcesywnie czynione). Do tego należało (co zostało zrobione przez Gaz-System i URE) przyjąć odpowiednią instrukcję ruchu sieci gazowej, zwalniać sukcesywnie PGNiG z przedkładania taryf dla kolejnych grup odbiorców i ustawić w odpowiedni sposób platformę obrotu gazem – ocenia. – minister finansów chciałby mieć z PGNiG podatki od wydobycia kopalin, minister skarbu dywidendę, minister środowiska intensyfikację prac rozpoznawczych i wzrost wydobycia gazu, minister gospodarki bezpieczeństwo energetyczne, a cały rząd chce niskiej ceny gazu dla wyborców (to w pierwszej kolejności) i przemysłu. To cele i kroczki, z których wielu z osobna trudno odmówić racjonalności, ale razem tworzą nierozsądną całość. Jako puentę można przytoczyć stare rabinackie powiedzenie, jeżeli to tak dłużej potrwa, to długo to nie potrwa – kwituje ekspert.

Źródło: Obserwator Finansowy