– Prezes URE stwierdził, że ceny gazu na światowych rynkach będą w kolejnych latach spadać – m.in. dzięki „łupkowej rewolucji” w Stanach Zjednoczonych. Swoje przekonanie motywuje właśnie intensywnymi poszukiwaniami gazu niekonwencjonalnego w wielu krajach świata i obniżkami, na które w negocjacjach z europejskimi kontrahentami przystał Gazprom – pisze na łamach „Gazety Finansowej” Adrian Ponikiewski.
Jego zdaniem, stawianie jednoznacznej diagnozy na podstawie takich przesłanek to duża odwaga.
– Szczególnie, że trzeba pamiętać o kontekście, w jakim Gazprom poszedł na ustępstwa i co było główną treścią tych ustępstw. Nie chodziło o jednorazową obniżkę cen surowca – gdyby chodziło tylko o to, Rosjanie pewnie byliby mniej nieustępliwi – ale o zmianę koszyka, na podstawie którego kształtowane są ceny gazu. Poprzedni, oparty o ceny produktów ropopochodnych, pochodził sprzed niemal półwiecza i był korzystny tylko dla jednej strony – dla Gazpromu. Bardzo ryzykowne jest wysnuwanie na tej podstawie wniosku, że Rosjanie przyjęli jako zasadę politykę obniżania cen – pisze dziennikarz.
– Co do łupków – to, co się dzieje na rynku amerykańskim nie może być uznawane jako trend dla innych państw. W Europie trwa bój nie o to, by zintensyfikować udział gazu z łupków w globalnym rynku, ale by nie ograniczyć możliwości poszukiwań i wydobycia surowca. Nie jesteśmy w stanie przewidzieć, czy za dziesięć lat Europa dobrowolnie nie pozbawi się dobrodziejstw gazu łupkowego – ocenia Ponikiewski.
– Prezes URE, zamiast bawić się w przepowiadanie przyszłości, powinien dołożyć wszelkich starań, by rynek gazu naprawdę został zliberalizowany. Bez dyktowania cen, ustalanych pod sondaże poparcia dla partii politycznych – konkluduje autor.