KOMENTARZ
Wojciech Jakóbik
Redaktor naczelny BiznesAlert.pl
Zgodnie z przewidywaniami Rosjanie przygotowują grunt pod wyłączenie Ukrainy z tranzytu gazu dla Europy. Polska musi w tym kontekście kontynuować podjęte działania na rzecz dywersyfikacji dostaw i zabezpieczenia standardów europejskich w relacjach gazowych z Rosją.
– Udział firm europejskich w konsorcjum zarządzającym gazociągami na Ukrainie usunie konieczność budowy rosyjskiego gazociągu South Stream – przekonuje premier Arsenij Jaceniuk. Ukraiński parlament przyjął ustawę o reformie Naftogazu. Ukraina ma zatrzymać 51 procent udziałów w systemie przesyłu gazu (GTS) poprzez firmę Naftogaz. Pozostałe 40 procent akcji ma trafić w ręce firmy z Unii Europejskiej lub USA. Takie dwustronne konsorcjum to zmiana koncepcji w stosunku do proponowanego jeszcze przez obalonego prezydenta Wiktora Janukowycza konsorcjum trójstronnego z udziałem Gazpromu. Europejscy dyplomaci z którymi rozmawiałem sygnalizowali, że to ze strony Ukrainy musi pojawić się taka oferta, aby zachodnie firmy rozpoczęły rozważania na temat możliwości zainwestowania pieniędzy w ukraiński GTS. Teraz pojawiła się wreszcie na stole. Jaceniuk podkreśla, że w interesie Unii Europejskiej jest skierowanie całego tranzytu gazu z Rosji do gazociągów ukraińskich. Rzeczywiście, co wynika z naszej analizy, zabezpieczenie tranzytu przez Ukrainę będzie lepszą alternatywą dla zgody na wyłączenie rosyjskich gazociągów spod regulacji antymonopolowych Unii Europejskiej. O rywalizacji dwóch koncepcji dostaw gazu do Europy pisaliśmy w analizie: Gazowa Jałta na horyzoncie.
Tymczasem Gazprom zapowiedział w tym tygodniu, że wyraża wolę rezygnacji z mechanizmu rekompensaty gazu z ukraińskich magazynów, który został pobrany na poczet nadprogramowych dostaw do Europy. Do tej pory w razie zwiększonego zapotrzebowania Ukraińcy użyczali swojego surowca Europejczykom. Te straty wyrównywał potem Gazprom swoim surowcem. Rosyjska firma chce zrezygnować z tego mechanizmu. Przekonuje, że nie wpłynie ona na dostawy do Europy. Zamierza w tym celu skorzystać z mocy magazynowych na terenie Europy, najpewniej w Niemczech. Gazprom zamierza wpompować tego lata swój gaz do magazynów europejskich. Od poniedziałku w handlu gazem między rosyjską firmą a ukraińskim Naftogazem obowiązują przedpłaty. Ukraińcy nie dostaną surowca, jeśli wcześniej za niego nie zapłacą. Rosjanie naciskają także na spłatę długu za odebrane dostawy w wysokości ponad 4,5 mld dolarów. O powrót do negocjacji na ten temat zaapelowali do Moskwy przywódcy Niemiec i Francji w rozmowie telefonicznej z prezydentem Rosji. Jeżeli Rosjanie nie wycofają przedpłat, długi gazowe i dostawy surowca nad Dniepr prawdopodobnie pokryją pożyczki zachodnie. Taką możliwość zasygnalizowała w tym tygodniu Austria. Taka mała stabilizacja za europejskie pieniądze to obecnie jedyny sposób na zablokowanie machinacji Rosji zmierzających do sprowokowania kryzysu gazowego i zrzucenia odpowiedzialności za niego na Ukraińców. Na poczet tego celu Rosjanie zaczęli nawet tworzyć materiały propagandowe przedstawiające premiera Jaceniuka jako złodzieja gazu.
Z polskiego punktu widzenia kolejne ruchy Gazpromu są przewidywalną kontynuacją stałego kursu rosyjskiej polityki energetycznej. Nasza odpowiedź powinna być również niezmienna. Bezpieczeństwo energetyczne Polski zależy od możliwości kreowania całkowicie niezależnej od ruchów Rosjan polityki w sektorze gazowym.
Taką niezależność daje infrastruktura zabezpieczona prawem antymonopolowym Unii Europejskiej. Oprócz kolejnych połączeń transgranicznych, kluczowym punktem na jej mapie w naszym kraju jest terminal LNG w Świnoujściu. Oprócz szybkiego zakończenia budowy (obecne opóźnienie ma wynieść rok a obiekt powinien zostać uruchomiony w czerwcu 2015 roku – nie może być dalszych opóźnień) należy także stworzyć warunki dla jak najbardziej opłacalnego przyjmowania LNG w Świnoujściu, aby tankowce z katarskim czy amerykańskim surowcem trafiały do Polski a nie terminali w krajach Beneluksu. Z informacji do których dotarłem wynika, że taryfy za regazyfikację LNG w Polsce będą kilkukrotnie wyższe od oferowanych w gazoportach w Zachodniej Europie. Jeżeli nie obniżymy tej taryfy, do Polski przypłynie jedynie drogi gaz katarski, który został już zakontraktowany. Nowy gaz będzie taniej dostarczyć np. do terminala w Zeebrugge w Belgii i tam zamienić na surowiec od Gazpromu. Aby wykorzystać potencjał dywersyfikacyjny obiektu, opłacalność importu przez Świnoujście musi się zwiększyć.
Oprócz obniżenia taryfy, do realizacji tego celu może posłużyć jeden z postulatów wchodzący w skład koncepcji tzw. wspólnych zakupów gazu, którą szerzej już opisywałem. Dobrowolna, regionalna agregacja popytu nazwana przez jednego z moich rozmówców „gazowym grouponem” pozwoli na wspólne zamawianie LNG np. przez Polskę i kraje bałtyckie. W umowie z Qatargas PGNiG zakontraktowało 1 mln ton LNG (1,5 mld m3) rocznie. Docelowa przepustowość gazoportu w Świnoujściu ma wynieść 5 mln ton LNG (7,5 mld m3). Przepustowość obiektu w Kłajpedzie ma wynieść 1,5 mln ton LNG (3 mld m3). Niezależnie od tego czy kolejny terminal powstanie w Estonii czy Finlandii (KE zablokowała możliwość dofinansowania obu projektów), jego przepustowość będzie podobna do litewskiej. Można zatem szacować, że zagregowany wolumen dostaw LNG dla naszego regionu wyniesie około 7 mln ton (9,5 mld m3). Przy wykorzystaniu „gazowego groupona” moglibyśmy zamówić tę ilość np. od najbardziej zaawansowanej w pracach nad uruchomieniem eksportu z USA Cheniere Energy. Większy wolumen dałby lepsze warunki i byłby bardziej atrakcyjny dla Amerykanów. Wtedy ilość gazoportów na Bałtyku byłaby czynnikiem zwiększającym ich konkurencyjność a nie rywalizację między nimi. W takiej konfiguracji bardziej prawdopodobne będzie doprowadzenie do naszego portu tankowców z USA i kupowanie amerykańskiego LNG po cenach niższych niż od Katarczyków. W przyszłości do zagregowanych zakupów mogłyby się dołączać inne firmy, na przykład ukraiński Naftogaz, który mógłby korzystać z wolumenu interwencyjnego odbieranego w terminalach europejskich, a być może przez obiekt ukraiński. Oczywiście sine qua non sprowadzania nowych wolumenów jest zmniejszenie ilości gazu objętej klauzulami take or pay w obowiązujących umowach a to już zależy od aparatu politycznego.
Jeżeli uda się zrealizować powyższe plany, rosyjska broń gazowa straci swą moc, bo polityka energetyczna Rosji nie będzie miała już znaczenia dla bezpieczeństwa dostaw do Polski. Dlatego należy przygotować grunt do opłacalnego wykorzystania terminala LNG i dalej forsować polskie postulaty, które znalazły się już w Strategii Energetycznej Komisji Europejskiej, a po szczycie Unii Europejskiej pod koniec czerwca mogą zamienić się w realne plany działania na rzecz zwiększenia bezpieczeństwa energetycznego w Europie.
Póki co firmy uwikłane w relacje z Rosjanami opowiadają się przeciwko wspólnym zakupom gazu. Eurogas skupiający koncerny gazowe sprzeciwił się tej koncepcji. Prym wiedli Francuzi i Niemcy. Ich opór mogą przełamać firmy przychylne wspólnym zakupom jak hiszpańskie i wola polityczna w europejskich stolicach. Pomimo sprzeciwu GDF prezydent Francji Francois Hollande poparł polski pomysł Unii Energetycznej i tzw. wspólne zakupy gazu. Należy trzymać kciuki za Rosjan, którzy pogłębiając kryzys ukraiński, jedynie napędzają tendencje sprzyjające polskim postulatom. Ich agresywna polityka może skłonić Europejczyków do pogłębienia solidarności energetycznej wbrew partykularnym interesom poszczególnych firm. W scenariuszu pesymistycznym wykorzysta te partykularyzmy by ostatecznie rozbić solidarność Europejczyków i rozegrac ich przeciwko sobie zgodnie ze swoim interesem. Ten trend jest niepokojący i szczególnie widoczny w kontekście South Stream.