Piasecka: Szum generatorów to dźwięk minionej zimy na Ukrainie (ROZMOWA)

23 listopada 2023, 07:30 Bezpieczeństwo

Szum generatorów w małych zakładach usługowych to był dźwięk zimy na Ukrainie minionego sezonu. Inna zupełnie rzeczywistość dotyczyła obszarów w pobliżu linii frontu – mówi Agnieszka Piasecka, niezależna ekspertka ds. ochrony ludności i zarządzania kryzysowego na Ukrainie, w rozmowie z BiznesAlert.pl 

Ukraińscy żołnierze Fot. Freepik
Ukraińscy żołnierze Fot. Freepik

BiznesAlert.pl: Zimą 2022 roku, na skutek rosyjskiego ataku, Ukraina doświadczyła przerw dostaw energii, czyli tzw. blackoutów. Jak one wpłynęły na mieszkańców i jak sobie z nim radzili?

Agnieszka Piasecka: Blackout nie uderzył w ludzi na wsi tak bardzo, jak w miastach. Najdłuższe przerwy w dostawie prądu, jakie zaszły poza dużymi miastami, trwały po parę godzin. Pierwszy, najdłuższy, trwał dwa dni i nastąpił rok temu, w niektórych rejonach trochę dłużej. Służby ukraińskie są jednak bardzo sprawne, wszystkie awarie naprawia się możliwie najszybciej. Inną ważną sprawą jest olbrzymia zaradność, zarówno Ukraińców jak i osób, które im pomagają. Trzeba zrozumieć, że w Ukrainie nie ma takiego zwyczaju jak w Polsce, to znaczy sytuacji, gdy biały kołnierzyk kupuje sobie daczę na wsi i tam jest wszystko na prąd. Systemy ogrzewania, płyty kuchenne… A jeżeli w takiej sytuacji hipotetyczny biały kołnierzyk nie ma generatora, jest to podejście krótkowzroczne. A niestety takie sytuacje się zdarzają. Co za to mieli Ukraińcy? Mieli piece, które mogą być zasilane zwykłym drzewem z lasu. Mieli butle gazowe, dzięki którym przygotowywali sobie posiłki. Byli niezależni od prądu, właśnie dlatego, że mieli również gaz. Ukraina powołała też tzw. Punkty Niezłomności, miejsca, w których można ogrzać się, skorzystać z internetu czy przespać się w cieple. Niedawno odwiedziłam ukraińskie wioski, takie na głębokiej prowincji, i pytałam miejscowych sołtysów czy takie punkty się przydały. Stały puste. Dlaczego? Dlatego, że praktycznie każdy sobie poradził, np. korzystając z gazu albo organizując sobie generator. Ustalmy jedno, obecnie wieś ukraińska generatorami stoi.

Co ważne, nie są to generatory byle jakie, jakimi próbowano Ukrainę zasypać. One nie mają 1000 kilowatów a minimum 3000. To wystarczy by zasilić gospodarstwo w podstawowym zakresie, uruchomi on lodówkę czy pralkę. Od biedy zasili nawet płytę do gotowania. Dodajmy do tego światło i co nam więcej potrzeba do życia?

Pamiętajmy też, że większość blackoutów była krótka. Gdy byłam w Kijowie na początku stycznia 2023 roku, przerwy dostaw prądu trwały około cztery do sześciu godzin. Później prąd wracał i znowu go nie było na parę godzin. To utrudnia życie, rozbija jego rytm i mieszkańcy musieli się do tego dostosować, ale lodówki i inne sprzęty dalej działały. Zamrażalnik trzyma długo, około dobę. Mniejsze zakłady również uzbroiły się w generatory.

Szum generatorów w małych zakładach usługowych to był dźwięk zimy na Ukrainie minionego sezonu. Inna zupełnie rzeczywistość dotyczyła obszarów w pobliżu linii frontu. Przywracanie względnie stabilnych dostaw prądu i wody do Chersonia trwało ponad miesiąc. Było to jedyne duże miasto tak poważnie dotknięte blackoutem, poza nieustannym rażeniem ostrzałami krótkiego i średniego zasięgu.

Czym grozi blackout przeciętnemu człowiekowi?

W ubiegłym roku Rosjanie przeprowadzili zmasowany atak rakietowy wycelowany w ukraińską infrastrukturę krytyczną. Naprawdę próbowali trafić w elektrownie, ciepłownie czy transformatory. A jak wiadomo, gdy nie ma prądu to pompa nie działa. W każdym wysokim budynku za podniesienie słupa wody odpowiada pompa. To dzięki niej jest też ogrzewanie. Tym samym przez blackout nie ma jednocześnie prądu, ciepła i wody. Było to problematyczne.

Sieć jednak jest wielopierścieniowa, wyłączenie jednego transformatora z sieci nie powoduje większej awarii. Można przepiąć obwody zapasowe i wszystko będzie działało. Jeżeli chodzi o wodę, to niestety, nie jest tak różowo. Kijów na przykład nie ma magistrali z układem pierścieniowym, Warszawa go ma. Jeżeli będzie awaria w jakimś małym fragmencie, to przełącza się obwód pierścieniowy i warszawiacy bardzo rzadko nie mają wody. Ten system pamięta jeszcze czasy Starynkiewicza, bo pod koniec XIX wieku zaczęto go tak projektować.

W Kijowie obecnie ten system jest modernizowany. Pojawiła się międzynarodowa pomoc techniczna. Państwo zaś oprzytomniało, że ma systemy, które wymagają modernizacji.

Musimy pamiętać, że na Ukrainie systemy kluczowe z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa i infrastruktury krytycznej, są niestety częściowo prywatne. To ma swoje plusy i minusy. Jakie plusy? Taką firmę można po prostu zmusić prawnie do konserwacji sieci. Jeżeli tego nie zrobi, można ją znacjonalizować. Bardzo dużo tych sieci było w rękach jednej osoby, Rinata Achmetowa i jego grupy DTEK – dokładnie ćwierć generowanej energii elektrycznej i kilka obwodowych sieci jest w rękach tej grupy. W 2017 roku wyrokiem sądu zabrano kijowską spółkę ciepłowniczą ze struktury grupy DTEK. Było to skutkiem złego zarządzania, wiecznych awarii, złej jakości wody czy nawet braku ogrzewania trwającego po parę tygodni w środku zimy, doświadczyłam tego sama. Po przejęciu spółki przez miasto poziom zarządzania stopniowo wzrasta.

Wojna spowodowała jednak jakościowy skok odpowiedzialności również w strukturze tej grupy. W razie stanu nagłego, wszystkie podmioty reagują natychmiast na awarie usuwając je w najkrótszym możliwym czasie. Prawo skupia je formalnie, te prywatne i państwowe, w tak zwaną specjalizowaną służbę zarządzania kryzysowego i ochrony ludności w sektorze energetyki (спеціалізована служба цивільного захисту енергетики) – formalnie muszą zareagować na awarię tu i teraz, bez względu na to do kogo należą. Energetycy ukraińscy też złożyli swoją ofiarę z życia, podłączając sieci podczas ostrzałów artyleryjskich w pobliżu linii frontu. To skromni i dzielni ludzie.

Jeżeli Ukraina poradziła sobie poprzedniej zimy, po ostrzałach rakietowych, poradzi sobie i teraz. Mają lepszą obronę przeciwlotniczą, niebo jest bardzo skutecznie chronione chociaż widać, że trwają zintensyfikowane próby macania struktury tej obrony.

Kto ucierpiał przez niedobory prądu?

Przemysł ucierpiał. Jak mówiłam, drobne usługi przetrwały, jeżeli pozamykały się to dlatego, że ludzie nie wytrzymali psychicznie. Wyjechali za granicę by wieść bezpieczne życie. Nie ma co jednak ukrywać, przemysł mocno ucierpiał. Dlatego że żeby przetrwać potrzebuje potężnych jednostek energetycznych. Przykładowo duże zakłady przemysłu żywnościowego korzystające z sprężarek przemysłowych, które potrzebują znacznie więcej prądu niż lodówka w mieszkaniu czy małej firmie. Mniejsze generatory tego nie udźwigną. Państwo pomagało przemysłowi, chociażby ulgami podatkowymi, długo był on niejako na kroplówce. Obecnie wróciły pełne stawki oraz również zintensyfikowały się kontrole urzędów podatkowych. Średnio ujmując, ukraiński przemysł utracił minimum 30 procent zysków w porównaniu do stanu sprzed wojny. Jednakże duże zakłady przetwórstwa żywnościowego nadal działają.

A co ze szpitalami? Jak poradziła sobie służba zdrowia z brakiem energii?

Na samym początku zadziałała, jak ja to nazywam, flota komarowa. Jest to globalny proukraiński wolontariat, który szybko reaguje na potrzeby. Działało to tak, że gdy szpital widział, że są pewne braki to sam pomoc sobie aranżował. Przykładowo, taki lekarz ze szpitala z brakami miał zaprzyjaźnionego profesora za granicą, on kontaktował się ze swoimi znajomymi dziennikarzami, oni robili zbiórkę i z tej zbiórki jechał duży generator do szpitala. Potrafił dojechać w ciągu dwóch dni, maksymalnie tygodnia. I taka pomoc była pomocą pierwszego rzędu, zapewniająca szpitalom przetrwanie. Duże organizacje mają systemy przetargowe i przepisy regulujące to co mogą, a czego nie – zanim coś przyjedzie to mijają tygodnie. Ale jak już ruszy ta zorganizowana systemowa pomoc, mająca swoje tryby, to pojawia się pomoc na dużą skalę, która zapewnia spokój w ciężkich chwilach i to już wtedy nie jest łatanie dziur  w strachu i na cito jak pomoc prywatnego wolontariatu w pierwszych godzinach i dniach.

Podkreślam też, że nie słyszałam o przypadkach zgonów z powodu braku dostaw energii. Ponadto, takie obawy dotyczyły jedynie tzw. blackoutów całkowitych a nie planowych wyłączeń prądu stabilizujących sieć. Podczas planowego wyłączenia prądu szpital był zawsze na liście obiektów nie objętych wyłączeniami. Ja bym też bardzo nie chciała, żeby z tego wywiadu ktoś wysnuł błędny wniosek, że skoro Ukraina sobie radzi, to nic już nie potrzebuje. Podzespoły do transformatorów to przecież pomoc zewnętrzna, bez niej nic tu się nie uda.

Rozmawiał Marcin Karwowski

Karwowski: Co zrobi Polska, jeśli zgasną wszystkie światła?