icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Mielczarski: Zmiany w noweli OZE nie poprawią rynku zielonych certyfikatów

Ministerstwo Energii planuje podnieść obowiązek zakupu zielonych certyfikatów dla sprzedawców energii z 16 do 18 proc. Nie poprawi to rynku zielonych certyfikatów, a odbiorców i gospodarkę obciąży dodatkowymi kosztami na sumę około 1,4 mld zł rocznie – pisze w komentarzu dla portalu BiznesAlert.pl  prof. dr hab. inż. Władysław Mielczarski z Instytutu Elektroenergetyki Politechniki Łódzkiej.

Jeden z byłych premierów zwykł mawiać, że na 100 problemów do rozwiązania: 90 proc.rozwiązuje się samo, a pozostałe 10 proc. jest nierozwiązywalne. Olbrzymia nadwyżka podaży, jaka powstała na rynku zielonych certyfikatów należy z pewnością do owych 10 proc. nierozwiązywalnych. Dlatego należałoby problem ten zostawić w spokoju, mając nadzieję, że z czasem przejdzie do grupy 90 proc. i rozwiąże się sam.

Nadpodaż certyfikatów i ich niskie ceny na giełdzie nie oznaczają, że źle się dzieje producentom OZE przynajmniej znacznej większości jako, że podobnie mówiąc, większość certyfikatów jest sprzedawana poza giełdą w kontraktach, gdzie ceny są nawet 10 krotnie wyższe niż na giełdzie. Próby wyjścia firm energetycznych z niekorzystnych kontraktów na zakup zielnych certyfikatów kończą się groźbami pozwów na setki milionów złotych, a nawet na miliardy.

Ostatni pomysł Ministerstwa Energii podniesienia obowiązku zakupu zielonych certyfikatów o 2 proc. niewiele zmieni, bo nadpodaż sięga prawie dwuletniej produkcji. System handlu zielonymi certyfikatami działa prawidłowo. Jest nadwyżka, to spadają ceny. Tak działa rynek: raz są zyski, a raz straty i nie należy tego zmieniać.

Gospodarka rynkowa, która sprawdziła się historycznie, to dynamiczna równowaga żądzy zysku hamowanej obawą o straty. Usunięcie ryzyka straty wypacza podstawowy mechanizm rynkowy: możliwa jest nagroda, ale może być też kara. Bez Piekła nawet Niebo wydaje się mdławe.

Skoro wszyscy wchodzący w grę rynkową mogą stracić, to dlaczego nie mogą stracić inwestorzy w odnawialne źródła energii. Przecież nie jest rolą państwa chronienie i tak uprzywilejowanej grupy inwestorów kosztem odbiorców i gospodarki.
Dziwi też niekonsekwencja. Niedawno Minister Energii mówił w Sejmie, że każdy 1 proc. obowiązku zakupu odnawialnej energii to 700 mln zł. kosztów dla gospodarki i społeczeństwa rocznie. Nazywając OZE „hamulcowym” gospodarki. Trudno z tym danymi nie zgodzić się. Jednak z drugiej strony, dlaczego Ministerstwo Energii chce podnieść obowiązek zakupu energii z OZE o 2 proc? To przecież dodatkowe obciążenie gospodarki i społeczeństwa o 1,4 mld zł rocznie. Czy gospodarce potrzebny jest ten dodatkowy „hamulec”, który i tak nie zmieni wiele na rynku zielonych certyfikatów.

Od wielu miesięcy trwa dyskusja czy wprowadzać rynek mocy, który kosztowałby około 3 mld zł rocznie, ale na trwale zapewniłby bezpieczeństwo energetyczne, obniżane przez nadmiar OZE. Z jednej strony mamy wielomiesięczne dywagacje, czy stać nas na bezpieczeństwo energetyczne, a z drugiej strony propozycję wydania prawie 1,4 mld zł i konsultacje w ciągu jednego tygodnia.

Ministerstwo Energii planuje podnieść obowiązek zakupu zielonych certyfikatów dla sprzedawców energii z 16 do 18 proc. Nie poprawi to rynku zielonych certyfikatów, a odbiorców i gospodarkę obciąży dodatkowymi kosztami na sumę około 1,4 mld zł rocznie – pisze w komentarzu dla portalu BiznesAlert.pl  prof. dr hab. inż. Władysław Mielczarski z Instytutu Elektroenergetyki Politechniki Łódzkiej.

Jeden z byłych premierów zwykł mawiać, że na 100 problemów do rozwiązania: 90 proc.rozwiązuje się samo, a pozostałe 10 proc. jest nierozwiązywalne. Olbrzymia nadwyżka podaży, jaka powstała na rynku zielonych certyfikatów należy z pewnością do owych 10 proc. nierozwiązywalnych. Dlatego należałoby problem ten zostawić w spokoju, mając nadzieję, że z czasem przejdzie do grupy 90 proc. i rozwiąże się sam.

Nadpodaż certyfikatów i ich niskie ceny na giełdzie nie oznaczają, że źle się dzieje producentom OZE przynajmniej znacznej większości jako, że podobnie mówiąc, większość certyfikatów jest sprzedawana poza giełdą w kontraktach, gdzie ceny są nawet 10 krotnie wyższe niż na giełdzie. Próby wyjścia firm energetycznych z niekorzystnych kontraktów na zakup zielnych certyfikatów kończą się groźbami pozwów na setki milionów złotych, a nawet na miliardy.

Ostatni pomysł Ministerstwa Energii podniesienia obowiązku zakupu zielonych certyfikatów o 2 proc. niewiele zmieni, bo nadpodaż sięga prawie dwuletniej produkcji. System handlu zielonymi certyfikatami działa prawidłowo. Jest nadwyżka, to spadają ceny. Tak działa rynek: raz są zyski, a raz straty i nie należy tego zmieniać.

Gospodarka rynkowa, która sprawdziła się historycznie, to dynamiczna równowaga żądzy zysku hamowanej obawą o straty. Usunięcie ryzyka straty wypacza podstawowy mechanizm rynkowy: możliwa jest nagroda, ale może być też kara. Bez Piekła nawet Niebo wydaje się mdławe.

Skoro wszyscy wchodzący w grę rynkową mogą stracić, to dlaczego nie mogą stracić inwestorzy w odnawialne źródła energii. Przecież nie jest rolą państwa chronienie i tak uprzywilejowanej grupy inwestorów kosztem odbiorców i gospodarki.
Dziwi też niekonsekwencja. Niedawno Minister Energii mówił w Sejmie, że każdy 1 proc. obowiązku zakupu odnawialnej energii to 700 mln zł. kosztów dla gospodarki i społeczeństwa rocznie. Nazywając OZE „hamulcowym” gospodarki. Trudno z tym danymi nie zgodzić się. Jednak z drugiej strony, dlaczego Ministerstwo Energii chce podnieść obowiązek zakupu energii z OZE o 2 proc? To przecież dodatkowe obciążenie gospodarki i społeczeństwa o 1,4 mld zł rocznie. Czy gospodarce potrzebny jest ten dodatkowy „hamulec”, który i tak nie zmieni wiele na rynku zielonych certyfikatów.

Od wielu miesięcy trwa dyskusja czy wprowadzać rynek mocy, który kosztowałby około 3 mld zł rocznie, ale na trwale zapewniłby bezpieczeństwo energetyczne, obniżane przez nadmiar OZE. Z jednej strony mamy wielomiesięczne dywagacje, czy stać nas na bezpieczeństwo energetyczne, a z drugiej strony propozycję wydania prawie 1,4 mld zł i konsultacje w ciągu jednego tygodnia.

Najnowsze artykuły