icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Krzyczkowski: Ekspansja rosyjskiego atomu pod znakiem zapytania

KOMENTARZ

Wojciech Krzyczkowski

WysokieNapiecie.pl

RPA, Jordania, Argentyna, Egipt, Węgry to kraje, które tylko w ciągu ostatniego roku poważnie potraktowały oferty budowy elektrowni jądrowych za tanie rosyjskie kredyty. Dodając wcześniejsze projekty podobnego typu, suma inwestycji deklarowanych przez Rosjan sięga 100 mld dolarów. Ale źródło ich finansowania wysycha, Rosja ma coraz mniej pieniędzy na swoją atomową ekspansję za granicami.

Schemat rosyjskiej oferty jest prosty – rozwijającemu się krajowi państwowa korporacja Rosatom oferuje preferencyjną pożyczkę rządową i budowę za nią elektrowni, pakiet usług serwisowych, paliwo, kształcenie kadry itp. Typowa wielkość kredytu to 10 mld euro lub dolarów za dwa bloki o mocy po 1000-1200 MW z wieloletnim okresem spłaty z wpływów ze sprzedaży prądu na określonych warunkach.

Na takie propozycje przystały Białoruś, Bangladesz, Wietnam, ostatnio Węgry, a Rosjanie przedstawili je Egiptowi, Jordanii, Argentynie, RPA czy nawet Nigerii i spotkali się z zainteresowaniem, potwierdzonym międzyrządowymi umowami. Osobny przypadek to Turcja, gdzie Rosatom planuje budowę za 20 mld dolarów czterech reaktorów w elektrowni Akkuyu wyłącznie za własne pieniądze, nawet bez kredytowania Turków.

Czytaj także: Nowe sankcje mogą wypchnąć Rosję z europejskiego sektora atomowego

Mechanizm finansowania nie jest skomplikowany, bo Rosja buduje swoje wpływy w sektorach energetycznych innych państw za pieniądze ze swojego budżetu. „Firma realizuje strategiczne cele rządu i korzysta z regularnych zastrzyków gotówki od państwa, sięgających jednej czwartej wysokości rocznych inwestycji” – pisała w zeszłorocznym raporcie jedna z najważniejszych agencji ratingowych o Atomenergopromie – grupującej najważniejsze aktywa kluczowej spółce Rosatomu.

Rosatom z nowymi kontraktami

Dopóki państwowa kasa była pełna, Rosjan było stać na hojne propozycje nawet w takich miejscach jak Nigeria. Ale nawet gdy w 2014 r. sankcje odcięły rosyjskie firmy od zachodnich źródeł finansowania, a spadek cen ropy jeszcze pogorszył sytuację, Rosatom – nieobjęty restrykcjami – dalej nęcił swoją ofertą.

Jeszcze na jesieni 2014 r. prezes Rosatomu Siergiej Kirijenko, podpisując umowę z RPA obiecywał dziesiątki miliardów dolarów inwestycji w tym kraju, jeśli koncern wygra wyścig o kontrakty na reaktory o mocy 9,6 GW. Później w Argentynie – kraju, który po raz kolejny praktycznie zbankrutował – rosyjski minister energetyki zachwalał, że Moskwa może zaoferować „komfortowe” warunki finansowe. Na początku 2015 r. Rosjanie obiecali to samo Egiptowi, by później podpisać głośną umowę na budowę dwóch bloków na Węgrzech. Za pożyczone przez Węgrów bezpośrednio od rządu w Moskwie 10 mld euro.

10-letni portfel zamówień eksportowych Rosatomu wzrósł z 72 mld dolarów w 2013 r. do 100 mld w 2014 r.

W efekcie 10-letni portfel zamówień eksportowych Rosatomu wzrósł z 72 mld dolarów w 2013 r. do 100 mld w 2014 r. i sam koncern przewidywał, że rocznie za granicą będzie inwestował 10 mld. Jeszcze w 2013 r. dochód Rosatomu był na poziomie 13 mld dolarów, ale w dużej części w rublach, które rok później straciły na wartości dwukrotnie. Wpływy z zagranicznych aktywów pozwalają na obsługę zagranicznego zadłużenia i na razie na niewiele więcej – można wyczytać w raporcie jednej z agencji. Dodaje ona, że rządowa presja na inwestowanie za granicą się utrzymuje.

Z drugiej strony sam Rosatom w raporcie finansowym zauważał, że najważniejszym elementem strategii, polegającej na przyciągnięciu inwestorów do jego biznesu są ratingi. A te – w ślad za ratingami Rosji – zaliczyły gwałtowny upadek i wieloletnia inwestycja wysokiego ryzyka, ale o ograniczonej stopie zwrotu nie przyciągnie już nawet przysłowiowych szejków. Pozostaje więc państwowa kasa, do tej jednak ustawiła się już kolejka chętnych – innych państwowych firm i bliskich władzy oligarchów.

Rosatom, indagowany na początku roku przez prasę z RPA o realne możliwości sfinansowania południowoafrykańskiego programu jądrowego, jako jedno z rozwiązań wskazał sięgnięcie Funduszu Dobrobytu Narodowego (NWF), jak to się stało w przypadku projektu w Finlandii.

Rzeczywiście, koncern jeszcze w 2014 r. dostał z NWF 4,2 mld dol. w tym ok. 2,5 mld na wkład w budowę elektrowni Hanhikivi. Rosjanie mają tam 34 proc. udziałów i dostarczą reaktor. Ze względu na to, że po raz pierwszy występują w roli udziałowców na terenie UE, traktują ten projekt prestiżowo i priorytetowo.

Ale nawet cały NWF, w którym obecnie jest ok. 70 mld dolarów nie wystarczy na sfinansowanie wszystkich zagranicznych ambicji Rosji w energii jądrowej. Poza tym są pilniejsze potrzeby. W grudniu 2014 r. kontrolowane przez państwo banki dostały 9,1 mld. Projekty infrastrukturalne – jak kolej Transsyberyjska, obwodnica Moskwy czy infrastruktura LNG objętego sankcjami Novateka to kolejne 5,4 mld. Rozważane są dalsze zastrzyki – 4,4 mld dla banku VEB i prawie 19 mld dolarów dla Rosniefti, choć koncern ten chce nawet 50 mld. W dodatku te miliardy w twardej walucie są potrzebne praktycznie natychmiast, na spłatę zagranicznych długów. W tym roku rosyjskie firmy muszą spłacić za granicą 85 mld dolarów, tylko banki – 43 mld.

Na które elektrownie Rosji może zabraknąć pieniędzy?

Sytuacja jest więc poważna i zagraniczne elektrownie jądrowe, na które na początku trzeba wyłożyć potężne kwoty w twardej walucie, a na początek spłat poczekać kilka lat, raczej przegrają z doraźnymi potrzebami. Prawdopodobnie kontynuowane będą tylko na projekty o najwyższym politycznym priorytecie. Inne, bardziej egzotyczne trafią pewnie do przysłowiowej zamrażarki pod pierwszym lepszym pretekstem.

Inwestycje w których krajach rosyjski koncern uznaje za priorytetowe, a które może zamrozić? O tym w dokończeniu analizy na portalu WysokieNapiecie.pl

KOMENTARZ

Wojciech Krzyczkowski

WysokieNapiecie.pl

RPA, Jordania, Argentyna, Egipt, Węgry to kraje, które tylko w ciągu ostatniego roku poważnie potraktowały oferty budowy elektrowni jądrowych za tanie rosyjskie kredyty. Dodając wcześniejsze projekty podobnego typu, suma inwestycji deklarowanych przez Rosjan sięga 100 mld dolarów. Ale źródło ich finansowania wysycha, Rosja ma coraz mniej pieniędzy na swoją atomową ekspansję za granicami.

Schemat rosyjskiej oferty jest prosty – rozwijającemu się krajowi państwowa korporacja Rosatom oferuje preferencyjną pożyczkę rządową i budowę za nią elektrowni, pakiet usług serwisowych, paliwo, kształcenie kadry itp. Typowa wielkość kredytu to 10 mld euro lub dolarów za dwa bloki o mocy po 1000-1200 MW z wieloletnim okresem spłaty z wpływów ze sprzedaży prądu na określonych warunkach.

Na takie propozycje przystały Białoruś, Bangladesz, Wietnam, ostatnio Węgry, a Rosjanie przedstawili je Egiptowi, Jordanii, Argentynie, RPA czy nawet Nigerii i spotkali się z zainteresowaniem, potwierdzonym międzyrządowymi umowami. Osobny przypadek to Turcja, gdzie Rosatom planuje budowę za 20 mld dolarów czterech reaktorów w elektrowni Akkuyu wyłącznie za własne pieniądze, nawet bez kredytowania Turków.

Czytaj także: Nowe sankcje mogą wypchnąć Rosję z europejskiego sektora atomowego

Mechanizm finansowania nie jest skomplikowany, bo Rosja buduje swoje wpływy w sektorach energetycznych innych państw za pieniądze ze swojego budżetu. „Firma realizuje strategiczne cele rządu i korzysta z regularnych zastrzyków gotówki od państwa, sięgających jednej czwartej wysokości rocznych inwestycji” – pisała w zeszłorocznym raporcie jedna z najważniejszych agencji ratingowych o Atomenergopromie – grupującej najważniejsze aktywa kluczowej spółce Rosatomu.

Rosatom z nowymi kontraktami

Dopóki państwowa kasa była pełna, Rosjan było stać na hojne propozycje nawet w takich miejscach jak Nigeria. Ale nawet gdy w 2014 r. sankcje odcięły rosyjskie firmy od zachodnich źródeł finansowania, a spadek cen ropy jeszcze pogorszył sytuację, Rosatom – nieobjęty restrykcjami – dalej nęcił swoją ofertą.

Jeszcze na jesieni 2014 r. prezes Rosatomu Siergiej Kirijenko, podpisując umowę z RPA obiecywał dziesiątki miliardów dolarów inwestycji w tym kraju, jeśli koncern wygra wyścig o kontrakty na reaktory o mocy 9,6 GW. Później w Argentynie – kraju, który po raz kolejny praktycznie zbankrutował – rosyjski minister energetyki zachwalał, że Moskwa może zaoferować „komfortowe” warunki finansowe. Na początku 2015 r. Rosjanie obiecali to samo Egiptowi, by później podpisać głośną umowę na budowę dwóch bloków na Węgrzech. Za pożyczone przez Węgrów bezpośrednio od rządu w Moskwie 10 mld euro.

10-letni portfel zamówień eksportowych Rosatomu wzrósł z 72 mld dolarów w 2013 r. do 100 mld w 2014 r.

W efekcie 10-letni portfel zamówień eksportowych Rosatomu wzrósł z 72 mld dolarów w 2013 r. do 100 mld w 2014 r. i sam koncern przewidywał, że rocznie za granicą będzie inwestował 10 mld. Jeszcze w 2013 r. dochód Rosatomu był na poziomie 13 mld dolarów, ale w dużej części w rublach, które rok później straciły na wartości dwukrotnie. Wpływy z zagranicznych aktywów pozwalają na obsługę zagranicznego zadłużenia i na razie na niewiele więcej – można wyczytać w raporcie jednej z agencji. Dodaje ona, że rządowa presja na inwestowanie za granicą się utrzymuje.

Z drugiej strony sam Rosatom w raporcie finansowym zauważał, że najważniejszym elementem strategii, polegającej na przyciągnięciu inwestorów do jego biznesu są ratingi. A te – w ślad za ratingami Rosji – zaliczyły gwałtowny upadek i wieloletnia inwestycja wysokiego ryzyka, ale o ograniczonej stopie zwrotu nie przyciągnie już nawet przysłowiowych szejków. Pozostaje więc państwowa kasa, do tej jednak ustawiła się już kolejka chętnych – innych państwowych firm i bliskich władzy oligarchów.

Rosatom, indagowany na początku roku przez prasę z RPA o realne możliwości sfinansowania południowoafrykańskiego programu jądrowego, jako jedno z rozwiązań wskazał sięgnięcie Funduszu Dobrobytu Narodowego (NWF), jak to się stało w przypadku projektu w Finlandii.

Rzeczywiście, koncern jeszcze w 2014 r. dostał z NWF 4,2 mld dol. w tym ok. 2,5 mld na wkład w budowę elektrowni Hanhikivi. Rosjanie mają tam 34 proc. udziałów i dostarczą reaktor. Ze względu na to, że po raz pierwszy występują w roli udziałowców na terenie UE, traktują ten projekt prestiżowo i priorytetowo.

Ale nawet cały NWF, w którym obecnie jest ok. 70 mld dolarów nie wystarczy na sfinansowanie wszystkich zagranicznych ambicji Rosji w energii jądrowej. Poza tym są pilniejsze potrzeby. W grudniu 2014 r. kontrolowane przez państwo banki dostały 9,1 mld. Projekty infrastrukturalne – jak kolej Transsyberyjska, obwodnica Moskwy czy infrastruktura LNG objętego sankcjami Novateka to kolejne 5,4 mld. Rozważane są dalsze zastrzyki – 4,4 mld dla banku VEB i prawie 19 mld dolarów dla Rosniefti, choć koncern ten chce nawet 50 mld. W dodatku te miliardy w twardej walucie są potrzebne praktycznie natychmiast, na spłatę zagranicznych długów. W tym roku rosyjskie firmy muszą spłacić za granicą 85 mld dolarów, tylko banki – 43 mld.

Na które elektrownie Rosji może zabraknąć pieniędzy?

Sytuacja jest więc poważna i zagraniczne elektrownie jądrowe, na które na początku trzeba wyłożyć potężne kwoty w twardej walucie, a na początek spłat poczekać kilka lat, raczej przegrają z doraźnymi potrzebami. Prawdopodobnie kontynuowane będą tylko na projekty o najwyższym politycznym priorytecie. Inne, bardziej egzotyczne trafią pewnie do przysłowiowej zamrażarki pod pierwszym lepszym pretekstem.

Inwestycje w których krajach rosyjski koncern uznaje za priorytetowe, a które może zamrozić? O tym w dokończeniu analizy na portalu WysokieNapiecie.pl

Najnowsze artykuły