icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Hetmański: Polska nie może zamienić zależności od importu gazu na…import gazu (POLEMIKA)

“Tak jak uzależniliśmy się od surowców z Rosji, tak możemy uzależnić się od importowanych OZE” – przestrzegała wczoraj na konferencji branżowej minister Anna Moskwa. Wkrótce pewnie okaże się, że to “skrót myślowy” lub “zdanie wyrwane z kontekstu”. Oby! Bo niezrozumiałe jest takie stawianie kwestii bezpieczeństwa energetycznego Polski – pisze Michał Hetmański, prezes zarządu Fundacji Instrat.

Po pierwsze, co rozumieć przez “importowane OZE”? Import energii pochodzącej z odnawialnych źródeł? Jeśli tak, to do czego jest to odniesienie? Chyba nikt rozsądny nie wskazuje na import energii jako na realną i jedyną alternatywę dla surowców z Rosji. Owszem, powinniśmy stawiać na OZE, ale nasze, budowane w Polsce. To właśnie rozproszona energetyka, czyli lądowe farmy wiatrowe i słoneczne, a nie duże i stare elektrownie węglowe, zapewnią nam bezpieczeństwo energetyczne. Swoje OZE możemy mieć tu i teraz, dużo taniej i szybciej niż kolejne źródła emisyjnej energii z gazu czy węgla. 

Po drugie, to przecież pomysły rządzących doprowadzą do kolejnych zależności, bo gaz z Rosji ma być zastępowany dostawami z USA czy Kataru, a rosyjska ropa, paliwem z Arabii Saudyjskiej. Większość tych kierunków nie należy przecież do demokratycznego mainstreamu, nie wspominając już o tym, że paliwa kopalne wielokrotnie były w centrum konfliktów geopolitycznych i mówienie o nich w kontekście bezpieczeństwa energetycznego jest nieporozumieniem. 

Fakty są niestety takie, że w ostatnich dwudziestu latach Polska odnotowała jeden z największych przyrostów importu paliw kopalnych wśród krajów Unii Europejskiej. W 2020 roku zaimportowaliśmy 25,4 mln ton ropy, 17,6 mld m sześc. gazu i 12,9 mln ton węgla. To nie przybliża nas do suwerenności energetycznej. Moglibyśmy jednak ją osiągnąć dzięki przyspieszeniu inwestycji we własne odnawialne źródła. 

Już wiele miesięcy temu wskazaliśmy, że osiągnięcie ponad 70-procentowego udziału OZE w produkcji energii elektrycznej w 2030 roku jest w Polsce możliwe i tańsze niż trwanie przy węglu i gazie. Zielony miks nie zwiększy w długim terminie także importu energii. Do 2040 roku jego wolumen wręcz spadnie, i to niemal o połowę względem 2020 roku. W naszym scenariuszu bilansowanie systemu elektroenergetycznego wspierają sporadycznie uruchamiane bloki węglowe, co pozwalałoby ograniczyć inwestycje w nierentowne nowe elektrownie gazowe. Niestety mimo kryzysu gazowego spółki energetyczne podtrzymują plany budowy rozsianych po całej Polsce elektrowni gazowych, które jeszcze bardziej skazują nas na import paliw kopalnych i jeszcze wyższe niż teraz ceny prądu.

Polska ma szansę szybko nadrobić zaległości w uniezależnianiu się od paliw i technologii. Należałoby zacząć od zniesienia ograniczeń dla rozwoju wiatraków na lądzie. Gotowe rozwiązania leżą na biurku minister Moskwy. Jej podpis może odblokować ponad 7 procent terenów pod inwestycje w elektrownie wiatrowe. Rząd dobrze wie, jak można z głową uniezależniać się od rosyjskich surowców, co widać po pierwszych efektach programów ‘Urządzenia Grzewcze’ albo ‘Magazynowanie Ciepła i Chłodu’ NCBiR lub w programach NFOŚiGW. Ciekawe, czy w myśl doktryny “nieimportowania OZE” zamierza wycofać się również z tych programów?

Moskwa: Polska nie może zamienić zależności od importu gazu na OZE z importu

“Tak jak uzależniliśmy się od surowców z Rosji, tak możemy uzależnić się od importowanych OZE” – przestrzegała wczoraj na konferencji branżowej minister Anna Moskwa. Wkrótce pewnie okaże się, że to “skrót myślowy” lub “zdanie wyrwane z kontekstu”. Oby! Bo niezrozumiałe jest takie stawianie kwestii bezpieczeństwa energetycznego Polski – pisze Michał Hetmański, prezes zarządu Fundacji Instrat.

Po pierwsze, co rozumieć przez “importowane OZE”? Import energii pochodzącej z odnawialnych źródeł? Jeśli tak, to do czego jest to odniesienie? Chyba nikt rozsądny nie wskazuje na import energii jako na realną i jedyną alternatywę dla surowców z Rosji. Owszem, powinniśmy stawiać na OZE, ale nasze, budowane w Polsce. To właśnie rozproszona energetyka, czyli lądowe farmy wiatrowe i słoneczne, a nie duże i stare elektrownie węglowe, zapewnią nam bezpieczeństwo energetyczne. Swoje OZE możemy mieć tu i teraz, dużo taniej i szybciej niż kolejne źródła emisyjnej energii z gazu czy węgla. 

Po drugie, to przecież pomysły rządzących doprowadzą do kolejnych zależności, bo gaz z Rosji ma być zastępowany dostawami z USA czy Kataru, a rosyjska ropa, paliwem z Arabii Saudyjskiej. Większość tych kierunków nie należy przecież do demokratycznego mainstreamu, nie wspominając już o tym, że paliwa kopalne wielokrotnie były w centrum konfliktów geopolitycznych i mówienie o nich w kontekście bezpieczeństwa energetycznego jest nieporozumieniem. 

Fakty są niestety takie, że w ostatnich dwudziestu latach Polska odnotowała jeden z największych przyrostów importu paliw kopalnych wśród krajów Unii Europejskiej. W 2020 roku zaimportowaliśmy 25,4 mln ton ropy, 17,6 mld m sześc. gazu i 12,9 mln ton węgla. To nie przybliża nas do suwerenności energetycznej. Moglibyśmy jednak ją osiągnąć dzięki przyspieszeniu inwestycji we własne odnawialne źródła. 

Już wiele miesięcy temu wskazaliśmy, że osiągnięcie ponad 70-procentowego udziału OZE w produkcji energii elektrycznej w 2030 roku jest w Polsce możliwe i tańsze niż trwanie przy węglu i gazie. Zielony miks nie zwiększy w długim terminie także importu energii. Do 2040 roku jego wolumen wręcz spadnie, i to niemal o połowę względem 2020 roku. W naszym scenariuszu bilansowanie systemu elektroenergetycznego wspierają sporadycznie uruchamiane bloki węglowe, co pozwalałoby ograniczyć inwestycje w nierentowne nowe elektrownie gazowe. Niestety mimo kryzysu gazowego spółki energetyczne podtrzymują plany budowy rozsianych po całej Polsce elektrowni gazowych, które jeszcze bardziej skazują nas na import paliw kopalnych i jeszcze wyższe niż teraz ceny prądu.

Polska ma szansę szybko nadrobić zaległości w uniezależnianiu się od paliw i technologii. Należałoby zacząć od zniesienia ograniczeń dla rozwoju wiatraków na lądzie. Gotowe rozwiązania leżą na biurku minister Moskwy. Jej podpis może odblokować ponad 7 procent terenów pod inwestycje w elektrownie wiatrowe. Rząd dobrze wie, jak można z głową uniezależniać się od rosyjskich surowców, co widać po pierwszych efektach programów ‘Urządzenia Grzewcze’ albo ‘Magazynowanie Ciepła i Chłodu’ NCBiR lub w programach NFOŚiGW. Ciekawe, czy w myśl doktryny “nieimportowania OZE” zamierza wycofać się również z tych programów?

Moskwa: Polska nie może zamienić zależności od importu gazu na OZE z importu

Najnowsze artykuły