– Europa ma coraz mniejsze możliwości sankcjonowania eksportu rosyjskiej ropy do państw trzecich. Nowe środki są trudne do wyegzekwowania i nieco spóźnione, a dobrych i mocnych nowych pomysłów wciąż brak i do wyborów prezydenckich w USA raczej ich nie będzie – mówi mecenas Tomasz Włostowski, partner zarządzający brukselskiej kancelarii EU STRATEGIES, w BiznesAlert.pl.
Cena maksymalna (ang. price cap) została wprowadzona przez państwa G7, Unię Europejską i Australię w wysokości 60 dolarów za baryłkę ropy (limit cenowy dotyczący produktów naftowych wynosi 45 lub 100 USD, zależnie od produktu) jako sposób zmniejszenia dochodów Kremla z tytułu sprzedaży ropy naftowej. Jednak Rosja rozbudowała własną flotę tankowców (tzw. shadow fleet), za pomocą których sprzedaje surowiec powyżej tego limitu, tym samym częściowo obchodzi sankcje zachodnie.
BiznesAlert.pl: W jak dużym stopniu Rosja wykorzystuje flotę widmo do omijania sankcji i sprzedawania ropy na zachodnich rynkach?
Tomasz Włostowski: Z relacji prasowych wynika, że skala tego procederu jest ogromna. Rosnąca ilość ekspertów i urzędników potwierdza, że większość handlu rosyjską ropą odbywa się dzisiaj powyżej limitu cenowego, ponieważ Rosji udało się stworzyć flotę tankowców i siatkę firm, które zajmują się handlem surowca.
Czy jest to dochodowa taktyka?
Tak. Koszty produkcji ropy dla Rosji cały czas są na mniej więcej na tym samym poziomie. Jeżeli handel odbywa się w ramach pułapu cenowego, ustanowionego przez państwa G7, tj. przy uczestnictwie firm z tych państw, to Rosja musi brać pod uwagę ten limit. To ogranicza przychody. Jeżeli w handlu nie biorą udział podmioty z państw G7 lub z UE, to cena może być dowolnie wyższa niż price cap. Zatem taktyka ta przynosi Kremlowi ogromne zyski, a w przepisach nie ma niczego co nakłaniałoby odbiorców do kupowania w ramach limitu cen.
Co należałoby zrobić, aby uniemożliwić Rosji ten proceder?
Najlepszy moment był pewnie z rok temu, gdy pułap cenowy był wprowadzany, bo wówczas Rosja nie miała własnych tankowców ani firm obsługujących ten handel i w zasadzie do przewidzenia było, że tankowce będą skupować. Wtedy był ten moment, gdy państwa G7 miały największy wpływ na sytuację.
Teraz G7 nie ma zbyt dużego bezpośredniego wpływu na rosyjskie firmy i jej handel ropą, gdyż znajdują się one poza jurysdykcją państw G7. Wygląda na to, że Unia Europejska przespała moment, aby uniemożliwić Rosji stworzenie floty tankowców. Ale nadal może oddziaływać na własne firmy, które uczestniczą w obrocie rosyjskim surowcem, nie tylko jako usługodawcy (np. finansowanie, transport czy ubezpieczenie), ale również – a może przede wszystkim – jako klienci zaimportowanych finalnych produktów ropopochodnych.
Proszę pamiętać, że Rosja cały czas eksportuje ropę do rafinerii do państw trzecich (Indii, Chin, Turcji), z których produkty ropopochodne finalnie trafiają na rynki europejskie. W takiej sytuacji Europa nie może co prawda reagować bezpośrednio w trakcie samego handlu, gdyż taki handel odbywa się z udziałem pozaeuropejskich pośredników, zatem wpływ na ten proceder jest mocno ograniczony. Ale może oddziaływać pośrednio poprzez swój wpływ na koniec tego procederu, czyli na sam import do UE końcowego produktu ropopochodnego pochodzącego z rosyjskiego surowca. Warto przypomnieć, że co prawda Europa nie może kupować ani ropy ani produktów ropopochodnych z Rosji, ale może kupować produkty ropopochodne z innych państw, nawet jeśli powstały z rosyjskiej ropy.
To tworzy możliwość regulowania przez UE tego importu. Na przykład, UE może wymusić stosowanie limitu cenowego przy zakupie surowca, czyli wymagać od rafinerii w państwach trzecich, aby przy eksporcie do Europy gotowego produktu musiały udowodnić, że produkt pochodzi z rosyjskiej ropy zakupionej w ramach pułapu cenowego, czyli poniżej limitu G7.
Jest jeszcze jakiś inny sposób?
Drugi sposób to objęcie sankcjami i wykluczenie z handlu wszystkich tankowców, które Rosja zebrała oraz wszystkich firm, które eksportują surowiec powyżej price capu. To można osiągnąć na wiele sposobów. Na przykład, Stany Zjednoczone obejmują sankcjami same tankowce, co znacznie utrudnia im funkcjonowanie w handlu międzynarodowym. UE co prawda tego nie robi, ale nadal możliwe jest stworzenie systemu, który utrudniałby życie rosyjskim tankowcom na morzach i oceanach.
Jedną taką propozycją jest zamknięcie wód terytorialnych Unii Europejskiej dla tych tankowców lub utrudnienie im żeglugi na tych wodach z uwagi na to, że jest to bardzo stara flota i wymaga remontu. Na pewno dotknęłoby to eksport Rosji przez Bałtyk czy Morze Czarne, natomiast nie dotknęłoby eksportu drogą północną lub bezpośrednio z portów azjatyckich. Te statki kursują między Rosją a państwami trzecimi i nie przepływają przez wody europejskie, więc trudno o wysoką skuteczność tych środków.
Co dalej?
Niestety Unia ma coraz mniejsze możliwości sankcjonowania eksportu rosyjskiej ropy do państw trzecich. Obecnie UE dyskutuje temat 12. pakietu sankcji i zaproponowała zakaz sprzedaży tankowców do Rosji, choć propozycja jest już mocno spóźniona. Stocznie które sprzedały Rosji tankowce będą musiały poinformować o takiej transakcji. Dzięki temu UE mogłaby stworzyć bazę danych i szerzej poznać całą rosyjską flotę widmo. Ponadto, w przypadku uzyskania pozwolenia na sprzedaż tankowca, sprzedawca musiałby uzyskać od kupującego zapewnienie, że nabywca nie będzie transportował ropy powyżej limitu cenowego, oraz że nie odsprzeda tankowca w tym celu.
Dobrze, że Komisja Europejska proponuje wprowadzenie nowych środków, choć są one trudne do wyegzekwowania i nieco spóźnione. A dobrych i mocnych nowych pomysłów wciąż brak i do wyborów prezydenckich w USA raczej ich nie będzie.
Rozmawiał Jacek Perzyński