W Polsce jeździ ok. 6 tys. aut elektrycznych na ponad 17 mln samochodów osobowych w ogóle, czyli jest to margines – mówił Michał Hadyś z Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar podczas czwartkowego spotkania w MPiT poświęconego elektromobilności.
„Samochody elektryczne stanowią w tej chwili mniej niż jeden promil rynku. To jest margines” – podkreślił. Jak wyjaśniał, jest to zgodne z wnioskami z raportu Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów. „Raport ten mówi, że w krajach, w których PKB na mieszkańca nie przekracza 18 tys. euro, a przypomnę, że w Polsce dopiero przekroczyliśmy 13 tys. euro na mieszkańca, poziom sprzedaży takich samochodów wynosi blisko zera” – powiedział.
Według Michała Hadysia, 60 proc. samochodów elektrycznych w Polsce to samochody czysto elektryczne bez możliwości zasilania silnikiem spalinowym, a 40 proc. stanowią samochody hybrydowe typu plug-in. „Zdecydowana większość tych samochodów, bo 68 proc. pochodzi z polskich salonów sprzedaży, a import to zaledwie 32 proc.” – mówił ekspert. Dodał, że głównym źródłem importu są USA, na drugim miejscu jest Francja, a na trzecim Niemcy.
„Z naszych doświadczeń wynika, że jeżeli osoby prywatne chcą mieć faktycznie samochód elektryczny i stać je na to, to po prostu kupują Teslę. Natomiast samochody kupowane w polskich salonach sprzedaży trafiają głównie do firm”. To właśnie firmy – podkreślił – najczęściej, bo aż w 70 proc. są właścicielami samochodów elektrycznych.
Jak mówił przedstawiciel Samar, najpopularniejszym w tej chwili modelem samochodu elektrycznego jest BMW i3, a stało się tak za sprawą wygranego przez tę firmę przetargu ogłoszonego przez Innogy, który zakupił 500 samochodów elektrycznych udostępnianych w systemie car-sharingu. „Jeden przetarg zmienił wszystko” – podkreślił Hadyś.
Najwięcej samochodów elektrycznych, bo prawie 40 proc. zarejestrowano w województwie mazowieckim. „To też w pewien sposób pokrywa się z zarobkami” – zauważył ekspert.
Według Hadysia, w Polsce jest obecnie prawie 700 stacji ładowania samochodów elektrycznych. „To jest liczba stacji ładowania, a nie punktów ładowania, każda stacja może mieć kilka punktów, więc realnie wtyczek jest ponad dwa razy więcej” – podkreślił.
Polska Agencja Prasowa