Pandemia koronawirusa zagraża pozycji Gazpromu na rynku europejskim, ale kolejnym, być może większym zagrożeniem, może być wojna cenowa wypowiedziana przez Katar, długoterminowego dostawcę LNG do Polski, która mogłaby na niej skorzystać – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Koronawirus to tylko jeden z wielu problemów Gazpromu
Gazprom notuje coraz gorsze wyniki. Eksport gazu z Rosji spadł w marcu o 45 procent w porównaniu z analogicznym okresem 2019 roku. Turcy kupili z Rosji jedynie 210 mln m sześc. w porównaniu z 1,418 mld m sześc. w marcu 2019 roku. Przychód Gazpromu ze sprzedaży gazu za granicą sięgnął 6,812 mld dolarów w okresie styczeń-kwiecień 2020 roku. Przychody w pierwszym kwartale 2019 roku wynosiły zaś 14,1 mld dolarów. Oznacza to spadek o 51,6 procent.
Warto podkreślić, że chociaż Gazprom zrzuca te problemy na karb pandemii koronawirusa, to w marcu nie oddziaływała ona jeszcze tak znacznie na gospodarkę światową, a większe znaczenie miały ciepła zima, rekordowe zapasy zebrane między innymi przez obawy o to, ze Gazprom przerwie dostawy gazu przez Ukrainę, oraz mniejszy wzrost popytu na gaz przez spowolnienie gospodarcze. Koronawirus tylko pogłębia ten trend.
Kommiersant przypomina, że ceny gazu są rekordowo niskie na całym świecie w związku ze spadkiem zapotrzebowania wywołanym pandemią koronawirusa oraz kryzysem gospodarczym. Spadek cen LNG na w amerykańskim Henry Hub do 1,7 dolara za MMBtu (około 60,1 dolarów za 1000 m sześc.) powoduje, że dostawy gazociągowe do Europy z Rosji, Norwegii i Algierii tracą rynek na rzecz gazu skroplonego. Gazprom musiał także obniżyć ceny gazu w sprzedaży z użyciem platformy elektronicznej. Wynosiła ona w maju około 80 dolarów za 1000 m sześc.
Siergiej Kapitonow z Szkoły Energetycznej Skolkowo ocenia, że cena gazu rosyjskiego uplasuje się między 110 a 120 dolarami za 1000 m sześc. Maria Bielowa z Vygon Consulting jest bardziej pesymistyczna i szacuje ją w drugim kwartale 2020 roku na 72-75 dolarów za 1000 m sześc., a w trzecim nawet około 50 dolarów ze względu na dalszy wzrost presji cenowej w Europie. Dostawy od Gazpromu odpowiadały za realizację 39 procent zapotrzebowania europejskiego w 2019 roku. Ten wskaźnik może spaść do 35 procent, jeżeli zapotrzebowanie w Europie utrzyma się na poziomie z zeszłego roku, ale jeżeli spadnie, udział Rosjan na rynku europejskim może spaść do 34 procent.
Oznacza to perspektywę dalszego spadku przychodów Gazpromu oraz coraz lepszą pozycję LNG na rynku europejskim. Widać to już na wspomnianym rynku tureckim.
Bułgarska gazeta Expert podaje, że dostawy błękitnego paliwa z Rosji do Turcji mogą całkowicie się zatrzymać ze względu na spadek zapotrzebowania oraz rosnącą konkurencję. Gazociąg Turkish Stream został otwarty z końcem 2019 roku. Jego przepustowość to 31 mld m sześc. rocznie, tymczasem dostawy Gazpromu do Turcji spadły w marcu do 200 mln m sześc.. W zeszłym roku w tym samym miesiącu sięgały 1,5 mld m sześc. a w 2018 roku – prawie 3 mld m sześc. Przepustowość gazociągów z Rosji do Turcji (poza Turkish Stream jest jeszcze Blue Stream) była wykorzystana w 11 procentach. W międzyczasie dostawy LNG na rynek turecki wzrosły o 45 procent. Bułgarski Ekspert szacuje cenę gazu rosyjskiego dla Turków na około 103 dolary za 1000 m sześc. Tymczasem spotowe dostawy gazu skroplonego uzależnione od cen na giełdach europejskich mogą być jeszcze tańsze ze względu na spadek zapotrzebowania na gaz w Europie. Dostawy z Rosji z wykorzystaniem Turkish Stream, są zdaniem analityków Eksperta, całkowicie nieopłacalne. To zły prognostyk dla Nord Stream 2, który może „umrzeć na koronawirusa”, o czym pisałem w innym miejscu.
Wojna cenowa na rynku gazu w Europie?
To jednak nie koniec problemów Gazpromu. Dostawcy LNG sprzedają gaz coraz taniej, ale prawdopodobnie będą zmuszeni do ograniczenia eksportu z powodu spadku produkcji gazu skroplonego, na przykład w USA. Należy zaznaczyć, że nie oznacza to zagrożenia dla kontraktów długoterminowych, jak umowy PGNiG. Należałoby się jednak spodziewać, że producenci LNG zmniejszą wydobycie w celu zdjęcia nadwyżki paliwa z rynku. Okazuje się, że nie wszyscy mają takie plany.
Agencja Bloomberg podaje, że Katar rozpoczął w lutym przekierowania dostaw LNG z Azji do Europy Północno-Wschodniej ze względu na uderzenie koronawirusa w sprzedaż na rynku azjatyckim. Alternatywa to ograniczanie wydobycia krajowego gazu, od którego jednak jest zależny budżet katarski. Mógłby on także spowodować utratę udziałów rynkowych na korzyść rywali, w tym Australii, która mogłaby zastąpić Katar w roli lidera eksportu LNG na świecie.
Z tego względu Katarczycy mogą wybrać przecenę i walkę o klienta. Bloomberg sugeruje, że taki ruch mógłby doprowadzić do pojawienia się zjawiska wojny cenowej, która doprowadziła do negatywnej ceny dostaw WTI w kontraktach majowych ze względu na niedobór miejsca magazynowego. Agencja ostrzega, że taki ruch Kataru doprowadziłby do pojawienia się cen negatywnych gazu. Tymczasem magazyny gazu w Europie są już zapełnione w 66 procentach w porównaniu do średniej z ostatnich pięciu lat wynoszącej 38 procent według Gas Infrastructure Europe.
Minister energetyki Kataru Saad al-Kaabi zadeklarował, że jego kraj zamierza kontynuować inwestycję w rozwój wydobycia z Pola Północnego, największego złoża gazu na świecie pomimo opóźnienia przetargów. Dzięki rozwojowi wydobycia gazu z tego złoża produkcja LNG w Katarze ma wzrosnąć z 77 mln ton rocznie obecnie do 110 mln w 2025 i 126 mln w 2027 roku. Katarczycy chcą w ten sposób odzyskać pierwsze miejsce na liście eksporterów gazu skroplonego, które zabrali im w ostatnich latach Australijczycy rozważający zawieszenie szeregu projektów LNG na kontynencie. Al-Kaabi cytowany przez Financial Timesa przekonuje, że zapotrzebowanie na gaz na świecie pozwala snuć plany eksportowe pomimo koronawirusa, a Katar jest w stanie przetrwać jeszcze niższe ceny ze względu na niskie koszty wydobycia. – Ceny musiałyby być bardzo niskie, byśmy poczuli ból – przekonuje minister. – Kiedy pojawia się problem z popytem, z rynku wypadają najpierw najdrożsi producenci, bo nie mogą nic sprzedać. Myślę, że wielu z nich zamknie projekty LNG zanim ten trend dotrze do nas – dodaje. Jego zdaniem Katar może wręcz wykorzystać obecną sytuację do poprawy pozycji na rynku. Już teraz inwestuje w nowe złoża na Wybrzeżu Kości Słoniowej i może dalej korzystać z przeceny wywołanej kryzysem, a według Al-Kaabiego ma na to pieniądze.
Szansa dla Polski?
Polska jest jednym z klientów Kataru, więc może skorzystać na wojnie cenowej, jeżeli ta faktycznie wybuchnie na rynku gazu w Europie. Polska importuje LNG z Kataru na mocy umowy PGNiG-Qatargas z 2008 roku z aneksem z 2017 roku. Łączny wolumen dostaw to 2 miliony ton rocznie (tj. około 2,7 mld m3 gazu po regazyfikacji) przez dwadzieścia lat. Przecena Katarczyków mogłaby potencjalnie doprowadzić do obniżki ceny dostaw do Polski. Kontrakt długoterminowy zapewnia także ciągłość dostaw w razie spadku wydobycia w Katarze. Być może to czas na rozmowy z Katarczykami o rabacie?