Aby pobudzić swoją gospodarkę, która obecnie znalazła się w gorszej sytuacji, Chińczycy skłaniają się do wdrażania programów stymulacyjnych. Do niedawna wśród inwestorów obserwowaliśmy entuzjazm wynikający z działań interwencyjnych podejmowanych przez chiński rząd. Na początku października doszło jednak do rekordowego załamania się tamtejszej giełdy. Eksperci sugerują, że jeśli rządzącym nie uda się wystarczająco pobudzić tej azjatyckiej gospodarki, sytuacja może się tylko pogorszyć.
Chiny, będące drugą co do wielkości gospodarką świata, stosują rządowe pakiety stymulacyjne w celu poprawy jej słabnącej kondycji. Działanie tych pakietów przynosiło pozytywne efekty – pobudzało wzrost gospodarczy, przyciągało inwestorów i wspierało zwyżki na giełdzie.
W środę 9 października na parkietach giełdowych w dwóch chińskich miastach – Szanghaju i Shenzhen zrobiło się nagle czerwono. Indeks CSI 300 spadł o 7,1 procent, schodząc poniżej 4000 punktów, co zakończyło 10-dniowy okres nieprzerwanych wzrostów. Historycznie był to największy spadek na chińskiej giełdzie od prawie pięciu lat.
Zdaniem dziennika „Financial Times”, za tę sytuację odpowiadały obawy inwestorów dotyczące niewystarczającego wsparcia ze strony władz Chin dla tamtejszej gospodarki.
Jak wskazują ekonomiści, odpowiedzią na zeszłotygodniowe spadki będzie najprawdopodobniej ogłoszenie przez Pekin kolejnego, jeszcze większego i przygotowywanego już wcześniej pakietu stymulacyjnego, który będzie miał za zadanie uspokoić nastroje na giełdzie w Azji i przywrócić chińską gospodarkę na wcześniejszy kurs. Wedle szacunków, aby takie działanie odniosło oczekiwany skutek, Pekin będzie musiał wpompować w swoją ekonomię do 1,4 biliona dolarów.
Po wprowadzeniu wcześniejszego „stimulusa”, indeks giełdy w Szanghaju wzrósł znacząco, co sugerowało dalsze ożywienie na rynku. Ostatecznie jednak było krótkotrwałe.
– Zasadniczym problemem wydaje się być brak zaufania konsumentów. To, czego naprawdę potrzeba, to aby władze sięgnęły po przysłowiowe ciężkie działa i wprowadziły więcej polityk fiskalnych. Taki ruch mógłby rozwiązać kryzys zaufania, zwiększyć skłonność do ryzyka inwestycyjnego i ożywić gospodarkę ― napisali w swojej analizie przedstawiciele japońskiej firmy „Nikko Asset Management”.
Chinom grozi obecnie między innymi wpadnięcie w ciąg deflacyjny oraz brak realizacji celu wzrostu gospodarczego na poziomie pięciu procent. Wydatki chińskich gospodarstw domowych pochłaniają mniej niż 40 procent krajowego PKB, wyraźnie mniej niż światowa średnia. Spowodowane jest to, jak zauważa Reuters, przede wszystkim załamaniem na rynku nieruchomości. Z kolei inwestycje w Chinach są na zauważalnie wyższym poziomie w porównaniu do średniej światowej. Inwestycje te przyczyniają się jednak bardziej do wzrostu zadłużenia niż do realnego rozwoju tamtejszej gospodarki.
Po wprowadzeniu kolejnej inicjatywy mającej pobudzić ekonomię tego kraju bank „Goldman Sachs” przewidywał, że giełda w Państwie Środka zyska od 15 do 20 procent.
– Jednak w ostatnich dniach oczekiwania znacznie wzrosły. Jeśli rząd w Chinach nie zdoła ponownie rozhuśtać gospodarki, wielu ludzi będzie rozczarowanych, a obecny wzrost na rynku zostanie zapamiętany jako kolejny krótki okres euforii, a nie jako początek trwałego ożywienia w Chinach – twierdził tuż przed krachem z 9 października Ajay Rajadhyaksha, główny analityk banku „Barclays”.
W obliczu problemów gospodarczych w Chinach, w celu poprawy stanu ekonomii Państwa Środka, kluczowa będzie szybkość i skuteczność podejmowania decyzji przez rząd w Pekinie. Niewłaściwe wdrożenie planów naprawczych w tym zakresie rzutować może na pozycji tego kraju na arenie międzynarodowej.
Tomasz Winiarski