KOMENTARZ
Adam Czyżewski
Główny Ekonomista PKN Orlen
Uczestniczyłem niedawno w debacie na temat reindustrializacji Europy. Szczerze mówiąc miałem na ten temat krótką odpowiedź. A właściwie pytanie. O co w tej debacie chodzi?
Przemysłu w Europie jest tyle, ile udaje się zatrzymać (przypadek starych krajów UE) lub przyciągnąć (kraje Europy Środkowo-Wschodniej). Proces redukcji udziału przemysłu w tworzeniu PKB trwa w krajach rozwiniętych od kilku dekad i ma kilka przyczyn. Jedną z nich jest postęp technologiczny, wzrost produktywności przemysłu oraz dynamiczny rozwój sektora usług następujący wraz ze wzrostem zamożności. Druga to bezpośrednie inwestycje zagraniczne, czyli przenoszenie produkcji do krajów uboższych, z powodu niższych kosztów pracy. Jednak nie każdy kraj o niskich kosztach pracy przyciąga zagranicznych inwestorów. Chodzi nie tylko o to, by w kraju przyjmującym panowały przyzwoite warunki do prowadzenia biznesu, ale także o gwarancje, że inwestor będzie mógł wytransferować zyski za granicę. Taką sztandarową gwarancją w przypadku kraju przyjmującego inwestorów, jest członkostwo w WTO (Światowa Organizacja Handlu, utworzona w 1995 roku).
O tym, jak ważny jest to czynnik, świadczy współczesna historia gospodarcza Chin, które zostały przyjęte do WTO w grudniu 2001 roku i od tego czasu zaczęły się dynamicznie rozwijać i wpływać na gospodarkę globalną. Tani eksport towarów konsumpcyjnych z Chin przyczynił się do istotnego ograniczenia inflacji w gospodarkach rozwiniętych (a także w Polsce) i w konsekwencji do środowiska niskich stóp procentowych. Niskie stopy procentowe skłaniały do brania kredytów i inwestowania w nieruchomości, które drożejąc powodowały, że ich właściciele czuli się zamożniejsi i byli skłonni wydawać więcej na konsumpcję. To z kolei umożliwiały im dynamicznie rozwijające się instytucje i rynki finansowe. Niektórzy badacze wiązali skuteczność banków centralnych w ograniczaniu inflacji, z rosnąca popularnością strategii bezpośredniego celu inflacyjnego (Polska przyjęła strategię bezpośredniego celu inflacyjnego w 1998 roku, gdy inflacja średnioroczna była na poziomie 11.8%). Ja jednak dostrzegam w tym duży wpływ przyjęcia Chin do WTO.
Gdyby Chiny nie stały się członkiem WTO w 2001 roku, pewnie w 2008 roku nie doszłoby do załamania na rynku nieruchomości. Nie doszłoby także do tak dynamicznego wzrostu cen ropy, jaki miał miejsce w latach 2003-2008 i trudniej by było Stanom Zjednoczonym dokonać przełomu w technologiach wydobycia gazu ziemnego i ropy naftowej. Nie byłoby obniżenia cen energii w USA i powrotu przemysłu, także z Chin (koszty pracy w najbardziej uprzemysłowionych regionach Chin wcale nie są już atrakcyjne a ceny energii zdecydowanie wysokie). Kreśląc taki alternatywny scenariusz daleki jestem od obwiniania Chin za to, że w Europie nadal dotkliwie odczuwamy skutki kryzysu finansowego. Chciałem, posługując się tym przykładem pokazać, że suwerenna polityka gospodarcza dużego kraju zmienia warunki gospodarcze w innych krajach na całym świecie. Umocnienie się dolara amerykańskiego wobec innych walut, także wobec złotego, jest spowodowane tym, że gospodarka Stanów Zjednoczonych ma się coraz lepiej i rynki finansowe oczekują, że niebawem FED zacznie podnosić stopy procentowe. Natomiast korzyść z umocnienia dolara odnosi strefa euro, bo ten proces wzmacnia skuteczność EBC w osłabianiu euro. To z kolei poprawia konkurencyjność gospodarek strefy euro na rynkach zagranicznych. Polska nie jest w strefie euro, więc skutki osłabienia euro (umocnienia złotego wobec euro) przy równoczesnym umocnieniu dolara (osłabieniu złotego wobec dolara) wpływają na warunki prowadzenia biznesu w Polsce. Paliwo drożeje z powodu słabnącego złotego do dolara, podczas gdy tanieje import (poza paliwami), w lwiej części sprowadzany ze strefy euro, a eksport przynosi mniejsze wpływy, bo złoty umacnia się wobec euro.
Wracając do ponownego uprzemysłowienia Europy, czyli do re-industrializacji, na myśl przychodzi oczywiście polityka gospodarcza Unii Europejskiej, która wpływa na warunki prowadzenia biznesu w Unii oraz poza nią. Biznes reaguje na relacje cen, kosztów, podatków, warunków prowadzenia biznesu w alternatywnych lokalizacjach i wybiera te miejsca, które są bardziej opłacalne. W przypadku Unii Europejskiej wysokie ceny energii wraz z podatkami związanymi z ochroną środowiska i klimatu zrobiły swoje. Komisja Europejska, przy pomocy narzędzi polityki gospodarczej pozbyła się większości „uciążliwego” przemysłu ze swojego terytorium a wraz z nim dużej liczby trwałych miejsc pracy dla średnio wykwalifikowanych pracowników. Tego nie da się odwrócić bez zmiany polityki gospodarczej.
W pierwszym rzędzie należałoby wyeliminować ryzyko regulacyjne generowane przez politykę energetyczną i klimatyczną w jej obecnym kształcie. Ryzyko to dotyczy sektora energii i podnosi koszt energii, który eliminuje z listy potencjalnych inwestorów przemysły energochłonne (np. hutnictwo i metalurgię, eksponowane także bezpośrednio na czynniki ryzyka, związane ze zmianami polityki klimatycznej). Te gałęzie przemysłu, wraz z wytwarzaniem energii, tworzą początek łańcucha wartości a ich obecność jest silnym bodźcem lokalizacji kolejnych generacji przemysłu przetwórczego i powiązanych z nim usług.
Ryzyko regulacyjne w UE jest przede wszystkim związane z systemami arbitralnych dopłat do preferowanych technologii (dopłaty te mogą być arbitralnie zmienione) a także z niepewnością dotyczącą cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla, które dzisiaj kosztują około 7 euro za tonę, a przed rokiem kosztowały zaledwie 3 euro. Powód wzrostu ceny? Wzmożony popyt związany z ostatnimi decyzjami w zakresie polityki klimatycznej (40% cel redukcji emisji CO2 do 2030 roku, a także oczekiwanie na rozpoczęcie procesu wycofania części uprawnień z rynku) oraz opieszałość decydentów unijnych w przekazywaniu firmom emitującym duże ilości gazów cieplarnianych darmowych praw do emisji za ubiegły rok. W związku z tym firmy tworzą rezerwy, by w razie czego kupić je na rynku. Konia z rzędem temu, kto przewidzi ścieżkę tych cen w horyzoncie budowy i życia elektrowni (20-30 lat), zwłaszcza w sytuacji, gdy rozpoczęła się debata nad kształtem Europejskiej Unii Energetycznej, która ma być wehikułem koordynacji bezpieczeństwa dostaw energii jak i krajowych polityk energetycznych. Nic dziwnego, że część koncernów energetycznych decyduje się lokalizować swoje elektrownie poza terytorium UE. Inne często sięgają po dopłaty, które w ostatecznym rachunku podnoszą koszty energii.
Co można zrobić? Trzeba jak najszybciej zdecydować się na mądra politykę przemysłową, sprzyjającą innowacyjności metodami, które nie typują zwycięzców. Zacząć trzeba od wizji rozwoju gospodarki UE i jej miejsca w świecie a następnie wygospodarować środki na finansowanie ukierunkowanych badań i… czekać na efekty. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, pojawią się w najmniej oczekiwanym czasie i miejscu. Innowacje mają bowiem to do siebie, że lubią nas zaskakiwać.