– Polska dysponuje niewielkimi zdolnościami ochrony infrastruktury krytycznej. Nie jest to zwrot, którym chciałbym obrazić służby polskie, ale nikt rozsądny nie zakładał, że zagrożenie będzie miało charakter sabotażu państwowego. Nikt w zasadzie nie budował systemu instalacji morskich, nastawionego na to, że będą one przedmiotem rozgrywek państwowych – mówi prof. Piotr Mickiewicz z Uniwersytetu Gdańskiego w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Jakimi Polska dysponuje środkami jeżeli chodzi o ochronę infrastruktury krytycznej na morzu?
Piotr Mickiewicz: Niewielkimi. Nie jest to zwrot, którym chciałbym obrazić służby polskie, ale nikt rozsądny nie zakładał, że zagrożenie będzie miało charakter sabotażu państwowego. Żadne państwo nadmorskie nie budowało systemu ochrony instalacji morskich nastawionego na to, że instalacje będą przedmiotem działań graczy państwowych. Standardem do tej pory (ataku na Nord Stream) było wyposażanie takich instalacji w systemy ochrony skoncentrowane na wykryciu jakiegoś uszkodzenia czy awarii i ochrony przed tzw. nieuprawnionym wejściem. Te ostatnie procedury miały i mają głownie charakter rozwiązań które możemy nazwać umownie antyterrorystycznymi i obecnie uwzględniającymi także działania cybernetyczne (przejęcie kontroli nad kablami światłowodowymi systemów sterowania). Nie były więc tworzone na wypadek działań sabotażowych czy dywersyjnych, gdyż terroryści nigdy nie będą dysponować takim sprzętem oraz umiejętnościami jak wyspecjalizowane grupy dywersyjno-sabotażowe. Co mamy? Mamy monitoring rurorciągów, oparty na światłowodach znajdujących się wewnątrz nich, wskazują one miejsce uszkodzenia. Mamy systemy ochrony zarówno platform wydobywczych jak i planowanych morskich farm wiatrowych, które mają chronić przed zagrożeniami typu bezprawne zajęcie czy nieuprawnione wejście na instalację. Najważniejszym na przysłowiowe „dziś” problemem jest to, że państwo scedowało całość obowiązków ochronnych na operatorów tych urządzeń. Rząd, ministerstwa nadzorujące instalacje morskie, pełnią funkcje nadzorcze w stosunku do operatorów, których obowiązkiem jest ochrona tych obiektów. Trzeba to bardzo szybko zmienić, włączyć te instalacje w system bezpieczeństwa państwa. Druga kwestia to możliwości prowadzenia działań ochronnych przez służby państwowe. Siłą rzeczy mamy zdolności jakie mamy, czyli możemy patrolować akwen, możemy ustawić pławy hydrolokacyjne, które wykryją pojazdy podwodne, mamy system monitoringu powietrznego i nawodnego… To wszystko oparte jest o założenie, że będziemy w stanie podjąć reakcję w sytuacji gdy stwierdzimy zagrożenie. Nie mamy jednak nic co byłoby czynnikiem odstraszającym ani nic co umożliwiłoby podjąć reakcje w chwili ataku, w czasie rzeczywistym a nie post factum.
Co mogłoby być czynnikiem odstraszającym? W którą stronę Polska powinna rozwijać ten system ochronny?
Musimy zbudować odpowiedni potencjał patrolowy, zarówno Morskiego Oddziału Straży Granicznej jak i Marynarki Wojennej. Należy pamiętać, że część tych instalacji leży po za wodami terytorialnymi czyli w strefie przyległej czy, jak w przypadku Baltic Pipe, na morzu otwartym gdzie straż graniczna nie ma jurysdykcji. Musimy zbudować system, jak ja bym to nazwał, dozorowania czyli patrolowania wzdłuż instalacji morskich. Możemy to robić w układzie sojuszniczym lub bilateralnym poprzez zawarcie umów bilateralnych z państwami, które są udziałowcami lub stronami zainteresowanymi np. Baltic Pipe. Nie musimy ograniczać się do siły NATO. Musimy po prostu być w tych regionach, mieć zdolność do przebywania tam i nade wszystko prowadzenia działań odstraszających poprzez działania manewrowe. Wynikają one z Konwencji UNCLOS oraz powszechnie traktowanego jako wzorzec porozumienia INCEA , która określa czym jest tzw. nękanie, przeszkadzanie oraz manewrowanie oraz de facto odstraszenie.
Proszę zwrócić uwagę, że najpierw trzeba dokładnie zlokalizować miejsce położenia tej instalacji, zwłaszcza jeżeli mowa o instalacjach podwodnych jak rurociągi czy kable energetyczne. Tylko w teorii wiadomo gdzie dokładnie leżą, w praktyce trzeba je dokładnie zlokalizować i trzeba to zrobić za pomocą jednostek hydrograficznych. Wykorzystanie przez Rosjan jednostek cywilnych tego typu pokazuje nam, że musimy mieć zdolność nie tylko zwalczania jednostek morskich ale i uniemożliwienia im pływania po określonych akwenach a jest to o tyle trudne, że są to akweny otwarte na których funkcjonuje wolność żeglugi. Musimy po prostu być, towarzyszyć tej jednostce, pływać w pewnej odległości od niej i uniemożliwiać jej zlokalizowanie dokładne położenie słabego punktu tego systemu podwodnego, który chcemy chronić.
Czy to oznacza, że należy połączyć system namierzania cywilnych jednostek z nadzorem marynarki wojennej?
Dokładnie, czyli celem powinno być pełne zintegrowanie systemów monitoringu morskiego, który już pozwala na obserwację ruchu jednostek w czasie rzeczywistym ze zdolnościami Marynarki Wojennej i Morskiego Oddziału Straży Granicznej do podjęcia natychmiastowych działań, głownie w postaci tzw. asysty morskiej wobec jednostki uznanej za podejrzaną. W praktyce towarzyszenia jej w żegludze, zwłaszcza jeżeli trasa jej rejsu przebiega w pobliżu lokalizacji naszej morskiej infrastruktury krytycznej.
W lipcu doszło do nowelizacji szeregu ustaw, między innymi ustawy o ochronie żeglugi, które zwiększyły uprawnienia Wojska Polskiego w obronie infrastruktury krytycznej na morzu. Czy wpłynęło to pozytywnie na jej bezpieczeństwo?
Mam mieszane uczucia. Ustawy idą w dobrym kierunku ale ciągle jest to za mało. Ciągle powtarzam, że powinniśmy wprowadzić na akwenach morskich coś co przeniesiemy z rozwiązań lotnictwa cywilnego czyli pojęcia prawnego tzw. „aktu bezprawnej ingerencji”.
Moim zdaniem za taki akt uznać należy wszelkie czynności umożliwiające podjęcie działań niezgodnych z prawem wobec jednostki uprawiające żeglugę lub instalacji morskiej będącej: własnością państwa polskiego lub pływającą pod polska banderą oraz firm polskich lub z polskim kapitałem, jednostek morskich na pokładach których znajdują się obywatele polscy, przewożących towary będące własnością państwa polskiego lub firm z polskim kapitałem oraz pływających pod zagraniczną banderą, ale z obywatelami Rzeczpospolitej Polskiej na pokładzie, a także prowadzących zgodną z prawem morza żeglugę na obszarach morskich innego państwa jednostek
Byłoby to rozwiązanie prawne umożliwiające skuteczne działania. Trzeba też pamiętać, że nawet najlepsze regulacje prawne nie zastąpią braku potencjału, a to jest dzisiaj najpoważniejsze ograniczenie.
Rozmawiał Marcin Karwowski
Czy Balticconnector to kolejna ofiara terroryzmu energetycznego? Spięcie