Wzrost cen certyfikatów emisyjnych wypiera węgiel z rynku energetycznego. Wcześniej produktywne elektrociepłownie węglowe mogły z powodzeniem konkurować z gazowymi, co im się udawało zwłaszcza wtedy, gdy cena węgla spadała. Jednak obecnie już nie cena węgla, ale ceny emisji decydują o niskiej konkurencyjności elektrowni węglowych w porównaniu z gazowymi. Tak właśnie wygląda sytuacja w Niemczech, gdzie węgiel jest zastępowany gazem – pisze Aleksandra Fedorska, współpracownik BiznesAlert.pl.
Węgiel i energetyka niemiecka
Wiele wskazuje na to, że węgiel zniknie z energetyki niemieckiej szybciej niż planowano, a więc jeszcze przed 2038 rokiem.
Bardziej skomplikowana jest natomiast sytuacja niemieckiego przemysłu. Jeszcze przed wyborami do Bundestagu mającymi się odbyć we wrześniu br. rząd chce wprowadzić nowy mechanizm wsparcia dla zielonej rewolucji w niemieckim przemyśle ciężkim. Niemcy są największym producentem stali w UE, a ich roczna produkcja wyniosła w zeszłym roku 35,7 milionów ton, co i tak oznacza kolejny mocny spadek. Za główny problem niemieckiego hutnictwa uważane są wysokie koszty produkcji związane z wydatkami na certyfikaty emisyjne. Europejskie hutnictwo odpowiada za blisko 30% emisji CO2 i należy dlatego do branż najbardziej obciążonych kosztami ich redukcji.
Wszystko wskazuje na to, że sytuacja ta będzie się w najbliższym czasie pogarszać. Z jednej strony certyfikaty stały się ostatnio obiektem spekulacji, a ich cena wzrosła wielokrotnie. Niemiecka gazeta Frankfurter Allgemeine Zeitung (FAZ) informuje już o 50 euro za tonę CO2. Gazeta podaje również, że 85 milionów certyfikatów jest w portfelach instytucji finansowo-bankowych, co świadczy o ich nowym charakterze w systemie inwestycyjnym.
Z drugiej strony ich liczba stale się zmniejsza wraz z coraz ambitniejszymi celami europejskiej polityki klimatycznej. Do 2030 roku EU zapowiada spadek emisji o 55% zamiast wcześniej planowanych 40%. Będzie się to co prawda rozkładało na wiele sektorów gospodarki, ale hutnictwo ze względu na swoją specyficzną strukturę produkcyjną z pewnością będzie należało do branż najbardziej dotkniętych.
Docelowo niemiecki rząd chce doprowadzić niemiecki przemysł do produkcji bezemisyjnej, jednocześnie utrzymując zatrudnienie i opłacalność zakładów. Mowa jest tu o produkcji bezemisyjnej tzw. „zielonej stali”, która ma być wytwarzana za pomocą zielonego wodoru. Niemiecki minister ds. gospodarki Peter Altmaier szacuje koszty, które będą musiały ponieść niemieckie firmy, inwestując w tę transformację, na 35 miliardów euro. Niemieckie państwo od dłuższego czasu w różny sposób wspiera przemysł na drodze do bezemisyjnej produkcji. Odbywa się to głównie drogą dofinansowania projektów pilotażowych i badawczych trzech największych producentów stali w Niemczech – firm Salzgitter AG, ArcelorMittal i Thyssenkrupp.
Jest to bardzo trudne wyzwanie, któremu Niemcy zamierzają sprostać, wprowadzając dla przemysłu hutniczego i cementowego możliwości zawarcia tzn. „Carbon Contracts for Difference”. Jak podaje FAZ, kontrakty te będą zawierane na 10 lat między koncernami a niemieckim państwem. Mogą z nich skorzystać tylko firmy, które dokonując inwestycji w zieloną produkcję, zredukują emisje o co najmniej 50%. Głównym celem, według FAZ, jest zrekompensowanie dodatkowych kosztów produkcji przyjaznej dla klimatu w porównaniu z tradycyjnymi praktykami.
Gazeta opisuje także sposób działania tych kontraktów. Przykładowo, przedsiębiorstwo A produkuje za pomocą tradycyjnej technologii i wydaje 100 000 euro na wytworzenie produktu XY. W tym celu jest zmuszone kupić uprawnienia do emisji CO2 za 50 000 euro, zatem cały koszt produkcji wynosi 150 000 euro. Firma B, która inwestuje w bezemisyjną produkcję, wydaje na produkt YX 160 000 euro. Carbon Contract for Difference rekompensuje firmie B jej dodatkowe koszty produkcji wynoszące 10 000 euro, aby w ten sposób wyrównać szanse rynkowe obu firm.
Niemiecki skarb państwa chce finansować te kontrakty z funduszy unijnych.
Kontrakty różnicowe mają przyspieszyć transformację energetyczną w Niemczech