KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl i ekspert Instytutu Jagiellońskiego
Niektóre zapisy prawa unijnego odstręczają. Jednak zasady trzeciego pakietu energetycznego są osłoną prawną dla wolności w sektorze energetycznym. To nasze dobro eksportowe, co pokazuje skandal rewersowy na Słowacji. To zdarzenie zadaje kłam tezie Grażyny Piotrowskiej-Oliwy, że relacje z Gazpromem da się ograniczyć do zwykłej gry biznesowej.
Jeśli chodzi o infrastrukturę gazową, przed wprowadzeniem zasad trzeciego pakietu energetycznego w Europie panowało status quo sankcjonowane praktycznym monopolem Gazpromu na dostawy gazu. Surowiec płynął ze Wschodu na Zachód, przez kraje tranzytowe jak Białoruś i Ukraina, dalej przez Polskę, Słowację i Węgry do kolejnych odbiorców europejskich. Polityka solidarności energetycznej zmieniła ten stan rzeczy. Zasady wchodzące w skład trzeciego pakietu energetycznego mają docelowo uwolnić handel gazem w Europie, pozwalając na słanie go w nowych kierunkach – m.in. na Wschód, dzięki rewersom wirtualnym (przesył na papierze w oparciu o swap) i fizycznym (rzeczywisty tranzyt surowca). Zasada Third Party Access zakłada, że jeden użytkownik może zająć jedynie połowę dostępnego przesyłu, pozostawiając resztę pozostałym uczestnikom rynku. Docelowo ma powstać giełda przepustowości, na której będzie można dowolnie handlować dostępnymi mocami przesyłowymi. Gazprom podjął już starania o wyłączenie jego infrastruktury spod reżimu tej zasady (OPAL, NEL, South Stream). Z kolei zasada unbundlingu czyli rozdziału właścicielskiego zobowiązuje firmy działające na terenie Europejskiej Wspólnoty Energetycznej do oddzielenia od siebie spółek zajmujących się wydobyciem, transportem i dystrybucją gazu ziemnego. Jedna firma nie może jednocześnie handlować gazem i operować gazociągami. W ten sposób zasady unijne zdejmują pieczę Gazpromu znad infrastruktury gazowej w Europie, jak w przypadku Gazociągu Jamalskiego, którego operatorem od listopada 2010 roku jest Gaz-System. Wspomniane regulacje obowiązują we wszystkich krajach członkowskich Europejskiej Wspólnoty Energetycznej wykraczającej poza granice Unii Europejskiej. Jej członkiem jest od 2010 roku także Ukraina, która w związku z tym także musi zaimplementować zasady trzeciego pakietu energetycznego. Dzięki ich wprowadzeniu rynek gazu w Europie Środkowo-Wschodniej ma się zregionalizować, przy jednoczesnej rozbudowie połączeń gazowych (interkonektorów) między poszczególnymi państwami.
Na nic jednak nie zdadzą się antymonopolowe regulacje, jeśli zawiedzie polityka. Dowodzi tego skandal rewersowy na Słowacji, który godzi w politykę energetyczną Kijowa. Ukraina stara się o zwiększenie dostaw surowca z kierunku zachodniego. Od listopada 2012 roku pobiera gaz za pomocą rewersów na granicy z Polską i Węgrami. Są to jednak wąskie gardła w porównaniu z rurami łączącymi Ukrainę ze Słowacją. To tam istnieje największy potencjał pobierania surowca na rewersie fizycznym. Problem polega na tym, że także tamtędy Rosjanie ślą najwięcej gazu do Europy. Według wyliczeń Centrum NOMOS przedstawionych podczas VI Europejskiej Konferencji Gazowej w Bratysławie w czerwcu tego roku (grafika), ukraiński system przesyłu gazu (GTS) pozwala na tranzyt od 81,2 do 138 mld m3 surowca przez terytorium kraju. Z tego 3,8 mld m3 trafia do Polski, 5,7 mld m3 przez interkonektor z Węgrami na rynek węgierski, serbski i czarnogórski. Na terytorium Słowacji płynie aż 51,8 mld m3 surowca a stamtąd dalej do Czech, Niemiec, Francji, Austrii i Włoch. Dlatego interkonektor ukraińsko-słowacki jest bardzo ważnym punktem na mapie gazowej Europy. Ukraińcy chcieliby sprowadzać tamtędy gaz. Jednak Anna Bulakh z Eastbook.eu słusznie zauważa, że „gdy europejscy importerzy szukają dostawczych alternatyw, Rosja interweniuje w celu zapewnienia dalszego przestrzegania swego „prawa naturalnego”, zgodnie z którym gaz zawsze płynie ze wschodu na zachód”. Pomimo faktu, wskazanego przez ekspertów Centrum NOMOS Michaiła Gonczara i Andrija Czubyka, że połączenie w Wielkich Łopuszanach ma według danych Eustream (słowacki operator GTS) wolną przepustowość (exit) w wysokości 30 mld m3, gaz na Wschód nie płynie. Dzieje się tak, pomimo, że kontrolę nad nitką sprawuje europejska firma. Istnieją przypuszczenia, że Słowacy kryjąc się za problemami technicznymi i z przyczyn politycznych blokują wykorzystanie rewersu gazowego przez Ukraińców z Ukrtransgazu. Na co wskazuję Gonczar i Czubyk, normy unijne narzucają na operatorów obowiązek przyporządkowania kodów dostaw (shipper codes) do poszczególnych ilości gazu słanych klientom. Ukraina nie wdrożyła jeszcze tych regulacji, przez co nie posiada kodów. Również Gazprom ich nie stosuje a ilość i kierunek dostaw rosyjskiego gazu, zanim zostaną im przyporządkowane kody, jest znany tylko jego kierownictwu. Problem w tym, że Eustream nie chce ujawnić kodów Ukraińcom, zasłaniając się tajemnicą handlową relacji z Rosjanami. Przez to nie da się ustalić, czy moce interkonektora są rzeczywiście wolne i na jaką skalę. Eksperci Centrum NOMOS podkreślają, jednak, że gdyby Słowacy wyrazili taką wolę, mogliby słać gaz na rewersie z wykorzystaniem wolnych mocy przesyłowych, bez kodów i konsultowania tej operacji z Gazpromem. Przyczyn impasu należy doszukiwać się w Bratysławie, gdzie fotel premiera zajmuje prorosyjski premier Robert Fico. Z informacji do których dotarłem wynika, że blokada rewersu na Słowacji, zatrzymująca plany dywersyfikacyjne Kijowa to kwestia polityczna. W tej sprawie interweniował już wielokrotnie Gunther Oettinger, który próbuje chronić interes kraju członkowskiego EWE, jakim jest Ukraina. Na skutki tych zabiegów musimy jeszcze poczekać.
Skandal rewersowy na Słowacji pokazuje, że relacji biznesowych z Gazpromem nie da się oddzielić od polityki, jak chciałaby tego chociażby była prezes Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa (PGNiG) Grażyna Piotrowska-Oliwa, znana z tego, że przez swoją niesubordynację wobec byłego ministra skarbu państwa Mikołaja Budzanowskiego, doprowadziła do pozbawienia go ministerialnego stołka przy okazji tzw. afery Jamałgate. Na łamach Rzeczpospolitej przekonuje ona dzisiaj, że „kluczem jest rzetelne przygotowanie argumentów i strategii negocjacyjnej oraz próba zbudowania dobrych relacji, bądź co bądź z jednym z kluczowych partnerów biznesowych”. Piotrowska-Oliwa postawiła na rozmowy biznesowe przy okazji Jamałgate. Wtedy rzeczywiście pominęła politykę (a wręcz jakiekolwiek konsultacje z przełożonym – Budzanowskim) z czego wyniknął skandal, który usunął z rządu twarz polskiego programu dywersyfikacji w sektorze gazowym. Była prezes PGNiG przekonuje, że właściciel i były operator Gazociągu Jamalskiego – EuroPol Gaz, w którym udziały posiadają zarówno PGNiG i Gazprom – to najlepsze forum do rozmowy o dostawach gazu z Rosji. Przykład słowacki pokazuje jednak, że na nic się zdadzą dobre intencje „biznesowe”, bez nieszczęsnej polityki od której tak mocno dystansuje się dziś Piotrowska-Oliwa. Jeżeli z punktu widzenia biznesowego budowa drugiej nitki Jamału, znanej jako pieremyczka, będzie opłacalna – powinna się odbyć, ale dla zabezpieczenia przed manipulacjami powstała infrastruktura będzie musiała podlegać unijnym zasadom antymonopolowym, a o to muszą zatroszczyć się już politycy. Nieskoordynowane rozmowy Piotrowskiej-Oilwy z Rosjanami o nowej rurze jamalskiej skończyły się skandalem medialnym i odwołaniem ministra. Musimy w przyszłości uniknąć takiego chaosu. W tym kontekście przypominam, że najlepszym rozwiązaniem według mnie, byłoby powołanie Ministerstwa Energetyki lub scedowanie wszystkich kompetencji w tym zakresie do Ministerstwa Gospodarki.
Aby manewry na kształt skandalu rewersowego na Słowacji nie były możliwe, sektory gazowe państw członkowskich Unii Europejskiej powinny zostać osłonięte zasadami antymonopolowymi prawa energetycznego Wspólnoty a rządy powinny egzekwować ich przestrzeganie przez spółki im podległe.
Jak to się ma do relacji z Rosjanami, dobrze sumuje wypowiedź Oettingera, który powiedział podczas nieformalnego szczytu ministrów energetyki UE: „Nasi rosyjscy partnerzy byli dla nas najważniejsi od dekad…jednak muszą oni zaakceptować unijne zasady – nasze prawo, wolną konkurencję, nasze regulacje rynku i tak dalej. Musimy podjąć wspólny wysiłek na rzecz porozumienia z Rosjanami” – ocenił. Niebawem ma zakończyć się śledztwo Komisji Europejskiej w sprawie nadużywania pozycji monopolisty gazowego przez Gazprom w Europie. Sprawa dotyczy umów gazowych podpisanych przez kraje Europy Środkowo-Wschodniej. Wyniki postępowania pokażą, ile w działalności Gazpromu jest biznesu, a ile polityki. To, że Unia Europejska dąży do wymuszenia na Gazpromie przestrzegania obowiązującego na terytorium EWE prawa, nie oznacza, że Wspólnota nie chce mieć relacji z Rosjanami w ogóle. Oznacza to jedynie, że oczekuje od nich uczciwości i gry zgodnie z zasadami. To chyba nie jest zbyt wiele.
W jednym przyznaję Grażynie Piotrowskiej-Oliwie rację. Uważa ona, że „granie nutą bezpieczeństwa energetycznego opartego na na razie nieistniejącej infrastrukturze przesyłowej nie pomoże w osiągnięciu sukcesu”. To prawda, dlatego nie powinniśmy rezygnować z bezpieczeństwa energetycznego i dalej budować infrastrukturę gazową. Problemy z realizacją kluczowego z tego punktu widzenia przedsięwzięcia jakim jest terminal LNG w Świnoujściu, bardzo źle świadczą o jakości starań rządu w tym zakresie.