icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Kowal: Polska musi kontynuować presję przeciwko Nord Stream 2

Niemy obiecują, że Nord Stream 2 powstanie, ale bez szkody dla interesów krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Nie zmniejsza to obaw Polaków i  innych nacji regionu o to, że rozbudowa bałtyckiej magistrali zmniejszy ich bezpieczeństwo energetyczne, zablokuje rozwój rynku oraz podważy unijną politykę w sektorze.

– Jeśli Komisja Europejska nie jest w stanie nic zrobić w sprawie Nord Stream II to tylko potwierdza tezy eurosceptyków, że wspólne instytucje Unii są wielką fikcją i wyciąganiem pieniędzy na niepotrzebną biurokrację. Jeśli ktoś buduje wielkie nadzieje na zablokowanie projektu Nord Stream przez KE, to grzeszy naiwnością. W latach 2005-2007 KE była relatywnie silniejsza, Unia nie miała tylu problemów, a nacisk Polski na Komisję nie przyniósł żadnego efektu, poza pewnym odciągnięciem sprawy w czasie – przypomina Paweł Kowal, były poseł do Parlamentu Europejskiego, założyciel Fundacji Energia dla Europy i ekspert ds. polityki wschodniej.- Nie dał rady ani rząd prawicy, ani PO. Budowa ruszyła wtedy oficjalnie 9 kwietnia 2010. Warto też podkreślić, że ówczesna walka z Nord Streamem była dużo bardziej rozbudowana: toczyła się także i to skutecznie na forum PE, mało kto pamięta słynny raport w tej sprawie posła Marcina Libickiego. Podejmowano wówczas argumenty z wielu porządków: ekologiczne, ekonomiczne, prawno-międzynarodowe. Ostatecznie: bez skutku. Ówczesne doświadczenia powinny być dokładnie analizowane. Nord Stream 2 nie powstanie tylko w jednym wypadku: jeśli wycofają się z jego cichego poparcia Niemcy lub Rosja a przesłanką do tego – może być tylko rachunek ekonomiczny, jeśli on jeszcze w tej sprawie obowiązuje.

– Podtrzymuję swoje zdanie: przedłużenie sankcji wobec Rosji w obecnym kształcie w jakimś stopniu stanowi pusty gest i jest pełne paradoksów. Równolegle do sankcji kontynuowane są normalne polityczne relacje z Rosją – tak naprawdę na Kremlu wiedzą, że przedłużenie sankcji nie jest elementem długofalowej polityki. Z drugiej strony, jeśli tylko sytuacja gospodarcza Rosji się jeszcze bardziej pogorszy, to ruszy fala pomocy władzom w Moskwie, by nie dopuścić do niekontrolowanych procesów rozsypywania się federacji – zadziała mechanizm bliźniaczo podobny do tego, jak w czasach pierestrojki, gdy Zachód w imię stabilności starał się rzucić koło ratunkowe dla ZSRS – ocenia Kowal.

– Polska powinna, pomimo słabości tych struktur próbować wymuszać stosowanie zasad Unii Energetycznej i Europejskiej Wspólnoty Energetycznej, a przede wszystkim III pakietu energetycznego. Polscy politycy powinni znać te nazwy jak Ojcze nasz. Wywieranie stałej presji na Komisję Europejską w tej sprawie nie da dużego efektu, ale jednak ograniczy działanie na rzecz Gazpromu i pomoże pilnować przynajmniej minimum zasad konkurencji – kwituje rozmówca BiznesAlert.pl.

Dnia 29 stycznia odbyło się spotkanie ministra rozwoju RP Mateusza Morawieckiego z wicekanclerzem Niemiec i ministrem gospodarki Sigmarem Gabrielem. Podczas konferencji prasowej padł temat rozbudowy gazociągu Nord Stream o trzecią i czwarta nitkę. Polski minister zgłosił obawy o wpływ inwestycji na bezpieczeństwo gazowe naszego kraju.

– Mamy problem z tym, że nasz główny partner handlowy rozmawia o zwiększeniu przepustowości w ramach Nord Streamu” – powiedział Morawiecki cytowany przez PAP. – Trochę martwimy się o bezpieczeństwo nie tylko geopolityczne, ale i gazowe Polski, ponieważ wiemy o jednoczesnym rozbudowywaniu magazynu Katharina – dodał.

Jak podaje PAP, minister rzypomniał, że caryca Rosji Katarzyna II, której imieniem nazwany jest ten magazyn, „rozebrała Polskę dwieście lat temu, więc szczególnie miło jej nie wspominamy”. „To jest oczywiście problem i rozmawiamy o tym z naszymi partnerami” – zaznaczył Morawiecki.

O co chodzi? Jak donosił BiznesAlert.pl w październiku 2015 roku, Nord Stream 2 ma stać się nowym szlakiem dostaw do klientów europejskich, który pozwoli na przeniesienie do niego gazu słanego obecnie przez Ukrainę. Pierwotnie Rosjanie zapowiadali taki ruch na 2019 rok, ale mówią już tylko o możliwości redukcji, prawdopodobnie zdawszy sobie sprawę, że część umów gazowych z klientami europejskimi zakłada określony punkt odbioru gazu na zachodniej granicy ukraińskiej i wykracza terminem obowiązywania poza zapowiedzianą cezurę. Dlatego tranzyt przez terytorium naszego sąsiada może maleć stopniowo.

Należy jednak wziąć pod uwagę scenariusz, w którym Gazprom zechce zatrzymać dostawy do Polski przez Gazociąg Jamalski, w celu zmniejszenia znaczenia naszego kraju w tranzycie gazu, analogicznie do ruchu wobec Ukrainy. Umowa na dostawy gazu od Rosjan kończy się w 2022 roku i wtedy będzie możliwa zmiana punktów odbioru. Niewykluczone, że zgodnie z prawdopodobnym trendem budowy rynku pod Nord Stream, Gazprom zechce dostarczać nam surowiec przez Niemcy, zwiększając znaczenie tranzytowe naszego zachodniego sąsiada, a zmniejszając nasze. Wtedy może pojawić się problem, o którym urzędnicy w Warszawie i Brukseli coraz głośniej rozmawiają. Przy pomocy niemieckiej infrastruktury, Gazprom może wysadzić polski program dywersyfikacji dostaw gazu – zgodnie z literą prawa. O sprawie dyskutują już ministerstwo gospodarki, Urząd Regulacji Energetyki i inne kluczowe podmioty na rynku gazu w Polsce. Zainteresowały tematem Komisję Europejską. Oczekują działań zapobiegawczych.

Na mocy porozumienia z Gascade, Gaz-System rozbudował stację pomiarową w Mallnow, dzięki czemu Polacy mają możliwość fizycznego sprowadzenia gazu ziemnego z Niemiec w ilości 5,4 mld m3 rocznie. Komisja Europejska dofinansowała projekt kwotą 400 tysięcy euro, bo otwiera on Polsce możliwość sprowadzenia gazu z nowego źródła, na przykład w wypadku wyschnięcia Gazociągu Jamalskiego. We wrześniu 2014 roku doszło do czasowego obniżenia dostaw przez Jamał do Polski o około połowę. Wtedy mogliśmy przetestować strategiczną wartość Mallnow, bo sprowadzaliśmy brakujący gaz z giełd niemieckich, którego cena była bardziej korzystna od oferty rosyjskiej, na czym zarobiły PGNiG oraz Gaz-System. Nie ma się jednak z czego cieszyć. Dnia 14 lipca 2015 roku doszło do technicznej przerwy w dostawach przez rewers niemiecki. Trwała ona tylko sześć godzin i zaszła w czasie zaplanowanej na 11-20 lipca przerwy technicznej w funkcjonowaniu Nord Stream. Przepustowość tłoczni w Mallnow została zmniejszona tylko o pięć procent. Ale to prawdopodobnie wtedy Polacy zdali sobie sprawę, że rewers niemiecki nie jest żadnym panaceum i także może zostać zablokowany.

Chociaż Gazprom i niemiecki BASF oraz austriackie OMV ustaliły obszerną wymianę dostępu do złóż jamalskich za akcje magazynów na terytorium Niemiec i Austrii, z polskiego punktu widzenia istotny jest obiekt niebędący elementem targu, bo już teraz znajduje się pod kontrolą rosyjskiego koncernu. Katharina to magazyn gazu w Peissen (Saksonia). Gazprom posiada 10,5 procent udziałów w firmie Verbundnetz Gaz AG, która posiada z kolei połowę akcji Kathariny. Druga połowa udziałów w obiekcie należy zaś do Gazprom Germania – spółki-córki Gazpromu. Zbiorniki mają pojemność 110 mln m3. Do 2024 roku wzrośnie ona do 600 mln m3. Magazyn jest połączony z gazociągiem JAGAL (Połączenie Gazowe Jamał). Jego operatorem jest Gascade. W tej spółce 49,98 procent udziałów posiada Gazprom, a resztę niemiecki BASF. Ten sam operator zarządza niemieckimi odnogami gazociągu Nord Stream – OPAL i NEL – oraz samą bałtycką magistralą. JAGAL łączy się z Gazociągiem Jamalskim.

Na mocy instrukcji przesyłowej Gascade, na gazociągach pod nadzorem tej firmy dopuszczono do konkurencji przepustowości (competing capacities) z priorytetem w dostarczaniu gazu do magazynów. Zatem w wypadku zwiększonego zainteresowania dostawami tym szlakiem, priorytetem JAGAL będzie dostarczenie surowca magazynowi w Peissen. W 2017 roku moc zatłaczania gazu do Kathariny wyniesie 26 mln m3 gazu ziemnego dziennie. Tymczasem przepustowość rewersu fizycznego z Niemiec do Polski to 620 tysięcy m3 na godzinę, czyli 14,88 mln m3 dziennie. Oznacza to, że w wypadku gdyby Gazprom Germania zechciał zatłoczyć gaz do Kathariny, zostałaby zablokowana możliwość sprowadzenia gazu z Niemiec do Polski. W konsekwencji fizyczny rewers przestałby zapewniać Polakom moc na zasadach ciągłych. Termin ten oznacza dostawy na żądanie klienta w dowolnym momencie. W rzeczywistości niemiecki rewers działałby już na zasadach przerywanych, czyli nie gwarantując bezpieczeństwa. Któregoś dnia Polacy mogliby poprosić o gaz i go nie dostać, bo Gascade tłoczyłaby akurat gaz do magazynu. Zwykle zatłaczanie odbywa się latem, ale należy pamiętać, że magazyn, o którym mowa jest kawernowy, co pozwala na uruchomienie pompowania „jednym guzikiem”. Ktoś mógłby użyć go w sezonie grzewczym, by przetestować nerwy Polaków. Ktoś mógłby snuć teorie spiskowe, że wspomniane problemy technicznie Nord Stream i Mallnow powtarzające się od dwóch lat były testem planu spowodowania nagłej przerwy dostaw z Niemiec do Polski.

Oznaczałoby to, że założenia Polaków odnośnie bezpieczeństwa dostaw gazu legły w gruzach. Połączenia gazowe w Lasowie (1,5 mld m3 rocznie) i Cieszynie (0,5 mld m3) oraz rewers niemiecki (5,4 mld m3) dają Polsce teoretycznie możliwość sprowadzenia 75 procent zapotrzebowania (około 10 mld m3) bez oglądania się na Gazprom. 5 mld m3 z gazoportu w Świnoujściu miało w przyszłości sprawić, że niezależność będzie stuprocentowa. Bez Mallnow zdolność dywersyfikacji spadnie do 20 procent. Gdy w końcu powstanie gazoport, potencjał podniesie się do 70 procent. Nawet, jeśli zostanie zrealizowana rozbudowa terminala o trzeci zbiornik, ten wskaźnik osiągnie poziom 90 procent. Polacy nie będą niezależni od dostaw gazu z Rosji.

Więcej: Powrót Katarzyny Wielkiej

Niemy obiecują, że Nord Stream 2 powstanie, ale bez szkody dla interesów krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Nie zmniejsza to obaw Polaków i  innych nacji regionu o to, że rozbudowa bałtyckiej magistrali zmniejszy ich bezpieczeństwo energetyczne, zablokuje rozwój rynku oraz podważy unijną politykę w sektorze.

– Jeśli Komisja Europejska nie jest w stanie nic zrobić w sprawie Nord Stream II to tylko potwierdza tezy eurosceptyków, że wspólne instytucje Unii są wielką fikcją i wyciąganiem pieniędzy na niepotrzebną biurokrację. Jeśli ktoś buduje wielkie nadzieje na zablokowanie projektu Nord Stream przez KE, to grzeszy naiwnością. W latach 2005-2007 KE była relatywnie silniejsza, Unia nie miała tylu problemów, a nacisk Polski na Komisję nie przyniósł żadnego efektu, poza pewnym odciągnięciem sprawy w czasie – przypomina Paweł Kowal, były poseł do Parlamentu Europejskiego, założyciel Fundacji Energia dla Europy i ekspert ds. polityki wschodniej.- Nie dał rady ani rząd prawicy, ani PO. Budowa ruszyła wtedy oficjalnie 9 kwietnia 2010. Warto też podkreślić, że ówczesna walka z Nord Streamem była dużo bardziej rozbudowana: toczyła się także i to skutecznie na forum PE, mało kto pamięta słynny raport w tej sprawie posła Marcina Libickiego. Podejmowano wówczas argumenty z wielu porządków: ekologiczne, ekonomiczne, prawno-międzynarodowe. Ostatecznie: bez skutku. Ówczesne doświadczenia powinny być dokładnie analizowane. Nord Stream 2 nie powstanie tylko w jednym wypadku: jeśli wycofają się z jego cichego poparcia Niemcy lub Rosja a przesłanką do tego – może być tylko rachunek ekonomiczny, jeśli on jeszcze w tej sprawie obowiązuje.

– Podtrzymuję swoje zdanie: przedłużenie sankcji wobec Rosji w obecnym kształcie w jakimś stopniu stanowi pusty gest i jest pełne paradoksów. Równolegle do sankcji kontynuowane są normalne polityczne relacje z Rosją – tak naprawdę na Kremlu wiedzą, że przedłużenie sankcji nie jest elementem długofalowej polityki. Z drugiej strony, jeśli tylko sytuacja gospodarcza Rosji się jeszcze bardziej pogorszy, to ruszy fala pomocy władzom w Moskwie, by nie dopuścić do niekontrolowanych procesów rozsypywania się federacji – zadziała mechanizm bliźniaczo podobny do tego, jak w czasach pierestrojki, gdy Zachód w imię stabilności starał się rzucić koło ratunkowe dla ZSRS – ocenia Kowal.

– Polska powinna, pomimo słabości tych struktur próbować wymuszać stosowanie zasad Unii Energetycznej i Europejskiej Wspólnoty Energetycznej, a przede wszystkim III pakietu energetycznego. Polscy politycy powinni znać te nazwy jak Ojcze nasz. Wywieranie stałej presji na Komisję Europejską w tej sprawie nie da dużego efektu, ale jednak ograniczy działanie na rzecz Gazpromu i pomoże pilnować przynajmniej minimum zasad konkurencji – kwituje rozmówca BiznesAlert.pl.

Dnia 29 stycznia odbyło się spotkanie ministra rozwoju RP Mateusza Morawieckiego z wicekanclerzem Niemiec i ministrem gospodarki Sigmarem Gabrielem. Podczas konferencji prasowej padł temat rozbudowy gazociągu Nord Stream o trzecią i czwarta nitkę. Polski minister zgłosił obawy o wpływ inwestycji na bezpieczeństwo gazowe naszego kraju.

– Mamy problem z tym, że nasz główny partner handlowy rozmawia o zwiększeniu przepustowości w ramach Nord Streamu” – powiedział Morawiecki cytowany przez PAP. – Trochę martwimy się o bezpieczeństwo nie tylko geopolityczne, ale i gazowe Polski, ponieważ wiemy o jednoczesnym rozbudowywaniu magazynu Katharina – dodał.

Jak podaje PAP, minister rzypomniał, że caryca Rosji Katarzyna II, której imieniem nazwany jest ten magazyn, „rozebrała Polskę dwieście lat temu, więc szczególnie miło jej nie wspominamy”. „To jest oczywiście problem i rozmawiamy o tym z naszymi partnerami” – zaznaczył Morawiecki.

O co chodzi? Jak donosił BiznesAlert.pl w październiku 2015 roku, Nord Stream 2 ma stać się nowym szlakiem dostaw do klientów europejskich, który pozwoli na przeniesienie do niego gazu słanego obecnie przez Ukrainę. Pierwotnie Rosjanie zapowiadali taki ruch na 2019 rok, ale mówią już tylko o możliwości redukcji, prawdopodobnie zdawszy sobie sprawę, że część umów gazowych z klientami europejskimi zakłada określony punkt odbioru gazu na zachodniej granicy ukraińskiej i wykracza terminem obowiązywania poza zapowiedzianą cezurę. Dlatego tranzyt przez terytorium naszego sąsiada może maleć stopniowo.

Należy jednak wziąć pod uwagę scenariusz, w którym Gazprom zechce zatrzymać dostawy do Polski przez Gazociąg Jamalski, w celu zmniejszenia znaczenia naszego kraju w tranzycie gazu, analogicznie do ruchu wobec Ukrainy. Umowa na dostawy gazu od Rosjan kończy się w 2022 roku i wtedy będzie możliwa zmiana punktów odbioru. Niewykluczone, że zgodnie z prawdopodobnym trendem budowy rynku pod Nord Stream, Gazprom zechce dostarczać nam surowiec przez Niemcy, zwiększając znaczenie tranzytowe naszego zachodniego sąsiada, a zmniejszając nasze. Wtedy może pojawić się problem, o którym urzędnicy w Warszawie i Brukseli coraz głośniej rozmawiają. Przy pomocy niemieckiej infrastruktury, Gazprom może wysadzić polski program dywersyfikacji dostaw gazu – zgodnie z literą prawa. O sprawie dyskutują już ministerstwo gospodarki, Urząd Regulacji Energetyki i inne kluczowe podmioty na rynku gazu w Polsce. Zainteresowały tematem Komisję Europejską. Oczekują działań zapobiegawczych.

Na mocy porozumienia z Gascade, Gaz-System rozbudował stację pomiarową w Mallnow, dzięki czemu Polacy mają możliwość fizycznego sprowadzenia gazu ziemnego z Niemiec w ilości 5,4 mld m3 rocznie. Komisja Europejska dofinansowała projekt kwotą 400 tysięcy euro, bo otwiera on Polsce możliwość sprowadzenia gazu z nowego źródła, na przykład w wypadku wyschnięcia Gazociągu Jamalskiego. We wrześniu 2014 roku doszło do czasowego obniżenia dostaw przez Jamał do Polski o około połowę. Wtedy mogliśmy przetestować strategiczną wartość Mallnow, bo sprowadzaliśmy brakujący gaz z giełd niemieckich, którego cena była bardziej korzystna od oferty rosyjskiej, na czym zarobiły PGNiG oraz Gaz-System. Nie ma się jednak z czego cieszyć. Dnia 14 lipca 2015 roku doszło do technicznej przerwy w dostawach przez rewers niemiecki. Trwała ona tylko sześć godzin i zaszła w czasie zaplanowanej na 11-20 lipca przerwy technicznej w funkcjonowaniu Nord Stream. Przepustowość tłoczni w Mallnow została zmniejszona tylko o pięć procent. Ale to prawdopodobnie wtedy Polacy zdali sobie sprawę, że rewers niemiecki nie jest żadnym panaceum i także może zostać zablokowany.

Chociaż Gazprom i niemiecki BASF oraz austriackie OMV ustaliły obszerną wymianę dostępu do złóż jamalskich za akcje magazynów na terytorium Niemiec i Austrii, z polskiego punktu widzenia istotny jest obiekt niebędący elementem targu, bo już teraz znajduje się pod kontrolą rosyjskiego koncernu. Katharina to magazyn gazu w Peissen (Saksonia). Gazprom posiada 10,5 procent udziałów w firmie Verbundnetz Gaz AG, która posiada z kolei połowę akcji Kathariny. Druga połowa udziałów w obiekcie należy zaś do Gazprom Germania – spółki-córki Gazpromu. Zbiorniki mają pojemność 110 mln m3. Do 2024 roku wzrośnie ona do 600 mln m3. Magazyn jest połączony z gazociągiem JAGAL (Połączenie Gazowe Jamał). Jego operatorem jest Gascade. W tej spółce 49,98 procent udziałów posiada Gazprom, a resztę niemiecki BASF. Ten sam operator zarządza niemieckimi odnogami gazociągu Nord Stream – OPAL i NEL – oraz samą bałtycką magistralą. JAGAL łączy się z Gazociągiem Jamalskim.

Na mocy instrukcji przesyłowej Gascade, na gazociągach pod nadzorem tej firmy dopuszczono do konkurencji przepustowości (competing capacities) z priorytetem w dostarczaniu gazu do magazynów. Zatem w wypadku zwiększonego zainteresowania dostawami tym szlakiem, priorytetem JAGAL będzie dostarczenie surowca magazynowi w Peissen. W 2017 roku moc zatłaczania gazu do Kathariny wyniesie 26 mln m3 gazu ziemnego dziennie. Tymczasem przepustowość rewersu fizycznego z Niemiec do Polski to 620 tysięcy m3 na godzinę, czyli 14,88 mln m3 dziennie. Oznacza to, że w wypadku gdyby Gazprom Germania zechciał zatłoczyć gaz do Kathariny, zostałaby zablokowana możliwość sprowadzenia gazu z Niemiec do Polski. W konsekwencji fizyczny rewers przestałby zapewniać Polakom moc na zasadach ciągłych. Termin ten oznacza dostawy na żądanie klienta w dowolnym momencie. W rzeczywistości niemiecki rewers działałby już na zasadach przerywanych, czyli nie gwarantując bezpieczeństwa. Któregoś dnia Polacy mogliby poprosić o gaz i go nie dostać, bo Gascade tłoczyłaby akurat gaz do magazynu. Zwykle zatłaczanie odbywa się latem, ale należy pamiętać, że magazyn, o którym mowa jest kawernowy, co pozwala na uruchomienie pompowania „jednym guzikiem”. Ktoś mógłby użyć go w sezonie grzewczym, by przetestować nerwy Polaków. Ktoś mógłby snuć teorie spiskowe, że wspomniane problemy technicznie Nord Stream i Mallnow powtarzające się od dwóch lat były testem planu spowodowania nagłej przerwy dostaw z Niemiec do Polski.

Oznaczałoby to, że założenia Polaków odnośnie bezpieczeństwa dostaw gazu legły w gruzach. Połączenia gazowe w Lasowie (1,5 mld m3 rocznie) i Cieszynie (0,5 mld m3) oraz rewers niemiecki (5,4 mld m3) dają Polsce teoretycznie możliwość sprowadzenia 75 procent zapotrzebowania (około 10 mld m3) bez oglądania się na Gazprom. 5 mld m3 z gazoportu w Świnoujściu miało w przyszłości sprawić, że niezależność będzie stuprocentowa. Bez Mallnow zdolność dywersyfikacji spadnie do 20 procent. Gdy w końcu powstanie gazoport, potencjał podniesie się do 70 procent. Nawet, jeśli zostanie zrealizowana rozbudowa terminala o trzeci zbiornik, ten wskaźnik osiągnie poziom 90 procent. Polacy nie będą niezależni od dostaw gazu z Rosji.

Więcej: Powrót Katarzyny Wielkiej

Najnowsze artykuły