W wielu europejskich państwach rozgrywki piłkarskie wchodzą w decydującą fazę. Przełom kwietnia i maja ma być kluczowy również dla polskiego rynku energii i przynieść odpowiedź na to jak ostatecznie zakończy się zamieszanie wokół ustawy o jej cenach. Trzymając się terminologii piłkarskiej piłka jest teraz po polskiej stronie boiska. Warto rozgrywać ją mądrze i nie oddać meczu walkowerem – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl
Rozgrywka toczy się od stycznia, czyli od momentu, gdy w życie weszła ustawa o cenach energii. W założeniu miała spowodować, że w 2019 roku polskie gospodarstwa domowe nie zapłacą za energię więcej niż w czerwcu 2018 roku. Brakującym elementem całego planu było rozporządzenie wykonawcze, które ma szczególne znaczenie dla spółek energetycznych. To właśnie w nim ma zostać określony algorytm naliczania rekompensat, jakie mają one otrzymać w zamian za brak podniesienia wysokości rachunków za energię dla odbiorców końcowych. Bez niego działalność spółek energetycznych jest obarczona dużym ryzykiem i niepewnością.
Mimo upływającego czasu i rosnących obaw rynku nie udało się wprowadzić na boisko kluczowego zawodnika w postaci rozporządzenia. Co prawda w marcu Ministerstwo Energii przedstawiło jego projekt, ale spotkał się on z negatywnym odbiorem ze strony sektora, który stwierdził wprost – zaproponowane zapisy w obecnym kształcie oznaczają utrudnienie działalności spółek obrotu, a w przypadku mniejszych podmiotów nawet ich bankructwo.
Swoje zastrzeżenia do ustawy ma regulator rynku energii w Polsce, ale także prezesi Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Towarowej Giełdy Energii. W ubiegłym tygodniu wystąpili wspólnie na konferencji EuroPOWER, gdzie mówili o wątpliwościach wobec wprowadzonych przepisów. Prezes URE Maciej Bando konsekwentnie krytykuje ustawę, która jego zdaniem oznacza koniec rynku energii w Polsce. – Otworzono drzwi, które nie powinny zostać otwarte. […] Tego nie da się szybko odwrócić. Rynek można łatwo zniszczyć, ale jego budowa wymaga siły i czasu. Ustawa o cenach energii podważyła stabilność reguł na jakich się on opiera – powiedział Bando wzywając polityków do poszanowania regulatora, którego pozbawiono możliwości konsultowania zapisów ustawy.
Podobnego zdania jest prezes UOKiK-u Marek Niechciał, który uważa, że nie wiadomo czy zawarte w ustawie zapisy nie stanowią niedozwolonej pomocy publicznej. Zaznaczył jednocześnie, że ostateczny głos w tej sprawie będzie należał do Komisji Europejskiej.
W kwestii cen energii wypowiedział się również prezes Towarowej Giełdy Energii, który dotychczas dość ostrożnie wypowiadał się o ustawie prądowej. Według niego to zmiana zasad gry w trakcie gry. Dla zobrazowania sytuacji posłużył się piłkarską metaforą. – Sędzia w tym meczu przesuwa linie na boisku. Przesuwa się pole karne, ale i wielkość bramki. Rynek, a zwłaszcza rynek energetyczny potrzebuje stabilności. Nie wiadomo co będzie w 2020 roku – powiedział. Przypomnijmy, że ,,zamrożenie” rachunków za energię jest na razie przewidziane tylko na ten rok.
Czy ustawa o cenach energii to koniec rynku energetycznego w Polsce? (RELACJA)
Warto jednak zauważyć, że to pierwszy raz, gdy prezesi URE, UOKiK i TGE wspólnie wypowiedzieli się na temat ustawy prądowej podzielając obawy rynku. To ważny głos w toczącej się dyskusji o cenach energii. Nie wiadomo jednak czy będzie on uwzględniony w toczonych z Unią Europejską rozmowach. Już dwukrotnie Bruksela wpłynęła na nasz kraj, aby wprowadził zmiany w ustawie prądowej. Pierwszy raz, gdy jej zapisy pozbawiały prezesa Urzędu Regulacji Energetyki kompetencji w zakresie zatwierdzania wysokości taryf za energię dla gospodarstw domowych. Teraz w trybie pilnym trwają prace nad kolejną nowelizacją. Ma w niej nie być ,,żadnych kontrowersji z Komisją Europejską” co ma umożliwić wydanie rozporządzenia do końca maja. Nie można jednak cały czas zmieniać zasad gry, ponieważ cenę za niepewność i brak przewidywalności zapłacą spółki energetyczne oraz gospodarstwa domowe. Węzeł gordyjski wokół cen energii mogłoby przerwać wydanie długo oczekiwanego rozporządzenia, które powinno być wypadkową oczekiwań rynku, ale również realiów ekonomicznych, także w kontekście unijnej polityki energetyczno-klimatycznej.
Nie możemy jednak obrażać się na Brukselę, że promuje czystsze od węgla formy pozyskiwania energii. Takie są światowe trendy oraz zobowiązania w zakresie ochrony klimatu jakie wzięła na siebie Unia Europejska. Polska przystępuje do transformacji energetycznej z innego poziomu niż pozostałe państwa Wspólnoty. Przez wiele lat nasza gospodarka oraz energetyka była oparta na rodzimym węglu dlatego też trudno oczekiwać, że nasz kraj nagle zrezygnuje z tego surowca. Ten proces wymaga czasu, ale również podjęcia pewnych decyzji. Możemy krytykować unijne regulacje i nazywać je ,,ukrytą formą dyskryminacji” (takiego określenia użył podczas konwencji wyborczej w Poznaniu premier Mateusz Morawiecki), które uderzają w energetykę węglową ale stanowią one szanse na realne zmiany w sektorze energetycznym. Piłka jest teraz po polskiej stronie boiska.