Najważniejsze informacje dla biznesu

Jakóbik: Gazprom nie poddaje się Brukseli. Dostosowuje taktykę do nowych realiów

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Zadania niemożliwe wykonujemy od ręki, a na cuda potrzebujemy troszkę więcej czasu – to powinno być motto Gazpromu. Firma żongluje projektami gazowymi, aby zmylić Europę i popchnąć ją w pożądanym kierunku.

W tekście pt. Gazprom poddaje się Brukseli Iwona Trusewicz na łamach Rzeczpospolitej pisze, że „Rosjanie odpuścili starania o wyłączenie lądowej części Nord Stream spod unijnych regulacji”. „Chodzi o gazociąg OPAL, którym rosyjski gaz z dna Bałtyku jest transportowany na terytorium Niemiec. Gazprom chciał mieć wyłączność na jego wykorzystanie, podczas gdy zgodnie z Trzecim pakietem energetycznym, może zapełnić połowę. Reszta musi być dostępna dla tzw. trzecich podmiotów czyli firm przesyłowych spoza udziałowców Nord Stream. O tym, że Gazprom więcej nie pretenduje na 100 proc. mocy gazociągu poinformował przedstawiciel niemieckiej Federalnej Agencji Sieciowej, podała agencja Prime.” – kontynuuje publicystka. Nie podaje jednak całej informacji na ten temat, co przekłada się na nietrafione wnioski dotyczące działań Rosjan.

Na marginesie: w tekście jest słusznie zauważony przez jednego z czytelników BiznesAlert.pl błąd. Zgodnie z trzecim pakietem cała przepustowość gazociągów na terenie Unii Europejskiej podlega zasadzie Third Party Access, a nie jej połowa. Gazprom otrzymał już zwolnienie dla 50 procent mocy OPAL. Walczy o podobne dla pozostałej przepustowości.

Gazprom nie wywiesza białej flagi ani nie „odpuszcza” starań o przejęcie pełnej przepustowości OPAL. Jak poinformował rzecznik firmy w piątek 19 grudnia firma „przejmie 100 procent przepustowości OPAL ale nie na mocy porozumienia z Komisją Europejską, które miało prowadzić do ustalenia nowego schematu regulacji taryf”. Jak ocenił Rosjanin Gazprom „odmawia dalszego czekania na zatwierdzenie przez Komisję Europejską jego porozumienia z Niemcami. Jednakże Komisja dochodzi do absolutnie błędnej konkluzji. Będziemy teraz żądać 100 procent mocy, podczas gdy podpisane porozumienie z Niemcami, które nie zostało zatwierdzone przez Komisję zawierało rozwiązanie kompromisowe”.

Chodzi o propozycję, o której wprawdzie pisze Trusewicz, ale bez wypowiedzi Kuprianowa traci ona kontekst. Niemiecki regulator proponował, aby 15,3 mld m3 mocy OPAL (całkowita to 36 mld m3) było sprzedawane na giełdzie przepustowości PRISMA w drodze corocznych aukcji. Obecnie zwycięzcami takiej aukcji byliby głównie Rosjanie, jako jedyni zainteresowani słaniem gazu przez OPAL. Niemieckie ministerstwo gospodarki lobbowało w Brukseli za tym rozwiązaniem podkreślając, że w okresie kryzysu ukraińskiego należy udostępnić Rosjanom alternatywny szlak tranzytu gazu do klientów europejskich. W perspektywie krótkoterminowej mógł do tego celu być wykorzystany tylko już położony Nord Stream oraz jego odnogi w Niemczech – OPAL i NEL. Obecnie Rosjanie odrzucają starania niemieckie i przekonują, że wywalczą 100 procent mocy OPAL dla Gazpromu innymi sposobami. To nie jest kapitulacja, tylko zmiana taktyki.

Może chodzić na przykład o rozpoczęcie postępowania w sprawie zasad trzeciego pakietu na łonie Światowej Organizacji Handlu (WTO). 30 kwietnia tego roku Gazprom informował już organizację o potrzebie konsultacji pakietu z Komisją Europejską. Uznał wprowadzone przez nią rozwiązania za „dyskryminujące”. Według Rosjan są one „niezgodne z rzędem regulacji oraz określonych zobowiązań Unii Europejskiej bezpośrednio w nie godzą”. W tym kontekście powołują się oni m.in. na GATS, Porozumienie o subsydiach i środkach wyrównawczych oraz porozumienie o utworzeniu WTO. Wezwanie do konsultacji formalnie rozpoczyna spór w ramach Organizacji. Daje jednak czas stronom na osiągnięcie porozumienia bez dalszego postępowania. W tym kontekście słowa Kuprianowa nie oznaczają wywieszenia białej flagi ale zapowiedź bitwy na wokandzie.

Dlaczego Rosjanie decydują się na taki ruch? W dobie taniejącej ropy naftowej i rubla dla ich firm energetycznych idą trudne czasy. Jak podaje rosyjski portal RBK wartość Gazpromu, Rosnieftu i pięciu pozostałych największych spółek energetycznych w Rosji ma obecnie wartość 150 mld dolarów czyli o 2,5 raza mniejszą od wartości amerykańskiego Exxon Mobil. Powodem jest spadek wartości rubla. Wartość Gazpromu spadła do 40 mld dolarów i jest niższa od tej z połowy 2003 roku. To także kwota poniżej szacowanej wartości gazociągu South Stream (50,5 mld dolarów). Zdaniem analityka Alfa Banku Aleksandra Korniłowa Gazprom jest „ofiarą sytuacji na Ukrainie”. Swoją rolę odgrywa także ciepła zima. Rosnieft staniał do 35,6 mld dolarów czyli mniej niż koszt zakupu TNK-BP w wysokości 54,5 mld dolarów przeprowadzonego w zeszłym roku.

Dlatego Rosjanie muszą taktycznie schować swoje sztandarowe projekty energetyczne do przechowalni. O ile propagandowe projekty jak Siła Syberii i Gazociąg Ałtaj do Chin mogą zostać zrealizowane dopiero w ciągu nadchodzącej dekady, a i to przy sprzyjających warunkach, których obecnie brakuje, to gazociąg South Stream oraz przejęcie mocy OPAL będą możliwe, jeżeli odpowiednie warunki stworzy Bruksela.

Więcej: Nieistniejące projekty Gazpromu

Jednak wbrew oczekiwaniom Rosjan Europa zaprezentowała nieprzejednaną postawę w sprawie zwolnień spod regulacji trzeciego pakietu energetycznego dla tych inwestycji. Podyktowana tymi samymi pobudkami decyzja Niemców o zablokowaniu wymiany BASF-Gazprom przekreśliła szansę na stworzenie rosyjskiego hubu gazowego w kraju Goethego.

Wintershall, firma paliwowa należąca do grupy chemicznej BASF zawarła z Gazpromem umowę, która m.in. przekazała Rosjanom kontrolę nad największymi w Niemczech magazynami gazu w Rehden oraz Jemgum, Germany, a także Haidach w Austrii. Umowa uwzględniała także przejęcie połowy akcji Wingas, WIEH i WIEE, oraz Astory – operatora magazynów. W zamian Wintershall miał otrzymać udział w syberyjskich złożach gazu należących do Gazpromu o nazwie Urengoj. Na tę transakcję wyraziła zgodę Komisja Europejska w połowie 2014 r. z mocą wsteczną od 1 kwietnia 2013. Transakcja miała zostać zakończona do końca 2014 roku, dotychczas w jej realizacji nie było opóźnień.

Bez dostępu do niemieckiej infrastruktury Rosjanie są obecnie skazani na system gazowy Ukrainy lub tworzenie nowego połączenia na południu – za pomocą South Stream lub jego tureckiej wariacji. Sami jednak odpędzają Europejczyków od rozwiązania z wykorzystaniem terytorium Turcji, informując z góry, że koszty tranzytu z granicy tureckiej z Unią Europejską poniosą klienci europejscy. W tym kontekście South Stream prezentuje się bardziej atrakcyjnie, bo odpowiedzialność za dostarczenie gazu do austriackiego hubu gazowego w Baumgarten tą rurą spada w całości na Gazprom. Te fakty potwierdzają, że rezygnacja z South Stream była blefem.

Więcej na ten temat w analizie: Rezygnacja z South Stream to blef

Gazprom czeka na bardziej sprzyjające okoliczności i działa w tym kierunku. Potwierdził to sam Putin. Jak zauważa agencja Trend, prezydent Rosji w swoim zeszłotygodniowym wystąpieniu dla mediów zapowiedział, że rosyjski gaz może nadal docierać do austriackiego hubu gazowego w Baumgarten, nawet po porzuceniu South Stream i promocji trasy tureckiej dla nowego gazociągu przez Rosjan. Putin utrzymuje, że z Turcji do odbiorców europejskich mógłby nadal trafiać surowiec, który wcześniej miał płynąć przez Gazociąg Południowy. Pokazuje tym samym nadrzędny cel Rosjan, czyli ominięcie krajów tranzytowych na czele z Ukrainą oraz zablokowanie projektów Korytarza Południowego, które w przyszłości mogą zapewnić kaspijski gaz konkurencyjny do rosyjskiego. Środki realizacji tego cel są przez Gazprom każdorazowo dostosowane do okoliczności.

Dla rosyjskich taktyków nie ma projektów obiektywnie niewykonalnych, ich opłacalność jest względna i zależna od sytuacji międzynarodowej. Rosjanie nie przywiązują się do żadnych deklaracji ani dokumentów. Działają elastycznie, zostawiając sobie na podorędziu kilka opcjonalnych rozwiązań. Prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin zapewnia, że za dwa lata obecny kryzys zakończy się a Rosjanie wrócą do business as usual w relacjach z Zachodem. Przy bardziej sprzyjających okolicznościach rosyjskie inwestycje mają znów ruszyć. Jednakże propaganda energetyczna Rosji musi działać już teraz. Dlatego Gazprom śle sprzeczne sygnały mylące Europę.

Rosyjska firma nie gra w szachy, gdzie „celem jest pokonanie przeciwnika, ustawienie go w pozycji bez wyjścia” jak pisze we wstępie do ważnej książki Niedźwiedź w cieniu Smoka, dr Michał Lubina. Pisze on o relacjach chińsko-rosyjskich i chwali taktykę Chińczyków, która przypomina grę w Go, która „oznacza grę otaczających pionków”. Zdaniem Lubiny „świetnie ukazuje podstawową chińską cechę, jaką jest względność”. „W Go pojedynki toczą się równolegle, w różnych częściach planszy, a przewagę osiąga się stopniowo, poprzez cierpliwie i konsekwentnie budowaną strategię. To powoduje długie kampanię, konieczność powolnego zajmowania pustych obszarów na planszy i tym samym stopniowego zmniejszania potencjalnych ruchów przeciwnika” – pisze krakowski badacz. „partię można nawet przegrać, nie podejrzewając tego, aż do ostatniej chwili, kiedy gra okazuje się zakończona”. Moim zdaniem w polityce energetycznej Rosjanie w pełni przyjęli już tę taktykę i grają z Europą w Go, otaczając powoli swego przeciwnika.

W ten sposób Rosja prowadzi wojnę hybrydową w sektorze energetycznym. Nie chodzi tylko o wysadzanie gazociągów, które może być wykorzystane w ostateczności. To także tworzenie propagandy, która ma skłonić Europę do określonych decyzji po myśli Gazpromu. Aby zrozumieć, że ta wojna się nie skończy a Rosjanie nie wywieszą nigdy białej flagi, należy odwołać się do koncepcji wojny hybrydowej opisanej dobrze przez Annę Marię Dyner z Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych na łamach New Eastern Europe. Według analityczki to nowy typ wojny, który „wykorzystuje połączenie nowoczesnych technik wojennych, najnowszych technologii oraz ekspertyzy z dziedziny psychologii i inżynierii społecznej”. Jej zdaniem nie da się ustandaryzować takiego konfliktu, a przez to zdefiniować adekwatnej odpowiedzi, co stanowi o sukcesie koncepcji. Do komponentów tej wojny postuluję dodać wojnę w sektorze energetycznym, która odbywa się na płaszczyźnie informacyjnej. Tutaj skuteczna jest propaganda energetyczna Rosji, której sukces widać na przykładzie „umowy stulecia” w sprawie gazociągu Siła Syberii do Chin, który prędko nie powstanie. Jednakże propaganda nie ustaje. Jak słusznie zauważa Dyner, wojna hybrydowa „nie kończy się całkowitym zwycięstwem jednej ze stron”. To niekończąca się historia blefów, uników i wolt.

Więcej: Gazprom zabija jeden projekt chiński drugim

Są efekty. Premier Bułgarii Bojko Borysow po rozmowie z przedstawicielami Komisji Europejskiej poinformował, że Bruksela radziła jego krajowi kontynuację przygotowań do realizacji umów międzyrządowych z Rosją w sprawie South Stream, pomimo decyzji Rosjan o rezygnacji z przedsięwzięcia.

Komisja przekonywała Bułgarów, że jeśli nie wywiązaliby się z umówionych działań, ponieśliby kary finansowe z tego tytułu, jak w przypadku rezygnacji z elektrowni atomowej Belene. Wywiązując się, obarczają całą winą za porzucenie South Stream Rosjan. W ten sposób Komisja – celowo lub nie – tworzy grunt pod realizację projektu na wypadek, gdyby Gazprom zmienił zdanie. Bez zaangażowania firm europejskich budowa projektu w wersji tureckiej nie będzie opłacalna. Komisja nie rezygnuje przy tym póki co z oczekiwania, że South Stream będzie podlegał prawu antymonopolowemu, które ogranicza wpływ Gazpromu na rurę.

Potwierdzeniem taktyki mylenia Europy przez Rosjan jest fakt utrzymywania się istotnej nadprzepustowości, jeżeli zsumować moce rosyjskich rur na Starym Kontynencie. Maksymalna roczna przepustowość Nord Stream to 55 mld m3, South Stream – 63 mld m3, Gazociągu Jamalskiego – 33 mld m3, Blue Stream – 16 mld m3. W 2013 roku Gazprom słał do klientów europejskich 161 mld m3 czyli o 6 mld m3 mniej, niż potencjalna moc wymienionych połączeń. Należy jednak dodać do nich moc rur ukraińskich. Z Ukrainy do krajów europejskich i Turcji może płynąć do 142,1 mld m3 rocznie. Rosjanie będą musieli zrezygnować z przepustowości ukraińskiej, inaczej część nowych rur pozostanie niewykorzystana, a inwestycje nie zwrócą się. W wersji optymistycznej Rosja rezygnuje z tranzytu przez Ukrainę i korzysta z całej mocy infrastruktury alternatywnej. Do tego jednak jest potrzebna zgoda Komisji na wykorzystanie pełnej mocy przez Gazprom, na co jak wiemy póki co nie ma szans. W wersji optymalnej Rosjanie zmniejszają tranzyt przez Ukrainę, dostosowując się do warunków na rynku europejskim. W wersji pesymistycznej, która jest realizowana obecnie, Gazprom rezygnuje z projektów tworzących nadprzepustowość w stosunku do obecnego status quo do czasu poprawy warunków.

Wróci do nich, gdy kropla wydrąży skałę, a Komisja sama zaproponuje wsparcie dla South Stream i/lub zgodę na wyłączenie dla OPAL. Komisja Europejska poinformowała, że nowym terminem decyzji w sprawie OPAL jest koniec stycznia 2015 roku. Rosjanie działają wyprzedzająco i odrzucają kompromis proponowany przez Niemców. Stawiają w ten sposób sprawę na ostrzu noża i czekają z pokerową twarzą na ruch Europy.

Także na przełomie roku wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej ds. Unii Energetycznej Marosz Szewczowicz ma przedstawić dokument koncepcyjny pt. „Genuine Energy Union”. Od jego treści będą także zależeć dalsze ruchy Rosjan. Jeżeli zielone lobby zdoła wyrugować wsparcie dla inwestycji w infrastrukturę gazową i, szerzej, komponent bezpieczeństwa energetycznego z koncepcji, warunki dla rozwoju projektów Gazpromu w Europie będą bardziej przyjazne.

Poza tym, jak słusznie zauważa dr Szymon Kardaś z Ośrodka Studiów Wschodnich w pracy pt. „Przeciąganie liny. Rosja wobec zmian na europejskim rynku gazu”, „rosyjsko-ukraiński kryzys gazowy będzie wykorzystywany przez Rosję do wymuszenia na stronie unijnej zmiany stanowiska”. Jak stwierdza analityk Gazprom „kontynuować będzie politykę rozwijania bilateralnych stosunków energetycznych, licząc na to, iż w ten sposób skutecznie zneutralizuje wspólnotowe działania inicjowane przez unijne instytucje” na czele z Unią Energetyczną. Rosja „będzie się starała kontynuować politykę dychotomiczną, podejmując równoległe działania ofensywne i adaptacyjne, z przewagą tych pierwszych”.

Tymczasem wbijanie klina między przewodniczącego Rady Europejskiej, autora hasła Unii Energetycznej, Donalda Tuska a Szewczowicza już trwa. Według zielonego lobby Unia Energetyczna nie uwzględnia już propozycji polskich, co jest – póki co – nieprawdą. W sieci funkcjonują już materiały dyskredytujące zabiegi Polaków, szerzone za niemą zgodą lub wsparciem Niemców.

 

Unia Energetyczna Tuska i Szewczowicza - fałszywy kontrast.
Unia Energetyczna Tuska i Szewczowicza – fałszywy kontrast.

Jeżeli Europa będzie dalej udawać, że relacje z Gazpromem to czysty biznes a nie polityka, rosyjska propaganda energetyczna może przynieść efekty. Póki co Rosjanie dostosowują swą taktykę do nowych realiów, ale w żadnym wypadku nie wywieszają białej flagi ani nie poddają się Brukseli. Dowodem ich sukcesów jest utrzymujący się chaos informacyjny wokół posunięć Gazpromu.

Tymczasem z Unią Energetyczną jest jak w popularnym w Brukseli żarcie o tym jak wyglądają kompromisy z Niemcami. Jeżeli Polacy nie obronią koncepcji, zostanie ona zdominowana przez zieloną agendę, a kluczowy komponent bezpieczeństwa energetycznego będzie wyrugowany. Wspomniany żart należy przytoczyć w oryginale:

The European Commission has announced an agreement whereby English will be the official language of the EU, rather than German, which was the other contender. Her Majesty’s Government conceded that English spelling had room for improvement and has therefore accepted a five-year phasing in of „Euro-English”.

In the first year, „s” will replace the soft „c”. Sertainly, this will make sivil servants jump for joy. The hard „c” will be dropped in favour of the „k”, Which should klear up some konfusion and allow one key less on keyboards.

There will be growing publik enthusiasm in the sekond year, when the troublesome „ph” will be replaced with „f”, making words like „fotograf” 20% shorter.

In the third year, publik akseptanse of the new spelling kan be expekted to reach the stage where more komplikated changes are possible. Governments will enkourage the removal of double letters which have always ben a deterent to akurate speling. Also, al wil agre that the horible mes of the silent „e” is disgrasful.

By the fourth yer, peopl wil be reseptiv to steps such as replasing „th” with „z” and „w” with „v”.

During ze fifz yer, ze unesesary „o” kan be dropd from vords kontaining „ou” and similar changes vud of kors be aplid to ozer kombinations of leters. After zis fifz yer, ve vil hav a reli sensibl riten styl. Zer vil be no mor trubls or difikultis and everivun vil find it ezi to understand ech ozer. ZE DREM VIL FINALI COM TRU!

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Zadania niemożliwe wykonujemy od ręki, a na cuda potrzebujemy troszkę więcej czasu – to powinno być motto Gazpromu. Firma żongluje projektami gazowymi, aby zmylić Europę i popchnąć ją w pożądanym kierunku.

W tekście pt. Gazprom poddaje się Brukseli Iwona Trusewicz na łamach Rzeczpospolitej pisze, że „Rosjanie odpuścili starania o wyłączenie lądowej części Nord Stream spod unijnych regulacji”. „Chodzi o gazociąg OPAL, którym rosyjski gaz z dna Bałtyku jest transportowany na terytorium Niemiec. Gazprom chciał mieć wyłączność na jego wykorzystanie, podczas gdy zgodnie z Trzecim pakietem energetycznym, może zapełnić połowę. Reszta musi być dostępna dla tzw. trzecich podmiotów czyli firm przesyłowych spoza udziałowców Nord Stream. O tym, że Gazprom więcej nie pretenduje na 100 proc. mocy gazociągu poinformował przedstawiciel niemieckiej Federalnej Agencji Sieciowej, podała agencja Prime.” – kontynuuje publicystka. Nie podaje jednak całej informacji na ten temat, co przekłada się na nietrafione wnioski dotyczące działań Rosjan.

Na marginesie: w tekście jest słusznie zauważony przez jednego z czytelników BiznesAlert.pl błąd. Zgodnie z trzecim pakietem cała przepustowość gazociągów na terenie Unii Europejskiej podlega zasadzie Third Party Access, a nie jej połowa. Gazprom otrzymał już zwolnienie dla 50 procent mocy OPAL. Walczy o podobne dla pozostałej przepustowości.

Gazprom nie wywiesza białej flagi ani nie „odpuszcza” starań o przejęcie pełnej przepustowości OPAL. Jak poinformował rzecznik firmy w piątek 19 grudnia firma „przejmie 100 procent przepustowości OPAL ale nie na mocy porozumienia z Komisją Europejską, które miało prowadzić do ustalenia nowego schematu regulacji taryf”. Jak ocenił Rosjanin Gazprom „odmawia dalszego czekania na zatwierdzenie przez Komisję Europejską jego porozumienia z Niemcami. Jednakże Komisja dochodzi do absolutnie błędnej konkluzji. Będziemy teraz żądać 100 procent mocy, podczas gdy podpisane porozumienie z Niemcami, które nie zostało zatwierdzone przez Komisję zawierało rozwiązanie kompromisowe”.

Chodzi o propozycję, o której wprawdzie pisze Trusewicz, ale bez wypowiedzi Kuprianowa traci ona kontekst. Niemiecki regulator proponował, aby 15,3 mld m3 mocy OPAL (całkowita to 36 mld m3) było sprzedawane na giełdzie przepustowości PRISMA w drodze corocznych aukcji. Obecnie zwycięzcami takiej aukcji byliby głównie Rosjanie, jako jedyni zainteresowani słaniem gazu przez OPAL. Niemieckie ministerstwo gospodarki lobbowało w Brukseli za tym rozwiązaniem podkreślając, że w okresie kryzysu ukraińskiego należy udostępnić Rosjanom alternatywny szlak tranzytu gazu do klientów europejskich. W perspektywie krótkoterminowej mógł do tego celu być wykorzystany tylko już położony Nord Stream oraz jego odnogi w Niemczech – OPAL i NEL. Obecnie Rosjanie odrzucają starania niemieckie i przekonują, że wywalczą 100 procent mocy OPAL dla Gazpromu innymi sposobami. To nie jest kapitulacja, tylko zmiana taktyki.

Może chodzić na przykład o rozpoczęcie postępowania w sprawie zasad trzeciego pakietu na łonie Światowej Organizacji Handlu (WTO). 30 kwietnia tego roku Gazprom informował już organizację o potrzebie konsultacji pakietu z Komisją Europejską. Uznał wprowadzone przez nią rozwiązania za „dyskryminujące”. Według Rosjan są one „niezgodne z rzędem regulacji oraz określonych zobowiązań Unii Europejskiej bezpośrednio w nie godzą”. W tym kontekście powołują się oni m.in. na GATS, Porozumienie o subsydiach i środkach wyrównawczych oraz porozumienie o utworzeniu WTO. Wezwanie do konsultacji formalnie rozpoczyna spór w ramach Organizacji. Daje jednak czas stronom na osiągnięcie porozumienia bez dalszego postępowania. W tym kontekście słowa Kuprianowa nie oznaczają wywieszenia białej flagi ale zapowiedź bitwy na wokandzie.

Dlaczego Rosjanie decydują się na taki ruch? W dobie taniejącej ropy naftowej i rubla dla ich firm energetycznych idą trudne czasy. Jak podaje rosyjski portal RBK wartość Gazpromu, Rosnieftu i pięciu pozostałych największych spółek energetycznych w Rosji ma obecnie wartość 150 mld dolarów czyli o 2,5 raza mniejszą od wartości amerykańskiego Exxon Mobil. Powodem jest spadek wartości rubla. Wartość Gazpromu spadła do 40 mld dolarów i jest niższa od tej z połowy 2003 roku. To także kwota poniżej szacowanej wartości gazociągu South Stream (50,5 mld dolarów). Zdaniem analityka Alfa Banku Aleksandra Korniłowa Gazprom jest „ofiarą sytuacji na Ukrainie”. Swoją rolę odgrywa także ciepła zima. Rosnieft staniał do 35,6 mld dolarów czyli mniej niż koszt zakupu TNK-BP w wysokości 54,5 mld dolarów przeprowadzonego w zeszłym roku.

Dlatego Rosjanie muszą taktycznie schować swoje sztandarowe projekty energetyczne do przechowalni. O ile propagandowe projekty jak Siła Syberii i Gazociąg Ałtaj do Chin mogą zostać zrealizowane dopiero w ciągu nadchodzącej dekady, a i to przy sprzyjających warunkach, których obecnie brakuje, to gazociąg South Stream oraz przejęcie mocy OPAL będą możliwe, jeżeli odpowiednie warunki stworzy Bruksela.

Więcej: Nieistniejące projekty Gazpromu

Jednak wbrew oczekiwaniom Rosjan Europa zaprezentowała nieprzejednaną postawę w sprawie zwolnień spod regulacji trzeciego pakietu energetycznego dla tych inwestycji. Podyktowana tymi samymi pobudkami decyzja Niemców o zablokowaniu wymiany BASF-Gazprom przekreśliła szansę na stworzenie rosyjskiego hubu gazowego w kraju Goethego.

Wintershall, firma paliwowa należąca do grupy chemicznej BASF zawarła z Gazpromem umowę, która m.in. przekazała Rosjanom kontrolę nad największymi w Niemczech magazynami gazu w Rehden oraz Jemgum, Germany, a także Haidach w Austrii. Umowa uwzględniała także przejęcie połowy akcji Wingas, WIEH i WIEE, oraz Astory – operatora magazynów. W zamian Wintershall miał otrzymać udział w syberyjskich złożach gazu należących do Gazpromu o nazwie Urengoj. Na tę transakcję wyraziła zgodę Komisja Europejska w połowie 2014 r. z mocą wsteczną od 1 kwietnia 2013. Transakcja miała zostać zakończona do końca 2014 roku, dotychczas w jej realizacji nie było opóźnień.

Bez dostępu do niemieckiej infrastruktury Rosjanie są obecnie skazani na system gazowy Ukrainy lub tworzenie nowego połączenia na południu – za pomocą South Stream lub jego tureckiej wariacji. Sami jednak odpędzają Europejczyków od rozwiązania z wykorzystaniem terytorium Turcji, informując z góry, że koszty tranzytu z granicy tureckiej z Unią Europejską poniosą klienci europejscy. W tym kontekście South Stream prezentuje się bardziej atrakcyjnie, bo odpowiedzialność za dostarczenie gazu do austriackiego hubu gazowego w Baumgarten tą rurą spada w całości na Gazprom. Te fakty potwierdzają, że rezygnacja z South Stream była blefem.

Więcej na ten temat w analizie: Rezygnacja z South Stream to blef

Gazprom czeka na bardziej sprzyjające okoliczności i działa w tym kierunku. Potwierdził to sam Putin. Jak zauważa agencja Trend, prezydent Rosji w swoim zeszłotygodniowym wystąpieniu dla mediów zapowiedział, że rosyjski gaz może nadal docierać do austriackiego hubu gazowego w Baumgarten, nawet po porzuceniu South Stream i promocji trasy tureckiej dla nowego gazociągu przez Rosjan. Putin utrzymuje, że z Turcji do odbiorców europejskich mógłby nadal trafiać surowiec, który wcześniej miał płynąć przez Gazociąg Południowy. Pokazuje tym samym nadrzędny cel Rosjan, czyli ominięcie krajów tranzytowych na czele z Ukrainą oraz zablokowanie projektów Korytarza Południowego, które w przyszłości mogą zapewnić kaspijski gaz konkurencyjny do rosyjskiego. Środki realizacji tego cel są przez Gazprom każdorazowo dostosowane do okoliczności.

Dla rosyjskich taktyków nie ma projektów obiektywnie niewykonalnych, ich opłacalność jest względna i zależna od sytuacji międzynarodowej. Rosjanie nie przywiązują się do żadnych deklaracji ani dokumentów. Działają elastycznie, zostawiając sobie na podorędziu kilka opcjonalnych rozwiązań. Prezydent Federacji Rosyjskiej Władimir Putin zapewnia, że za dwa lata obecny kryzys zakończy się a Rosjanie wrócą do business as usual w relacjach z Zachodem. Przy bardziej sprzyjających okolicznościach rosyjskie inwestycje mają znów ruszyć. Jednakże propaganda energetyczna Rosji musi działać już teraz. Dlatego Gazprom śle sprzeczne sygnały mylące Europę.

Rosyjska firma nie gra w szachy, gdzie „celem jest pokonanie przeciwnika, ustawienie go w pozycji bez wyjścia” jak pisze we wstępie do ważnej książki Niedźwiedź w cieniu Smoka, dr Michał Lubina. Pisze on o relacjach chińsko-rosyjskich i chwali taktykę Chińczyków, która przypomina grę w Go, która „oznacza grę otaczających pionków”. Zdaniem Lubiny „świetnie ukazuje podstawową chińską cechę, jaką jest względność”. „W Go pojedynki toczą się równolegle, w różnych częściach planszy, a przewagę osiąga się stopniowo, poprzez cierpliwie i konsekwentnie budowaną strategię. To powoduje długie kampanię, konieczność powolnego zajmowania pustych obszarów na planszy i tym samym stopniowego zmniejszania potencjalnych ruchów przeciwnika” – pisze krakowski badacz. „partię można nawet przegrać, nie podejrzewając tego, aż do ostatniej chwili, kiedy gra okazuje się zakończona”. Moim zdaniem w polityce energetycznej Rosjanie w pełni przyjęli już tę taktykę i grają z Europą w Go, otaczając powoli swego przeciwnika.

W ten sposób Rosja prowadzi wojnę hybrydową w sektorze energetycznym. Nie chodzi tylko o wysadzanie gazociągów, które może być wykorzystane w ostateczności. To także tworzenie propagandy, która ma skłonić Europę do określonych decyzji po myśli Gazpromu. Aby zrozumieć, że ta wojna się nie skończy a Rosjanie nie wywieszą nigdy białej flagi, należy odwołać się do koncepcji wojny hybrydowej opisanej dobrze przez Annę Marię Dyner z Polskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych na łamach New Eastern Europe. Według analityczki to nowy typ wojny, który „wykorzystuje połączenie nowoczesnych technik wojennych, najnowszych technologii oraz ekspertyzy z dziedziny psychologii i inżynierii społecznej”. Jej zdaniem nie da się ustandaryzować takiego konfliktu, a przez to zdefiniować adekwatnej odpowiedzi, co stanowi o sukcesie koncepcji. Do komponentów tej wojny postuluję dodać wojnę w sektorze energetycznym, która odbywa się na płaszczyźnie informacyjnej. Tutaj skuteczna jest propaganda energetyczna Rosji, której sukces widać na przykładzie „umowy stulecia” w sprawie gazociągu Siła Syberii do Chin, który prędko nie powstanie. Jednakże propaganda nie ustaje. Jak słusznie zauważa Dyner, wojna hybrydowa „nie kończy się całkowitym zwycięstwem jednej ze stron”. To niekończąca się historia blefów, uników i wolt.

Więcej: Gazprom zabija jeden projekt chiński drugim

Są efekty. Premier Bułgarii Bojko Borysow po rozmowie z przedstawicielami Komisji Europejskiej poinformował, że Bruksela radziła jego krajowi kontynuację przygotowań do realizacji umów międzyrządowych z Rosją w sprawie South Stream, pomimo decyzji Rosjan o rezygnacji z przedsięwzięcia.

Komisja przekonywała Bułgarów, że jeśli nie wywiązaliby się z umówionych działań, ponieśliby kary finansowe z tego tytułu, jak w przypadku rezygnacji z elektrowni atomowej Belene. Wywiązując się, obarczają całą winą za porzucenie South Stream Rosjan. W ten sposób Komisja – celowo lub nie – tworzy grunt pod realizację projektu na wypadek, gdyby Gazprom zmienił zdanie. Bez zaangażowania firm europejskich budowa projektu w wersji tureckiej nie będzie opłacalna. Komisja nie rezygnuje przy tym póki co z oczekiwania, że South Stream będzie podlegał prawu antymonopolowemu, które ogranicza wpływ Gazpromu na rurę.

Potwierdzeniem taktyki mylenia Europy przez Rosjan jest fakt utrzymywania się istotnej nadprzepustowości, jeżeli zsumować moce rosyjskich rur na Starym Kontynencie. Maksymalna roczna przepustowość Nord Stream to 55 mld m3, South Stream – 63 mld m3, Gazociągu Jamalskiego – 33 mld m3, Blue Stream – 16 mld m3. W 2013 roku Gazprom słał do klientów europejskich 161 mld m3 czyli o 6 mld m3 mniej, niż potencjalna moc wymienionych połączeń. Należy jednak dodać do nich moc rur ukraińskich. Z Ukrainy do krajów europejskich i Turcji może płynąć do 142,1 mld m3 rocznie. Rosjanie będą musieli zrezygnować z przepustowości ukraińskiej, inaczej część nowych rur pozostanie niewykorzystana, a inwestycje nie zwrócą się. W wersji optymistycznej Rosja rezygnuje z tranzytu przez Ukrainę i korzysta z całej mocy infrastruktury alternatywnej. Do tego jednak jest potrzebna zgoda Komisji na wykorzystanie pełnej mocy przez Gazprom, na co jak wiemy póki co nie ma szans. W wersji optymalnej Rosjanie zmniejszają tranzyt przez Ukrainę, dostosowując się do warunków na rynku europejskim. W wersji pesymistycznej, która jest realizowana obecnie, Gazprom rezygnuje z projektów tworzących nadprzepustowość w stosunku do obecnego status quo do czasu poprawy warunków.

Wróci do nich, gdy kropla wydrąży skałę, a Komisja sama zaproponuje wsparcie dla South Stream i/lub zgodę na wyłączenie dla OPAL. Komisja Europejska poinformowała, że nowym terminem decyzji w sprawie OPAL jest koniec stycznia 2015 roku. Rosjanie działają wyprzedzająco i odrzucają kompromis proponowany przez Niemców. Stawiają w ten sposób sprawę na ostrzu noża i czekają z pokerową twarzą na ruch Europy.

Także na przełomie roku wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej ds. Unii Energetycznej Marosz Szewczowicz ma przedstawić dokument koncepcyjny pt. „Genuine Energy Union”. Od jego treści będą także zależeć dalsze ruchy Rosjan. Jeżeli zielone lobby zdoła wyrugować wsparcie dla inwestycji w infrastrukturę gazową i, szerzej, komponent bezpieczeństwa energetycznego z koncepcji, warunki dla rozwoju projektów Gazpromu w Europie będą bardziej przyjazne.

Poza tym, jak słusznie zauważa dr Szymon Kardaś z Ośrodka Studiów Wschodnich w pracy pt. „Przeciąganie liny. Rosja wobec zmian na europejskim rynku gazu”, „rosyjsko-ukraiński kryzys gazowy będzie wykorzystywany przez Rosję do wymuszenia na stronie unijnej zmiany stanowiska”. Jak stwierdza analityk Gazprom „kontynuować będzie politykę rozwijania bilateralnych stosunków energetycznych, licząc na to, iż w ten sposób skutecznie zneutralizuje wspólnotowe działania inicjowane przez unijne instytucje” na czele z Unią Energetyczną. Rosja „będzie się starała kontynuować politykę dychotomiczną, podejmując równoległe działania ofensywne i adaptacyjne, z przewagą tych pierwszych”.

Tymczasem wbijanie klina między przewodniczącego Rady Europejskiej, autora hasła Unii Energetycznej, Donalda Tuska a Szewczowicza już trwa. Według zielonego lobby Unia Energetyczna nie uwzględnia już propozycji polskich, co jest – póki co – nieprawdą. W sieci funkcjonują już materiały dyskredytujące zabiegi Polaków, szerzone za niemą zgodą lub wsparciem Niemców.

 

Unia Energetyczna Tuska i Szewczowicza - fałszywy kontrast.
Unia Energetyczna Tuska i Szewczowicza – fałszywy kontrast.

Jeżeli Europa będzie dalej udawać, że relacje z Gazpromem to czysty biznes a nie polityka, rosyjska propaganda energetyczna może przynieść efekty. Póki co Rosjanie dostosowują swą taktykę do nowych realiów, ale w żadnym wypadku nie wywieszają białej flagi ani nie poddają się Brukseli. Dowodem ich sukcesów jest utrzymujący się chaos informacyjny wokół posunięć Gazpromu.

Tymczasem z Unią Energetyczną jest jak w popularnym w Brukseli żarcie o tym jak wyglądają kompromisy z Niemcami. Jeżeli Polacy nie obronią koncepcji, zostanie ona zdominowana przez zieloną agendę, a kluczowy komponent bezpieczeństwa energetycznego będzie wyrugowany. Wspomniany żart należy przytoczyć w oryginale:

The European Commission has announced an agreement whereby English will be the official language of the EU, rather than German, which was the other contender. Her Majesty’s Government conceded that English spelling had room for improvement and has therefore accepted a five-year phasing in of „Euro-English”.

In the first year, „s” will replace the soft „c”. Sertainly, this will make sivil servants jump for joy. The hard „c” will be dropped in favour of the „k”, Which should klear up some konfusion and allow one key less on keyboards.

There will be growing publik enthusiasm in the sekond year, when the troublesome „ph” will be replaced with „f”, making words like „fotograf” 20% shorter.

In the third year, publik akseptanse of the new spelling kan be expekted to reach the stage where more komplikated changes are possible. Governments will enkourage the removal of double letters which have always ben a deterent to akurate speling. Also, al wil agre that the horible mes of the silent „e” is disgrasful.

By the fourth yer, peopl wil be reseptiv to steps such as replasing „th” with „z” and „w” with „v”.

During ze fifz yer, ze unesesary „o” kan be dropd from vords kontaining „ou” and similar changes vud of kors be aplid to ozer kombinations of leters. After zis fifz yer, ve vil hav a reli sensibl riten styl. Zer vil be no mor trubls or difikultis and everivun vil find it ezi to understand ech ozer. ZE DREM VIL FINALI COM TRU!

Najnowsze artykuły