Jakóbik: Przeciwnicy Nord Stream 2 mogą zyskać czas na walkę (ANALIZA)

12 lutego 2016, 07:30 Energetyka

KOMENTARZ

Nord Stream AG

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Ust-Ługa i Wyborg to dwie miejscowości w Obwodzie leningradzkim w Federacji Rosyjskiej. Choć są odległe od Warszawy, to ze względu na plany Moskwy, nabierają dla rezydentów polskiej stolicy szczególnego znaczenia. Chodzi szczególnie o tych z nich, którzy poświęcają bezsenne noce na poszukiwanie sposobu na zablokowanie projektu Nord Stream 2.

`

Biznes, prawo i polityka

Gazociąg z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie o nazwie Nord Stream działa z wykorzystaniem obu nitek o łącznej przepustowości 55 mld m3 rocznie od 2011 roku. Pompuje do Niemiec gaz rosyjski, co pozwala ominąć mu kraje tranzytowe w Europie Środkowo-Wschodniej. To także wypustka polityki gazowej Rosji w Europie Zachodniej. Trzecia i czwarta nitka planowane w ramach Nord Stream 2 mają pozwolić na podwojenie mocy magistrali do 110 mld m3 rocznie i rozwinąć eksport gazu ziemnego w tej części rynku. We wrześniu 2015 roku przedstawiciele Gazpromu, niemieckich firm E.On i BASF-Wintershall, brytyjsko-holenderskiego koncernu Royal Dutch Shell, austriackiego OMV i francuskiego Engie (dawniej GdF Suez) podpisali prawnie obowiązujące porozumienie akcjonariuszy w sprawie budowy Nord Stream 2.

Będzie to prowadziło do ugruntowania pozycji Gazpromu na rynku europejskim, osłabienia dywersyfikacji źródeł dostaw do Niemiec i rynków, które korzystają z jego giełd gazowych, jak Polska, oraz osłabienia roli tranzytowej Ukrainy, co oznacza zaprzepaszczenie inwestycji w stabilizację polityczną tego kraju. Unia Europejska zainwestowała nad Dnieprem pieniądze, ale i ekspertyzę i zaangażowanie polityczne.

Stolice, jak Berlin i Paryż, chcą zarobić na Nord Stream 2, więc nie zależy im na Kijowie. Londyn i Madryt z zaciekawieniem się przyglądają, ale jeden gazociąg na odległym morzu nie jest dla nich tematem poważnej dyskusji. Dla Warszawy, Wilna i szeregu stolic Europy Środkowo-Wschodniej sprawa jest niemal tak żywotna, jak dla Kijowa. Obawy o bezpieczeństwo dostaw przez Niemcy zalane rosyjskim gazem to tylko jeden z powodów. Zgoda na Nord Stream 2 podważyłaby wiarygodność wspólnej polityki energetycznej Starego Kontynentu. Jednak Moskwa już teraz zyskuje na wznieceniu kolejnego sporu w europejskiej rodzinie, który osłabia chwiejącą się Unię Europejską.

Polacy wytoczyli wszelkie dostępne działa. Krytykowali projekt na gruncie prawnym, uznając, że jest on niezgodny z zapisami trzeciego pakietu energetycznego i innych regulacji europejskich. Komisja Europejska odpowiedziała na list ministrów właściwych do spraw energii z Polski, Słowacji, Węgier, Rumunii, Litwy, Łotwy i Estonii. Zadeklarowała, że zbada zgodność Nord Stream 2 z prawem. Zajmie to trochę czasu, co jest korzystne, bo daje grupie polskiej pole do działania. Nie oznacza jednak automatycznie, że projekt zostanie zablokowany na gruncie prawnym.

W rozmowie z Frankfurter Allgemeine Zeitung wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej ds. Unii Energetycznej Marosz Szefczovicz za decydujące uznał pytanie, czy planowany gazociąg podlega unijnym zasadom rynku wewnętrznego, czyli trzeciemu pakietowi energetycznemu. Jeżeli tak, to wszyscy dostawcy gazu powinni mieć dostęp do magistrali, a konsorcjum budujące Nord Stream 2 nie mogłoby administrować nim, gdyż jest równocześnie dostawcą surowca. Dyrektoriat Generalny ds. Energii w Komisji wydał na ten temat opinię prawną, w której przyznaje, że po dostosowaniu do przepisów unijnych zgoda na projekt będzie zależała od decyzji politycznej.

Prezes Gazpromu Aleksiej Miller podał, że morski odcinek projektowanego gazociągu Nord Stream 2 będzie zaczynać się w rejonie portu morskiego Ust-Ługa, w obwodzie leningradzkim. Tymczasem Nord Stream 1 rozpoczyna bieg w Wyborgu, po drugiej – północnej stronie Zatoki Fińskiej. Przebiega przez wody terytorialne bądź wyłączne strefy ekonomiczne Rosji, Finlandii, Szwecji, Danii i Niemiec. Z planowanych tras Nord Stream 2 przedstawionych przez Gazprom można wywnioskować, że gazociągi połączą bieg jeszcze na rosyjskich wodach terytorialnych.

Miller również potwierdził, że w rejonie Ust-Ługi zbudowana zostanie fabryka gazu skroplonego, Baltic LNG, o mocy 10 mln ton rocznie. W projekt ma zaangażować się holendersko-brytyjski Shell. Być może jest to koło ratunkowe na wypadek porażki nowych nitek gazociągów, bo mogłoby posłużyć do eksportu LNG nie tylko do Azji, ale także do Europy Zachodniej. Rosjanie wiążą z Shellem duże nadzieje na współpracę w sektorze gazu skroplonego.

Prawnicy zyskają czas dla polityków

Polska potrzebuje czas na walkę o stworzenie konsensusu na rzecz zablokowania projektu. Tutaj mogą przydać się nadal argumenty prawne. Jednym z nich jest konieczność oceny oddziaływania na środowisko (EIA) przed podjęciem decyzji o budowie. Zanim powstał Nord Stream 1, taki dokument był potrzebny. Rosjanie próbują przekonywać Europejczyków, że dwie nowe nitki, to po prostu kontynuacja tego samego projektu, więc nie jest potrzebna nowa ocena. Jednak być może sami sobie przeczą, bo nowy projekt ma inną trasę przebiegu. Możliwe, że taki argument byłby podstawą do wymuszenia oceny oddziaływania Nord Stream 2 na środowisko. Argumenty prawne dałyby czas na walkę z projektem z użyciem siły politycznej.

EIA musi zostać wydane przed wydaniem zgody na budowę. Na mocy konwencji z Espoo wymienione wyżej kraje, przez których strefy ekonomiczne przechodzi Nord Stream 1 to strony-gospodarze projektu, a strony na które ma oddziaływanie to Polska i kraje bałtyckie. Tylko te pierwsze mogą odmówić zgody na budowę. Każdy z wymienionych krajów może jednak przedłużać dyskusję, domagając się dodatkowych analiz alternatywnych szlaków, które zgodnie z Espoo musiałyby zostać włączone do EIA, a więc bez nich nie będzie można przedstawić takiej oceny.

EIA dla Nord Stream ruszyła 16 listopada 2006 roku, a zakończyła się 9 marca 2009 roku, więc procedura zatwierdzenia budowy nowego projektu bałtyckiego powinna zająć niecałe trzy lata. Jeżeli zostanie zastosowany innowacyjny tryb, jak w przypadku Nord Stream, pracami zajmie się organ składający się z przedstawicieli wszystkich wymienionych wyżej państw.

Polacy prawdopodobnie nadal mają poparcie Litwy, Łotwy i Estonii, które razem z nami sprzeciwiają się Nord Stream 2. Kraje spoza akwenu bałtyckiego sprzeciwiające się projektowi to Słowacja, Rumunia i Węgry, które podpisały wspomniany wyżej list ministrów.

Rosjanie prawdopodobnie mają już poparcie Finlandii i Niemiec z których przedstawicielami – zapewne nieprzypadkowo – spotkali się ostatnio. Nie wiadomo, czy uda im się pozyskać zgodę Duńczyków. Projekt poparły Francja i Holandia, a pozostałe kraje zachodnioeuropejskie nie sprzeciwiają mu się.

Mechanizm korupcyjny

Istotny jest schemat pozyskiwania przez Rosjan sojuszników w Europie. Za decyzją biznesową idzie przełom polityczny. Moskwa używa biznesów z Gazpromem do wpływania na decyzje polityków w Unii Europejskiej. To z kolei rodzi konsekwencje prawne, jak zgoda urzędów, teoretycznie apolitycznych.

Dnia 4 września 2015 roku uzgodniono wymianę aktywów BASF-Gazprom, która dawała Niemcom dostęp do złóż syberyjskich w zamian za wpuszczenie Rosjan do akcjonariatu infrastruktury przesyłowej i magazynowej na terenie Republiki Federalnej. Wcześniej transakcja była blokowana ze względu na sytuację na Ukrainie. Niemcy zmienili zdanie pomimo braku efektywnego zawieszenia broni nad Dnieprem. Dnia 28 października 2015 roku wicekanclerz Niemiec Sigmar Gabriel odwiedził Moskwę, gdzie obiecał prezydentowi Rosji Władimirowi Putinowi, że ograniczy możliwość „mieszania się” Komisji Europejskiej w projekt Nord Stream 2. Dnia 22 grudnia niemiecki urząd antymonopolowy zatwierdził powołanie konsorcjum Nord Stream 2.

Dnia 18 grudnia fińskie Gasum poinformowało, że rosyjska spółka zgodziła się na zbycie 25 procent jego akcji na rzecz Helsinek, a tym samym renacjonalizację fińskiego podmiotu gazowego. Dnia 29 stycznia 2016 roku doszło do spotkania premiera Rosji Dmitrija Miedewiediewa z jego fińskim odpowiednikiem Juhą Sipilą. Na nim zapadła decyzja o odbudowie więzi politycznych między stronami. W zamian za wznowienie prac dwustronnych komisji, wsparcie Rosatomu dla projektu jądrowego Fennovoima, fiński premier zadeklarował, że Nord Stream 2 „jest projektem biznesowym”. Krążą plotki, że Finowie już zgodzili się na jego realizację.

Najbardziej jaskrawym symbolem tego mechanizmu korupcyjnego jest Gerhard Schroeder, ale ten się już zużył niczym przysłowiowy Silvio Berlusconi. Były kanclerz RFN, a obecnie członek zarządu konsorcjum Nord Stream 2 być może w przyszłości powita ludzi pokroju Gabriela i Sipili w zarządzie nowego projektu bałtyckiego.

Nie znalazłem informacji o spotkaniach przedstawicieli Danii lub jej firmy gazowej Dong z Rosjanami. Wiadomo, że podczas IPO Donga w 2015 roku Duńczycy odrzucili możliwość złożenia oferty przez rosyjski koncern. Z kolei Dunka Margrethe Vestager, jako komisarz ds. konkurencji prowadzi śledztwo antymonopolowe przeciwko rosyjskiemu koncernowi. Być może na oziębłe stanowisko Kopenhagi ma wpływ fakt, że 22 marca 2015 roku Moskwa zagroziła wycelowaniem w duńską stolicę głowic jądrowych, jeśli Dania włączy się w program tarczy antyrakietowej NATO. Dania jest także rywalem Rosji w podboju złóż węglowodorów w Arktyce. Mimo to Gazprom zadeklarował, że w 2017 roku złoży pismo o zgodę na budowę odcinka nowej magistrali w pobliżu Bornholmu. Ma to zrobić z załącznikiem w postaci EIA, czyli Rosjanie liczą na to, że za rok będą już mieli porozumienie z Duńczykami.

Opisywany mechanizm korupcyjny zasługuje na dyskusję w Radzie Europejskiej. Dobitnie pokazuje, że Nord Stream 2 to temat polityczny. Rosjanie podejmują mimo to próbę przedstawienia go jako zagadnienie czysto biznesowe, czym obrażają inteligencję analityków. Próbują ugruntować interpretację korzystną dla siebie. Poza tym próbują izolować Polskę i innych przeciwników projektu, nie wahając się przed użyciem niemierzalnych argumentów o rusofobii.

Co zrobi Angela Merkel?

Rzucenie na stół EIA pozwoli pozyskać kolejne kraje do polskiej grupy sprzeciwiającej się Nord Stream 2. Nie jest jednak powiedziane, że Nord Stream 2 zostanie uznany za nowy projekt. Być może zwycięży rosyjska definicja, która uznaje go za nowy etap starego przedsięwzięcia. Niezależnie od tego warto wywołać zamieszanie wokół tematu oceny oddziaływania na środowisko w europejskich instytucjach – Komisji, Parlamencie i Radzie.

Czas jest po stronie obozu przeciwnego Nord Stream 2. Może uderzyć w zwornik grupy wspierającej inwestycję, czyli RFN. Wsparcie lub brak sprzeciwu dla gazociągu jest powodem coraz silniejszej krytyki kanclerz Angeli Merkel w Niemczech przed wyborami zaplanowanymi na 2017 rok. Nie chciałaby ona zapewne, aby okres wyborczy upłynął pod znakiem sporów o rosyjski gazociąg z sojusznikami w Unii Europejskiej, tak potrzebnymi do rozwiązania problemu migracji oraz wojen na Ukrainie i w Syrii.

Jeżeli stalowa Angela zamierza testować wytrzymałość wspólnej polityki energetycznej Unii Europejskiej i dalej ustępować w sprawie Nord Stream 2, to grupa polska może przetestować jej odporność na stanowisku Kanclerza Niemiec. Strony wzajemnie się potrzebują, więc warto zabiegać o konsensus. Być może jego konsekwencją byłoby zablokowanie nowego gazociągu Gazpromu.