Następny terminal gazu skroplonego w Lubminie będzie musiał zostać powiązany z lądowym gazociągiem. Jednak przebiegałby on przez najważniejszy obszar tarła śledzia, w czym eksperci od rybołówstwa widzą zagrożenie. Co ciekawe, Nord Stream 1 i 2 zostały zbudowane na tym samym terenie i co do ich powstania nie było zastrzeżeń.
W Lubmin po uruchomieniu nowego i czysto prywatnego pływającego gazoportu firmy ReGas, który uzyska prawdopodobnie w czwartek 12 stycznia ostatnie pozwolenia, ma powstać drugi FSRU, tym razem ze wsparciem niemieckiego państwa. Jednostka firmy ReGas będzie transportować gaz małymi tankowcami przez Zatokę Greifswaldzką. Jednak w przypadku następnego gazoportu nie będzie to już możliwe.
– W odległości około 30-40 kilometrów od Lubmina na Morzu Bałtyckim ma stanąć wyczarterowany przez rząd niemiecki terminal pływający połączony rurociągiem z gazociągami w Lubminie. Realizacją projektu ma zająć się koncern energetyczny RWE oraz norweska firma Stena-Power. Prace budowlane rozpoczęły się już na lądzie, poinformowało RWE. – podaje gazeta lokalna Ostsee Zeitung.
Problemem dla populacji śledzi ma być planowany okres budowy nowego gazociągu. Ekspert ds. rybołówstwa Christopher Zimmermann w rozmowie z Ostsee Zeitung uważa, że szczególnie w okresie wiosennym śledzie potrzebują spokoju, aby się rozmnażać.
Szczególnie interesujący jest fakt, że na dnie Zatoki Greifswaldzkiej powstały już dwa olbrzymie gazociągi Nord Stream 1 i Nord Stream 2 i związane z nimi budowy nie były problematyczne dla populacji śledzi. Rury te po wybuchach na wodach terytorialnych Szwecji są obecnie nieczynne. ReGas wielokrotnie zwracał się do niemieckiego państwa o pozwolenie na wykorzystanie tej istniejącej już infrastruktury zamiast transportu małymi tankowcami. Jednak nie uzyskał pozwolenia, bo Nord Stream 1 i Nord Stream 2 są własnością prywatnej spółki Nord Stream AG zarejestrowanej i funkcjonującej w szwajcarskiej miejscowości Zug. Niemcy nie wywłaszczyli tej infrastruktury mimo możliwości prawnych, które posiadają.
Aleksandra Fedorska
Europa importuje LNG na potęgę, ale musi oszczędzać, by uniknąć najczarniejszego scenariusza