– Jeśli się okaże, że poszczególne kraje członkowskie będą w stanie policzyć koszty transformacji energetycznej, to będzie sygnał do drugiej rundy dyskusji, nie tylko z udziałem Polski ale wszystkich krajów członkowskich – mówi pełnomocnik rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotr Naimski w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Jak Pan Minister ocenia usunięcie ministerstwa energii i powołanie nowych resortów: aktywów państwowych oraz klimatu?
Piotr Naimski: Zmiana organizacji w sektorze energii na poziomie rządu wynika z kilku przesłanek, z których dwie są najważniejsze. Po pierwsze, doświadczenie ostatnich czterech lat wskazuje, że nadzór Skarbu Państwa nad spółkami z udziałem państwa był do poprawy. Stąd wzięła się decyzja o powołaniu ministerstwa aktywów państwowych i skupieniu nadzoru w jednym miejscu w celu jak największej synergii pomiędzy działaniem różnych spółek. Będzie to swego rodzaju grupa kapitałowa należąca do państwa. Spółki energetyczne i węglowe, duże spółki istotne dla gospodarki mają potencjał, który sprawia, że skupienie gestii strategicznej nad nimi w jednym miejscu ma uzasadnienie. Środki finansowe zaangażowane w te firmy powinny przynosić jak największy zysk dla Polski. Po czterech latach okazało się, że nadzór można realizować lepiej i to jest próba poprawy sytuacji. Oby się udało.
A drugi element?
Po drugie, polityka energetyczna w nadchodzących latach będzie musiała być dość silnie uzgadniania z polityką klimatyczną Unii Europejskiej. Stąd bierze się decyzja o powołaniu ministerstwa klimatu. W sensie politycznym utworzenie takiego resortu wpisuje nasz rząd w główny nurt dyskusji i negocjacji na ten temat w Unii. Minister Klimatu Michał Kurtyka będzie miał docelowo dwa działy: klimat, który zostanie utworzony w ramach nowelizacji ustawy o działach administracji, a także dział energia. Nastąpiło oddzielenie funkcji nadzorczej nad spółkami energetycznymi od wszystkich regulacji energetycznych. Tak samo będzie z odpowiedzialnością za bezpieczeństwo energetyczne kraju, która będzie tam gdzie dział energia. Ta funkcja musi być w uzgodnieniu z regulacjami dotyczącymi polityki klimatycznej. Te kwestie mieszają i nakładają się na siebie tak bardzo, że szybka reakcja rządu będzie możliwa dzięki powołaniu takiego resortu. Koordynacja tej polityki ze spółkami musi zachodzić. Będzie do niej dochodziło na poziomie rządu.
Jaką rolę będą odgrywać pozostali ministrowie?
Nie doszło do zmian na stanowisku pełnomocnika ds. strategicznej infrastruktury energetycznej. To było dobre posunięcie wynikające z unijnych zasad rozdziału właścicielskiego nad operatorami energetycznych systemów przesyłowych od nadzoru nad spółkami energetycznymi.
Czy drugi rząd Mateusza Morawieckiego będzie już okresem realizacji projektów infrastrukturalnych jak Baltic Pipe i Harmony Link?
Druga kadencja umożliwi dokończenie projektów rozpoczętych cztery lata temu, które wymagają czasu dłuższego niż cztery lata. Baltic Pipe zapoczątkowany strategiczną decyzją w 2015 roku będzie realizowany w następnych trzech latach. Mamy prawie wszystkie konieczne pozwolenia środowiskowe na budowę tej wielkiej magistrali od Norwegii, przez Danię, a w Polsce od Niechorza nad Bałtykiem do Przemyśla. W najbliższych czterech latach Gaz-System wyda na inwestycje przesyłowe około 14 mld złotych, z czego sam Baltic Pipe na odcinku morskim to około 3 mld zł. To wielki plac budowy. Wszystko ma być gotowe w 2022 roku. Musimy dokładnie doglądać harmonogramów. Nie widzę żadnych zagrożeń dla Baltic Pipe.
Jak jest w przypadku Harmony Link?
Budowa stałoprądowego kabla podmorskiego między Polską a Litwą jest ustalona wstępnie z terminem na 2025 rok. Nie jesteśmy pewni czy uda nam się go dotrzymać. Wiele zależy od partnerów w państwach bałtyckich. Harmony Link to element techniczny wymagany do synchronizacji systemów elektroenergetycznych krajów bałtyckich z Europą przez Polskę. Prowadzimy przygotowania do tej inwestycji. Rozmowy w sprawie synchronizacji prowadzone są równolegle. Na drodze do synchronizacji jest wiele do zrobienia i wiele ryzyk politycznych, handlowych, dotyczących polityki energetycznej poszczególnych krajów zaangażowanych w ten proces, a dotyczących całej Unii Europejskiej. Warunki synchronizacji będą miały wpływ na cały rynek energetyczny w Europie.
Czy zależy Państwu na ograniczenie przepływu energii?
Chodzi m. in. o problem importu energii z krajów trzecich do Unii Europejskiej.
Czy chodzi o to, że Polska nie chce sprowadzać energii z Ukrainy ani Białorusi, więc nie chciałaby pewnie sprowadzać jej z Rosji przez kraje bałtyckie?
W polskiej strategii energetycznej zapisaliśmy, że nie staniemy się systemowo importerem energii. Potrzebujemy w Polsce tyle źródeł energii, aby w pełni pokryć nasze potrzebowanie. To jest element niezbywalny. Nie ma możliwości uzależniania się od dostaw energii z zagranicy. Nie po to uwalniamy się od monopolisty gazowego, abyśmy zaraz mieli popaść w uzależnienie od dostaw energii z krajów, w których cena energii będzie dyktowana administracyjnie.
Czy jest szansa na konsensus w tej sprawie?
To kwestia otwarta.
Czy polityka kontynuacji ogłoszona przez premiera Mateusza Morawieckiego będzie widoczna w strategii energetycznej? Czy będziemy ją dopasowywać do przyspieszającej polityki klimatycznej w Unii Europejskiej?
Kolejna wersja Polityki Energetycznej Polski do 2040 roku została poddana konsultacjom jeszcze przez Ministerstwo Energii po sporządzeniu oceny oddziaływania na środowisko. Te działania są skoordynowane z Krajowym Planem na rzecz Energii i Klimatu, który powinien z końcem roku być gotowy i przedstawiony Komisji Europejskiej. Prace idą równolegle, a na nie nakłada się jeszcze nowy pomysł omawiany w Radzie Europejskiej, czyli postulat neutralności klimatycznej do 2050 roku. Okaże się jak ewentualne przyjęcie tego postulatu wpłynie na przyjęte już wiążące cele Unii Europejskiej i jak one przełożą się na drogę transformacji energetycznej w gospodarce polskiej. To nadal kwestia otwarta. Grudniowy szczyt Rady Europejskiej będzie poświęcony właśnie neutralności klimatycznej. Wiele zależy od rezultatu tych rozmów. Polska chce, aby zostały uwzględnione różne punkty startowe dla poszczególnych państw europejskich. Transformacja ku zeroemisyjności wymagać będzie setek miliardów złotych inwestycji. Takie decyzje nie mogą być narzucone państwu polskiemu.
Europejski Bank Inwestycyjny proponuje ambitne rozwiązanie, czyli kredytowanie tylko inwestycji odnawialnych. Toczy się dyskusja o tym czy etykietować inwestycje pod względem wpływu na środowisko. Jak ta dyskusja wpłynie na polskie plany?
EBI faktycznie nie chce wspierać inwestycji gazowych od 2021 roku. Toczy się dyskusja czy takie podejście powinno zostać przyjęte na poziomie europejskim. Natomiast zdania na temat energetyki nuklearnej w Europie są podzielone. Coraz więcej głosów wskazuje, że plan zeroemisyjności i przyspieszenia rozwoju odnawialnych źródeł energii nie powiedzie się bez energetyki jądrowej. W systemie muszą funkcjonować źródła pracujące w podstawie, które będą stabilne. Jeśli przy tym mają być bezemisyjne to wszystko wskazuje na atom.
Niemcy wskazują w tym kontekście gaz.
To jest m. in. dyskusja między rządem Niemiec a EBI. Zobaczymy jaki będzie jej wynik. Gaz jest mniej emisyjny niż węgiel, ale nadal przy spalaniu tworzy się CO2. Przestawienie wszystkich elektrowni na gazowe nie daje zeroemisyjności i nie należy mieć co do tego złudzeń. Energetyka nuklearna w połączeniu z nieemisyjnymi źródłami odnawialnymi może teoretycznie dać taką możliwość. Szwecja jest krajem zbliżającym się do tego celu. Ma energetykę jądrową – około 30 procent – i źródła odnawialne, w tym wodne. Dla Polski ważne jest bezpieczeństwo dostaw surowców, energii i bezpieczeństwo finansowe w kontekście całej gospodarki. Nie można zapominać o finansowym aspekcie bezpieczeństwa. W naszej strategii mamy plan utrzymania wytwarzania energii z węgla. Nie ma powodu byśmy z niego rezygnowali, bo on daje nam bezpieczeństwo. Gdybyśmy jednak chcieli przyjąć postulat zeroemisyjności, to trzeba brać pod uwagę olbrzymie koszty dla gospodarki, które zachwieją nie tylko bezpieczeństwem sektora energetycznego, ale i sektorem finansów publicznych. To temat do rozważenia także w Brukseli.
Aspekt społeczny jest podnoszony we Francji doświadczonej protestami Żółtych Kamizelek. Finansiści z kolei sugerują przeniesienie sektora węglowego do działu pomocy społecznej i finansowanie takiego „węglowego ZUS-U”.
To próba szukania zastępczych rozwiązań problemów stworzonych przez strategię klimatyczną zaczynającą dominować w Unii Europejskiej. Ta strategia, która zmierza do gwałtownego i rewolucyjnego wyrzucenia z sektora energii dwutlenku węgla prowadzi do istotnych kosztów społecznych. Można je realizować przez dotacje, rekompensaty i tym podobne. Jesteśmy na początku dyskusji na ten temat w Unii Europejskiej. Jeśli się okaże, że poszczególne kraje członkowskie będą w stanie policzyć koszty transformacji energetycznej, to będzie sygnał do drugiej rundy dyskusji, nie tylko z udziałem Polski ale wszystkich krajów członkowskich. Zapisy traktatowe mówią, że o polityce energetycznej kraju członkowskiego decyduje i odpowiedzialność ponosi jego rząd. Tymczasem są próby wprowadzenia jednorodnego rozwiązania dla wszystkich, aplikowania go bez oglądania się na specyficzne potrzeby poszczególnych państw. To zróżnicowanie musi zostać uwzględnione. Nie można nie zwracać uwagi na realia. Były już pomysły w Unii Europejskiej, które były promowane z wielkim impetem politycznym na poziomie legislacyjnym, a potem trzeba było o nich zapomnieć roztaczając wokół nich niezręczne milczenie. Pamiętamy losy europejskiej wspólnoty obronnej czy też strategii lizbońskiej, o której już nawet nie słychać podczas wykładów na wyższych uczelniach.
Rozmawiał Wojciech Jakóbik