KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
Jeden rzut oka na porównanie postulatów zawartych w koncepcji Unii Energetycznej w wersji polskiej i negocjowanej obecnie w Brukseli pozwala ocenić, że Polacy przegrywają batalię o zwiększenie bezpieczeństwa energetycznego za pomocą jej zapisów. W działaniach Warszawy brakuje nieszablonowego i nowatorskiego podejścia.
Koncepcja Unii Energetycznej jest obecnie oparta na pięciu filarach:
- bezpieczeństwo dostaw w oparciu o zasady solidarności i zaufania,
- konkurencyjny i ukończony rynek wewnętrzny energii,
- obniżenie popytu na energię,
- dekarbonizacja koszyka energetycznego UE,
- badania i rozwój.
Należy przypomnieć, że pierwotny pomysł zaprezentowany jeszcze przez rząd Donalda Tuska w 2014 roku zawierał inne filary:
- Stworzenie skutecznego mechanizmu solidarności gazowej na wypadek kryzysów dostaw.
- Zwiększenie finansowania budowy ze środków Unii Europejskiej (UE) infrastruktury zapewniającej solidarność energetyczną, szczególnie na wschodzie UE – nawet do 75 proc. wartości projektów.
- Wspólne zakupy energii.
- Rehabilitacja węgla, jako źródła energii.
- Wydobycie gazu łupkowego.
- Radykalna dywersyfikacja dostaw gazu do UE.
Opór w Brukseli wobec polskich postulatów spowodował, że najbardziej kontrowersyjne zapisy jak rehabilitacja węgla i wspólne zakupy energii zostały lub prawdopodobnie zostaną wykluczone z listy. Było to możliwe dzięki intensywnej akcji lobbingowej w którą włączyły się rządy państw członkowskich, firmy oraz agencje PR-owskie. Elementem walki o kształt Unii Energetycznej byli także internauci, którzy forsowali agendę klimatyczną w dyskusjach o koncepcji w mediach społecznościowych na czele z Twitterem.
Z nieoficjalnych informacji do których dotarłem wynika, że na wczorajszym spotkaniu Premier Ewy Kopacz z wiceprzewodniczącym ds. Unii Energetycznej Maroszem Szewczowiczem, unijny urzędnik zwrócił Polakom uwagę na fakt, że polski głos jest słabo słyszalny w Brukseli, dlatego koncepcja ulega przeobrażeniom zgodnie z interesem Niemiec i innych państw, które artykułują swoje racje głośniej. – Dlaczego dziwicie się państwo, że w agendzie jest coraz więcej postulatów z zakresu polityki klimatycznej? Codziennie dostaje dziesiątki maili na temat dekarbonizacji, chodzę na konferencje i spotykam się z ludźmi, którzy promują taką wizję. Nie mogę tego lekceważyć – miał powiedzieć w Warszawie Szewczowicz.
Wojna informacyjna w internecie jest szczególnie widoczna w dobie wojny na Ukrainie. Rosjanie przodują w zalewaniu sieci zmanipulowanym materiałem informacyjnym, który potem komentują zatrudnieni w tym celu użytkownicy. Skala zjawiska została doceniona przez brytyjską armię, która planuje utworzyć wiosną jednostkę wojskową, która ma oddziaływać na media społecznościowe. Etatowi hakerzy na usługach państwa to od początku dekady stały element działań chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej. To nowy front walki z dezinformacją, którego Polska zdaje się nie doceniać. Dopuszczam oczywiście możliwość, że prowadzone są pewne działania niejawne w tym zakresie, ale w takim wypadku należałoby miernie ocenić ich efektywność.
Także w energetyce potrzebny jest silniejszy polski głos, który zostanie usłyszany w Brukseli i pozwoli na przeforsowanie przynajmniej kilku korzystnych rozwiązań w ramach Unii Energetycznej. Na stole zostały: zwiększenie transparencji umów gazowych oraz (nieoficjalne) wsparcie Komisji Europejskiej w negocjacjach kontraktów z państwami trzecimi jak Rosja. Z drugiej strony w grze jest postulat wzmocnienia mechanizmu handlu emisjami (ETS), niezgodny z polskim interesem. Wciąż nierozstrzygnięte pozostaje śledztwo antymonopolowe przeciwko Gazpromowi.
Do 25 lutego, kiedy Marosz Szewczowicz zamierza przedstawić plan działania dla Unii Energetycznej Polska musi działać, korzystając nie tylko z kanałów dyplomatycznych. Szewczowicz musi dowiadywać się o naszym stanowisku z poczty i brukselskich korytarzy, a nie tylko wtedy, gdy pofatyguje się do Warszawy. W biurokratycznym centrum Unii Europejskiej działa już Central Europe Energy Partners i obecne są niektóre firmy z sektora energetycznego. To jednak za mało. Rząd powinien wykorzystać swój wpływ na spółki skarbu państwa, aby te uskuteczniły swoje działania na rzecz Unii Energetycznej. Bez tego nie możemy liczyć na to, że ktoś będzie szukał polskiego głosu w narastającej polifonii nowoczesnej debaty publicznej. Budujmy Unię Energetyczną na miarę naszych oczekiwań zanim zbuduje ją ktoś inny – zgodnie z własnym interesem.