icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Maksymowicz: Odeprzeć czeski atak na Kopalnię Turów   

Czeskie władze samorządowe i państwowe żądają zaniechania dalszego wydobycia węgla brunatnego w Kopalni Turów. Twierdzą, że kopalnia odwadnia tereny po stronie czeskiej, co nie może być nadal tolerowane – twierdzi Adam Maksymowicz, analityk sektora energetycznego.

Tylko zaprzestanie prowadzonej eksploatacji jest w stanie zaspokoić czeskie żądania. Najciekawsze jest, że poza stwierdzeniem wysychania czeskich studni, nie przedkładają oni żadnych logicznych, naukowych argumentów, a przede wszystkim stosownych wyników badań hydrologicznych i hydrogeologicznych zajmujących się wodami powierzchniowymi i podziemnymi. Jest to tym bardziej dziwne, że w tych specjalnościach Czesi dysponują kadrą naukową  na poziomie europejskim. Dlaczego kadra ta nie chce rzeczowymi wynikami swoich badań poprzeć żądań swojego rządu? Na to pytanie odpowiedzi nie ma i zapewne nigdy nie będzie.

Dlaczego? Ano, dlatego że tych argumentów naukowych nie ma. Natomiast uczeni ci szanują swoją pozycje naukową i nie będą opowiadać swoich tylko życzeń, jak chętnie czynią to samorządowi i krajowi czescy politycy, bez odpowiednich na to dowodów. Wiadomo, że kłamstwo polityczne jest bezkarne, no może poza odpowiedzialnością polityczną,  która ma raczej charakter werbalny. Dlatego warto z Czechami podyskutować o zagadnieniach naukowych, rzeczowych, konkretach pomiarowych, a nie tylko o niczym nie uzasadnionych żądaniach.

Sucha studnia 

Podstawowym argumentem dla tego stanowiska jest po stronie czeskiej zanik wody w studniach. Stan ten ma być spowodowany odwodnieniem eksploatowanych pokładów węgla brunatnego w tejże kopalni.  Zanik ten jest wielce prawdopodobny, gdyż ostatnie lata trwa susza hydrologiczna. Po prostu opady zasilające wody podziemne są poniżej średniej. Dane z wielkości opadów pozornie temu przeczą, wszak średnia z ostatnich kilku lat nie odbiega od normy. Jednak różnica jakościowa jest znaczna, gdyż dominują opady nawalne. W ich wyniku ok. 30 procent wód opadowych odpływa, zamiast zasilać warstwy wodonośne. Na dodatek odnotowywane są coraz wyższe średnie temperatury, co powoduje zwiększone parowanie wód opadowych i dalsze zmniejszenie zasilania wód podziemnych.

Wszystko to można wyczytać na stronach: „Wołanie o deszcz, czy jest go rzeczywiście coraz…” (EKOlogicznie, Racjonalnie, Doświadczalnie – blog o tym, jak dane i ich wizualizacja mogą pomóc interpretować aspekty środowiskowe i nie tylko). Ponieważ spór toczony jest w strefie przygranicznej z Czechami, dane meteorologiczne winne być aktualne również dla Czech w tym rejonie. Trzeba zaznaczyć, że Kopalnia Węgla Brunatnego Turów (KWB Turów) nie ma żadnego racjonalnego wpływu na charakter opadów i wzrost temperatury związany z ociepleniem klimatu na naszym globie. To byłby pierwszy rzeczowy dowód, na to, że brak wody w czeskich, a także polskich studniach nie tylko w tym rejonie, nie ma nic wspólnego z KWB Turów.

Kotlina Turoszowska

Jak sama nazwa wskazuje, kotlina to zagłębienie. W wypadku Kotliny Turoszowskiej jest ona doskonale widoczna zarówno na mapach, jak i w morfologii. Każdy, kto choć raz był w tym rejonie łatwo zauważy, że dojazd do kopalni od strony Zgorzelca, jest z góry. Na najniższym poziomie znajduje się kopalnia i miasto Bogatynia otoczone pobliskimi wzgórzami, na których ustawiono liczne wiatraki energetyczne. Wody opadowe zasilające podziemne warstwy wodonośne zgodnie z prawem grawitacji spływają z wyższych wzgórz otaczających KWB Turów w kierunku kopalni, a nie odwrotnie, jak usiłują wmówić nam to czescy politycy. Wzgórzami tymi biegnie granica państwowa.

Morfologicznej niecce odpowiada niecka geologiczna. Ponieważ pod względem wielkości terytorialnej. Według ocen specjalistów w wyniku eksploatacji dno kotliny zostało pogłębione o ok. 200 m. W dnie doliny nacinane są robotami górniczymi warstwy wodonośne o charakterze soczewkowym, o niewielkim rozprzestrzenieniu liczonym najwyżej w setkach metrów. Podłoże poniżej eksploatowanego węgla jest zbudowane z litych masywnych skał granitowo gnejsowych o charakterze nieprzepuszczalnego ekranu. Kotlina Turoszowska zarówno pod względem geologicznym, jak i terytorialnym należy do Polski. Jest to tzw. Worek Turoszowski.

Spór historyczny

Ten spór o posiadanie Kotliny Turoszowskiej toczy się mniej lub bardziej ukryty od czasów zakończenia II Wojny Światowej. Trzeba przyznać, że istnienie tej kotliny po stronie polskiej jest pewnym dziwolągiem geograficznym. Wąski pas ziemi wtłoczony pomiędzy Niemcy i Czechy, w pewnym stopniu nie odpowiada ogólnie przyjętym zasadom naturalnych i prostych granic. Niemniej w tym przypadku było to podyktowane przyjętą zasadą poprowadzenia granicy czesko polskiej od strony Sudetów po linii dawnej granicy czesko – niemieckiej, a ta akuratnie tak właśnie była poprowadzona. Ustabilizowaniu przebiegającej w tym miejscu granicy sprzyjała do 1947 roku obecność wojsk sowieckich i zarządzanie przez nie istniejącą od dawna kopalnią i elektrownią po stronie niemieckiej. Wycofując się z tego terytorium Sowieci całą kotlinę przekazali Polsce. Ta „zadra” w jakiś sposób do dzisiaj daje znać o sobie. Czescy politycy skarżą się do UE na „ignorowanie” ich postulatów przez stronę polską. Rozmowy na ten temat nasilają mniej więcej od 2016 roku, kiedy to po raz pierwszy problem ten oficjalnie przedstawił premier Boguslav Sobotka podczas swojej wizyty w Warszawie.

Zamiast jałowych sporów niepozbawionych elementów politycznych najlepszym, moim zdaniem, rozwiązaniem tej sprawy byłoby przeprowadzenie odpowiednich badań znacznikowych. Znaczniki (nie groźne dla zdrowia) wprowadzone do wód w czeskich studniach, gdyby pokazały się w wodach KWB Turów, byłby to dowód nie do odrzucenia. Obie strony winne jednak porozumieć się w tej sprawie i wyznaczone przez nich instytucje naukowe winne wspólnie nadzorować prowadzenie tych badań.

Czeskie władze samorządowe i państwowe żądają zaniechania dalszego wydobycia węgla brunatnego w Kopalni Turów. Twierdzą, że kopalnia odwadnia tereny po stronie czeskiej, co nie może być nadal tolerowane – twierdzi Adam Maksymowicz, analityk sektora energetycznego.

Tylko zaprzestanie prowadzonej eksploatacji jest w stanie zaspokoić czeskie żądania. Najciekawsze jest, że poza stwierdzeniem wysychania czeskich studni, nie przedkładają oni żadnych logicznych, naukowych argumentów, a przede wszystkim stosownych wyników badań hydrologicznych i hydrogeologicznych zajmujących się wodami powierzchniowymi i podziemnymi. Jest to tym bardziej dziwne, że w tych specjalnościach Czesi dysponują kadrą naukową  na poziomie europejskim. Dlaczego kadra ta nie chce rzeczowymi wynikami swoich badań poprzeć żądań swojego rządu? Na to pytanie odpowiedzi nie ma i zapewne nigdy nie będzie.

Dlaczego? Ano, dlatego że tych argumentów naukowych nie ma. Natomiast uczeni ci szanują swoją pozycje naukową i nie będą opowiadać swoich tylko życzeń, jak chętnie czynią to samorządowi i krajowi czescy politycy, bez odpowiednich na to dowodów. Wiadomo, że kłamstwo polityczne jest bezkarne, no może poza odpowiedzialnością polityczną,  która ma raczej charakter werbalny. Dlatego warto z Czechami podyskutować o zagadnieniach naukowych, rzeczowych, konkretach pomiarowych, a nie tylko o niczym nie uzasadnionych żądaniach.

Sucha studnia 

Podstawowym argumentem dla tego stanowiska jest po stronie czeskiej zanik wody w studniach. Stan ten ma być spowodowany odwodnieniem eksploatowanych pokładów węgla brunatnego w tejże kopalni.  Zanik ten jest wielce prawdopodobny, gdyż ostatnie lata trwa susza hydrologiczna. Po prostu opady zasilające wody podziemne są poniżej średniej. Dane z wielkości opadów pozornie temu przeczą, wszak średnia z ostatnich kilku lat nie odbiega od normy. Jednak różnica jakościowa jest znaczna, gdyż dominują opady nawalne. W ich wyniku ok. 30 procent wód opadowych odpływa, zamiast zasilać warstwy wodonośne. Na dodatek odnotowywane są coraz wyższe średnie temperatury, co powoduje zwiększone parowanie wód opadowych i dalsze zmniejszenie zasilania wód podziemnych.

Wszystko to można wyczytać na stronach: „Wołanie o deszcz, czy jest go rzeczywiście coraz…” (EKOlogicznie, Racjonalnie, Doświadczalnie – blog o tym, jak dane i ich wizualizacja mogą pomóc interpretować aspekty środowiskowe i nie tylko). Ponieważ spór toczony jest w strefie przygranicznej z Czechami, dane meteorologiczne winne być aktualne również dla Czech w tym rejonie. Trzeba zaznaczyć, że Kopalnia Węgla Brunatnego Turów (KWB Turów) nie ma żadnego racjonalnego wpływu na charakter opadów i wzrost temperatury związany z ociepleniem klimatu na naszym globie. To byłby pierwszy rzeczowy dowód, na to, że brak wody w czeskich, a także polskich studniach nie tylko w tym rejonie, nie ma nic wspólnego z KWB Turów.

Kotlina Turoszowska

Jak sama nazwa wskazuje, kotlina to zagłębienie. W wypadku Kotliny Turoszowskiej jest ona doskonale widoczna zarówno na mapach, jak i w morfologii. Każdy, kto choć raz był w tym rejonie łatwo zauważy, że dojazd do kopalni od strony Zgorzelca, jest z góry. Na najniższym poziomie znajduje się kopalnia i miasto Bogatynia otoczone pobliskimi wzgórzami, na których ustawiono liczne wiatraki energetyczne. Wody opadowe zasilające podziemne warstwy wodonośne zgodnie z prawem grawitacji spływają z wyższych wzgórz otaczających KWB Turów w kierunku kopalni, a nie odwrotnie, jak usiłują wmówić nam to czescy politycy. Wzgórzami tymi biegnie granica państwowa.

Morfologicznej niecce odpowiada niecka geologiczna. Ponieważ pod względem wielkości terytorialnej. Według ocen specjalistów w wyniku eksploatacji dno kotliny zostało pogłębione o ok. 200 m. W dnie doliny nacinane są robotami górniczymi warstwy wodonośne o charakterze soczewkowym, o niewielkim rozprzestrzenieniu liczonym najwyżej w setkach metrów. Podłoże poniżej eksploatowanego węgla jest zbudowane z litych masywnych skał granitowo gnejsowych o charakterze nieprzepuszczalnego ekranu. Kotlina Turoszowska zarówno pod względem geologicznym, jak i terytorialnym należy do Polski. Jest to tzw. Worek Turoszowski.

Spór historyczny

Ten spór o posiadanie Kotliny Turoszowskiej toczy się mniej lub bardziej ukryty od czasów zakończenia II Wojny Światowej. Trzeba przyznać, że istnienie tej kotliny po stronie polskiej jest pewnym dziwolągiem geograficznym. Wąski pas ziemi wtłoczony pomiędzy Niemcy i Czechy, w pewnym stopniu nie odpowiada ogólnie przyjętym zasadom naturalnych i prostych granic. Niemniej w tym przypadku było to podyktowane przyjętą zasadą poprowadzenia granicy czesko polskiej od strony Sudetów po linii dawnej granicy czesko – niemieckiej, a ta akuratnie tak właśnie była poprowadzona. Ustabilizowaniu przebiegającej w tym miejscu granicy sprzyjała do 1947 roku obecność wojsk sowieckich i zarządzanie przez nie istniejącą od dawna kopalnią i elektrownią po stronie niemieckiej. Wycofując się z tego terytorium Sowieci całą kotlinę przekazali Polsce. Ta „zadra” w jakiś sposób do dzisiaj daje znać o sobie. Czescy politycy skarżą się do UE na „ignorowanie” ich postulatów przez stronę polską. Rozmowy na ten temat nasilają mniej więcej od 2016 roku, kiedy to po raz pierwszy problem ten oficjalnie przedstawił premier Boguslav Sobotka podczas swojej wizyty w Warszawie.

Zamiast jałowych sporów niepozbawionych elementów politycznych najlepszym, moim zdaniem, rozwiązaniem tej sprawy byłoby przeprowadzenie odpowiednich badań znacznikowych. Znaczniki (nie groźne dla zdrowia) wprowadzone do wód w czeskich studniach, gdyby pokazały się w wodach KWB Turów, byłby to dowód nie do odrzucenia. Obie strony winne jednak porozumieć się w tej sprawie i wyznaczone przez nich instytucje naukowe winne wspólnie nadzorować prowadzenie tych badań.

Najnowsze artykuły