– Analiza ekonomiczna sugeruje, że embargo unijne na surowce Rosji jest zasadne w długim terminie, choć krótkoterminowo przyniesie dodatkowe koszty. Jednakże planowanie strategiczne nakazuje traktować porzucenie surowców Rosji jako inwestycje w bezpieczeństwo i suwerenność energetyczną analogicznie jak przy dywersyfikacji dostaw gazu do Polski, która zwraca się teraz ekonomicznie – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Najgorsza decyzja to brak decyzji
Na wstępie należy określić perspektywę analizy. Ograniczenie podaży gazu w Europie przez Gazprom obserwowane od wakacji 2021 roku, które opisałem w osobnym tekście, może być traktowane jako początek wojny Rosji przeciwko Zachodowi z użyciem energetyki. Kryzys energetyczny podsycany przez tę firmę trwa od wtedy, a zatem nie można mówić, że jeszcze nie ponosimy konsekwencji polityki wschodniej prowadzonej przez Zachód na Ukrainie. Można dzisiaj postawić tezę, że Rosjanie podsycali kryzys prawdopodobnie właśnie po to, aby sparaliżować reakcję zachodnią na atak na Ukrainę. Postawiłem taką tezę w tekście z czerwca 2021 roku, w którym zastanawiałem się czy kryzys cen gazu to preludium do wojny. Okazuje się, że tak właśnie było. Należy dodać, że obecnie Rosjanie ograniczają podaż ropy naftowej, być może w celu dalszego windowania cen tego paliwa wyniesionych do niewidzianego od ponad dekady maksimum około 139 dolarów za baryłkę Brent w dniach tuż po ataku Rosji na Ukrainę. To działanie podjęte przed wprowadzeniem embargo na ropę rosyjską, mającą dalej paraliżować Zachód. Upadają zatem dwie tezy. Z analizy danych minionego półrocza wynika, że to nieprawda, iż nie ponosimy jeszcze kosztów ataku Rosji na Ukrainę w energetyce i nieprawdą jest, że nie będziemy ich ponosić, jeżeli pozostaniemy bierni. Natomiast bierność może kosztować jeszcze więcej niż embargo unijne. Konsekwencje ekonomiczne braku działania zostały dobrze podsumowane przez Macieja Jaszczuka z portalu Subiektywnie o Finansach, który polecam jako źródło rzetelnej informacji ekonomicznej. Także perspektywa długoterminowa przekonuje, że w dłuższym okresie embargo na surowce Rosji zwróci się także gospodarczo.
Po zarazie i wojnie przyjdzie głód
Brak embargo unijnego na surowce rosyjskie, które ma zatrzeć wciąż nieźle naoliwioną maszynę gospodarczą Kremla, przyniesie długofalowo dodatkowe straty ekonomiczne. Kryzys militarny za miedzą Polski to groźba ucieczki inwestycji oraz podwyżki kosztów ubezpieczeń. Pierwsze informacje o wycofywaniu się kapitału z naszego rynku przez wojnę na Ukrainie pojawiły się już także na łamach BiznesAlert.pl. Maciej Jaszczuk pisze, że rosnąca fala migracji wojennej będzie podnosić koszty polityki socjalnej oraz obciążenie infrastruktury. Rośnie także konsumpcja, która będzie dalej windować rekordową inflację. Jaszczuk przypomina, że działania wojenne na Ukrainie spowodowały, że zasiewy w tym kraju były niższe o połowę. Warto do tej analizy dodać, że rekordowe ceny gazu celowo podnoszone przez Gazprom ograniczający podaż zmniejszyły także produkcję nawozów na świecie, grożąc niedoborem plonów latem 2022 roku i rekordowymi cenami żywności na Starym Kontynencie oraz klęską głodu w Afryce. Ceny nawozów wzrosły pod koniec marca o 43 procent na giełdzie w amerykańskiej Tampie. Najwięksi eksporterzy zboża jak Indie będą próbowali ulżyć rynkowi, ale będzie trudniej przez rekordowo niskie zbiory wynikające z niedoboru i rekordowych cen nawozów. Dojdzie także do wtórnej podwyżki cen. Przykładowo, opisywane zjawisko wywinduje do rekordów ceny olejów służących do smażenia, a przez to także określonych produktów spożywczych. Należy zastrzec, że rynek polski jest stosunkowo dobrze zabezpieczony ze względu na kontrakt długoterminowy Grupa Azoty-PGNiG, który pozwolił Azotom nie ograniczać produkcji nawozów w przeciwieństwie do jego konkurentów z rynku europejskiego. Z tej perspektywy należy ocenić, że Polska słusznie zatrzymała wrogie przejęcie tej spółki przez rosyjski Acron. Ówczesny wiceminister skarbu państwa Mikołaj Budzanowski ocenia współcześnie na falach Polskiego Radio, że mniej więcej wtedy pojawiła się narracja rosyjska o tym, że Polska nie potrzebuje terminalu LNG. Podobne głosy pojawiały się w styczniu 2022 roku w odniesieniu do gazociągu Baltic Pipe, nawet tuż przed atakiem Rosji.
Nie czy ale jak porzucić surowce Rosji
Należy zatem zatrzymać import surowców z Rosji nie tylko w celu uniezależnienia się i uzyskania niższych cen dzięki dywersyfikacji, ale także w celu zatrzymania Rosjan na Ukrainie. Im dłużej będzie trwała wojna, tym większe będzie obciążenie gospodarki Polski. Uczynienie przez Rosję z Ukrainy drugiego Sudanu to recepta na trwałą destabilizację naszej części Europy i odpływ kapitału. Im dłużej będzie trwała wojna na Ukrainie, tym większa będzie klęska głodu tej jesieni. Im więcej pieniędzy wydamy na radzenie sobie z kryzysem wywołanym przez Rosję, tym mniej będziemy mieli środków na niezbędne zbrojenia na wypadek ataku Rosjan na wschodnią flankę NATO, którym regularnie grozi Kreml, tak jak w przeszłości groził atakiem na Ukrainę i mając sposobność zrealizował tę groźbę.
Embargo unijne na surowce Rosji to najlepsze rozwiązanie pozwalające uderzyć w przychody budżetu rosyjskiego zaopatrywanego w około jednej trzeciej (37 procent według Federalnej Służby Celnej) ze sprzedaży węglowodorów, w tym w około trzech czwartych (75 procent) z handlu ropą naftową. Węgiel mający stać się celem piątego pakietu sankcji Unii Europejskiej odpowiada za cztery mld euro przychodów rocznie a dostawy do Europy stanowią 11 procent eksportu tego surowca z Rosji. Cztery mld euro to niedużo wobec faktu, że Rosjanie zarabiają około 660 mln euro według danych Bruegel z początku marca. Wszelkie sankcje ekonomiczne dotykające teraz sektor energetyczny, bankowy i zbrojeniowy Rosji są, póki co, do pewnego stopnia rekompensowane rekordowymi cenami sprzedaży surowców. To między innymi dzięki temu handlarz Trafigura może oferować rosyjską mieszankę Urals w cenie niższej o nawet 37 dolarów od giełdowej w celu kuszenia klientów obniżkami. Należy jednak przypomnieć, że cena to dla Rosjan sprawa drugorzędna i jest dostosowywana arbitralnie na potrzeby polityczne. Rosjanie są skłonni sprzedawać surowce ze stratą, jeżeli jest uzasadnienie takiego ruchu na płaszczyźnie politycznej. Póki co nie ma chętnych na Zachodzie, ale znajdują się zainteresowani w Azji. Warto jednak zaznaczyć, że Rosji będzie trudno przekierować szybko węglowodory z Europy na wschód ze względu na brak gazociągów do Chin z bazy surowcowej na Jamale, problem znany z opowieści o umowie stulecia Gazprom-CNPCP z 2014 roku, a także ograniczonej chłonności rynku azjatyckiego na ropę. Paradoksalnie, większa sprzedaż ropy rosyjskiej w Azji może sprawić, że będzie większa podaż tego surowca z innych źródeł w Europie, co sugeruje Wood Mackenzie. Podaż z Rosji jest szacowana na w sumie 3 mln baryłek i nie można jej całkowicie przekierować z Europy do Azji. Oznacza to, że Rosjanie nie są w stanie uodpornić gospodarki na embargo unijne na ich surowce. Z tego powodu uderzenie w ten sposób może sparaliżować działanie Rosjan na Ukrainie i zapewne dlatego wolą oni paraliżować Zachód strachem przed embargo.
Im dłużej trwa wojna, tym większe będą straty
Tymczasem uleganie presji Rosji to recepta na długoterminowy kryzys energetyczny, który może posłużyć Rosjanom do zmiany rządów w Europie na prorosyjskie. Warto obserwować które siły polityczne na Zachodzie straszą drożyzną związaną z adekwatną odpowiedzią na agresję Rosji. Okazuje się, że istotna część z nich proponuje politykę prorosyjską. Na koniec potrzebna jest konstatacja, że wszelkie koszty reakcji na działania Rosji będą niższe od tych wynikających z bierności, jeżeli wojna rozprzestrzeni się z Ukrainy na Zachód, a taką możliwość należy brać pod uwagę w planowaniu strategicznym. Zachód już raz źle skalkulował ryzyko ataku Rosji na Ukrainę i nie może powtórzyć tego błędu ponownie, najwyżej będzie pozytywnie zaskoczony. Spór o to czy uniezależnić się od surowców rosyjskich traci zatem sens po ataku Rosji na Ukrainę. Długoterminowo jest to rozwiązanie opłacalne nie tylko ze względu na spoistość NATO i Unii Europejskiej oraz wspólną politykę zagraniczną i bezpieczeństwa, ale także z powodów ekonomicznych w energetyce. Czy Europa poniesie koszty embargo unijnego? Na początek warto zaznaczyć, że koszty już rosną, o czym pisałem wyżej, a będą rosnąć niezależnie od naszej decyzji, więc należy „wybrać swoją truciznę” trawestując znane powiedzenie anglosaskie. Embargo unijne na surowce Rosji podniosłoby dodatkowo rachunki za energię, gaz i koszt paliwa na stacjach. Przez to wzrosłaby inflacja i oprocentowanie kredytów. Dostępne środki zaradcze na poziomie unijnym oraz krajowym zaproponowane przez Komisję Europejską jeszcze przed atakiem Rosji na Ukrainie, ale już po podsyceniu przez nią kryzysu energetycznego, to interwencja w postaci subsydiowania cen energii dla najuboższych (jak dodatek energetyczny w Polsce) oraz obniżanie narzutów wpływających na ceny mediów, jak VAT i akcyza (obniżone także w Polsce). Te rozwiązania będą stosowane nadal i rozbudowywane na poziomie Unii Europejskiej w sposób, który nie został dotąd ostatecznie ustalony. W grę wchodzą agencyjne zakupy zapasów gazu przed następnym sezonem grzewczym, taryfa ulgowa w polityce klimatycznej obniżająca rachunki za energię i inne działania, które mają zmniejszyć kryzys energetyczny. Rozwiązania długoterminowe to uniezależnienie od dostaw z Rosji pozwalające obniżyć ceny, jak w przypadku porzucenia kontraktu jamalskiego z rosyjskim Gazpromem dzięki licznym alternatywom w Polsce. Okazuje się, że polityka dywersyfikacji podważyła sztandarową tezę Rosjan o tym, że LNG z USA nie może się opłacać. W warunkach kryzysu energetycznego umowa PGNiG-Cheniere może być najtańsza w portfolio polskiego PGNiG ze względu na różnicę cen w Europie i na wciąż dobrze zaopatrzonym rynku europejskim. To z tego dostawy LNG do Europy sięgają obecnie rekordów historycznych. Z tej perspektywy odcięcie się od surowców rosyjskich jest rozwiązaniem kosztownym krótkoterminowo, a korzystnym ekonomicznie długoterminowo, czego najlepszym dowodem jest sukces polityki dywersyfikacji dostaw gazu w Polsce. Brak embargo i tak nie uchroni nas przed podwyżkami, bo Rosjanie chcą dalej ograniczać podaż surowców by podsycać kryzys energetyczny, by wywrzeć jeszcze większą presję na Zachód.
Razem źle, osobno jeszcze gorzej
Paradoksalnie, obecny kryzys to także okazja do zaplanowania modelu ekonomicznego Europy na nowo. Zależność od dostaw gazu z Rosji odpowiadającego za 41 procent importu i symbolizowana przez zamrożony projekt Nord Stream 2 musi się skończyć i być może wymaga szoku, aby było to możliwe. Należy się uniezależnić od surowców Rosji, ale do rozstrzygnięcia pozostaje w jaki sposób. Czy Polska powinna mówić o tym, że wprowadzi unilateralne sankcje wobec Rosji wcześniej niż inne kraje Unii Europejskiej, czy też po staremu informować o porzuceniu zależności od rosyjskich surowców tak szybko, jak to możliwe. Z tego punktu widzenia do rozstrzygnięcia pozostaje po pierwsze, kiedy porzucić dostawy z Rosji: czy czekać na wygaśnięcie umów długoterminowych z Gazpromem, Rosnieftem oraz Tatnieftem, czy zrobić to wcześniej. Po drugie, czy należy użyć w tym celu embargo unijnego, czy działać unilateralnie w razie braku konsensusu. Cel maksimum to embargo unijne, które skutecznie osłabiłoby Rosję w trakcie wojny na Ukrainie zanim zdąży uodpornić się na dotychczasowe sankcje zachodnie. Należy liczyć się z możliwością, że ten cel nie zostanie szybko osiągnięty przez brak konsensusu w Unii Europejskiej. Do rozważenia są rozwiązania kompromisowe jak podatek od węglowodorów z Rosji nałożony na sprzedawców rosyjskich lub konto powiernicze gromadzące środki na zapłatę Rosjanom. W scenariuszu optymistycznym możliwe jest wprowadzenie sankcji na surowce, a także wprowadzenie ich na sektor bankowy za udział w transakcjach energetycznych z Rosją wzorem rozwiązań zastosowanych wobec Iranu. Takie rozwiązanie, wprowadzone na przykład unilateralnie przez Amerykanów, sprawi, że Rosjanie zostaną ze swymi surowcami sami, będą musieli ograniczyć pracę sektora rafineryjnego. Scenariusz pesymistyczny to brak działań i wejście w nową formę współzależności poprzez mechanizm zamiany walut umów gazowych z Gazpromem na ruble, któremu sprzeciwia się Komisja Europejska, ale mogą się na niego zgodzić kraje prorosyjskie jak Węgry. Rozczłonkowanie polityki sankcji Unii Europejskiej i NATO wobec Rosji z użyciem energetyki to najczarniejszy scenariusz i prawdopodobny cel działania Kremla.
Uniezależnienie od Rosji to zysk długoterminowy
Niezależnie od tego porzucenie dostaw gazu, ropy i węgla z Rosji jest długoterminowo opłacalne dla poszczególnych krajów europejskich, które w razie braku embargo powinny zgodnie z prawem zakończyć kontrakty długoterminowe oraz porzucić dostawy spotowe z rynku rosyjskiego. Wszelkie opłaty za surowce na konto Rosji to finansowanie jej działań wojennych na Ukrainie a współzależność w energetyce wystawia na groźbę szantażu energetycznego w celach politycznych, który jest stosowany nawet po rozpoczęciu wojny, czego dowodem jest spór o płatności w rublach oraz regularne groźby Kremla, że zakręci kurek z gazem albo ropą. Istnieje podejrzenie, że Rosjanie już teraz ograniczają podaż ropy, tak jak robili to z gazem. Potrzeba przewidywalności biznesu każe szukać partnerów gdzie indziej niezależnie od tego, czy potraktujemy porzucenie węglowodorów rosyjskich jako sankcję czy obronę interesów gospodarczych i politycznych. Portfolio importowe krajów unijnych będzie się zmieniać na niekorzyść Rosji jak było w Polsce w przypadku gazu ziemnego. Krótkoterminowo, w razie embargo unijnego, będzie koniecznie ograniczenie poboru poprzez zmniejszenie produkcji przemysłowej, bo Europa nie zrealizuje całego zapotrzebowania spoza Rosji na dziś, ale długoterminowo powinno się odrodzić dzięki dostawom z nowych kierunków. Gospodarka niezależna od dostaw z Rosji będzie bezpieczniejsza i znów z pomocą przychodzi przykład Polski, która nie musi się obawiać kryzysu gazowego, bo mogłaby z dnia na dzień porzucić dostawy gazu z Rosji, czego nie mogą powiedzieć Niemcy i Węgry od lat brnące w zależność. Brak importu z Rosji rodzi zatem stabilność ekonomiczną. To także okazja do dalszej transformacji energetycznej. – Surowce rosyjskie służą głównie napędzaniu przemysłu europejskiego, to kolejny argument za rozwojem zielonych technologii – tłumaczył Andris Piebalgs, były komisarz ds. energii z Łotwy, podczas konferencji Florenckiej Szkoły Regulacji. Przypomniał, że kraje postrzegane jak wrogie w Rosji to te, które wydają najwięcej na zbrojenia i najbardziej uniezależniają się od rosyjskich surowców: Polska i kraje bałtyckie. Piebalgs przypomina, że to kolejny argument za zmniejszeniem wrażliwości na przerwę dostaw z Rosji. Jego zdaniem już teraz płacimy na stacjach paliw dodatkową premię za atak Rosjan na Ukrainę i będziemy płacić tym więcej, im dłużej Kreml nie zostanie powstrzymany.
Ograniczenie podaży surowców Rosji w Europie może być kompensowane przez a) zapasy, b) dywersyfikację, c) ograniczenie popytu. Pisałem już o możliwościach działania w Polsce w tekstach o turbodywersyfikacji w sektorze gazu i ropy naftowej. Sprawa oddzielna to porzucenie węgla z Rosji, które jest możliwe dzięki ustawie o przeciwdziałaniu wspierania agresji Rosji na Ukrainę stworzonej przez resort spraw wewnętrznych i administracji, ponieważ import z tego kierunku odbywał się z udziałem podmiotów prywatnych z sektora ciepłownictwa regionalnego oraz odbiorców indywidualnych. Można uznać, że jest to sankcja unilateralna Polski, choć również Niemcy zadeklarowały porzucenie węgla z Rosji w tym roku. Zwolennicy podejścia czysto ekonomicznego powinni jednak spojrzeć na ten pomysł przychylniej ze względu na fakt, że spadek podaży z Rosji zwiększy zainteresowanie dostawami węgla krajowego, który był mniej konkurencyjny, ale teraz aktualizacja strategii energetycznej Polski przewiduje okresowe zwiększanie wydobycia ze względu na kryzys energetyczny i odcięcie od dostaw rosyjskich. Embargo unijne zostanie wprowadzone przez państwa Unii Europejskiej albo w swoisty sposób wprowadzi się samo, ponieważ to polityka Rosji odstrasza od niej klientów na Zachodzie. Dane pokazują, że w sektorze ropy naftowej już zachodzi to zjawisko, bo ropa rosyjska staje się trędowata. The Economist donosi, że ropa rosyjska jest coraz mniej popularna. Eksport ropy z Rosji 24 marca sięgał 2,3 mln baryłek dziennie i to jest poziom o prawie 2 mln ton niższy od pierwszego marca według firmy Kepler.
Oczywista oczywistość podparta liczbami
Planowanie strategiczne powinno wykraczać poza okres doraźnych problemów wywołanych embargo albo odchodzeniem poszczególnych krajów unijnych od surowców rosyjskich. Wroga polityka Rosji podnosi koszty ekonomiczne ze względu na kryzys energetyczny, a adekwatna odpowiedź na nią te koszty podniesie dodatkowo, ale nie tak bardzo jak bierność, która przyniosłaby jeszcze większe straty. Niezależnie od losu debaty o embargo unijnym uzasadnione jest porzucenie surowców z Rosji, także ze względów ekonomicznych. Miliardowe inwestycje w terminal LNG, gazociąg Baltic Pipe i kolejne w drugi, pływający terminal w Zatoce Gdańskiej dają stabilność gospodarce Polski, która nie musi wprowadzać stanu podwyższonego ryzyka na rynku gazu wobec nowych gróźb Rosji w przeciwieństwie do Niemiec, które przez zależność już ogłosiły ten stan. Może się okazać, że Polska będzie zarabiać na reeksporcie gazu spoza Rosji do Niemiec właśnie dzięki długoterminowej inwestycji w suwerenność energetyczną rozumianą jako niezależność od jednego dostawcy. Wydawałoby się na przykładzie debaty o kontrakcie jamalskim w Polsce, że taka teza jest oczywista, ale dezinformacja rosyjska z użyciem kryzysu energetycznego wciąż odwodzi część opinii publicznej od tej oczywistości prawdopodobnie po to, aby Zachód bał się embargo na surowce rosyjskie. Długoterminowo ich porzucenie da korzyść gospodarce.
Jakóbik: Turbodywersyfikacja wobec inwazji Rosji na Ukrainie (ANALIZA)