ROZMOWA
Władysław Binda
Wtórplast sp. z o.o.
Czy w świetle wyroków sądowych można mówić, że w Polsce źle funkcjonują przepisy dotyczące obrotu materiałami niebezpiecznymi? To i inne pytania zadaliśmy Władysławowi Bindzie z Wtórplastu.
Władysław Binda: Polskie przepisy są jednoznaczne i zgodne z przepisami międzynarodowego. Od 2002 roku w całości zostały implementowane regulacje międzynarodowe w tym zakresie. Przewóz materiałów niebezpiecznych wymaga ich wcześniejszego przebadania przez ekspertów wyznaczonych przez ministra gospodarki specjalistycznych jednostek badawczych. Ustawa jest oparta o ustalenia umowy europejskiej dotyczącej międzynarodowego przewozu drogowego towarów niebezpiecznych (ADR). ADR określa zasady transportu oraz wymogi co do opakowania niebezpiecznego materiału i odpowiedniej dokumentacji przewozowej.
Problemem jest egzekucja tych przepisów. Nie odebraliśmy od Agencji Mienia Wojskowego amunicji, która nie miała odpowiednich badań i certyfikatów – jako prezes spółki nie mogłem pozwolić na nielegalne działania, czyli transport nieprzebadanych materiałów niebezpiecznych, których stan fizyko-chemiczny jest nieznany. Taki transport mógłby stanowić zagrożenia życia i zdrowia nie tylko dla moich pracowników, ale również osób postronnych na terenie, przez który byłyby przewożone materiały niebezpieczne. Gdybym zgodził się transport nieprzebadanych materiałów, groziłaby mi odpowiedzialność karna.
Wtórplast od kilku lat toczył batalię z AMW. Proszę krótko powiedzieć, czego dotyczyła istota sporu?
WB: W 2006 r. Zakład Wtórplast wygrał ogłoszony przez AMW przetarg na zakup amunicji 100 mm. Jeszcze w trakcie postępowania przetargowego zwróciliśmy się z prośbą o udostępnienie niezbędnej dokumentacji dotyczącej kart oceny pod względem bezpieczeństwa przedmiotu przetargu. Otrzymaliśmy odpowiedź, że taka dokumentacja jest właśnie w przygotowaniu i otrzyma ją ten podmiot, który wygra przetarg. Dokumentów nie otrzymaliśmy, chociaż zgodnie z obowiązującym prawem krajowym i międzynarodowym obowiązek posiadania pełnej dokumentacji spoczywał na AMW, co potwierdziło pisemnie ministerstwo spraw wewnętrznych i administracji w odpowiedzi na nasze zapytanie dotyczące tej kwestii.
W 2006 r. po wcześniejszych zapewnieniach, że odpowiednia dokumentacja pozwalająca m.in. na wywóz i magazynowanie amunicji znajduje się w jednostkach wojskowych, przystąpiliśmy do próby przetransportowania amunicji. W magazynach jednostki wojskowej okazało się, że AMW nie posiada odpowiednich dokumentów umożlwiających jej wywóz. Podpisaliśmy umowę na badania z Wojskowym Instytutem Technicznym Uzbrojenia, które miały się zakończyć 31.12.2009 r. Do końca terminu realizacji umowy, czyli do 31.01.2008 r. udało nam się odebrać ok. 1/3 amunicji, którą przebadaliśmy na własny koszt, mimo że powinna to zrobić AMW. Wielokrotnie występowaliśmy do Agencji o przedłużenie terminu wykonania umowy, ze względu na niekompletną dokumentację. Pod koniec 2008 roku AMW złożyła oświadczenie o odstąpieniu od umowy, mimo że nie mogliśmy jej wykonać z powodu braków w dokumentacji. Jak już wcześniej wspomniałem: termin zakończenia badań przez WITU był wyznaczony na koniec grudnia 2009 roku, czyli prawie dwa lata po terminie realizacji umowy z AMW, czyli był nierealny.
Niestety sąd dwóch instancji stwierdził, że to po stronie Wtórplastu było uzyskanie odpowiednich dokumentów i certyfikatów umożliwiających wywóz i magazynowanie amunicji. Nie podano jednak podstawy prawnej z czego ten obowiązek wynikał dla Wtórplastu. Sąd uznał, że strony łączyła umowa cywilnoprawna, którą strony mogą kształtować dowolnie i inne przepisy prawa jej nie dotyczą, co stoi w sprzeczności z art. 91 konstytucji. Złożyliśmy skargę kasacyjną od wyroku Sądu Apelacyjnego, ale ta również została odrzucona.
Czy zamierza Pan podjąć dalsze kroki prawne?
WB: Zdecydowanie tak, szykujemy się do skargi do Trybunału w Strasburgu. Przepisy są jednoznaczne: transport materiałów niebezpiecznych wymaga odpowiednich dokumentów. Tymczasem dotychczasowe wyroki sądów wydają się temu przeczyć. Czy możemy sobie pozwolić na to, żeby ktoś wsiadł do tramwaju z amunicją włożoną do reklamówki? To kwestia elementarnych zasad bezpieczeństwa. Mówiąc wprost: amunicja przewożona w nieznanym stanie fizyczno-chemicznym może w każdej chwili wybuchnąć. Ja nie odważyłbym się podjąć takiego ryzyka i transportować nieprzebadane materiały wybuchowe.
Czy w polskim prawie istnieje luka, którą trzeba wypełnić, czy też administracja po prostu nie stosuje przepisów dotyczących obrotu materiałami niebezpiecznymi?
WB: Tak jak wcześniej wspomniałem, polskie przepisy są zgodne z międzynarodowymi i mają na celu zapewnienie odpowiedniego poziomu bezpieczeństwa obrotu materiałami niebezpiecznymi. Nie tylko tego nie kwestionuję, ale również gorąco się z nimi zgadzam – to kwestia bezpieczeństwa obywateli ale także państwa.
Dlatego dziwię się, że administracja publiczna tak nonszalancko podchodzi do tego typu spraw: przecież sprzedaż przez AMW w przetargu 153 rakiet służących do strącania samolotów to igranie z ogniem. Poza tym Polska podpisała Porozumienie Wassenaar w sprawie Kontroli Eksportu Broni Konwencjonalnej oraz Dóbr i Technologii Podwójnego Zastosowania. Dokument ten stanowi, że tego typu uzbrojenia nie mogą kupić podmioty gospodarcze.
Sprzedaż może odbywać się tylko między rządami państw, które podpisały tą Umowę. Dlaczego nie dotrzymujemy postanowień tak ważnej umowy międzynarodowej? Tego typu materiały jak amunicja nie posiadająca badań czy rakiety w niepowołanych rękach grup terrorystycznych lub kryminalnych mogą być bardzo niebezpieczne.
Niestety administracja publiczna działa w sposób nierzetelny i stąd problemy. AMW szykując przetarg powinno zadbać o odpowiednią dokumentację, to jeden z obowiązków agencji. W przepisach ADR obowiązek zapewnienia odpowiedniej dokumentacji spoczywa na podmiocie który wprowadza towar do obrotu. Kolejni uczestnicy obrotu mają ustawowy obowiązek sprawdzić przed transportem czy dokumentacja jest kompletna i aktualna. Gdyby AMW dopełniła swoich obowiązków, bezpiecznie zutylizowałaby amunicję zarabiając na tym, a Zakład Wtórplast zrealizowałaby kontrakt pobierając wynagrodzenie. Zamiast tego mamy zwolnionych pracowników i wieloletni spór sądowy.
Rozmawiał Bogusław Mazur