icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Jakóbik: Spory w rządzie paraliżują politykę energetyczną

– Polska nadal nie ma ustalonej polityki energetycznej. Strategię negocjacyjną w sprawie polityki klimatycznej podważają zaś różnice zdań w rządzie. Sytuację zmieniłby super resort energii, ale do powstania takiego nie doszło pomimo pierwotnych intencji ekipy rządzącej – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Miks energetyczny (pomysłów na energetykę)

30 stycznia w ministerstwie energii odbyła się konferencja pt. „Promieniujemy na całą gospodarkę – polski przemysł dla elektrowni jądrowej”. Miało na niej dojść do ujawnienia decyzji rządu odnośnie przyszłości projektu polskiej elektrowni jądrowej. Tak się jednak nie stało, bo w Radzie Ministrów doszło do sporu między zwolennikami obrony sektora węglowego, a tymi, którzy chcą go uzupełnić atomem.

Chociaż przedstawiciele resortu energii deklarują, że w planowanej na jesień 2017 roku strategii energetycznej znajdzie się energetyka jądrowa, to jednak nie wiadomo, jakie terminy zostaną zawarte w Programie Polskiej Energetyki Jądrowej, który ma zostać zaktualizowany do końca roku.

– Często się mówi, że energetyka jądrowa musi być w kolizji z obecnym systemem energetycznym, opartym o węgiel kamienny i węgiel brunatny. Tak wcale być nie musi, energetyka jądrowa i węglowa mogą się doskonale uzupełniać – powiedział Grzegorz Tobiszowski, wiceminister energii w styczniu 2017 roku. – Chcemy budować nowe elektrownie na węgiel kamienny, ale chcemy także budować elektrownię jądrową. Budowa elektrowni jądrowej jest dużą szansą na rozwój biznesowy i technologiczny polskich instytutów badawczych i polskich przedsiębiorstw, także firm okołoenergetycznych i okołogórniczych – mówił.

Jak czytamy w „Pulsie Biznesu” z 9 maja, Ministerstwo energii stoi na stanowisku, że do budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej potrzebny będzie partner, który dostarczy jedynie technologię, a nie jak planowano wcześniej zarówno technologię, jak i finansowanie. Biuro prasowe resortu poinformowało, że byłby to najdroższy możliwy mechanizm. Ponadto miałby wpłynąć na wysokość rachunków za energię dla obywateli. Dlatego projekt miałby być finansowany ze środków krajowych. W tym kontekście Puls wymienia PZU, Polski Fundusz Rozwoju oraz PGE.

Więcej na ten temat mówił sekretarz stanu w ministerstwie energii Andrzej Piotrowski w wywiadzie dla BiznesAlert.pl z marca tego roku.  – Zmiana polega (…) na tym, że nie będzie to przetarg zintegrowany, a wiec taki, w którym dostawca będzie mógł przygotować, sfinansować, wybudować i operować. Paradoksalnie jest to najdroższy z możliwych wariantów. Zapowiadana cena energii z elektrowni w Hinkley Point w Wielkiej Brytanii znacznie przewyższa obecne ceny rynkowe. Rada Ministrów zobligowała nas obecnie do przygotowania modelu finansowego programu do końca pierwszego kwartału 2017 r. Będzie on oczywiście przedmiotem dyskusji na Radzie Ministrów – powiedział nam minister. Oznacza to, że model jest obecnie omawiany przez rząd. Rozmowy z Koreańczykami (KEPCO) i Francuzami (Areva) podjęte przez ministra Piotrowskiego mają służyć przygotowaniu przetargu zintegrowanego. Wiceminister podkreślił, że „Polska jest na etapie przesądzeń, które już niebawem zapadną”. W związku z tym, z dużym zaciekawieniem Polska przygląda się temu, co dzieje się w różnych częściach świata.

Jakóbik: Plan Morawieckiego jest. Atomu nie ma

Rozstrzygnięcia dalej brakuje. Chociaż wiceminister Tobiszowski nie przekreśla atomu, to daje priorytet węglowi. Najnowszym pomysłem na pogodzenie zwiększania zużycia węgla w wytwórstwie energii w Polsce mają być czyste technologie węglowe, wśród których sztandarowa i podjęta przez Tauron oraz PGNiG to zgazowanie węgla. Jak podają krytycy tego rozwiązania, technologia podziemnego zgazowania węgla polega na próbach kontrolowanego wypalania pokładów węgla pod ziemią, w obecności tlenu, powietrza i pary wodnej, wskutek czego w złożu wytwarzany jest gaz syntezowy – mieszanina wodoru, metanu i tlenków węgla, inaczej syngaz – który następnie jest wydobywany na powierzchnię. Gaz syntezowy może służyć np. do produkcji energii elektrycznej, paliw płynnych lub innych produktów chemicznych.

Tauron i Grupa Azoty chcą zainwestować do 600 mln euro w wytwarzanie nawozów z wykorzystaniem syngazu. Według ministra Krzysztofa Tchórzewskiego w 2021-22 roku może zostać zgazowany pierwszy milion ton węgla. Chociaż obrońca atomu, minister Piotrowski, nie przekreśla tej technologii, to jednak na jednej z konferencji pozwolił sobie na gorzką uwagę pod jej adresem.

– Jeżeli położymy na stole odpowiednie pieniądze, to możemy zrobić praktycznie wszystko. Gospodarka wymaga trzeźwego myślenia. Japończycy mają technologię zgazowania węgla i elektrownię ze sprawnością 48 procent. Następna ma mieć sprawność nawet 50 procent, co oznacza radykalną redukcję emisji CO2 w procesie zgazowania – ocenił podczas V Forum Gospodarki Niskoemisyjnej zapowiadając panel, który miałem przyjemność prowadzić. – Skoro działa to trzeba brać. Jest jednak jeden problem, bo jest trzy razy droższe od innych rozwiązań.

Piotrowski odwdzięczył się pięknym za nadobne. Tobiszowski spacyfikował konferencję o energetyce jądrowej, więc kilka miesięcy później zostało zdeprecjonowane zgazowanie węgla. Decydująca w sporze będzie strategia sektora energetycznego, która jest nadal w budowie.

Spory wewnątrz ministerstwa energii odbywają się w sytuacji, gdy sekretarz stanu Michał Kurtyka ustawicznie odwiedza Brukselę, by negocjować warunki polskiego rynku mocy, przekonywać, że autentycznie chcemy budować energetykę jądrową i rozwijać czyste technologie węglowe. Tu także nie ma rozstrzygnięć, ale nieprzewidywalność polskiej polityki energetycznej prawdopodobnie nie ułatwia rozmów.

Dodatkowym elementem jest presja wewnątrz partii Prawo i Sprawiedliwość. Godna pochwały polityka rządu w sprawie Kopalni Krupiński, której nie dało się uratować, znalazła się w ogniu krytyki rywalki Grzegorza Tobiszowskiego na śląskiej liście partii rządzącej, poseł Izabeli Kloc. W porozumieniu z Komisją Europejską minister Tobiszowski skierował Krupińskiego do wygaszenia w Spółce Restrukturyzacji Kopalń. Posłanka Kloc prowadziła kampanię przeciwko wygaszeniu kopalni na antenie Radio Wnet. Dziennikarka Anita Gargas przedstawiła w Telewizji Polskiej śmiały dokument o Krupińskim, w którym pada teza, że Krupiński ma trafić z SRK w ręce niemieckiego kapitału i jest to proces zaplanowany. Dowodem miały być ustalenia specjalnej komisji roboczej pod przywództwem Izabeli Kloc. Spór o Krupińskiego pokazuje, że proces negocjacji z Komisją Europejską jest wrażliwy na naciski z zewnątrz wynikające z gry wewnątrzpartyjnej.

To, jak ma wyglądać miks energetyczny, zostanie ostatecznie ustalone w strategii energetycznej zapowiadanej na jesień 2017 roku. Będzie się on musiał zmieniać w zgodzie z polityką energetyczno-klimatyczną, ale czy stanie się to z wykorzystaniem energetyki jądrowej, czy inaczej, nadal nie zostało ustalone.

Taki mamy klimat

Podobnie jest w przypadku polityki klimatycznej. Polska walczy o jak najbardziej korzystne mechanizmy kompensacyjne, które pomogą jej modernizować energetykę i przynajmniej częściowo ochronić ją przed negatywnymi skutkami coraz bardziej ambitnych działań na rzecz ochrony klimatu.

Piotr Maciążek z Energetyka24 słusznie opisuje porażkę Polski w negocjacjach na temat reformy systemu handlu emisjami w Unii Europejskiej. W moim przekonaniu jednak pomija ważne fakty. Pisze, że po przegranym głosowaniu Polacy mieli do wyboru skargę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej lub modyfikację strategii negocjacyjnej. Mieli wybrać to drugie ze względu na brak szans skargi w Trybunale.

Prawda jest inna. Strategia negocjacyjna polskiego rządu została ustalona we współpracy z Polskim Komitetem Energii Elektrycznej, który od początku zabiegał o środki na modernizację polskiej energetyki węglowej. Polacy z Komitetu przyznawali też, że nie da się zachować status quo w sektorze węglowym, a polski miks energetyczny musi się zmienić. Walka o środki z Funduszu Modernizacyjnego toczą się co najmniej od 2014 roku, kiedy PKEE razem z polską dyplomacją walczyło o mechanizmy kompensacyjne w zamian za zgodę na polityk energetyczno-klimatyczną do 2030 roku. – Polskim negocjatorom udało się przeforsować prawo do odtworzenia systemu bezpłatnych uprawnień dla energetyki oraz dodatkowo powołać fundusz modernizacyjny. Polski sektor dzięki temu będzie w stanie niwelować wpływ nowych regulacji na ceny energii elektrycznej – mówił ówczesny prezes Polskiej Grupy Energetycznej Marek Woszczyk.

Polityka PKEE i polskiego rządu w tym zakresie była i jest spójna, niezależnie od zmiany ekipy rządzącej w 2015 roku. Stanowisko Komitetu z 2017 roku to potwierdza. Problemem był fakt, że na głosowania w sprawie reformy systemu handlu emisjami wysłano ministra środowiska, bo odbywało się ono na Radzie ds. Środowiska. W rozmowach na ten temat reprezentował zatem Polskę minister Jan Szyszko.

Wbrew konsekwentnej polityce rządu i – według informacji BiznesAlert.pl – gotowej instrukcji negocjacyjnej od rządu, minister porzucił walkę o mechanizmy kompensacyjne na rzecz własnej strategii, czyli próby wykorzystania ustaleń porozumienia klimatycznego z Paryża, które jest bardziej liberalne od polityki klimatycznej Unii Europejskiej, do mitygowania propozycji Komisji Europejskiej. Promował także swój ulubiony projekt, czyli redukcję emisji poprzez zalesianie. Problem polega jednak na tym, że nie takie stanowisko miała przedstawić Polska w ramach wstępnego porozumienia zawartego z partnerami europejskimi. Gdyby Szyszko wypełnił instrukcję rządu, głosowanie nad EU ETS mogłoby wyglądać inaczej.

Tymczasem Polacy nie zdołali zebrać mniejszości blokującej. Pomimo jej sprzeciwu popartego przez osiem innych państw (Bułgaria, Rumunia, Cypr, Chorwacja, Węgry, Włochy, Litwa i Łotwa), przyjęto plan redukcji liczby uprawnień emisji o 2,2 procent (mniej radykalny, bardziej korzystny dla Polski) oraz próg uprawnień dostępnych na aukcjach na poziomie 55 zamiast 57 procent, co jest dla Polaków mniej korzystne, bo wpłynie na wzrost cen uprawnień, a tym samym obciążeń dla energetyki. Nie wiadomo też ile uprawnień Komisja wycofa z rynku, co także będzie miało znaczenie dla ich ceny i obciążeń dla sektora energetycznego.

Pomysły dr Szyszki wydawały się niektórym partnerom Polski przygotowanym do wspólnej obrony wstępnie ustalonego kompromisu na tyle ekstrawaganckie, że wycofali poparcie dla polskiego stanowiska. Polakom zostało kwestionowanie procedury głosowania w Radzie i groźby o skierowaniu sprawy do Trybunału. Te wysiłki pozostają póki co bezskuteczne. Negocjatorzy muszą zaś wrócić do dalszych rozmów ze słabszą pozycją.

Konsekwentną politykę widać w Polskich Sieciach Elektroenergetycznych i Gaz-System. Negocjacje z krajami bałtyckimi w sprawie rezygnacji Polski z LitPol Link 2 idą w kierunku pożądanym przez stronę polską. Chodzi o umożliwienie synchronizacji systemu elektroenergetycznego Bałtów przez Polskę bez budowy połączenia, które pozwoli na niekontrolowane przepływy energii ze szwedzkich elektrowni jądrowych przez Litwę na terytorium polskie, co zagroziłoby polskim mocom wytwórczym. PSE buduje także koalicję operatorów sieci elektroenergetycznych przeciwko najbardziej śmiałym rozwiązaniom tak zwanego pakietu zimowego z paneuropejskim operatorem sieci włącznie. Natomiast Gaz-System we współpracy z PGNiG prowadzi negocjacje na temat Korytarza Norweskiego, jako dopełnienia terminalu LNG w ramach spójnej koncepcji Bramy Północnej.

Udana polityka w tym zakresie wynika być może z faktu, że pozycja pełnomocnika ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotra Naimskiego w rządzie jest silna. Jednak i tutaj szkodzi czynnik partyjny. Zaplanowane przez PSE budowa linii Kozienice-Ołtarze i modernizacja istniejącego połączenia Kozienice-Miłosna stały się przedmiotem krytyki części mieszkańców okolicznych gmin. Ten protest został poparty przez polityków partii rządzącej z tamtejszych okręgów wyborczych, czyli przez ministra spraw wewnętrznych Mariusza Błaszczaka, czy domniemanego kandydata na prezydenta Warszawy Jacka Sasina.

Nie ma superresortu

Stawiam tezę, że powyższe problemy wynikają między innymi z faktu rozproszenia kompetencyjnego w energetyce, którego nie usunęło powołanie ministerstwa energii. Wbrew pierwotnym planom nie doszło do powołania super resortu, który zajmowałby się sektorem energetycznym, jako całością. Wiele uprawnień pozostało w ministerstwie rozwoju i środowiska. Z tego samego powodu w resorcie energii brakuje kadr i środków na zgromadzenie profesjonalistów, którzy wsparliby wysiłki poszczególnych urzędników. Dowodem może być fakt, że część pracowników resortu energii korzysta nadal z pomocy kadr resortu rozwoju. Jest to możliwe tylko dlatego, że nie zdecydowano się na przekazanie infrastruktury zlikwidowanego ministerstwa skarbu państwa na rzecz ministerstwa energii. Z tego powodu urzędnicy odpowiedzialni za energetykę nadal korzystają z gościny wicepremiera Morawieckiego przy Placu Trzech Krzyży.

Zamiast sięgnąć po pierwotne rozwiązanie, rząd tworzy nadbudowę dla istniejących sporów w postaci Komitetu Ekonomicznego na czele z wicepremierem i ministrem rozwoju Mateuszem Morawieckim. To jednak nie pomaga, bo Morawiecki nie ma decydującego głosu o energetyce. Pomysł nie pomaga więc w rozstrzygnięciach.

Kolejnym powodem paraliżu decyzyjnego jest fakt, że polityka energetyczna kraju jest istotnie wrażliwa na politykę partyjną obozu rządzącego. To ze względu na konieczność równego podziału łupów nie powstał super resort energii. Z tego samego powodu partia rządząca wywiera nieraz nacisk na architektów polityki energetycznej, torpedując ich politykę jak w przypadku Kopalni Krupiński. Istnieje przypuszczenie, że część pogłosek o odwołaniu ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego i wiceministra Grzegorza Tobiszowskiego urodziła się właśnie na łonie partii-matki.

Ekipy rządzące Polską się zmieniają, ale patologie systemu politycznego nie ustępują. Zmiany systemowe, jak powołanie ministerstwa energii nie rozwiązały problemu, ponieważ są realizowane przez tych samych polityków, którzy są odpowiedzialni za niesnaski wewnątrz obozu rządzącego. Być może z punktu widzenia polityki partyjnej takie rozdrobnienie pomaga zachować równowagę wewnętrzną w obozie. Jednak dla sektora energetycznego jest zabójcze, bo prowokuje spory i osłabia decyzyjność. Przyjęcie strategii energetycznej zapowiadane na koniec 2017 roku to ostatnia okazja do potrzebnych rozstrzygnięć. Tym bardziej, że pierwotnie miała ona być gotowa do końca 2016 roku.

Jakóbik: Ministerstwo Energetyki w programie PiS. Dobrze, ale jak?

– Polska nadal nie ma ustalonej polityki energetycznej. Strategię negocjacyjną w sprawie polityki klimatycznej podważają zaś różnice zdań w rządzie. Sytuację zmieniłby super resort energii, ale do powstania takiego nie doszło pomimo pierwotnych intencji ekipy rządzącej – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Miks energetyczny (pomysłów na energetykę)

30 stycznia w ministerstwie energii odbyła się konferencja pt. „Promieniujemy na całą gospodarkę – polski przemysł dla elektrowni jądrowej”. Miało na niej dojść do ujawnienia decyzji rządu odnośnie przyszłości projektu polskiej elektrowni jądrowej. Tak się jednak nie stało, bo w Radzie Ministrów doszło do sporu między zwolennikami obrony sektora węglowego, a tymi, którzy chcą go uzupełnić atomem.

Chociaż przedstawiciele resortu energii deklarują, że w planowanej na jesień 2017 roku strategii energetycznej znajdzie się energetyka jądrowa, to jednak nie wiadomo, jakie terminy zostaną zawarte w Programie Polskiej Energetyki Jądrowej, który ma zostać zaktualizowany do końca roku.

– Często się mówi, że energetyka jądrowa musi być w kolizji z obecnym systemem energetycznym, opartym o węgiel kamienny i węgiel brunatny. Tak wcale być nie musi, energetyka jądrowa i węglowa mogą się doskonale uzupełniać – powiedział Grzegorz Tobiszowski, wiceminister energii w styczniu 2017 roku. – Chcemy budować nowe elektrownie na węgiel kamienny, ale chcemy także budować elektrownię jądrową. Budowa elektrowni jądrowej jest dużą szansą na rozwój biznesowy i technologiczny polskich instytutów badawczych i polskich przedsiębiorstw, także firm okołoenergetycznych i okołogórniczych – mówił.

Jak czytamy w „Pulsie Biznesu” z 9 maja, Ministerstwo energii stoi na stanowisku, że do budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej potrzebny będzie partner, który dostarczy jedynie technologię, a nie jak planowano wcześniej zarówno technologię, jak i finansowanie. Biuro prasowe resortu poinformowało, że byłby to najdroższy możliwy mechanizm. Ponadto miałby wpłynąć na wysokość rachunków za energię dla obywateli. Dlatego projekt miałby być finansowany ze środków krajowych. W tym kontekście Puls wymienia PZU, Polski Fundusz Rozwoju oraz PGE.

Więcej na ten temat mówił sekretarz stanu w ministerstwie energii Andrzej Piotrowski w wywiadzie dla BiznesAlert.pl z marca tego roku.  – Zmiana polega (…) na tym, że nie będzie to przetarg zintegrowany, a wiec taki, w którym dostawca będzie mógł przygotować, sfinansować, wybudować i operować. Paradoksalnie jest to najdroższy z możliwych wariantów. Zapowiadana cena energii z elektrowni w Hinkley Point w Wielkiej Brytanii znacznie przewyższa obecne ceny rynkowe. Rada Ministrów zobligowała nas obecnie do przygotowania modelu finansowego programu do końca pierwszego kwartału 2017 r. Będzie on oczywiście przedmiotem dyskusji na Radzie Ministrów – powiedział nam minister. Oznacza to, że model jest obecnie omawiany przez rząd. Rozmowy z Koreańczykami (KEPCO) i Francuzami (Areva) podjęte przez ministra Piotrowskiego mają służyć przygotowaniu przetargu zintegrowanego. Wiceminister podkreślił, że „Polska jest na etapie przesądzeń, które już niebawem zapadną”. W związku z tym, z dużym zaciekawieniem Polska przygląda się temu, co dzieje się w różnych częściach świata.

Jakóbik: Plan Morawieckiego jest. Atomu nie ma

Rozstrzygnięcia dalej brakuje. Chociaż wiceminister Tobiszowski nie przekreśla atomu, to daje priorytet węglowi. Najnowszym pomysłem na pogodzenie zwiększania zużycia węgla w wytwórstwie energii w Polsce mają być czyste technologie węglowe, wśród których sztandarowa i podjęta przez Tauron oraz PGNiG to zgazowanie węgla. Jak podają krytycy tego rozwiązania, technologia podziemnego zgazowania węgla polega na próbach kontrolowanego wypalania pokładów węgla pod ziemią, w obecności tlenu, powietrza i pary wodnej, wskutek czego w złożu wytwarzany jest gaz syntezowy – mieszanina wodoru, metanu i tlenków węgla, inaczej syngaz – który następnie jest wydobywany na powierzchnię. Gaz syntezowy może służyć np. do produkcji energii elektrycznej, paliw płynnych lub innych produktów chemicznych.

Tauron i Grupa Azoty chcą zainwestować do 600 mln euro w wytwarzanie nawozów z wykorzystaniem syngazu. Według ministra Krzysztofa Tchórzewskiego w 2021-22 roku może zostać zgazowany pierwszy milion ton węgla. Chociaż obrońca atomu, minister Piotrowski, nie przekreśla tej technologii, to jednak na jednej z konferencji pozwolił sobie na gorzką uwagę pod jej adresem.

– Jeżeli położymy na stole odpowiednie pieniądze, to możemy zrobić praktycznie wszystko. Gospodarka wymaga trzeźwego myślenia. Japończycy mają technologię zgazowania węgla i elektrownię ze sprawnością 48 procent. Następna ma mieć sprawność nawet 50 procent, co oznacza radykalną redukcję emisji CO2 w procesie zgazowania – ocenił podczas V Forum Gospodarki Niskoemisyjnej zapowiadając panel, który miałem przyjemność prowadzić. – Skoro działa to trzeba brać. Jest jednak jeden problem, bo jest trzy razy droższe od innych rozwiązań.

Piotrowski odwdzięczył się pięknym za nadobne. Tobiszowski spacyfikował konferencję o energetyce jądrowej, więc kilka miesięcy później zostało zdeprecjonowane zgazowanie węgla. Decydująca w sporze będzie strategia sektora energetycznego, która jest nadal w budowie.

Spory wewnątrz ministerstwa energii odbywają się w sytuacji, gdy sekretarz stanu Michał Kurtyka ustawicznie odwiedza Brukselę, by negocjować warunki polskiego rynku mocy, przekonywać, że autentycznie chcemy budować energetykę jądrową i rozwijać czyste technologie węglowe. Tu także nie ma rozstrzygnięć, ale nieprzewidywalność polskiej polityki energetycznej prawdopodobnie nie ułatwia rozmów.

Dodatkowym elementem jest presja wewnątrz partii Prawo i Sprawiedliwość. Godna pochwały polityka rządu w sprawie Kopalni Krupiński, której nie dało się uratować, znalazła się w ogniu krytyki rywalki Grzegorza Tobiszowskiego na śląskiej liście partii rządzącej, poseł Izabeli Kloc. W porozumieniu z Komisją Europejską minister Tobiszowski skierował Krupińskiego do wygaszenia w Spółce Restrukturyzacji Kopalń. Posłanka Kloc prowadziła kampanię przeciwko wygaszeniu kopalni na antenie Radio Wnet. Dziennikarka Anita Gargas przedstawiła w Telewizji Polskiej śmiały dokument o Krupińskim, w którym pada teza, że Krupiński ma trafić z SRK w ręce niemieckiego kapitału i jest to proces zaplanowany. Dowodem miały być ustalenia specjalnej komisji roboczej pod przywództwem Izabeli Kloc. Spór o Krupińskiego pokazuje, że proces negocjacji z Komisją Europejską jest wrażliwy na naciski z zewnątrz wynikające z gry wewnątrzpartyjnej.

To, jak ma wyglądać miks energetyczny, zostanie ostatecznie ustalone w strategii energetycznej zapowiadanej na jesień 2017 roku. Będzie się on musiał zmieniać w zgodzie z polityką energetyczno-klimatyczną, ale czy stanie się to z wykorzystaniem energetyki jądrowej, czy inaczej, nadal nie zostało ustalone.

Taki mamy klimat

Podobnie jest w przypadku polityki klimatycznej. Polska walczy o jak najbardziej korzystne mechanizmy kompensacyjne, które pomogą jej modernizować energetykę i przynajmniej częściowo ochronić ją przed negatywnymi skutkami coraz bardziej ambitnych działań na rzecz ochrony klimatu.

Piotr Maciążek z Energetyka24 słusznie opisuje porażkę Polski w negocjacjach na temat reformy systemu handlu emisjami w Unii Europejskiej. W moim przekonaniu jednak pomija ważne fakty. Pisze, że po przegranym głosowaniu Polacy mieli do wyboru skargę do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej lub modyfikację strategii negocjacyjnej. Mieli wybrać to drugie ze względu na brak szans skargi w Trybunale.

Prawda jest inna. Strategia negocjacyjna polskiego rządu została ustalona we współpracy z Polskim Komitetem Energii Elektrycznej, który od początku zabiegał o środki na modernizację polskiej energetyki węglowej. Polacy z Komitetu przyznawali też, że nie da się zachować status quo w sektorze węglowym, a polski miks energetyczny musi się zmienić. Walka o środki z Funduszu Modernizacyjnego toczą się co najmniej od 2014 roku, kiedy PKEE razem z polską dyplomacją walczyło o mechanizmy kompensacyjne w zamian za zgodę na polityk energetyczno-klimatyczną do 2030 roku. – Polskim negocjatorom udało się przeforsować prawo do odtworzenia systemu bezpłatnych uprawnień dla energetyki oraz dodatkowo powołać fundusz modernizacyjny. Polski sektor dzięki temu będzie w stanie niwelować wpływ nowych regulacji na ceny energii elektrycznej – mówił ówczesny prezes Polskiej Grupy Energetycznej Marek Woszczyk.

Polityka PKEE i polskiego rządu w tym zakresie była i jest spójna, niezależnie od zmiany ekipy rządzącej w 2015 roku. Stanowisko Komitetu z 2017 roku to potwierdza. Problemem był fakt, że na głosowania w sprawie reformy systemu handlu emisjami wysłano ministra środowiska, bo odbywało się ono na Radzie ds. Środowiska. W rozmowach na ten temat reprezentował zatem Polskę minister Jan Szyszko.

Wbrew konsekwentnej polityce rządu i – według informacji BiznesAlert.pl – gotowej instrukcji negocjacyjnej od rządu, minister porzucił walkę o mechanizmy kompensacyjne na rzecz własnej strategii, czyli próby wykorzystania ustaleń porozumienia klimatycznego z Paryża, które jest bardziej liberalne od polityki klimatycznej Unii Europejskiej, do mitygowania propozycji Komisji Europejskiej. Promował także swój ulubiony projekt, czyli redukcję emisji poprzez zalesianie. Problem polega jednak na tym, że nie takie stanowisko miała przedstawić Polska w ramach wstępnego porozumienia zawartego z partnerami europejskimi. Gdyby Szyszko wypełnił instrukcję rządu, głosowanie nad EU ETS mogłoby wyglądać inaczej.

Tymczasem Polacy nie zdołali zebrać mniejszości blokującej. Pomimo jej sprzeciwu popartego przez osiem innych państw (Bułgaria, Rumunia, Cypr, Chorwacja, Węgry, Włochy, Litwa i Łotwa), przyjęto plan redukcji liczby uprawnień emisji o 2,2 procent (mniej radykalny, bardziej korzystny dla Polski) oraz próg uprawnień dostępnych na aukcjach na poziomie 55 zamiast 57 procent, co jest dla Polaków mniej korzystne, bo wpłynie na wzrost cen uprawnień, a tym samym obciążeń dla energetyki. Nie wiadomo też ile uprawnień Komisja wycofa z rynku, co także będzie miało znaczenie dla ich ceny i obciążeń dla sektora energetycznego.

Pomysły dr Szyszki wydawały się niektórym partnerom Polski przygotowanym do wspólnej obrony wstępnie ustalonego kompromisu na tyle ekstrawaganckie, że wycofali poparcie dla polskiego stanowiska. Polakom zostało kwestionowanie procedury głosowania w Radzie i groźby o skierowaniu sprawy do Trybunału. Te wysiłki pozostają póki co bezskuteczne. Negocjatorzy muszą zaś wrócić do dalszych rozmów ze słabszą pozycją.

Konsekwentną politykę widać w Polskich Sieciach Elektroenergetycznych i Gaz-System. Negocjacje z krajami bałtyckimi w sprawie rezygnacji Polski z LitPol Link 2 idą w kierunku pożądanym przez stronę polską. Chodzi o umożliwienie synchronizacji systemu elektroenergetycznego Bałtów przez Polskę bez budowy połączenia, które pozwoli na niekontrolowane przepływy energii ze szwedzkich elektrowni jądrowych przez Litwę na terytorium polskie, co zagroziłoby polskim mocom wytwórczym. PSE buduje także koalicję operatorów sieci elektroenergetycznych przeciwko najbardziej śmiałym rozwiązaniom tak zwanego pakietu zimowego z paneuropejskim operatorem sieci włącznie. Natomiast Gaz-System we współpracy z PGNiG prowadzi negocjacje na temat Korytarza Norweskiego, jako dopełnienia terminalu LNG w ramach spójnej koncepcji Bramy Północnej.

Udana polityka w tym zakresie wynika być może z faktu, że pozycja pełnomocnika ds. strategicznej infrastruktury energetycznej Piotra Naimskiego w rządzie jest silna. Jednak i tutaj szkodzi czynnik partyjny. Zaplanowane przez PSE budowa linii Kozienice-Ołtarze i modernizacja istniejącego połączenia Kozienice-Miłosna stały się przedmiotem krytyki części mieszkańców okolicznych gmin. Ten protest został poparty przez polityków partii rządzącej z tamtejszych okręgów wyborczych, czyli przez ministra spraw wewnętrznych Mariusza Błaszczaka, czy domniemanego kandydata na prezydenta Warszawy Jacka Sasina.

Nie ma superresortu

Stawiam tezę, że powyższe problemy wynikają między innymi z faktu rozproszenia kompetencyjnego w energetyce, którego nie usunęło powołanie ministerstwa energii. Wbrew pierwotnym planom nie doszło do powołania super resortu, który zajmowałby się sektorem energetycznym, jako całością. Wiele uprawnień pozostało w ministerstwie rozwoju i środowiska. Z tego samego powodu w resorcie energii brakuje kadr i środków na zgromadzenie profesjonalistów, którzy wsparliby wysiłki poszczególnych urzędników. Dowodem może być fakt, że część pracowników resortu energii korzysta nadal z pomocy kadr resortu rozwoju. Jest to możliwe tylko dlatego, że nie zdecydowano się na przekazanie infrastruktury zlikwidowanego ministerstwa skarbu państwa na rzecz ministerstwa energii. Z tego powodu urzędnicy odpowiedzialni za energetykę nadal korzystają z gościny wicepremiera Morawieckiego przy Placu Trzech Krzyży.

Zamiast sięgnąć po pierwotne rozwiązanie, rząd tworzy nadbudowę dla istniejących sporów w postaci Komitetu Ekonomicznego na czele z wicepremierem i ministrem rozwoju Mateuszem Morawieckim. To jednak nie pomaga, bo Morawiecki nie ma decydującego głosu o energetyce. Pomysł nie pomaga więc w rozstrzygnięciach.

Kolejnym powodem paraliżu decyzyjnego jest fakt, że polityka energetyczna kraju jest istotnie wrażliwa na politykę partyjną obozu rządzącego. To ze względu na konieczność równego podziału łupów nie powstał super resort energii. Z tego samego powodu partia rządząca wywiera nieraz nacisk na architektów polityki energetycznej, torpedując ich politykę jak w przypadku Kopalni Krupiński. Istnieje przypuszczenie, że część pogłosek o odwołaniu ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego i wiceministra Grzegorza Tobiszowskiego urodziła się właśnie na łonie partii-matki.

Ekipy rządzące Polską się zmieniają, ale patologie systemu politycznego nie ustępują. Zmiany systemowe, jak powołanie ministerstwa energii nie rozwiązały problemu, ponieważ są realizowane przez tych samych polityków, którzy są odpowiedzialni za niesnaski wewnątrz obozu rządzącego. Być może z punktu widzenia polityki partyjnej takie rozdrobnienie pomaga zachować równowagę wewnętrzną w obozie. Jednak dla sektora energetycznego jest zabójcze, bo prowokuje spory i osłabia decyzyjność. Przyjęcie strategii energetycznej zapowiadane na koniec 2017 roku to ostatnia okazja do potrzebnych rozstrzygnięć. Tym bardziej, że pierwotnie miała ona być gotowa do końca 2016 roku.

Jakóbik: Ministerstwo Energetyki w programie PiS. Dobrze, ale jak?

Najnowsze artykuły