Jakóbik: Rosnieftu zwrot do Azji czyli krewetki dla Krymu

12 grudnia 2014, 08:11 Energetyka

KOMENTARZ

Wojciech Jakóbik

Redaktor naczelny BiznesAlert.pl

Wczorajsza wizyta delegacji rosyjskiej w New Delhi nie zakończyła się komunikatami o umowach stulecia jak w przypadku majowego spektaklu wokół porozumień z Chinami. Nie przyniosła ona strategicznych korzyści Rosjanom, ale mimo to została wykorzystana do walki propagandowej z Zachodem.

Należący do Igora Sieczina Rosnieft i hinduski Essar podpisały umowę o dostawie ropy oraz produktów ropopochodnych do rafinerii. Dostawy miałyby ruszyć w 2015 roku. Hindusi kontrolują drugą największą rafinerię w kraju o mocy przerobowej 20 mln ton metrycznych rocznie. O tym, czy można uznać ten owoc rozmów za sukces decyduje kontekst.

Ze strategicznego punktu widzenia dla Rosnieftu bardziej istotny jest los innej oferty złożonej Indiom. Chodzi o wejście hinduskiego ONGC (poprzez spółkę-córkę ONGC Videsh Ltd) do akcjonariatu złóż Wankor. Zostały one odkryte w 1988 roku ale wydobycie ruszyło dopiero w 2009 roku. Znajdują się 130 km od Igarki w Kraju Krasnojarskim. Na miejscu pracuje Wankorneft – subsydiariusz Rosnieftu.

 Wydobycie z pola Wankor 2010 2011 2012 2013
Ropa w mld baryłek 90,5 106,3 129,7 153,1
Gaz w mld m3 3,26 4,38 5,55 6,55

 

ONGC otrzymało propozycję przejęcia 10-procentowego udziału, podobnie jak chińskie CNPC, które już dokonało zakupu akcji za około 1 mld dolarów. Zasoby morskiego złoża Wankor są szacowane na 500 mln ton ropy i kondesatu oraz 182 mld m3 gazu ziemnego. Szczyt wydobycia ma zostać na nim osiągnięty w 2019 roku i wynieść 500 tysięcy baryłek dziennie. To umowa o przejęciu udziałów w Wankor przez ONGC Videsh Ltd byłaby sukcesem, na który naprawdę liczył Rosnieft. Firma zaoferowała także 49 procent udziałów w złożu Jurubczeno-Tochomskoje. To drugi pod względem wielkości projekt Rosnieftu we Wschodniej Syberii a jego zasoby są szacowane na 321 mln ton ropy naftowej. Oba złoża zapewniają ropę na eksport – to ważny fakt.

Zabiegi o udział azjatyckiego kapitału w rosyjskich złożach powiodły się w Wietnamie. 5 września tego roku Rosnieft podpisał z PetroVietnam umowę na poszukiwania węglowodorów na dwóch koncesjach Morza Peczorskiego. Zająć nimi miałoby się joint venture z podziałem akcji 66,67 do 33,33 procent na korzyść Rosjan. Licencje Jużno-Ruskij i Zapadno-Matwiejewski zostały udostępnione Wietnamczykom jeszcze w listopadzie 2013 roku przez prezydenta Putina. Ich zasoby są szacowane na 367 mln ton ropy naftowej i 64 mld m3 gazu ziemnego. Na razie nie doszło do skonsumowania listu intencyjnego.

Hindusi z ONGC posiadają już 20 procent udziału w złożach Sachalin 1 należących do Rosnieftu. To z nich ma pochodzić gaz dla Far East LNG, projektu gazoportu mającego rywalizować z działającym już na wyspie obiektem Gazpromu Aleksieja Millera. Firmie Sieczina zależy na tym tak bardzo, że podkupiła rywalom we wrześniu wicedyrektor do spraw eksportu LNG Wiktorię Shterengarts. Problem polega na tym, że w obliczu sankcji zachodnich firmy jak Exxon Mobil zaangażowany w ten projekt – nawet jeśli obostrzenia nie dotyczą sektora gazowego – boją się inwestować swój kapitał w Rosji w obawie przed stratami. Rosjanie sami tego projektu nie udźwigną. Dlatego Rosnieft jest skazany na wykorzystanie infrastruktury Gazpromu do eksportu surowca albo wyprzedaż udziałów na rzecz azjatyckich posiadaczy kapitału, jak ONGC.

Spór o dostęp do rur na Sachalinie rozstrzygnie sąd arbitrażowy. O wpływie udziału Azjatów w we wschodnie projekty zdecydują czynniki obiektywne, o których dalej. Póki co Sachalin 1 jest zamrożony. Istotne jest także, że Rosnieft szuka dostępu do Siły Syberii – rury Gazpromu do Chin, której nierentowność opisałem szeroko w analizie bliźniaczej analizie Gazpromu zwrot do Azji i kolejnych materiałach o propagandowym charakterze tego typu inwestycji. Na ten cel Rosnieft wyciągnął z Gazpromu Władę Rusakową, która po opuszczeniu zarządu firmy Aleksieja Millera znalazła pracę jako wicedyrektor departamentu gazowego u Igora Sieczyna.

Chociaż firmy znajdują się na ścieżce wojennej, ze względu na interesy Kremla oraz dobry wizerunek, starają się minimalizować oddziaływanie sporu na media. Jest on jednak wyczuwalny, szczególnie jeśli spojrzeć na korelację komunikatów prasowych spółek.

W dniu ogłoszenia umowy Rosnieftu z Essarem Gazprom Nieft musiał pochwalić się zakończeniem pierwszej fazy wydobycia ze złoża Urengoj, które osiągnęło zgodnie z planem 7 mld m3 gazu ziemnego i 2,5 mln kondensatu rocznie. Firma podkreśla, że z 30 odwiertów 18 to wiercenia horyzontalne – bardziej zaawansowane technicznie, niezbędne np. przy hydraulicznym kruszeniu stosowanym do wydobycia ze złóż łupkowych. Spółka-córka Gazpromu udowadnia tym samym efektywność swych prac na Syberii.

Rosja musi odkrywać nowe złoża, aby utrzymać wydobycie surowców, z których eksportu utrzymuje swój budżet. Jest to tym bardziej ważne w okresie, gdy ropa naftowa, a razem z nią gaz ziemny w umowach indeksowanych z jej ceną tanieją, a przez to spada skala oddziaływania eksportu. Rosjanie muszą wydobyć i sprzedać więcej, aby uzyskać ten sam efekt. Jednakże ze względu na sankcje nie mogą samodzielnie tego zrobić, bo brakuje im zachodniego kapitału. Dlatego łamią wieloletni obyczaj i dopuszczają do swoich złóż Azjatów, którzy widząc determinację Rosjan, czują swą komfortową sytuację.

Z tego wynika frustracja gigantów: Gazpromu i Rosnieftu, które chcą udowodnić na Kremlu swą przydatność. Firma Millera – jako dziedzic sowieckiego ministerstwa do spraw węglowodorów – broni stanu posiadania. Rosnieft należący do bliskiego politycznie Putinowi Igora Sieczyna walczy o nowe udziały na rynku wewnętrznym i w eksporcie surowców. Moskwa dalej czeka na wyniki. Jednakże w swojej propagandzie stwarza pozory kolejnych sukcesów.

O tym więcej w tekście „Na froncie wschodnim bez zmian. Propaganda energetyczna Rosji”.

Od strony propagandowej mało atrakcyjna medialnie w porównaniu z chińską, umowa na dostawy ropy do Indii musiała być wzmocniona dodatkowymi elementami. Spotkanie prezydenta Władimira Putina z premierem Indii Narendrą Modi było okazją do demonstracji politycznej. Półoficjalnym członkiem rosyjskiej delegacji był Siergiej Aksjonow – samozwańczy przywódca Krymu anektowanego w tym roku przez Rosję. Indie nie poparły zachodnich sankcji wobec Rosji. Jednakże hinduscy dyplomaci nie spotkali się z Aksjonowem. Rozmawiał z nim za to handlarz frutti di mare Gul Kripalani, który uznał Krym za obiecujący rynek, w który chciałby zainwestować. W nadziei na zielone światło z Moskwy wygłosił kilka zdań potępienia dla sankcji zachodnich. Ocenił, że jako chrześcijanin oczekuje od Rosji oraz Zachodu aby porzuciły politykę podziałów. – Po prostu chciałbym, żeby wszyscy razem współpracowali – rozmarzył się kupiec. Podobnie marzył prezydent Rosji. – Biorąc pod uwagę skalę prowadzonych obecnie inwestycji energetycznych, jesteśmy zainteresowani inwestycjami i technologią, także z Indii – mówił przed wizytą w New Delhi. W tym kontekście przytoczył dobry wzór współpracy znany z Sachalin 1 (przypomnę – zamrożonego projektu). Zaprosił także ONGC Videsh Ltd do wspólnych poszukiwań w Arktyce. Przypomniał o podpisanym w tej sprawie memorandum z maja tego roku. Nie wspomniał niestety o tym, że obecnie tylko firmy zachodnie posiadają know-how niezbędne do rozpoczęcia prac przy arktycznych złożach niekonwencjonalnych. Nie pomogą tu Chiny, ani Hindusi.

Jeżeli potraktować poważnie powyższe deklaracje tak, jak wiele mediów zrobiło w przypadku propagandowej umowy stulecia z Chinami, to należy spodziewać się, że Krym rychło zaleją hinduskie owoce morza, a mieszkańcy nowego nabytku Rosji przestaną umierać z głodu. Fabrykowane przez Kreml narracje o zwrocie energetycznym do Azji i krewetkach z Indii mają się nijak do suchych danych, które pokazują zacierający się mechanizm, który utrzymuje rosyjską oligarchię dzięki surowcom. Rosyjskie petrostate nie radzi sobie bez nowego wydobycia. Zostaje mu tylko propaganda, na której Władimir Putin, jako były oficer KGB, zna się doskonale. Tak było w przypadku „umowy stulecia” Gazprom-CNPC. Jest tak również w przypadku kontraktów w Indiach. Po upadku South Stream, prezydent Rosji chciał pokazać, że ma jeszcze przyjaciół w energetyce poza Europą.

Więcej o chińskiej umowie: Gazprom dalej na łasce Chińczyków

Może jeszcze wysadzić wszystkie nierosyjskie rury. Z przecieków CIA do mediów zachodnich wynika, że za eksplozję na ropociągu Baku-Tbilisi-Ceyhan w miejscowości Refahiye w przededniu wojny gruzińsko-rosyjskiej odpowiada, nie Partia Pracy Kurdystanu, a właśnie Rosja. Według Bloomberga za eksplozję było odpowiedzialne oprogramowanie, które wyłączyło systemy alarmowe BTC i podniosło ciśnienie w rurze. Na miejscu mieli zostać zatrzymani dwaj mężczyźni ubrani w stroje „przypominające ubiór jednostek specjalnych”. Zdaniem rozmówców Bloomberga metodologia zamachu wskazuje jednoznacznie na Rosjan.