Senator Stanisław Kogut, PiS:
Znane są przecież zalecenia komisarzy Unii Europejskiej o tym, że wydatki budżetowe w poszczególnych państwach unijnych na inwestycje drogowe i kolejowe powinny być dzielone w proporcji 60: 40. A jeszcze chodzi o to by wykorzystać wszystkie dostępne na kolej środki. Przypomnę, że – jeszcze za poprzedniego ministra transportu Cezarego Grabarczyka – byłem przeciwnikiem przekazania z budżetu na drogi kwoty 1 mld zł ze środków przeznaczonych na inwestycje kolejowe. Zresztą opinia samej Unii Europejskiej i komisarza Barroso była jednoznaczna – środki te powinny iść na kolej, na inwestycje dotyczące likwidacji tzw. wąskich gardeł. Aby więc proporcje między wydatkami budżetowymi na drogi i kolej wyrównywać powinno się ogłaszać jak najwięcej przetargów. Mamy w końcu w Polsce wiele firm wykonawczych, które by się podjęły tego typu zleceń. Trzeba tylko – zgodnie z prawem o zamówieniach publicznych – takie przetargi ogłaszać. Muszą one być jednak organizowane na racjonalnych zasadach. Jestem ogromnym przeciwnikiem najniższej ceny jako jedynego kryterium rozstrzygnięć. W sytuacji, gdy to ona decyduje – jak to na ogół dzieje się obecnie – dochodzi bardzo często do ogromnej defraudacji pieniędzy. Wygrywają często firmy nieznane, których menedżerowie przyjeżdżają na otwarcie ofert przetargowych z walizką pieniędzy, a w razie przegranej natychmiast się odwołują. I do ostatecznego rozstrzygnięcia dochodzi z dużym opóźnieniem, np. dopiero po dwóch latach. Uważam, że powinno się odrzucać najniższą i najwyższą cenę zaproponowaną przez uczestników. A – tak jak to było wcześniej – powinny być brane pod uwagę ceny średnie. Uważam, ze wokół przetargów dotyczących polskiej infrastruktury kolejowej i całej kolei można byłoby rozkręcić polską gospodarkę. Rządzący muszą zrozumieć, że obecnie kolej w oczach społeczeństwa traci swój dawny prestiż. M.in. przez wieloletnie zaniedbania i niedoinwestowanie. Gdy jadę nieraz koleją, to aż uszy mi więdną, gdy słyszę jakie epitety pod jej adresem padają ze strony pasażerów. Jest mi tym bardziej przykro, że sam pracowałem wiele lat na PKP i pochodzę z rodziny kolejarskiej.
Oceniam, że – przy założeniu, że coroczne wydatki budżetowe na kolej proporcjonalnie rosłyby – potrzeba byłoby ok. 10 lat, by dojść do bardziej równomiernego finansowania przez państwo obu głównych gałęzi transportu. Będzie to jednak trudne w sytuacji, gdy zamykane są kolejne linie kolejowe (pod hasłem, że nierentowne), a wiele z nich było wyremontowanych przy pomocy środków unijnych. Najważniejsze by polityka została wyprowadzona z kolei. Obecnie została ogromnie rozbudowana biurokracja w centrali PKP – jest wiele dziesiątek dyrektorów departamentów. Ich średnie zarobki sięgają trzech do sześciu średnich krajowych. Rocznie PKP wydaje łącznie na ich wynagrodzenie ok. 26 mln zł.