ROZMOWA
Z Pełnomocnikiem Rządu RP ds. Strategicznej Infrastruktury Energetycznej Piotrem Naimskim rozmawiamy o nowych pomysłach na politykę energetyczną kraju.
BiznesAlert.pl: Jak Pan ocenia stan polskiej infrastruktury elektroenergetycznej? Które inwestycje są obecnie kluczowe?
Piotr Naimski: Najistotniejsza potrzeba to realizacja inwestycji z listy będącej załącznikiem do specustawy uchwalonej w poprzedniej kadencji sejmu. To szereg linii wysokiego napięcia. Najbliżej Warszawy jest linia wyprowadzająca moc z nowej elektrowni budowanej w Kozienicach do węzła warszawskiego, która rzeczywiście ma priorytet. Dwutorowe linie będą powstawać na przestrzeni lat do 2019 roku. To jest do przeprowadzenia przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne.
W dużo gorszym stanie są sieci dystrybucyjne. Spółki dystrybucyjne mają do wymiany dużo starych linii i nie jest to łatwe. Awarie tych sieci nie stanowiąc zagrożenia dla krajowego systemu energetycznego sprawiają wiele kłopotów odbiorcom.
Skąd się wziął blackout i stopnie zasilania?
Oprócz problemów z sieciami przesyłowymi i dystrybucyjnymi, które trzeba budować lub modernizować, jest problem z deficytem energii dostarczanej do sieci. W sierpniu i grudniu zeszłego roku mieliśmy sytuację, w której warunki atmosferyczne powodowały konieczność odłączania niektórych bloków. Mówię do czytelników BiznesAlert.pl, którzy na pewno wiedzą, o co chodzi, więc to będzie dość banalne: problem nie leży w zaopatrzeniu w paliwo, ani nawet w awariach starych bloków, ale w braku wody do ich chłodzenia.
Zbyt mało wody i ekstremalne temperatury oznaczają problemy z chłodzeniem, przez co zmniejsza się moc bloku. Dla osób spoza branży to jest niezauważalne. Nasz system elektroenergetyczny jest na granicy wytrzymałości. Margines między zapotrzebowaniem a podażą energii jest bardzo mały. Kiedy jedna z elektrowni ważnych dla systemu zostaje odłączona zaczynają się problemy. Receptą jest budowa nowych elektrowni.
Węglowych?
Tak. Bo to daje nam bezpieczeństwo najszybciej i jest stabilne. Takie elektrownie muszą pracować w podstawie i być niezawodne. Musimy w perspektywie tego roku podejmować decyzje o inwestycjach, czyli budowie nowych elektrowni. Realizacja tych inwestycji zajmie mniej więcej 5 lat i dopiero wtedy możemy oczekiwać poprawy sytuacji. To stan, który mamy obecnie. Mamy do czynienia ze skutkiem braku działań przez ostatnie lata.
Ale są elektrownie Opole i Kozienice.
To dobrze. Opole się buduje, choć z opóźnieniem, Kozienice i Jaworzno miejmy nadzieję, że też będą zbudowane. To jednak nie wystarczy. Oprócz tego w perspektywie 5-6 lat powinniśmy wymienić kilka tysięcy MW. Musi być zbudowana Ostrołęka.
To projekt szczególnego zainteresowania obecnej ekipy?
To nie jest projekt tylko naszego rządu. To ważne zadanie z punktu widzenia państwa. Wymaga tego nasz system elektroenergetyczny. Elektrownia musi tam stanąć, więc będzie zbudowana. To, że nie powstała do tej pory jest zaniedbaniem i błędem poprzedniego rządu.
Co zrobić z dostawami energii elektrycznej z zewnątrz z jednej strony i przepływami kołowymi z drugiej?
Rujnujące polski system przepływy kołowe to nadmiar energii z wiatru z północy Niemiec, którego niemiecki system nie jest w stanie zaabsorbować. Niemcy nie zbudowali linii przesyłowych łączących północ z południem. Nie mogą więc wyprowadzić energii inaczej, niż poprzez Polskę, co zakłóca pracę naszego systemu, zmniejsza żywotność naszych elektrowni i jest kosztowne. Musimy temu przeciwdziałać.
Czym innym jest możliwość zakupu energii zza granicy. Czasem trochę jej kupimy, czasem trochę sprzedamy. To jeszcze nie ma dużego znaczenia gospodarczego. W razie deficytów mocy możemy interwencyjnie kupować energię dla zrównoważenia systemu.
Czy możemy na takich zakupach polegać?
Musimy dbać o to, żeby w Polsce funkcjonowały elektrownie dostarczające wystarczającą ilość energii dla wszystkich odbiorców. Dla zachowania suwerenności energetycznej powinny zużywać polski surowiec, czyli być niezależne od importu z zewnątrz. Tym surowcem jest oczywiście węgiel kamienny i brunatny. To determinuje naszą strategię w dziedzinie zaopatrzenia w energię.
Czy może być kłopot z rentownością?
Celem strategicznym jest, by cena dla przemysłowych odbiorców energii w Polsce nie była wyższa od tej z niemieckiej giełdy. To jest trudne, bo tamtejsza energia jest w dużym stopniu dotowana. Pochodzi z odnawialnych źródeł systemowo dotowanych w Niemczech. To nie jest konkurencja rynkowa. Nasi sąsiedzi twierdzą, że działają „wolnorynkowo”. To nie jest prawda. Wydaje mi się, że z tego m.in. powodu plany stworzenia europejskiego, zjednoczonego rynku energii są bardzo odległe.
Czyli zapisy Pakietu Bezpieczeństwa Energetycznego Komisji Europejskiej zostaną na papierze?
Zapytał pan na początku o przepływy kołowe. To problem rynku niemieckiego i austriackiego. Faktycznie rzecz biorąc ustabilizowanie sytuacji to postulat ACER-u. Zakłada on budowę granicy między obszarami bilansowania. Austriacy tego nie chcą. Niemcy też nie. To byłby zabieg pomagający w opanowaniu niekontrolowanych przepływów w Europie Środkowej. ACER miał w założeniu pośredniczyć w sporach interesów i je niuansować. To zagadnienie nie zostanie rozwiązane w bliskiej przyszłości. Interesy poszczególnych rynków są ciągle na tyle ważne, a czasem dominują, że to połączenie nie nastąpi w łatwym do przewidzenia czasie.
Nie powinniśmy na to liczyć?
Musimy się z tym liczyć, a nie na to liczyć. To jest wyzwanie a może zagrożenie dla polskiej gospodarki. Nie chcemy dopuścić do sytuacji, w której dotowana energia elektryczna wejdzie do Polski, co spowoduje, że zamykane będą elektrownie w Polsce, zatrzymają się procesy inwestycyjne. Potem okaże się, że nasze państwo jest rynkiem zbytu dla dotowanej energii niemieckiej. Ta sytuacja prowadziłaby w konsekwencji do tego, że uwalniając się od monopolu dostaw gazu rosyjskiego, znajdziemy się w obszarze monopolu energii spoza Polski, co wystawi nas na presję cenową. To, co wydaje się dziś tanie, zaraz może stać się drogie.
Jak ochronić system elektroenergetyczny? Czy pomoże rynek mocy?
Rynek mocy jest jednym z rozwiązań, które pozwalają na inwestycje w nowe elektrownie w sytuacji, gdy w obecnych warunkach nie dają sobie rady rynkowo. Alternatywą jest rezerwa strategiczna. Niemcy i Belgowie starają się tworzyć taką rezerwę. Inne kraje idą w stronę rynku mocy. W Polsce będziemy najprawdopodobniej szukali rozwiązania w postaci rynku mocy.
Dlaczego?
To rozwiązanie bardziej elastyczne, będzie powiązane z pakietem legislacyjnym, który ułatwi inwestycje.
Czy w energetykę konwencjonalną?
Tak.
Co oznacza, że OZE będzie musiało sobie radzić na warunkach rynkowych?
Nasi odbiorcy energii elektrycznej nie są na tyle bogaci, by finansować rozwój odnawialnych źródeł energii w taki sam sposób, jak zostało to zrobione w Niemczech. Tam odbiorcy końcowi płacą w swoich rachunkach „dotację” dla OZE. To stanowi prawie połowę rachunków dla gospodarstw domowych. W ciągu najbliższych 20 lat w Niemczech ta dopłata wyniesie około 500 mld euro. To około 25 mld rocznie. Udział kosztów energii elektrycznej w budżecie gospodarstw domowych w Niemczech jest na poziomie 4-5 procent. W Polsce ten udział zbliża się do 10 procent. To granica ubóstwa energetycznego według norm Eurostatu. Nie możemy obłożyć takim haraczem naszych końcowych odbiorców. Musielibyśmy znaleźć pieniądze gdzie indziej, żeby dorównać Niemcom i móc konkurować w tej dziedzinie, albo przyjąć inną strategię. Strategię polegającą na tym, że OZE – tak, ale w momencie, kiedy będą mogły samodzielnie konkurować z ciągle najtańszą energią z węgla, czyli kiedy będą naturalnie wchodzić do systemu. Nie będziemy nakręcali spirali dotacji dla odnawialnych źródeł. To nie jest dla nas.
W tej chwili jest tak, że nasze elektrownie węglowe pracują tak niewielką liczbę godzin w roku, że schodzą poniżej poziomu rentowności. Pierwszeństwo ma energia z wiatru. Pozostawienie takiego stanu rzeczy byłoby zgodą na likwidację węglowych elektrowni w Polsce
Jak odwrócić ten mechanizm?
To kolejna kwestia sporna w kontaktach z europejskimi partnerami. To niezwykle trudne do załatwienia, ale będziemy się starali to zrobić.
Czy infrastruktura dostarczająca gaz z terminala LNG w Świnoujściu jest w stanie rozprowadzić go po całym kraju?
Nie ma z tym problemu. Terminal jest połączony z krajową siecią przesyłową. Sieć przesyłowa gazu jest rozbudowywana między Wrocławiem, a magazynem gazu w Strachocinie. To jest rozległy plac budowy, gdzie zaangażowany jest Gaz-System. Prace będą skończone w latach 2019-2020. To jest element osi przesyłowej północ-południe w Środkowej Europie. Łączymy terminal LNG w Świnoujściu i planowany w Niechorzu końcowy odcinek łączącego Polskę z Danią gazociągu Baltic Pipe z południem Polski i dalej na południe od naszego kraju. To szkielet, który jest już prawie zbudowany. Priorytetem jest jednak uzyskanie możliwości sprowadzenia gazu z Norweskiego Szelfu Kontynentalnego.
Czy chodzi o gaz wydobywany przez PGNiG?
Między innymi. PGNiG wydobywa gaz na norweskim szelfie z sukcesem, ale chodzi też o inne źródła. To także szansa na zakupy w Norwegii. Musimy mieć inne niż rosyjskie źródło dostaw i niezależną od Rosjan możliwość przesyłu gazu do Polski. W połączenie z gazoportem zapewni to Polsce bezpieczeństwo i niezależność w tej dziedzinie. Takim rozwiązaniem będzie połączenie ze złożami norweskimi. Dostawy z innych niż rosyjskie źródeł muszą być możliwe w normalnym trybie, a nie tylko interwencyjnie, z wykorzystaniem możliwości rewersowych interkonektorów co może być handlowo, politycznie i finansowo trudne. Chodzi o trwałą zmianę w normalnym funkcjonowaniu rynku gazu w Polsce i powinniśmy to osiągąć do roku 2022, czyli w momencie zakończenia wieloletniego kontraktu z Gazpromem. Pracujemy teraz nad rewizją strategii PGNiG i Gaz-Systemu, które muszą uwzględniać te plany.
Dlaczego po prostu nie skorzystać z rewersu na Gazociągu Jamalskim?
To nie jest takie proste. Mamy kłopoty w punkcie Mallnow.
Pisałem coś o tym.
No właśnie. To kwestia przepustowości, ale także możliwości wykorzystania rewersu i odebrania gazu z Niemiec w momencie, kiedy, sąsiedzi tak przygotowują swoje ustawodawstwo wewnętrzne, aby dać pierwszeństwo dostawom do magazynu Katharina. To wielki obiekt przy granicy, de facto połączony z Gazociągiem Jamalskim. W sytuacji kryzysowej może nastąpić konieczność kupienia gazu z Zachodu i oby nie okazało się, że nie będzie to możliwe, bo według prawa niemieckiego gaz najpierw dostanie magazyn Katharina, a dla nas już go nie będzie. To są mało pewne środki dywersyfikacji. Tak naprawdę wszystko prowadzi nas do rozwiązań rzeczywiście własnych, nad którymi będziemy panowali. Tak jak panujemy nad gazoportem, tak chcemy panować nad drogą niezależnych dostaw z północy.
Czy nie wystarczy porozumienie z Niemcami?
To porozumienie dotyczyłoby czasu kryzysu, a nie pracy w trybie normalnym. W kryzysie dostaniemy gaz, ale zapłacimy za niego dodatkowo.
Czy pomogą wspólne zakupy gazu?
Ten pomysł z punktu widzenia polskich odbiorców nie jest korzystny, bo teoretyczny blok dokonujący wspólnych zakupów, w którym znajdzie się Polska podejmowałby decyzje jedynie częściowo uwzględniające nasze interesy. Tylko możliwość konkurencji różnych dostawców na naszym rynku i różne drogi dostaw umożliwią nam kupowanie gazu po korzystnej cenie. Ten mechanizm jest w zasadzie banalnie prosty. Widać to na Litwie. W momencie, kiedy Litwini postawili ten skądinąd w niewielkim stopniu używany gazoport, okazało się, że dostali od Gazpromu cenę niższą o 20, 30 procent. Zwolennicy liberalizacji powinni cieszyć się z gazociągu norweskiego, bo to jest najlepsza droga do niej.
Jaką politykę energetyczną będzie teraz prowadziła Polska? Pasywną, czy aktywną? Samotną, czy zespołową?
Samodzielną. Samotność nie jest dobra. Samodzielność jest w cenie.
Czy konsekwencją samodzielności będzie samotność?
Chcemy być samodzielni i niezależni w całym sektorze energetycznym. Suwerenność w dostawach energii to suwerenność gospodarki, jako takiej. To możliwość działania sprawczego z pozycji państwa. Nie chodzi oczywiście o działanie etatystyczne, ani upaństwowienie gospodarki. Chodzi o to, by gospodarkę rozwijać suwerennie, podejmować decyzje strategiczne zgodnie z celami narodowymi. Do tego potrzebujemy własnej energii, a nie sprowadzanej z zewnątrz po cenach nam narzuconych. To kwestia bezpieczeństwa. Wszyscy to rozumieją. Jeżeli ktoś próbuje powiedzieć, że w ten sposób wyizolujemy Polskę, to po prostu stosuje demagogię. Będziemy współpracowali w obrębie Morza Bałtyckiego ze Skandynawią, z Niemcami, w regionie. Będziemy się starali rozwijać współpracę z krajami bałtyckimi i Ukrainą. Polska ma wspaniałe możliwości współpracy, bo leży w doskonałym miejscu. Czasami narzekamy na to położenie ze względów politycznych, ale z punktu widzenia produkcji i dostaw energii jesteśmy w kluczowym punkcie. Będziemy budować węzeł energetyczny, który jednak będzie nasz, będzie od nas zależny. Nie chcemy znaleźć się na marginesie węzła budowanego przez sąsiadów.
Aktywność zamiast pasywności?
Tak. Powstaje nowa polityka energetyczna zmieniająca filozofię działania.
Rozmawiał Wojciech Jakóbik