KOMENTARZ
Ilgar Gurbanow
Jamestown Foundation
27 lipca prezydent Rosji Władimir Putin otrzymał od prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdoğana list, w którym wyraził gotowość to poprawienia stosunków z Rosją. Rzecznik Gazpromu Sergiej Kuprianow natychmiast ogłosił, że koncern jest otwarty na dialog z Ankarą w sprawie budowy gazociągu Turkish Stream. Turecki premier Binali Yıldırım również wyraził poparcie Turcji dla wspomnianego projektu.
Rosyjski wicepremier Arkady Dworkowicz potwierdził, że Ankara wyraziła chęć do wznowienia dialogu z Moskwą w sprawie budowy Turkish Stream. Wiceprezes Gazpromu Aleksander Miedwiediew zapowiedział utworzenie grupy roboczej mającej się zająć kwestią realizacji projektu. Pojawiła się również informacja, że podczas sierpniowego spotkania Erdogana z Putinem w Petersburgu może dojść do podpisania umowy międzyrządowej w sprawie gazociągu.
Informacja o budowie gazociągu po dnie Morza Czarnego została ogłoszona podczas wizyty Putina w Turcji w 2014 roku i potwierdzana podpisanym pomiędzy tureckim BOTAS oraz Gazpromem tzw. memorandum of understanding. Jednak do tej pory stronom nie udało się podpisać międzyrządowej umowy. Brak było zgody na budowę rurociągu na tureckich wodach. Zezwolono jedynie na prace inżynieryjne i geodezyjne.
Chociaż wcześniej Gazprom zgodził się na udzielenie BOTAS 10,25 procentowego dyskontu na cenę gazu, to warunki umowy nie były spełnione. Wobec czego Turcy wnieśli przeciwko Gazpromowi pozew do Międzynarodowego Trybunału Arbitrażowego. Rosja chce połączyć kwestę rabatu cenowego z budową Turkish Stream. Natomiast dla Turcji są to dwie osobne kwestie. We wrześniu 2015 roku Gazprom poinformował, że uzgodnił z tureckimi partnerami, iż będą pracowali tylko nad jedną nitką magistrali, przez co łączna przepustowość Turkish Stream miała spaść z 63 do 32 mld m3 gazu rocznie. Po zestrzeleniu 24 listopada ubiegłego roku przez tureckie siły powietrzne rosyjskiego bombowca Su-24, rosyjski minister energetyki Aleksander Nowak poinformował o zawieszeniu negocjacji na temat budowy wspomnianego gazociągu.
Umowy na przekór faktom
Pomimo niewyjaśnionej sytuacji z Turkish Stream w lutym 2016 roku Gazprom, włoskie Edison oraz grecka DEPA podpisały memorandum of understanding w sprawie dostaw gazu z Rosji przez Morze Czarne oraz terytoria trzech państw do Grecji, skąd dzięki połączeniu gazowemu Turcja-Grecja-Włochy (ITGI) gaz mógłby trafić na Półwysep Apeniński. 29 lutego w rozmowie z Władimirem Putinem prezes Gazpromu Aleksiej Miller mówił o perspektywach wykorzystania projektu gazociągu Posejdon (proponowana odnoga ITGI, która ma być poprowadzona po dnie Morza Jońskiego), który wcześniej miał być przeznaczony dla dostaw azerskiego paliwa z Grecji do Włoch.
Plan zakłada połączenie ITGI oraz Turkish Stream na granicy turecko-greckiej. Jednak nadal nie jest jasne, jaką trasą w rzeczywistości rosyjski gaz trafi do Grecji. Niemniej jednak gazociąg Posejdon został już ujęty przez Unię Europejskiej na liście projektów wspólnego zainteresowania (PCI). Otrzymał również niezbędne pozwolenia na budowę oraz eksploatację, a także został na 25 lat zwolniony ze stosowania zasady dostępu stron trzecich (TPA).
Oprócz ITGI proponowany jest projekt gazociągu Tesla, który w 2016 również dołączył do listy projektów PCI. Może być on przedłużeniem Turkish Stream, przez co gaz mógłby z Grecji poprzez terytorium Węgier, Serbii oraz Macedonii (czyli podobną trasą co South Stream) trafić do Austrii. W 2015 roku Węgry, Serbia, Macedonia oraz Grecja rozmawiały o możliwości podpisania memorandum of understanding w sprawie budowy gazociągu Tesla. Wówczas turecki „Daily Sabah” informował, że Unia Europejska wyraziła pełne wsparcie dla ,,trzech projektów energetycznych, które mają decydujące znaczenie dla Turkish Stream”.
Niemniej jednak stanowisko Stanów Zjednoczonych w tej kwestii jest znacznie mocniejsze. Podczas wizyty w Atenach w maju 2015 roku specjalny wysłannik Departamentu Stanu Amos Hochstein stwierdził, że: ,,Turkish Stream nie istnieje. Odstawmy go na bok i skupmy się na tym co jest ważne – Gazociągiem Transadriatyckim (TAP) na który jest już zgoda”. TAP jest ostatnim ogniwem Południowego Korytarza Gazowego, którym azerski gaz poprzez Południowy Kaukaz, Turcję oraz Bałkany ma trafić na europejskie rynki, omijając tym samym Rosję. W lutym 2016 roku podczas spotkania Rady Doradczej Południowego Korytarza Gazowego Hochstein powiedział: ,,South Stream, Turkish Stream, Nord Stream 2 są po prostu ponowną próbą przedstawienia politycznych projektów o wątpliwej wartości ekonomicznej”.
Problemy finansowe
Tymczasem przeszkodą dla realizacji Turkish Stream są problemy dotyczące finansowania projektu. Gazprom był szczególnie narażony na poważne starty finansowe w związku z porzuceniem w 2014 roku projektu South Stream. Łączny koszt budowy czterech nitek Turkish Stream ma wynosić 11,4 mld euro (połowa kosztów South Stream), przy czym zmienność cen ropy może spowodować wzrost tej kwoty. Warto zauważyć, że budżet rosyjski jest głównie oparty na zyskach z eksportu surowców energetycznych i w momencie spadków cen ropy wpływy do niego również ulegają zmniejszeniu. Ponadto Gazprom bardzo mocno skupił się nad rozbudową gazociągu Nord Stream o dwie kolejne nitki. To z kolei oznacza, że prawdopodobnie Turkish Stream nie powstanie, a Ukraina pozostanie głównym państwem tranzytowym dla rosyjskiego gazu.
Jednak wprowadzenie w Turcji, po ostatnim nieudanym przewrocie, stanu wyjątkowego może umożliwić Ankarze stanowienie prawa bez udziału parlamentu. Innymi słowy międzyrządowa umowa dotycząca Turkish Stream będzie mogła zostać skierowana do podpisu.
Gazprom chce wykorzystać Turkish Stream po to, aby zwiększyć dostawy rosyjskiego gazu do Europy zanim zostanie zakończona budowa Południowego Korytarza Gazowego lub irańskie oraz turkmeńskie paliwo będzie mogło dotrzeć na Stary Kontynent. Przepustowość ITGI ma wzrosnąć z początkowych 12 do 20 mld m3 rocznie, a więc tyle samo ile będzie przepływało przez Gazociąg Transadriatycki.