– Wydaje się, że w obliczu rosnącego zagrożenia rosyjską dominacją władze białoruskie ostatecznie dojrzały do bardziej systemowego podejścia w kwestii dywersyfikacji, nawet za cenę nieuchronnego wzrostu kosztów – przekonuje dr Kamil Kłysiński z Ośrodka Studiów Wschodnich w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Czy Białoruś tym razem znów blefuje, że chce dywersyfikować? Na czym polega nowość obecnej sytuacji?
To pytanie jest o tyle zasadne, że Białoruś już raz przeprowadziła trudną logistycznie i kosztowną demonstrację niezależności energetycznej, która okazała się jedynie elementem gry negocjacyjnej z Rosją, czyli głównym dostawcą ropy naftowej dla białoruskiej petrochemii. Chodzi o dostawy ropy naftowej z Wenezueli realizowane w latach 2010-12, które stopniowo wygasały w miarę poprawy warunków współpracy z rosyjskimi dostawcami aż w końcu całkowicie ustały, nawet w bardziej opłacanym formacie swap z Azerbejdżanem. Według dostępnych szacunków koszt tych dostaw był dwukrotnie wyższy od ceny zakupu rosyjskiego surowca. Obserwowany od początku tego roku spór naftowy z Rosją, uwarunkowany dążeniem Kremla do pogłębienia integracji białorusko-rosyjskiej w ramach Państwa Związkowego, jest nie tylko kolejną odsłoną kryzysu na linii Mińsk-Moskwa ale również bardzo poważnym egzaminem dojrzałości białoruskich elit w myśleniu o państwie, również w sferze bezpieczeństwa energetycznego. Kiedy na początku roku, w reakcji na redukcję dostaw rosyjskiej ropy Alaksandr Łukaszenka polecił rozpoczęcie dywersyfikacji dostaw w oparciu o podział na kierunek rosyjski (40 procent surowca), północny przez morze bałtyckie (30 proc.) i południowy przez morze czarne (pozostałe 30 procent) wydawało się, że jest to tylko kolejna próba przekonania Rosji do przywrócenia dostaw na korzystnych warunkach. Podejrzenia te potwierdzała owiana tajemnicą handlową dostawa partii ropy z Norwegii, która przez litewski port w Kłajpedzie trafiła do rafinerii w Nowopołocku. Mimo braku informacji o cenie i kosztach transportu dla wszystkich było jasne, że jest to surowiec znacznie droższy od rosyjskiej ropy Urals, dostarczanej na Białoruś najtańszym środkiem transportu czyli ropociągiem. Jednak postępująca od kwietnia znacząca poprawa warunków jak również zwiększenie poziomu dostaw rosyjskiej ropy nie skłonił władz białoruskich do rezygnacji z alternatywnych zakupów, a ilość pozyskanego w ten sposób surowca przekroczyła już 1 mln ton (w ubiegłym roku białoruska petrochemia przerobiła 18 mln ton). Mińsk dokonuje zakupów u różnych dostawców (w tym również w USA i Arabii Saudyjskiej), badając w ten sposób różne warianty cenowe oraz opłacalność przerobu gatunków ropy o właściwościach odmiennych od rosyjskiej ropy Urals. I choć wciąż wiele kwestii pozostaje bez odpowiedzi (białoruska statystyka handlu zagranicznego milczy na temat ceny alternatywnej ropy) to wydaje się, że w obliczu rosnącego zagrożenia rosyjską dominacją władze białoruskie ostatecznie dojrzały do bardziej systemowego podejścia w kwestii dywersyfikacji, nawet za cenę nieuchronnego wzrostu kosztów. O pierwszych przejawach strategicznego podejścia do dywersyfikacji świadczy również ogłoszona niedawno decyzja o budowie odcina rurociągu Homel – Gorki, łączącego dwie, przebiegające przez Białoruś nitki ropociągu Przyjaźń. Celem tego projektu jest umożliwienie swobodnego przesyłu ropy pomiędzy obiema białoruskimi rafineriami (w Mozyrzu i Nowopołocku) bez konieczności korzystania z rosyjskiej infrastruktury.
Jakie znaczenie mają wybory prezydenckie w tym kontekście?
Dotychczasowy przebieg kampanii wyborczej wskazuje na spore ryzyko eskalacji represji wobec białoruskiego społeczeństwa obywatelskiego oraz najbardziej popularnych kontrkandydatów. Od 29 maja przebywa w areszcie najbardziej radykalny uczestnik kampanii Siergiej Tichanowski a 18 czerwca zatrzymano m.in. pod zarzutem korupcji i kierowania grupą przestępczą Wiktora Babarykę, najpopularniejszego kontrkandydata Łukaszenki, który zebrał ponad 400 tys. podpisów poparcia. W związku z tym nie można wykluczyć pojawienia się nowych więźniów politycznych. Rosnące niezadowolenie społeczeństwa, boleśnie odczuwających skutki recesji oraz rozczarowanych pasywnością władz wobec epidemii Covid-19 już od pierwszych dni kampanii przekładało się na dużą, wręcz bezprecedensową aktywność polityczną Białorusinów, gotowych do stania po kilka godzin w kolejkach aby złożyć swoje podpisy poparcia dla alternatywnych wobec Łukaszenki kandydatów. Na tym tle wzmożenie represji władz wobec oponentów Łukaszenki w wyborach już teraz wywołuje falę demonstracji na terenie całego kraju. W tej sytuacji, obawiający się destabilizacji wewnętrznej Alaksandr Łukaszenka może zdecydować o użyciu siły nie tylko przeciwko opozycji ale również wobec zwykłych obywateli. W tej sytuacji zachodzi pewne prawdopodobieństwo powtórki scenariusza z grudnia 2010 roku, kiedy na skutek brutalnych represji doszło do zerwania dialogu z Zachodem i wprowadzenia sankcji politycznych oraz ekonomicznych. W takim wypadku możliwości organizacji alternatywnych dostaw zarówno z udziałem USA jak i UE zostałyby poważnie ograniczone.
Jak może zareagować Rosja? Co jest dla niej czerwoną linią?
Dla Rosji absolutnie nieprzekraczalną granicą jest utrzymanie Białorusi w sferze swoich wpływów, opierających się na ścisłym sojuszu wojskowym, politycznym oraz udziale Mińska we wszystkich proponowanych przez Moskwę projektach integracyjnych, począwszy od Wspólnoty Niepodległych Państw na Eurazjatyckiej Unii Gospodarczej kończąc. Zależność energetyczna jest istotnym instrumentem rosyjskiej dominacji, jednak zastosowana przez Kreml w styczniu br. presja (obniżenie poziomu dostaw nawet do 1/3 miesięcznego zapotrzebowania) nie tylko nie doprowadziła do większej uległości Mińska ale być może po raz pierwszy skłoniła stronę białoruską do poważnych działań na rzecz dywersyfikacji. Jednocześnie decydując się na zastosowanie wobec Białorusi tzw. manewru podatkowego Rosja przystąpiła do nieodwracalnej redukcji preferencji cenowych dla Mińska, pozbawiając się atutów negocjacyjnych. W tym przypadku zatem, o ile Białoruś pozostanie lojalna w sferze bezpieczeństwa, Moskwa będzie musiała zaakceptować umiarkowaną jak na razie dywersyfikację białoruskiego importu ropy, zadowalając się w zasadzie niepodważalnym monopolem w sferze dostaw gazu.
BiznesAlert.pl: Czy możliwe są nowe projekty energetyczne UE-Białoruś, na przykład z udziałem Polski?
Władze białoruskie wykazują obecnie dużą otwartość w sferze dywersyfikacji dostaw, poszukując różnych wariantów. Jednym z nich jest projekt przesyłu ropy za pośrednictwem gdańskiego naftoportu a następnie polskim odcinkiem Przyjaźni bezpośrednio do rafinerii w Mozyrzu. Poczyniono już w tym kierunku pierwsze kroki, w tym m.in. ustalono taryfy na przesył surowca. Jednak rewers polskiej Przyjaźni wymaga dodatkowych inwestycji na odcinku pomiędzy Płockiem a położonym przy granicy z Białorusią Adamowem, tak aby było możliwe pompowanie ropy jednocześnie w dwóch kierunkach, co godziłoby potrzeby polskiej i białoruskiej petrochemii. I choć PERN wstępnie ogłosił zamiar przeprowadzenia takiej inwestycji, to jest to projekt wymagający czasu i dużych nakładów finansowych. Innym, również potencjalnie korzystnym dla Białorusi, rozwiązaniem byłoby wykorzystanie nieczynnej od wielu lat północnej nitki Przyjaźni z Nowopołocka do łotewskiego portu w Windawie. Jednak w tym przypadku przeszkodą są spory finansowe i własnościowe pomiędzy stroną łotewską i białoruską.
Rozmawiał Wojciech Jakóbik
Marszałkowski: Trzy naftowe szlaki uniezależnienia Białorusi od Rosji