W konsekwencji afery spalinowej minister transportu Niemiec zapowiedział kontrole silników diesla innych krajowych i zagranicznych producentów samochodów – pisze na swojej stronie Deutsche Welle.
– Pojazdy z silnikiem diesla innych niemieckich producentów oraz producentów zagranicznych poddane zostaną surowym, dodatkowym kontrolom – powiedział na łamach magazynu „Bild” minister transportu RFN Alexander Dobrindt.
Dodał, że teraz testy będą bardziej surowe niż wcześniej i będzie się je przeprowadzać na drodze, w warunkach zbliżonych do realnych. Ma to zapobiec sytuacjom, gdy samochód „rozpoznawał”, że jest testowany w stacji badawczej i przełączał się w tryb mniejszej emisji spalin.
Jednak jak mówi Dobrintd: – Generalne podejrzenie pod adresem całej branży jest niestosowne. W Niemczech produkowane są najnowocześniejsze, najbardziej innowacyjne i najlepsze samochody na świecie. Jednoczenie jasne jest, że oczekujemy od organizacji kontroli pełnej przejrzystości.
Zaniżanie emisji spalin miało też na celu płacenie niższego podatku drogowego, który jest uzależniony od stopnia zanieczyszczenia środowiska przez dany model samochodu. Szef koncernu VW Matthias Müller zapowiedział, że dopłaci należny podatek, naliczony od stopnia rzeczywistej emisji spalin, a chodzi o 800 tys. pojazdów, z tego 200 tys. w Niemczech.
Mary Nichols szefowa kalifornijskiej agencji rządowej CARB (California Air Resources Board), która wykryła aferę mówi natomiast, że jest to „największe bezpośrednie nadużycie prawa” w jej pracy zawodowej. Uważa, że koncern „nie rozpoznał rozmiaru wyrządzonych szkód” i „dba w pierwszej linii o swój wizerunek w oczach akcjonariuszy”. Nichols mówi też, że firma musi się liczyć z bardzo wysokimi karami, które będą wynikały również z pozwów prywatnych.
Źródło: Deutsche Welle