(TASS/Wojciech Jakóbik)
Minister energetyki Rosji Aleksander Nowak poinformował, że rosyjsko-turecki projekt Turkish Stream został oficjalnie zawieszony. Rozmowy z Turkami nie będą na razie kontynuowane.
To projekt będący następcą South Stream – gazociągu zablokowanego przez fakt, że Komisja Europejska wymogła od Gazpromu, aby podlegał on bez wyjątków prawu unijnemu, co podważało jego rentowność. Rosjanie chcieliby mieć monopol na eksport tą magistralą, aby szybko uzyskać zwrot. Taką możliwość wyklucza prawo unijne, które wprowadza rozdział właścicielski i wolny dostęp do przepustowości.
Turkish Stream miał być pozbawiony tego problemu, bo omijałby terytorium Unii Europejskiej, która mogłaby skorzystać z dostaw tym szlakiem pod warunkiem dobudowania odpowiedniej infrastruktury. Zabrakło jakiejkolwiek wiążącej umowy w tej sprawie, więc Rosjanie zaczęli lansować zredukowaną z czterech do jednej nitki wersję Turkish Stream, który miał być poświęcony już jedynie dostawom do Turcji. Problemem było jednak niejasne stanowisko Turcji, która przechodziła okres niestabilności politycznej. Nowy rząd miał przyjąć wiążącą decyzję w tej sprawie. Jednakże na kilka dni przed jego powołaniem doszło do incydentu lotniczego, który zaognił relacje turecko-rosyjskie.
Turcy mają alternatywę w postaci planowanego uruchomienia dostaw surowca azerskiego, z których część powędruje dalej do Europy. W obliczu sporu politycznego z Rosją, realizacja unijnej koncepcji Korytarza Południowego, który miałby to umożliwić przy udziale Turcji, wydaje się tym bardziej prawdopodobna. Projekt Turkish Stream musi poczekać na lepsze czasy, o ile te dla niego nadejdą.
Gazprom zapowiedział już rewizję studium opłacalności projektu. Jego anulowanie oznaczałoby, że Rosja będzie nadal skazana na eksport gazu na Bałkany i do Turcji poprzez infrastrukturę ukraińską. Należy jednak zaznaczyć, że część dostaw dla Turków Rosjanie realizują za pomocą istniejącego gazociągu przez Morze Czarne o nazwie Blue Stream.
Projekt początkowo zakładał cztery nitki o łącznej przepustowości 63 mld m3, czyli tyle, ile miał pompować rocznie South Stream. Wobec niemrawej reakcji Ankary, Rosjanie zredukowali go do jednej nitki o przepustowości 15,75 mld m3. Ze względu na brak deklaracji Turków i rosnące napięcie w relacjach miedzy krajami, projekt został porzucony.
Co ciekawe, także w grudniu, ale rok temu, Rosjanie zatrzymali projekt South Stream. Chociaż będą się starali przedstawić anulowanie go jako element sankcji gospodarczych wobec Turcji, to los magistrali został przesądzony, gdy zaangażowali się w promocję Nord Stream 2, rozbudowy gazociągu bałtyckiego.
We wrześniu 2015 roku tureccy analitycy przedstawili w dzienniku Hurriyet „prawdziwe przyczyny rezygnacji Moskwy z projektu Turkish Stream”. Ich zdaniem ten gazociąg stał się Gazpromowi – a więc i Rosji zupełnie niepotrzebny po podpisaniu z europejskimi koncernami umowy o realizacji do 2019 r. projektu Nord Stream-2. Od 2019 r. Nord Stream będzie mieć przepustowość łączną110 mld m3 gazu rocznie co oznacza, że pozwoli Rosji zupełnie zrezygnować z tranzytu przez Ukrainę właśnie od 2019 r. Dodatkowo dla Rosji ma to walor finansowy – rozbudowa Nord Stream jest znacznie tańsza niż budowa Turkish Stream.
Wersja BiznesAlert.pl jest inna. Turkish Stream był blefem, który miał podzielić państwa Unii Europejskiej, które zgodnie dążą do pozyskania alternatywnych źródeł dostaw gazu z regionu kaspijskiego – Azerbejdżanu, Turkmenistanu i kolejnych państw, które będą zainteresowane projektem Korytarza Południowego. Turkish Stream miał stanowić konkurencję dla projektów jak Nabucco-West i inne inicjatywy europejskie. Teraz Rosjanie mogą skupić się na walce o specjalne traktowanie gazociągu Nord Stream przez Komisję Europejską i uzyskanie wpływu na gazociągi ukraińskie.