icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Smoleń: Musimy odejść od pieców gazowych, by osiągnąć neutralność klimatyczną do 2050 roku (ROZMOWA)

– Obecnie nie dofinansowujemy już na szczęście nowych pieców na węgiel, ale na gaz już tak. Od tego musimy odejść w pierwszej kolejności, na drodze do neutralności klimatycznej. Unia dąży do wstrzymania dotacji na instalację nowych kotłów zasilanych wyłącznie paliwami kopalnymi już w 2025 roku. Pozostawiono natomiast furtkę w postaci mniej emisyjnych instalacji hybrydowych, gdzie spalanie gazu to tylko jedno ze źródeł ciepła –  mówi Michał Smoleń, analityk Fundacji Instrat, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

  • Polska dopiero kilka lat temu na poważnie rozpoczęła proces wymiany najbardziej szkodliwych pieców, tzw. kopciuchów. Podjęcie tych kroków było motywowane walką ze smogiem, który do niedawna doprowadzał do dziesiątek tysięcy nadmiarowych zgonów każdej zimy. Niestety proces został zapoczątkowany za późno i nie brał pod uwagę innych wyzwań transformacyjnych – wyjaśnia Michał Smoleń.
  • Unijne zmiany regulacyjne to przede wszystkim sygnał to przyspieszenia działań transformacyjnych. Musimy kontynuować wymianę źródeł ciepła, kładąc nacisk już na te docelowe rozwiązania – przede wszystkim pompy ciepła, inwestować w termomodernizację. Doświadczenia ostatniego boomu na pompy ciepła wskazuje też na potrzebę uporządkowania funkcjonowania tych branż – zaznacza ekspert.
  • Natomiast koncentrowałbym się, i w komunikacji i w działaniach, na jak najszybszym odejściu od instalacji nowych pieców gazowych, które mają przecież dość długi okres użytkowania, oraz różnych instrumentach wsparcia transformacji. Koncentrowanie się na „zakazie” koło 2040 roku może niepokoić obywateli. Jednak obawy o to, że rządy europejskie zostawią swoich wyborców samych sobie, wprowadzając jednocześnie nagłe drakońskie kary dla rodzin, które nie zdążyły z remontem, nie są uzasadnione – to byłoby przecież polityczne samobójstwo – uspokaja analityk.
  • Musimy zbudować dojrzały sektor budowlany i remontowy, zdolny do realizacji odpowiedniej liczby projektów każdego roku, ale też odpowiednio nadzorowany i uczciwy. Przypadki instalacji chińskich urządzeń niskiej jakości, pomp o źle dobranych parametrach, czy przekłamanych obietnic dotyczących przyszłych kosztów eksploatacyjnych, położyły się pewnym cieniem na nastawieniu Polek i Polaków do wspomnianych technologii. Musimy tego uniknąć w przyszłości – przestrzega rozmówca BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Niedawno Parlament Europejski poparł nowelizację dyrektywy w sprawie charakterystyki energetycznej budynków, regulującej m.in. kwestię eksploatacji kotłów gazowych. Co to oznacza dla Polski i do czego zobowiązuje?

Michał Smoleń: Proponowany harmonogram odchodzenia od wykorzystania paliw kopalnych, w tym gazu ziemnego, w ogrzewaniu domów, stanowi spore wyzwanie dla naszego kraju. Jego skala wynika między innymi z dotychczasowych zaniedbań w tym zakresie. Polska jest ostatnim krajem Unii Europejskiej, i jednym z ostatnich w gronie państw rozwiniętych, w których węgiel jest wykorzystywany w szerokim zakresie do ogrzewania w gospodarstwach domowych. Większość państw zrezygnowało z tego paliwa, nie tylko ze względów na znaczne szkody wyrządzane zdrowiu publicznemu, ale i niską efektywność. Polska dopiero kilka lat temu na poważnie rozpoczęła proces wymiany najbardziej szkodliwych pieców, tzw. kopciuchów. Podjęcie tych kroków było motywowane walką ze smogiem, który do niedawna doprowadzał do dziesiątek tysięcy nadmiarowych zgonów każdej zimy. Niestety proces został zapoczątkowany za późno i nie brał pod uwagę innych wyzwań transformacyjnych. Owszem, walczono ze trującym smogiem, ale nie uwzględniono dalszych celów związanych z odstąpieniem od paliw kopalnych. Nawet najbardziej nowoczesny i efektywny kocioł zasilany węglem lub gazem, będzie emitował dwutlenek węgla. Nie uwzględniono również kwestii bezpieczeństwa energetycznego, o czym Polska przekonała się na jesieni 2022 roku, gdy po inwazji Rosji na Ukrainę ceny paliw importowanych m.in. na cele grzewcze znacznie wzrosły.

Obecnie nie dofinansowujemy już na szczęście nowych pieców na węgiel, ale na gaz już tak. Od tego musimy odejść w pierwszej kolejności, na drodze do neutralności klimatycznej. Unia dąży do wstrzymania dotacji na instalację nowych kotłów zasilanych wyłącznie paliwami kopalnymi już w 2025 roku. Pozostawiono natomiast furtkę w postaci mniej emisyjnych instalacji hybrydowych, gdzie spalanie gazu to tylko jedno ze źródeł ciepła. Następnie Unia Europejska sugeruje zakaz wykorzystania samodzielnych kotłów na paliwa kopalne w nowych i modernizowanych budynkach po 2030 roku, natomiast do 2040 roku powinniśmy w ogóle odejść od ich użytkowania.

Polska póki co określiła cele dotyczące odchodzenia od węgla w ogrzewaniu indywidualnych domów. W miastach zmiana miała dokonać się do 2030 roku, a na terenach wiejskich do 2040 roku. Do tej pory gaz był wspierany jako ta alternatywa korzystniejsza dla zdrowia i środowiska. Natomiast na poziomie Unia mówimy już o 2040 roku. jako roku odejściu od samodzielnych instalacji na wszelkie paliwa kopalne, nawet te nieco mniej szkodliwe dla otoczenia.

Jest to zgodne z unijnymi ambicjami redukcyjnymi. Komisja Europejska zaproponowała niedawno cel redukcyjny na 2040 roku, który miałby wynieść 90 procent. Osiągnięcie takich wskaźnikówbędzie możliwe tylko pod warunkiem niemal pełnej dekarbonizacji w tych prostszych obszarach, jak właśnie produkcja ciepła na potrzeby budynków czy sieci ciepłowniczych.

Czyli Polacy do 2040 roku mają zaprzestać korzystania z pieców gazowych?

Unijne zmiany regulacyjne to przede wszystkim sygnał to przyspieszenia działań transformacyjnych. Musimy kontynuować wymianę źródeł ciepła, kładąc nacisk już na te docelowe rozwiązania – przede wszystkim pompy ciepła, inwestować w termomodernizację. Doświadczenia ostatniego boomu na pompy ciepła wskazuje też na potrzebę uporządkowania funkcjonowania tych branż.

Daty odejścia od szkodliwych technologii to instrumenty planowania transformacji. Przykładowo, w Warszawie od zeszłego roku obowiązuje zakaz stosowania węgla kamiennego w piecach czy kominkach. To nie znaczy, że takich instalacji już w ogóle nie ma, ale jasna komunikacja oraz programy wsparcia pozwoliły na większościowe uporania się z tym problemem.

Czy Polska osiągnie wskazany w nowelizacji cel na 2040 roku? Mam co do tego wątpliwości. Niemniej ten proces może (i musi!) już być wtedy bardzo zaawansowany. Nie możemy udawać, że wpisujemy się w europejskie dążenia do neutralności klimatycznej w 2050 roku, a jednocześnie pozwolić sobie na szerokie spalanie paliw w ogrzewaniu w głębokich latach 40.

Jaka data w Pana ocenie byłaby bardziej realna na pełne odejście od gazu w ogrzewnictwie mieszkaniowym?

Uważam, że wskazanie 2040 roku jako docelowej daty jest słuszne. Natomiast koncentrowałbym się, i w komunikacji i w działaniach, na jak najszybszym odejściu od instalacji nowych pieców gazowych, które mają przecież dość długi okres użytkowania, oraz różnych instrumentach wsparcia transformacji. Koncentrowanie się na „zakazie” koło 2040 roku może niepokoić obywateli. Jednak obawy o to, że rządy europejskie zostawią swoich wyborców samych sobie, wprowadzając jednocześnie nagłe drakońskie kary dla rodzin, które nie zdążyły z remontem, nie są uzasadnione – to byłoby przecież polityczne samobójstwo. Ten cel jest w gruncie rzeczy bardziej dla rządów państw członkowskich, które mają zatroszczyć się o odpowiednie zaplanowanie zmian. Z punktu widzenia obywateli, ten proces będzie widoczny w praktyce bardziej przez pryzmat sztywnych wymogów dla nowych budynków, oraz atrakcyjnych formach wsparcia na modernizację starszych.

Ten proces odejścia od paliw kopalnych będzie trwał wiele lat, dlatego powinien na poważnie rozpocząć się jak najszybciej. Analogią jest tu cel dot. odejścia od samochód spalinowych – koło 2035 roku na rynek mają przestać by wypuszczane nowe tradycyjne pojazdy, jednak starsze spalinówki będą częstym widokiem na naszych drogach również w latach 40. Podobny, trochę szybszy proces czeka nas w kontekście samodzielnych instalacji na paliwa kopalne.

Jakie mechanizmy do wprowadzenia przez państwo mogą przyśpieszyć proces odejścia od pieców gazowych?

Pierwszą kwestią jest odpowiednie dofinansowanie zmian, ze świadomością, że termomodernizacja i instalacja pomp ciepła, są droższymi inwestycjami niż wymiana starych pieców węglowych na nowe lub gazowe. Po drugie musimy zadbać o to, aby wymiana była dostępna także dla rodzin mniej zarabiających, które mają ograniczone oszczędności czy potencjał kredytowy. Trwający program Czyste Powietrze ma już pewne sukcesy w tym zakresie. Trzecią kwestią jest wsparcie rynku, w uporządkowany sposób. Musimy zbudować dojrzały sektor budowlany i remontowy, zdolny do realizacji odpowiedniej liczby projektów każdego roku, ale też odpowiednio nadzorowany i uczciwy. Przypadki instalacji chińskich urządzeń niskiej jakości, pomp o źle dobranych parametrach, czy przekłamanych obietnic dotyczących przyszłych kosztów eksploatacyjnych, położyły się pewnym cieniem na nastawieniu Polek i Polaków do wspomnianych technologii. Musimy tego uniknąć w przyszłości.

Kolejnym aspektem jest przesłanie odpowiednich sygnałów finansowych. Kluczowe będzie tu wdrożenie systemu ETS 2, który sprawi, że ogrzewanie elektryczne stanie się bardziej opłacalne od alternatyw. Obecnie rodziny zasilające pompy ciepła prądem z sieci ponoszą, przenoszone na odbiorców, koszty uprawnień do emisji CO2. Takich opłat nie musimy jednak płacić, spalając węgiel czy gaz we własnym domu. To zmieni się już w najbliższych latach.

Uważam, że w dłuższej perspektywie, trzeba pomyśleć też o zmianie struktury zamieszkania w Polsce. Polityka mieszkaniowa to oczywiście wyzwanie, od którego odbijały się kolejne rządy – więc brakuje nam świeżych, pozytywnych doświadczeń w tym zakresie. Jednak w przyszłości samorządy, nie tylko w większych miastach, powinny na szerszą skalę rozwijać ofertę mieszkań do wynajem w nowoczesnych, efektywnych energetycznie budynkach wielorodzinnych. Może to stanowić alternatywę dla bardzo kosztownych remontów starych domów w złej kondycji, w tym tzw. wampirów energetycznych, których mieszkańcy już teraz, pomimo znacznych wydatków na opał, i tak nie mają zapewnionego komfortu cieplnego. Nie chodzi mi tutaj o żadne przymusowe przesiedlenia, a raczej jedną z opcji dostępnych dla osób mniej zamożnych, dla których kapitalny remont czy po prostu zastąpienie rozsypującego się domu nowym budynkiem spełniającym nowoczesne standardy nigdy nie będzie możliwe z przyczyn finansowych.

Jeżeli chodzi o poprawę stanu powietrza, którym oddycham, to jest też projekt nowego podatku od rejestracji aut spalinowych. Czy faktycznie zmniejszy emisje CO2?

Dotychczasowe doświadczenie transformacji w Polsce i Unia wskazują, że działania edukacyjne mają ograniczoną skuteczność jeżeli chodzi o zachęcanie obywateli do podejmowania istotnych prośrodowiskowych zmian. Ludzie zmieniają swoje zachowania gdy jest to opłacalne, gdy proces odbywa się bez szkody, albo wręcz z korzyścią dla ich komfortu. W energetyce widzieliśmy to, w większej skali, na przykładzie systemu ETS, tworzącego ekonomiczne bodźce dla ograniczania emisji. Na poziomie jednostek i rodzin, możemy wskazać popularność systemu wsparcia dla fotowoltaiki. Polacy nie nawrócili się nagle na klimatyczny radykalizm, po prostu energia solarna zaczęła im się opłacać. Wprowadzenie dodatkowych opłat, czy to od rejestracji czy rocznych, w przypadku samochodów, w zależności od stopnia ich szkodliwości, będzie tego typu ekonomicznym bodźcem do wyboru mniej emisyjnych środków transportu.

Ponownie trzeba jednak wrócić do sposobu komunikacji. W praktyce widzimy, że takie ekonomiczne bodźce mogą być „sprzedawane” z większym lub mniejszym powodzeniem. Polacy pokochali pierwotny, bardzo korzystny model wsparcia dla prosumenckiej fotowoltaiki, dzięki czemu szybko dorobiliśmy się kilkunastu GW mocy w tej technologii. Program nie budził większych kontrowersji społecznych, pomimo że spora część społeczeństwa nie tylko nie mogła z niego skorzystać, ale wręcz do niego dopłacała – poprzez podatki czy rachunki za energię, gdy dodatkowe koszty dla systemu energetycznego w związku ze wsparciem prosumentów były naturalnie przenoszone na wszystkich odbiorców energii elektrycznej. Mocniej przebijały się jednak te ogólne korzyści, w postaci podłączenia do systemu nowych mocy OZE.

Natomiast nowe opłaty czy podatki, nawet relatywnie niewielkie, mogą budzić większy sprzeciw, poczucie krzywdy czy dyskryminacji. Nie wystarczy więc, by systemy ekonomicznych bodźców były sensowne na papierze. One muszą się sprawdzać w praktyce. Wprowadzając nowe opłaty, rząd powinien analizować te ryzyka, tworzyć odpowiednie systemy zachęt, odpowiednio o nich opowiadać. Nie można też jednak wylewać dziecka z kąpielą i w ogóle odchodzić od ekonomicznych bodźców w postaci specjalnych podatków, dotacji itd.

Elektromobilność to oczywiście niezbędny element polskiej transformacji energetycznej. Jeżeli odpowiednio ułożymy taryfy oraz rozwiniemy infrastrukturę ładowania, flota aut elektrycznych może nieźle współpracować z systemem energetycznym opartym w coraz większym stopniu na zmiennej produkcji z wiatru i słońca, nawet w roli pomocniczego magazynu energii (vehicle-to-grid). Ta polska droga do elektromobilności zajmie wiele lat, ale musimy w nią wyruszyć na poważnie już w tej dekadzie.

Rozmawiając o trosce dotyczącej środowiska nie sposób nie wspomnieć o Europejskim Zielonym Ładzie. Nawet dzisiaj rolnicy protestują przeciwko jego postulatom. Czy cały jest szkodliwy? Należy z niego zrezygnować?

Pod hasłem Europejskiego Zielonego Ładu istnieje bardzo wiele propozycji, chociażby te, o których rozmawialiśmy. Polska przyjęła pewne zobowiązania klimatyczne, zarówno na poziomie unijnym, jak i światowym (porozumienie paryskie). Zwróćmy uwagę, że transformacja energetyczna zachodzi np. w Chinach, które przyłączają do swojego systemu więcej OZE niż wszystkie inne państwa razem wzięte. Ambitnie starają się też zdominować m.in. rynek aut elektrycznych. Stany Zjednoczone uruchomiły Inflation Reduction Act, który hojnie wspiera zielone technologie. Nawet w konserwatywnych stanach, w których zielona transformacja nie jest wspierana z przyczyny aksjologicznych, zachodzi ona coraz szybciej – np. rozwój OZE w Teksasie. Nie mówię, że Chiny czy USA są pod każdym względem tak ambitne jak Europa. Jednak nie jest prawdą, że transformacja jest wyłącznie naszą regionalną fanaberią.

W rzeczywistości bieżące problemy gospodarcze Europy wynikają w większym stopniu z uzależnienia od paliw kopalnych. Obecnie nie wykorzystujemy już relatywnie tanich węglowodorów czy węgla z Rosji, kontynentalne źródła ropy czy gazu, np. u wybrzeży Norwegii, są jednak ograniczone, polskie złoża węgla kamiennego – w większości mocno wyeksploatowane. Nie mówię, że europejskie państwa nie popełniają błędów na drodze transformacji, ale pozostając w pełnym zakresie przy paliwach kopalnych, np. LNG sprowadzanym z USA, trudno nam będzie rywalizować np. właśnie z amerykańskim przemysłem, który kupuje ten sam gaz z rurociągów, w znacznie niższej cenie. W tym kontekście kompletnie złudne są wyobrażenia, że odrzucenie Zielonego Ładu mogłoby poprawić globalną konkurencyjność europejskiej czy polskiej gospodarki.

Do protestów rolniczych doprowadził splot różnych kwestii i problemów dla sektora. Przyczyniła się do nich, niezwiązana bezpośrednio z propozycjami Zielonego Ładu, frustracja związana z konkurencją ze strony importowanych, tanich produktów rolnych, nie tylko z Ukrainy. Nie ma też co ukrywać, że protesty zaktywizowały środowiska ideologiczne niechętnie wszelkiej polityce klimatycznej. W tym wszystkim gdzieś przepadają konkretne zastrzeżenia, czy uczciwe dostrzeżenie nawet biznesowych szans wynikających z unijnych propozycji. Jednym z celów proponowanych reform było przecież wsparcie mniejszych gospodarstw, które są szczególnie liczne właśnie w naszym kraju.

Znowu powracamy do kwestii komunikacji i przywództwa. Politycy nie mogą obrażać się na społeczeństwo, nie przeprowadzimy transformacji wbrew obywatelom. Jednak spoczywa też na nich odpowiedzialność za planowanie długofalowych zmian. W tym kontekście z niepokojem przyjmuję kolejne wypowiedzi z kręgu rządzącej koalicji, np. przedwczesną niezgodę na ambitne cele redukcyjne na rok 2040, spychanie odpowiedzialności za mniej popularne elementy unijnej polityki klimatycznęj na poprzedni rząd, czy w ostatnich dniach właśnie niespodziewaną krytykę rozwiązań dot. opłat zachęcających do wyboru bardziej ekologicznych samochodów. Wydaje mi się to krótkowzroczne, szczególnie, że o ile propozycje podatków w KPO to głównie krajowa inicjatywa (choć podobne rozwiązania obowiązują w większości państw Unii Europejskiej), o tyle rząd RP nie będzie mógł się wykręcić od wdrażania na polskim gruncie pokrewnego mechanizmu ETS2 (opłat emisyjnych ujętych w cenach paliw). W tym kontekście buńczuczna krytyka samej koncepcja nakładania na szkodliwe dla środowiska technologie odpowiednich opłat może się potem na politykach zemścić.

Rozmawiał Marcin Karwowski

Gibała: Czy czeka nas likwidacja kotłów gazowych i podatek od aut spalinowych?

– Obecnie nie dofinansowujemy już na szczęście nowych pieców na węgiel, ale na gaz już tak. Od tego musimy odejść w pierwszej kolejności, na drodze do neutralności klimatycznej. Unia dąży do wstrzymania dotacji na instalację nowych kotłów zasilanych wyłącznie paliwami kopalnymi już w 2025 roku. Pozostawiono natomiast furtkę w postaci mniej emisyjnych instalacji hybrydowych, gdzie spalanie gazu to tylko jedno ze źródeł ciepła –  mówi Michał Smoleń, analityk Fundacji Instrat, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

  • Polska dopiero kilka lat temu na poważnie rozpoczęła proces wymiany najbardziej szkodliwych pieców, tzw. kopciuchów. Podjęcie tych kroków było motywowane walką ze smogiem, który do niedawna doprowadzał do dziesiątek tysięcy nadmiarowych zgonów każdej zimy. Niestety proces został zapoczątkowany za późno i nie brał pod uwagę innych wyzwań transformacyjnych – wyjaśnia Michał Smoleń.
  • Unijne zmiany regulacyjne to przede wszystkim sygnał to przyspieszenia działań transformacyjnych. Musimy kontynuować wymianę źródeł ciepła, kładąc nacisk już na te docelowe rozwiązania – przede wszystkim pompy ciepła, inwestować w termomodernizację. Doświadczenia ostatniego boomu na pompy ciepła wskazuje też na potrzebę uporządkowania funkcjonowania tych branż – zaznacza ekspert.
  • Natomiast koncentrowałbym się, i w komunikacji i w działaniach, na jak najszybszym odejściu od instalacji nowych pieców gazowych, które mają przecież dość długi okres użytkowania, oraz różnych instrumentach wsparcia transformacji. Koncentrowanie się na „zakazie” koło 2040 roku może niepokoić obywateli. Jednak obawy o to, że rządy europejskie zostawią swoich wyborców samych sobie, wprowadzając jednocześnie nagłe drakońskie kary dla rodzin, które nie zdążyły z remontem, nie są uzasadnione – to byłoby przecież polityczne samobójstwo – uspokaja analityk.
  • Musimy zbudować dojrzały sektor budowlany i remontowy, zdolny do realizacji odpowiedniej liczby projektów każdego roku, ale też odpowiednio nadzorowany i uczciwy. Przypadki instalacji chińskich urządzeń niskiej jakości, pomp o źle dobranych parametrach, czy przekłamanych obietnic dotyczących przyszłych kosztów eksploatacyjnych, położyły się pewnym cieniem na nastawieniu Polek i Polaków do wspomnianych technologii. Musimy tego uniknąć w przyszłości – przestrzega rozmówca BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Niedawno Parlament Europejski poparł nowelizację dyrektywy w sprawie charakterystyki energetycznej budynków, regulującej m.in. kwestię eksploatacji kotłów gazowych. Co to oznacza dla Polski i do czego zobowiązuje?

Michał Smoleń: Proponowany harmonogram odchodzenia od wykorzystania paliw kopalnych, w tym gazu ziemnego, w ogrzewaniu domów, stanowi spore wyzwanie dla naszego kraju. Jego skala wynika między innymi z dotychczasowych zaniedbań w tym zakresie. Polska jest ostatnim krajem Unii Europejskiej, i jednym z ostatnich w gronie państw rozwiniętych, w których węgiel jest wykorzystywany w szerokim zakresie do ogrzewania w gospodarstwach domowych. Większość państw zrezygnowało z tego paliwa, nie tylko ze względów na znaczne szkody wyrządzane zdrowiu publicznemu, ale i niską efektywność. Polska dopiero kilka lat temu na poważnie rozpoczęła proces wymiany najbardziej szkodliwych pieców, tzw. kopciuchów. Podjęcie tych kroków było motywowane walką ze smogiem, który do niedawna doprowadzał do dziesiątek tysięcy nadmiarowych zgonów każdej zimy. Niestety proces został zapoczątkowany za późno i nie brał pod uwagę innych wyzwań transformacyjnych. Owszem, walczono ze trującym smogiem, ale nie uwzględniono dalszych celów związanych z odstąpieniem od paliw kopalnych. Nawet najbardziej nowoczesny i efektywny kocioł zasilany węglem lub gazem, będzie emitował dwutlenek węgla. Nie uwzględniono również kwestii bezpieczeństwa energetycznego, o czym Polska przekonała się na jesieni 2022 roku, gdy po inwazji Rosji na Ukrainę ceny paliw importowanych m.in. na cele grzewcze znacznie wzrosły.

Obecnie nie dofinansowujemy już na szczęście nowych pieców na węgiel, ale na gaz już tak. Od tego musimy odejść w pierwszej kolejności, na drodze do neutralności klimatycznej. Unia dąży do wstrzymania dotacji na instalację nowych kotłów zasilanych wyłącznie paliwami kopalnymi już w 2025 roku. Pozostawiono natomiast furtkę w postaci mniej emisyjnych instalacji hybrydowych, gdzie spalanie gazu to tylko jedno ze źródeł ciepła. Następnie Unia Europejska sugeruje zakaz wykorzystania samodzielnych kotłów na paliwa kopalne w nowych i modernizowanych budynkach po 2030 roku, natomiast do 2040 roku powinniśmy w ogóle odejść od ich użytkowania.

Polska póki co określiła cele dotyczące odchodzenia od węgla w ogrzewaniu indywidualnych domów. W miastach zmiana miała dokonać się do 2030 roku, a na terenach wiejskich do 2040 roku. Do tej pory gaz był wspierany jako ta alternatywa korzystniejsza dla zdrowia i środowiska. Natomiast na poziomie Unia mówimy już o 2040 roku. jako roku odejściu od samodzielnych instalacji na wszelkie paliwa kopalne, nawet te nieco mniej szkodliwe dla otoczenia.

Jest to zgodne z unijnymi ambicjami redukcyjnymi. Komisja Europejska zaproponowała niedawno cel redukcyjny na 2040 roku, który miałby wynieść 90 procent. Osiągnięcie takich wskaźnikówbędzie możliwe tylko pod warunkiem niemal pełnej dekarbonizacji w tych prostszych obszarach, jak właśnie produkcja ciepła na potrzeby budynków czy sieci ciepłowniczych.

Czyli Polacy do 2040 roku mają zaprzestać korzystania z pieców gazowych?

Unijne zmiany regulacyjne to przede wszystkim sygnał to przyspieszenia działań transformacyjnych. Musimy kontynuować wymianę źródeł ciepła, kładąc nacisk już na te docelowe rozwiązania – przede wszystkim pompy ciepła, inwestować w termomodernizację. Doświadczenia ostatniego boomu na pompy ciepła wskazuje też na potrzebę uporządkowania funkcjonowania tych branż.

Daty odejścia od szkodliwych technologii to instrumenty planowania transformacji. Przykładowo, w Warszawie od zeszłego roku obowiązuje zakaz stosowania węgla kamiennego w piecach czy kominkach. To nie znaczy, że takich instalacji już w ogóle nie ma, ale jasna komunikacja oraz programy wsparcia pozwoliły na większościowe uporania się z tym problemem.

Czy Polska osiągnie wskazany w nowelizacji cel na 2040 roku? Mam co do tego wątpliwości. Niemniej ten proces może (i musi!) już być wtedy bardzo zaawansowany. Nie możemy udawać, że wpisujemy się w europejskie dążenia do neutralności klimatycznej w 2050 roku, a jednocześnie pozwolić sobie na szerokie spalanie paliw w ogrzewaniu w głębokich latach 40.

Jaka data w Pana ocenie byłaby bardziej realna na pełne odejście od gazu w ogrzewnictwie mieszkaniowym?

Uważam, że wskazanie 2040 roku jako docelowej daty jest słuszne. Natomiast koncentrowałbym się, i w komunikacji i w działaniach, na jak najszybszym odejściu od instalacji nowych pieców gazowych, które mają przecież dość długi okres użytkowania, oraz różnych instrumentach wsparcia transformacji. Koncentrowanie się na „zakazie” koło 2040 roku może niepokoić obywateli. Jednak obawy o to, że rządy europejskie zostawią swoich wyborców samych sobie, wprowadzając jednocześnie nagłe drakońskie kary dla rodzin, które nie zdążyły z remontem, nie są uzasadnione – to byłoby przecież polityczne samobójstwo. Ten cel jest w gruncie rzeczy bardziej dla rządów państw członkowskich, które mają zatroszczyć się o odpowiednie zaplanowanie zmian. Z punktu widzenia obywateli, ten proces będzie widoczny w praktyce bardziej przez pryzmat sztywnych wymogów dla nowych budynków, oraz atrakcyjnych formach wsparcia na modernizację starszych.

Ten proces odejścia od paliw kopalnych będzie trwał wiele lat, dlatego powinien na poważnie rozpocząć się jak najszybciej. Analogią jest tu cel dot. odejścia od samochód spalinowych – koło 2035 roku na rynek mają przestać by wypuszczane nowe tradycyjne pojazdy, jednak starsze spalinówki będą częstym widokiem na naszych drogach również w latach 40. Podobny, trochę szybszy proces czeka nas w kontekście samodzielnych instalacji na paliwa kopalne.

Jakie mechanizmy do wprowadzenia przez państwo mogą przyśpieszyć proces odejścia od pieców gazowych?

Pierwszą kwestią jest odpowiednie dofinansowanie zmian, ze świadomością, że termomodernizacja i instalacja pomp ciepła, są droższymi inwestycjami niż wymiana starych pieców węglowych na nowe lub gazowe. Po drugie musimy zadbać o to, aby wymiana była dostępna także dla rodzin mniej zarabiających, które mają ograniczone oszczędności czy potencjał kredytowy. Trwający program Czyste Powietrze ma już pewne sukcesy w tym zakresie. Trzecią kwestią jest wsparcie rynku, w uporządkowany sposób. Musimy zbudować dojrzały sektor budowlany i remontowy, zdolny do realizacji odpowiedniej liczby projektów każdego roku, ale też odpowiednio nadzorowany i uczciwy. Przypadki instalacji chińskich urządzeń niskiej jakości, pomp o źle dobranych parametrach, czy przekłamanych obietnic dotyczących przyszłych kosztów eksploatacyjnych, położyły się pewnym cieniem na nastawieniu Polek i Polaków do wspomnianych technologii. Musimy tego uniknąć w przyszłości.

Kolejnym aspektem jest przesłanie odpowiednich sygnałów finansowych. Kluczowe będzie tu wdrożenie systemu ETS 2, który sprawi, że ogrzewanie elektryczne stanie się bardziej opłacalne od alternatyw. Obecnie rodziny zasilające pompy ciepła prądem z sieci ponoszą, przenoszone na odbiorców, koszty uprawnień do emisji CO2. Takich opłat nie musimy jednak płacić, spalając węgiel czy gaz we własnym domu. To zmieni się już w najbliższych latach.

Uważam, że w dłuższej perspektywie, trzeba pomyśleć też o zmianie struktury zamieszkania w Polsce. Polityka mieszkaniowa to oczywiście wyzwanie, od którego odbijały się kolejne rządy – więc brakuje nam świeżych, pozytywnych doświadczeń w tym zakresie. Jednak w przyszłości samorządy, nie tylko w większych miastach, powinny na szerszą skalę rozwijać ofertę mieszkań do wynajem w nowoczesnych, efektywnych energetycznie budynkach wielorodzinnych. Może to stanowić alternatywę dla bardzo kosztownych remontów starych domów w złej kondycji, w tym tzw. wampirów energetycznych, których mieszkańcy już teraz, pomimo znacznych wydatków na opał, i tak nie mają zapewnionego komfortu cieplnego. Nie chodzi mi tutaj o żadne przymusowe przesiedlenia, a raczej jedną z opcji dostępnych dla osób mniej zamożnych, dla których kapitalny remont czy po prostu zastąpienie rozsypującego się domu nowym budynkiem spełniającym nowoczesne standardy nigdy nie będzie możliwe z przyczyn finansowych.

Jeżeli chodzi o poprawę stanu powietrza, którym oddycham, to jest też projekt nowego podatku od rejestracji aut spalinowych. Czy faktycznie zmniejszy emisje CO2?

Dotychczasowe doświadczenie transformacji w Polsce i Unia wskazują, że działania edukacyjne mają ograniczoną skuteczność jeżeli chodzi o zachęcanie obywateli do podejmowania istotnych prośrodowiskowych zmian. Ludzie zmieniają swoje zachowania gdy jest to opłacalne, gdy proces odbywa się bez szkody, albo wręcz z korzyścią dla ich komfortu. W energetyce widzieliśmy to, w większej skali, na przykładzie systemu ETS, tworzącego ekonomiczne bodźce dla ograniczania emisji. Na poziomie jednostek i rodzin, możemy wskazać popularność systemu wsparcia dla fotowoltaiki. Polacy nie nawrócili się nagle na klimatyczny radykalizm, po prostu energia solarna zaczęła im się opłacać. Wprowadzenie dodatkowych opłat, czy to od rejestracji czy rocznych, w przypadku samochodów, w zależności od stopnia ich szkodliwości, będzie tego typu ekonomicznym bodźcem do wyboru mniej emisyjnych środków transportu.

Ponownie trzeba jednak wrócić do sposobu komunikacji. W praktyce widzimy, że takie ekonomiczne bodźce mogą być „sprzedawane” z większym lub mniejszym powodzeniem. Polacy pokochali pierwotny, bardzo korzystny model wsparcia dla prosumenckiej fotowoltaiki, dzięki czemu szybko dorobiliśmy się kilkunastu GW mocy w tej technologii. Program nie budził większych kontrowersji społecznych, pomimo że spora część społeczeństwa nie tylko nie mogła z niego skorzystać, ale wręcz do niego dopłacała – poprzez podatki czy rachunki za energię, gdy dodatkowe koszty dla systemu energetycznego w związku ze wsparciem prosumentów były naturalnie przenoszone na wszystkich odbiorców energii elektrycznej. Mocniej przebijały się jednak te ogólne korzyści, w postaci podłączenia do systemu nowych mocy OZE.

Natomiast nowe opłaty czy podatki, nawet relatywnie niewielkie, mogą budzić większy sprzeciw, poczucie krzywdy czy dyskryminacji. Nie wystarczy więc, by systemy ekonomicznych bodźców były sensowne na papierze. One muszą się sprawdzać w praktyce. Wprowadzając nowe opłaty, rząd powinien analizować te ryzyka, tworzyć odpowiednie systemy zachęt, odpowiednio o nich opowiadać. Nie można też jednak wylewać dziecka z kąpielą i w ogóle odchodzić od ekonomicznych bodźców w postaci specjalnych podatków, dotacji itd.

Elektromobilność to oczywiście niezbędny element polskiej transformacji energetycznej. Jeżeli odpowiednio ułożymy taryfy oraz rozwiniemy infrastrukturę ładowania, flota aut elektrycznych może nieźle współpracować z systemem energetycznym opartym w coraz większym stopniu na zmiennej produkcji z wiatru i słońca, nawet w roli pomocniczego magazynu energii (vehicle-to-grid). Ta polska droga do elektromobilności zajmie wiele lat, ale musimy w nią wyruszyć na poważnie już w tej dekadzie.

Rozmawiając o trosce dotyczącej środowiska nie sposób nie wspomnieć o Europejskim Zielonym Ładzie. Nawet dzisiaj rolnicy protestują przeciwko jego postulatom. Czy cały jest szkodliwy? Należy z niego zrezygnować?

Pod hasłem Europejskiego Zielonego Ładu istnieje bardzo wiele propozycji, chociażby te, o których rozmawialiśmy. Polska przyjęła pewne zobowiązania klimatyczne, zarówno na poziomie unijnym, jak i światowym (porozumienie paryskie). Zwróćmy uwagę, że transformacja energetyczna zachodzi np. w Chinach, które przyłączają do swojego systemu więcej OZE niż wszystkie inne państwa razem wzięte. Ambitnie starają się też zdominować m.in. rynek aut elektrycznych. Stany Zjednoczone uruchomiły Inflation Reduction Act, który hojnie wspiera zielone technologie. Nawet w konserwatywnych stanach, w których zielona transformacja nie jest wspierana z przyczyny aksjologicznych, zachodzi ona coraz szybciej – np. rozwój OZE w Teksasie. Nie mówię, że Chiny czy USA są pod każdym względem tak ambitne jak Europa. Jednak nie jest prawdą, że transformacja jest wyłącznie naszą regionalną fanaberią.

W rzeczywistości bieżące problemy gospodarcze Europy wynikają w większym stopniu z uzależnienia od paliw kopalnych. Obecnie nie wykorzystujemy już relatywnie tanich węglowodorów czy węgla z Rosji, kontynentalne źródła ropy czy gazu, np. u wybrzeży Norwegii, są jednak ograniczone, polskie złoża węgla kamiennego – w większości mocno wyeksploatowane. Nie mówię, że europejskie państwa nie popełniają błędów na drodze transformacji, ale pozostając w pełnym zakresie przy paliwach kopalnych, np. LNG sprowadzanym z USA, trudno nam będzie rywalizować np. właśnie z amerykańskim przemysłem, który kupuje ten sam gaz z rurociągów, w znacznie niższej cenie. W tym kontekście kompletnie złudne są wyobrażenia, że odrzucenie Zielonego Ładu mogłoby poprawić globalną konkurencyjność europejskiej czy polskiej gospodarki.

Do protestów rolniczych doprowadził splot różnych kwestii i problemów dla sektora. Przyczyniła się do nich, niezwiązana bezpośrednio z propozycjami Zielonego Ładu, frustracja związana z konkurencją ze strony importowanych, tanich produktów rolnych, nie tylko z Ukrainy. Nie ma też co ukrywać, że protesty zaktywizowały środowiska ideologiczne niechętnie wszelkiej polityce klimatycznej. W tym wszystkim gdzieś przepadają konkretne zastrzeżenia, czy uczciwe dostrzeżenie nawet biznesowych szans wynikających z unijnych propozycji. Jednym z celów proponowanych reform było przecież wsparcie mniejszych gospodarstw, które są szczególnie liczne właśnie w naszym kraju.

Znowu powracamy do kwestii komunikacji i przywództwa. Politycy nie mogą obrażać się na społeczeństwo, nie przeprowadzimy transformacji wbrew obywatelom. Jednak spoczywa też na nich odpowiedzialność za planowanie długofalowych zmian. W tym kontekście z niepokojem przyjmuję kolejne wypowiedzi z kręgu rządzącej koalicji, np. przedwczesną niezgodę na ambitne cele redukcyjne na rok 2040, spychanie odpowiedzialności za mniej popularne elementy unijnej polityki klimatycznęj na poprzedni rząd, czy w ostatnich dniach właśnie niespodziewaną krytykę rozwiązań dot. opłat zachęcających do wyboru bardziej ekologicznych samochodów. Wydaje mi się to krótkowzroczne, szczególnie, że o ile propozycje podatków w KPO to głównie krajowa inicjatywa (choć podobne rozwiązania obowiązują w większości państw Unii Europejskiej), o tyle rząd RP nie będzie mógł się wykręcić od wdrażania na polskim gruncie pokrewnego mechanizmu ETS2 (opłat emisyjnych ujętych w cenach paliw). W tym kontekście buńczuczna krytyka samej koncepcja nakładania na szkodliwe dla środowiska technologie odpowiednich opłat może się potem na politykach zemścić.

Rozmawiał Marcin Karwowski

Gibała: Czy czeka nas likwidacja kotłów gazowych i podatek od aut spalinowych?

Najnowsze artykuły