icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Marszałkowski: Czy Rosja podoła nowemu porozumieniu naftowemu?

Nowe porozumienie naftowe zostało zatwierdzone. Od 1 maja z rynku zniknąć ma 9,7 mln baryłek ropy. Wolumen ten został podzielony między poszczególnych członków układu. Rosji przypadło ograniczenie wydobycia o ponad 20 procent. Czy zdoła ona wypełnić swe zobowiązania? – zastanawia się Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.

Tradycja udziału w porozumieniach naftowych

Rosja ma już pewną tradycję w dołączaniu do wysiłków innych państw – producentów ropy naftowej, starających się stabilizować sytuację na rynku ropy. Rola ta z reguły, kończy się swego rodzaju porażką dla całego przedsięwzięcia albo dla samej Rosji.

Do najjaskrawszych przykładów „zaangażowania” Rosji w działania OPEC należały jej poczynania w 2001 roku. Wtedy, po ataku na World Trade Center 11 września, świat stanął na krawędzi konfliktu, jakiego nie widziano od dziesięcioleci. Dodatkowo, na sytuację na świecie wpływały klęski żywiołowe, lokalne konflikty i wielu nieprzewidywalnych liderów rządzących państwami. Pesymizm nie ominął rynku ropy, który obawiał się następujących po sobie konsekwencji.

Pod koniec 2001 roku, kraje OPEC wraz z kilkoma innymi państwami spoza grupy ogłosiły, że od stycznia 2002 roku redukują wydobycie o 1,5 mln baryłek dziennie. Rosja zobowiązała się do redukcji wydobycia o 150 tys. baryłek dziennie, z ponad 7 mln dotychczas wydobywanych. Porozumienie zadziałało.

Ceny ropy z minimum 18 dolarów za baryłkę odnotowanych w listopadzie 2001 roku, skoczyły do 26 dolarów w kwietniu 2002 roku, osiągając cel zakładany przez OPEC. Po czasie okazało się jednak, że Rosjanie nie obniżyli swego wydobycia o 150 tys. baryłek dziennie. Wręcz przeciwnie, wydobycie wzrosło o 50 tys. względem grudnia 2001 roku. Przyznał to były wiceminister energetyki Rosji Władimir Miłow: – Nie tylko nie obniżyliśmy wydobycia, ale wręcz je zwiększyliśmy. OPEC było bardzo złe – powiedział w jednym z wywiadów, odnosząc się do tamtego okresu. Nie wpłynęło to znacząco na sytuację na rynku, gdyż informacje z Rosji docierały z opóźnieniem. Dla rynku sam fakt ogłoszenia redukcji wydobycia był wystarczający, zaś rosyjski wolumen cięcia, wynoszący 150 tys. baryłek, wydawał się niezbyt znaczący.

Kryzys lat 2015-2016 

Następne porozumienie, do którego doszło prawie 15 lat później, również przypadło na czas napięć i niepewności spotęgowanej nadpodażą wynikającą z ówcześnie prowadzonej wojny cenowej wywołanej przez Arabie Saudyjską. Sytuacja Rosji była podobna do tej z początku wieku, jednak w rzeczywistości okazała się znacznie bardziej skomplikowana. Władimir Putin silnie uzależnił rosyjski budżet od dochodów pochodzących z eksportu węglowodorów. Spadek cen był zaś zdecydowanie większy niż w 2001 roku. Budżet opierał się na cenach ropy powyżej 80 dolarów za baryłkę, podczas gdy średnia cena ropy w styczniu 2015 wyniosła 38 dolarów za baryłkę.

Rosja czuła się jednak pewniej. Posiadała zasoby pozwalające na utrzymanie budżetu na dotychczasowym poziomie. Wpływ na stanowczość rosyjskiej władzy względem cen surowców potęgowały wysokie rankingi aprobaty społeczeństwa dla Putina, w związku z euforią po aneksji Krymu.

Dlatego, pomimo negocjacji grupy OPEC+, czyli 13 państw OPEC plus dziesięciu państw spoza OPEC, Rosja nie była chętna do konkretnych deklaracji, związanych z ograniczeniem produkcji. Początek 2016 roku upłynął w cieniu wieści o kolejnych rekordach wydobycia ropy w Rosji.

W tym czasie ministrowie OPEC już spotykali się w celu zaradzenia trudnej sytuacji na rynku ropy. Rosja wysyłała sygnały, że jest gotowa wziąć udział w porozumieniu, ale tylko w przypadku wcześniejszego uzgodnienia cięć wydobycia przez państwa kartelu OPEC. W rzeczywistości doszło do takiego uzgodnienia. W listopadzie 2016 roku dopełniło się formalne porozumienie pomiędzy 23 państwami, dotyczące cięć wydobycia wynoszących łącznie prawie 1,8 mln baryłek dziennie. Z tego państwa OPEC miały ograniczyć wydobycie o 1,2 mln baryłek dziennie, a pozostałe państwa spoza kartelu o 600 tys. Rosji przypadła redukcja wydobycia w wysokości około 300 tys. baryłek dziennie.

Marszałkowski: Los porozumienia naftowego zależy od USA

Fortel z kondensatem

Już w trakcie trwania porozumienia naftowego pojawiły się wątpliwości odnośnie faktycznego ograniczenia wydobycia ropy przez Rosję. Co prawda, według statystyk rządowych, wydobycie ropy uległo obniżeniu, jednak jednocześnie zaobserwowano gwałtowny wzrost wydobycia kondensatu gazowego.

Kondensat gazowy to lekki olej, który ma gazowy stan skupienia w podziemnych pokładach. Z reguły występuje podczas wydobycia gazu ziemnego. Po wydobyciu skrapla się i zamienia w ciecz. Olej ten można mieszać z cięższymi gatunkami ropy, poprawiając jej właściwości chemiczne lub sprzedawać jako osobny produkt, który jest wartościowy przy produkcji wysokomarżowych produktów ropopochodnych, np. benzyny lotniczej.

Zgodnie ze słowami ministra energetyki Rosji, udział kondensatu w całościowym wydobyciu ropy naftowej wynosi około 8 procent. W rosyjskiej metodologii obliczeniowej kondensat gazowy i ropa nie są rozdzielane przy wyliczeniach produkcji. Stanowi to problem przy ostatecznej ocenie zastosowania cięć. Według danych Bloomberga z grudnia 2019 roku, Rosja, nie licząc wydobycia kondensatu, ograniczyła wydobycie ropy o 224 tys. baryłek dziennie względem zobowiązań do ograniczeń z grudnia 2018 roku. Jednak, jeżeli weźmie się pod uwagę dane dotyczące samego kondensatu, Rosja zwiększyła wydobycie o 72 tys. baryłek dziennie powyżej pułapu zakładanego w porozumieniu. Podczas grudniowego spotkania porozumienia naftowego, kraje OPEC zgodziły się, aby wyłączyć kondensat z limitu cięć przypadającego Rosji.

Chytry traci pięć razy

Rosja, która storpedowała spotkanie grupy OPEC+, na początku marca bieżącego roku została uznana przez Bloomberga za największego przegranego nowego, kwietniowego porozumienia naftowego. Według założeń komitetu wykonawczego OPEC, państwa kartelu wezwały się do dalszej redukcji wydobycia powyżej wcześniejszego pułapu o 1,5 mln baryłek dziennie. Miało to dać ponad 3,7 mln baryłek redukcji, licząc od początku porozumienia naftowego z 2016 roku.

Kraje OPEC miały zredukować milion baryłek ropy, a pół miliona miało przypaść Rosji, która nie chciała się zgodzić na dodatkowe cięcia wydobycia i zerwała porozumienie. Dalszą konsekwencją był spadek cen ropy do poziomów nienotowanych od początku XXI wieku. Swój udział miała w tym rozżalona Arabia Saudyjska, która postanowiła ukarać Rosję (a jednocześnie zaszkodzić łupkom w USA) poprzez informację o zwiększeniu produkcji ropy z 9,8 mln baryłek ropy dziennie do 12,3 mln baryłek w kwietniu. Dodatkowo Saudowie wprowadzili zniżki na swoją ropę względem konkurentów na rynku, czyli ropy Brent, WTI i Urals.

Pod wpływem pandemii koronawirusa, zawieszenia pracy światowych gospodarek oraz wstrzymania większości lotów, zapotrzebowanie na ropę naftową spadło o 20-30 procent. To spowodowało „zalanie” rynku nikomu niepotrzebną ropą. 

Ostatecznie pod naciskiem Stanów Zjednoczonych, Arabia Saudyjska wraz z resztą państw OPEC zwołała nadzwyczajne posiedzenie grupy OPEC+. Rosja odpowiedziała pozytywnie na wezwanie. W rezultacie rozmów przeprowadzanych między 10 a 13 kwietnia udało się wypracować ostateczne porozumienie. Grupa OPEC+ ma zredukować wydobycie ropy o 9,7 mln baryłek ropy dziennie. Rosji przypadło ograniczenie w wysokości 2,5 mln baryłek ropy dziennie. To pięć razy więcej niż wolumen ograniczeń proponowany na początku marca.

Czy rosyjskie deklaracje są realne?

Porozumienie o wydobyciu ma zacząć obowiązywać od 1 maja i trwać w takim wymiarze do końca czerwca. W tym momencie pojawia się pytanie, czy Rosja wypełni swoje zobowiązanie? Referencyjny poziom, od którego mają obowiązywać ograniczenia, został ustalony dla Rosji i Arabii Saudyjskiej na poziomie 11 mln baryłek dziennie. Wartość ta jest bliższa oczekiwaniom Saudów, którzy oczekiwali progu na poziomie 12 mln baryłek, czyli od poziomu wydobycia z kwietnia, natomiast Rosja oczekiwała, że będzie to średnia wydobycia z I kwartału roku, która dla Rosji wynosi około 11,2 mln, natomiast dla Arabii Saudyjskiej 9,4 mln baryłek. Oczywistym jest, że poziom byłby korzystniejszy dla Rosji, gdyż oznaczałby większe cięcia po stronie Arabii Saudyjskiej. 

W 2016 roku, kiedy Rosję obowiązywało ograniczenie wydobycia o 300 tys. baryłek, podział był proporcjonalny do wydobycia. Metodologia wyliczeń opierała się na odjęciu 300 tys. baryłek od ogólnej średniej wydobycia z października 2016 roku i podziale na 12 rosyjskich koncernów odpowiadających za 90 procent rosyjskiej produkcji ropy. Już wtedy pojawiły się spięcia pomiędzy poszczególnymi koncernami. Gazpromnieft nalegał na inne koncerny, aby wzięły jego część ograniczeń na siebie, gdyż koncern ten planował w 2017 i 2018 roku uruchomienie kilku nowych pól naftowych. Ostatecznie, wykorzystując fortele i pewne kreatywne sztuczki, udało się porozumieć i ustalić poziom cięć dla poszczególnych koncernów.

Diabeł tkwi w…technikaliach

Dodatkowym problemem jest czas, w którym te cięcia mają nastąpić. Od osiągnięcia porozumienia z listopada 2016 roku do jego wdrożenia 1 stycznia 2017 roku, kraje miały ponad miesiąc na przygotowanie infrastrukturalne do wprowadzenia ograniczeń. Obecnie pomimo, iż sytuacja na rynku ropy jest znacznie trudniejsza, a wolumeny ograniczeń nieporównywalnie większe, kraje mają niespełna trzy tygodnie. Rosja w układzie z 2016 wynegocjowała dwa kwartały na obniżenie wydobycia o 300 tys. baryłek ropy: do końca marca 200 tys. baryłek, do końca kwietnia kolejne 100 tys. W obecnych realiach rynkowej nadpodaży ropy, tak długi okres ograniczeń byłby kontrproduktywny. 

Wyzwaniem są również uwarunkowania techniczne rosyjskich pól naftowych. Większość rosyjskiego wydobycia pochodzi pól naftowych umiejscowionych w okołobiegunowej części Zachodniej Syberii. Specyfika tych złóż wymaga nieprzerwanego wydobycia. W innym wypadku nieczynne odwierty szybko zalewa woda, która zamarza, powodując niezdatność takiego otworu do dalszego otwarcia w przypadku pojawienia się takiej konieczności. Istnieją możliwości techniczne zatrzymania procesu erozji odwiertów, jednak ich koszt może przewyższać potencjalne zyski. Zatrzymanie produkcji, a następnie jej wznowienie wymagałoby dużych nakładów środków, co nie jest opłacalne. 

Zastanawiające jest też, czy w poczet cięć nie zostaną zaliczone pola naftowe, które już wcześniej zostały przeznaczane do wygaszania. W 2016 roku, rosyjscy analitycy rynku naftowego oraz eksperci energetycznycg think tanków informowali, że 2020 rok będzie ostatnim rokiem z wzrostem wydobycia ropy. Po nim ma następować systematyczny spadek wydobycia poprzez etapowe zamykanie najstarszych pól naftowych. Nowe porozumienie naftowe może być katalizatorem tych działań.

Każdemu według zasług

W obecnym „rozdaniu” kwot cięć mogą być wzięte pod uwagę „zasługi” poszczególnych prezesów spółek wobec zaistniałej sytuacji i położenia Rosji. Nie jest tajemnicą, że największym orędownikiem wyjścia z porozumienia naftowego i de facto rozpoczęcia wojny cenowej był Igor Sieczin, prezes Rosnieftu. Uważał, że niskie ceny ropy zlikwidują z rynku amerykańską konkurencję, a jednocześnie wymuszą na Arabii Saudyjskiej bardziej koncyliacyjne podejście do rozmów z Rosją o dalszych krokach w sprawie stabilizacji rynku ropy. Jeszcze pod koniec marca w wywiadzie dla Interfax Sieczin twierdził, że cena baryłki do końca bieżącego roku osiągnie stabilizację na poziomie 60 dolarów. Wiceprezes Łukoilu, w wywiadzie dla RBK przyrównał nawet podpisane porozumienie do pokoju brzeskiego, zawartego pomiędzy Niemcami a Bolszewicką Rosją w 1918 roku – bolesnego, ale koniecznego, aby w jakikolwiek sposób ustabilizować rynek. 

Reasumując, obecny kształt porozumienia naftowego można uznać za rosyjską porażkę. Zadaje ona po części kłam twierdzeniu, jakoby wszystkie działania Rosji oparte były na chłodnej, strategicznej kalkulacji. W rzeczywistości, na miesiąc przed światowym rozwojem pandemii koronawirusa, Rosja postanowiła pokazać swą asertywność, wywracając stół, przy którym dotychczas siedziała i który dawał jej przez trzy lata względny spokój i stabilizację. Kiedy zobaczyła efekt swego postępowania, pośpiesznie musiała podnosić go z powrotem, szukając miejsca gdzieś na jego końcu. Pozostaje do odpowiedzi pytanie o to, czy Rosja zrealizuje swoje zobowiązania cięcia wydobycia w zadeklarowanym wymiarze, czy wzorem poprzednich układów będzie szukać forteli i sztuczek do jego naginania. Obecnie rynek patrzy jej jednak na ręce i z beneficjenta cięć, którym była dotychczas, stanie się jego faktycznym benefaktorem. 

Jakóbik: Nowe porozumienie naftowe i meksykańska masakra ropą naftową (ANALIZA)

 

 

Nowe porozumienie naftowe zostało zatwierdzone. Od 1 maja z rynku zniknąć ma 9,7 mln baryłek ropy. Wolumen ten został podzielony między poszczególnych członków układu. Rosji przypadło ograniczenie wydobycia o ponad 20 procent. Czy zdoła ona wypełnić swe zobowiązania? – zastanawia się Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl.

Tradycja udziału w porozumieniach naftowych

Rosja ma już pewną tradycję w dołączaniu do wysiłków innych państw – producentów ropy naftowej, starających się stabilizować sytuację na rynku ropy. Rola ta z reguły, kończy się swego rodzaju porażką dla całego przedsięwzięcia albo dla samej Rosji.

Do najjaskrawszych przykładów „zaangażowania” Rosji w działania OPEC należały jej poczynania w 2001 roku. Wtedy, po ataku na World Trade Center 11 września, świat stanął na krawędzi konfliktu, jakiego nie widziano od dziesięcioleci. Dodatkowo, na sytuację na świecie wpływały klęski żywiołowe, lokalne konflikty i wielu nieprzewidywalnych liderów rządzących państwami. Pesymizm nie ominął rynku ropy, który obawiał się następujących po sobie konsekwencji.

Pod koniec 2001 roku, kraje OPEC wraz z kilkoma innymi państwami spoza grupy ogłosiły, że od stycznia 2002 roku redukują wydobycie o 1,5 mln baryłek dziennie. Rosja zobowiązała się do redukcji wydobycia o 150 tys. baryłek dziennie, z ponad 7 mln dotychczas wydobywanych. Porozumienie zadziałało.

Ceny ropy z minimum 18 dolarów za baryłkę odnotowanych w listopadzie 2001 roku, skoczyły do 26 dolarów w kwietniu 2002 roku, osiągając cel zakładany przez OPEC. Po czasie okazało się jednak, że Rosjanie nie obniżyli swego wydobycia o 150 tys. baryłek dziennie. Wręcz przeciwnie, wydobycie wzrosło o 50 tys. względem grudnia 2001 roku. Przyznał to były wiceminister energetyki Rosji Władimir Miłow: – Nie tylko nie obniżyliśmy wydobycia, ale wręcz je zwiększyliśmy. OPEC było bardzo złe – powiedział w jednym z wywiadów, odnosząc się do tamtego okresu. Nie wpłynęło to znacząco na sytuację na rynku, gdyż informacje z Rosji docierały z opóźnieniem. Dla rynku sam fakt ogłoszenia redukcji wydobycia był wystarczający, zaś rosyjski wolumen cięcia, wynoszący 150 tys. baryłek, wydawał się niezbyt znaczący.

Kryzys lat 2015-2016 

Następne porozumienie, do którego doszło prawie 15 lat później, również przypadło na czas napięć i niepewności spotęgowanej nadpodażą wynikającą z ówcześnie prowadzonej wojny cenowej wywołanej przez Arabie Saudyjską. Sytuacja Rosji była podobna do tej z początku wieku, jednak w rzeczywistości okazała się znacznie bardziej skomplikowana. Władimir Putin silnie uzależnił rosyjski budżet od dochodów pochodzących z eksportu węglowodorów. Spadek cen był zaś zdecydowanie większy niż w 2001 roku. Budżet opierał się na cenach ropy powyżej 80 dolarów za baryłkę, podczas gdy średnia cena ropy w styczniu 2015 wyniosła 38 dolarów za baryłkę.

Rosja czuła się jednak pewniej. Posiadała zasoby pozwalające na utrzymanie budżetu na dotychczasowym poziomie. Wpływ na stanowczość rosyjskiej władzy względem cen surowców potęgowały wysokie rankingi aprobaty społeczeństwa dla Putina, w związku z euforią po aneksji Krymu.

Dlatego, pomimo negocjacji grupy OPEC+, czyli 13 państw OPEC plus dziesięciu państw spoza OPEC, Rosja nie była chętna do konkretnych deklaracji, związanych z ograniczeniem produkcji. Początek 2016 roku upłynął w cieniu wieści o kolejnych rekordach wydobycia ropy w Rosji.

W tym czasie ministrowie OPEC już spotykali się w celu zaradzenia trudnej sytuacji na rynku ropy. Rosja wysyłała sygnały, że jest gotowa wziąć udział w porozumieniu, ale tylko w przypadku wcześniejszego uzgodnienia cięć wydobycia przez państwa kartelu OPEC. W rzeczywistości doszło do takiego uzgodnienia. W listopadzie 2016 roku dopełniło się formalne porozumienie pomiędzy 23 państwami, dotyczące cięć wydobycia wynoszących łącznie prawie 1,8 mln baryłek dziennie. Z tego państwa OPEC miały ograniczyć wydobycie o 1,2 mln baryłek dziennie, a pozostałe państwa spoza kartelu o 600 tys. Rosji przypadła redukcja wydobycia w wysokości około 300 tys. baryłek dziennie.

Marszałkowski: Los porozumienia naftowego zależy od USA

Fortel z kondensatem

Już w trakcie trwania porozumienia naftowego pojawiły się wątpliwości odnośnie faktycznego ograniczenia wydobycia ropy przez Rosję. Co prawda, według statystyk rządowych, wydobycie ropy uległo obniżeniu, jednak jednocześnie zaobserwowano gwałtowny wzrost wydobycia kondensatu gazowego.

Kondensat gazowy to lekki olej, który ma gazowy stan skupienia w podziemnych pokładach. Z reguły występuje podczas wydobycia gazu ziemnego. Po wydobyciu skrapla się i zamienia w ciecz. Olej ten można mieszać z cięższymi gatunkami ropy, poprawiając jej właściwości chemiczne lub sprzedawać jako osobny produkt, który jest wartościowy przy produkcji wysokomarżowych produktów ropopochodnych, np. benzyny lotniczej.

Zgodnie ze słowami ministra energetyki Rosji, udział kondensatu w całościowym wydobyciu ropy naftowej wynosi około 8 procent. W rosyjskiej metodologii obliczeniowej kondensat gazowy i ropa nie są rozdzielane przy wyliczeniach produkcji. Stanowi to problem przy ostatecznej ocenie zastosowania cięć. Według danych Bloomberga z grudnia 2019 roku, Rosja, nie licząc wydobycia kondensatu, ograniczyła wydobycie ropy o 224 tys. baryłek dziennie względem zobowiązań do ograniczeń z grudnia 2018 roku. Jednak, jeżeli weźmie się pod uwagę dane dotyczące samego kondensatu, Rosja zwiększyła wydobycie o 72 tys. baryłek dziennie powyżej pułapu zakładanego w porozumieniu. Podczas grudniowego spotkania porozumienia naftowego, kraje OPEC zgodziły się, aby wyłączyć kondensat z limitu cięć przypadającego Rosji.

Chytry traci pięć razy

Rosja, która storpedowała spotkanie grupy OPEC+, na początku marca bieżącego roku została uznana przez Bloomberga za największego przegranego nowego, kwietniowego porozumienia naftowego. Według założeń komitetu wykonawczego OPEC, państwa kartelu wezwały się do dalszej redukcji wydobycia powyżej wcześniejszego pułapu o 1,5 mln baryłek dziennie. Miało to dać ponad 3,7 mln baryłek redukcji, licząc od początku porozumienia naftowego z 2016 roku.

Kraje OPEC miały zredukować milion baryłek ropy, a pół miliona miało przypaść Rosji, która nie chciała się zgodzić na dodatkowe cięcia wydobycia i zerwała porozumienie. Dalszą konsekwencją był spadek cen ropy do poziomów nienotowanych od początku XXI wieku. Swój udział miała w tym rozżalona Arabia Saudyjska, która postanowiła ukarać Rosję (a jednocześnie zaszkodzić łupkom w USA) poprzez informację o zwiększeniu produkcji ropy z 9,8 mln baryłek ropy dziennie do 12,3 mln baryłek w kwietniu. Dodatkowo Saudowie wprowadzili zniżki na swoją ropę względem konkurentów na rynku, czyli ropy Brent, WTI i Urals.

Pod wpływem pandemii koronawirusa, zawieszenia pracy światowych gospodarek oraz wstrzymania większości lotów, zapotrzebowanie na ropę naftową spadło o 20-30 procent. To spowodowało „zalanie” rynku nikomu niepotrzebną ropą. 

Ostatecznie pod naciskiem Stanów Zjednoczonych, Arabia Saudyjska wraz z resztą państw OPEC zwołała nadzwyczajne posiedzenie grupy OPEC+. Rosja odpowiedziała pozytywnie na wezwanie. W rezultacie rozmów przeprowadzanych między 10 a 13 kwietnia udało się wypracować ostateczne porozumienie. Grupa OPEC+ ma zredukować wydobycie ropy o 9,7 mln baryłek ropy dziennie. Rosji przypadło ograniczenie w wysokości 2,5 mln baryłek ropy dziennie. To pięć razy więcej niż wolumen ograniczeń proponowany na początku marca.

Czy rosyjskie deklaracje są realne?

Porozumienie o wydobyciu ma zacząć obowiązywać od 1 maja i trwać w takim wymiarze do końca czerwca. W tym momencie pojawia się pytanie, czy Rosja wypełni swoje zobowiązanie? Referencyjny poziom, od którego mają obowiązywać ograniczenia, został ustalony dla Rosji i Arabii Saudyjskiej na poziomie 11 mln baryłek dziennie. Wartość ta jest bliższa oczekiwaniom Saudów, którzy oczekiwali progu na poziomie 12 mln baryłek, czyli od poziomu wydobycia z kwietnia, natomiast Rosja oczekiwała, że będzie to średnia wydobycia z I kwartału roku, która dla Rosji wynosi około 11,2 mln, natomiast dla Arabii Saudyjskiej 9,4 mln baryłek. Oczywistym jest, że poziom byłby korzystniejszy dla Rosji, gdyż oznaczałby większe cięcia po stronie Arabii Saudyjskiej. 

W 2016 roku, kiedy Rosję obowiązywało ograniczenie wydobycia o 300 tys. baryłek, podział był proporcjonalny do wydobycia. Metodologia wyliczeń opierała się na odjęciu 300 tys. baryłek od ogólnej średniej wydobycia z października 2016 roku i podziale na 12 rosyjskich koncernów odpowiadających za 90 procent rosyjskiej produkcji ropy. Już wtedy pojawiły się spięcia pomiędzy poszczególnymi koncernami. Gazpromnieft nalegał na inne koncerny, aby wzięły jego część ograniczeń na siebie, gdyż koncern ten planował w 2017 i 2018 roku uruchomienie kilku nowych pól naftowych. Ostatecznie, wykorzystując fortele i pewne kreatywne sztuczki, udało się porozumieć i ustalić poziom cięć dla poszczególnych koncernów.

Diabeł tkwi w…technikaliach

Dodatkowym problemem jest czas, w którym te cięcia mają nastąpić. Od osiągnięcia porozumienia z listopada 2016 roku do jego wdrożenia 1 stycznia 2017 roku, kraje miały ponad miesiąc na przygotowanie infrastrukturalne do wprowadzenia ograniczeń. Obecnie pomimo, iż sytuacja na rynku ropy jest znacznie trudniejsza, a wolumeny ograniczeń nieporównywalnie większe, kraje mają niespełna trzy tygodnie. Rosja w układzie z 2016 wynegocjowała dwa kwartały na obniżenie wydobycia o 300 tys. baryłek ropy: do końca marca 200 tys. baryłek, do końca kwietnia kolejne 100 tys. W obecnych realiach rynkowej nadpodaży ropy, tak długi okres ograniczeń byłby kontrproduktywny. 

Wyzwaniem są również uwarunkowania techniczne rosyjskich pól naftowych. Większość rosyjskiego wydobycia pochodzi pól naftowych umiejscowionych w okołobiegunowej części Zachodniej Syberii. Specyfika tych złóż wymaga nieprzerwanego wydobycia. W innym wypadku nieczynne odwierty szybko zalewa woda, która zamarza, powodując niezdatność takiego otworu do dalszego otwarcia w przypadku pojawienia się takiej konieczności. Istnieją możliwości techniczne zatrzymania procesu erozji odwiertów, jednak ich koszt może przewyższać potencjalne zyski. Zatrzymanie produkcji, a następnie jej wznowienie wymagałoby dużych nakładów środków, co nie jest opłacalne. 

Zastanawiające jest też, czy w poczet cięć nie zostaną zaliczone pola naftowe, które już wcześniej zostały przeznaczane do wygaszania. W 2016 roku, rosyjscy analitycy rynku naftowego oraz eksperci energetycznycg think tanków informowali, że 2020 rok będzie ostatnim rokiem z wzrostem wydobycia ropy. Po nim ma następować systematyczny spadek wydobycia poprzez etapowe zamykanie najstarszych pól naftowych. Nowe porozumienie naftowe może być katalizatorem tych działań.

Każdemu według zasług

W obecnym „rozdaniu” kwot cięć mogą być wzięte pod uwagę „zasługi” poszczególnych prezesów spółek wobec zaistniałej sytuacji i położenia Rosji. Nie jest tajemnicą, że największym orędownikiem wyjścia z porozumienia naftowego i de facto rozpoczęcia wojny cenowej był Igor Sieczin, prezes Rosnieftu. Uważał, że niskie ceny ropy zlikwidują z rynku amerykańską konkurencję, a jednocześnie wymuszą na Arabii Saudyjskiej bardziej koncyliacyjne podejście do rozmów z Rosją o dalszych krokach w sprawie stabilizacji rynku ropy. Jeszcze pod koniec marca w wywiadzie dla Interfax Sieczin twierdził, że cena baryłki do końca bieżącego roku osiągnie stabilizację na poziomie 60 dolarów. Wiceprezes Łukoilu, w wywiadzie dla RBK przyrównał nawet podpisane porozumienie do pokoju brzeskiego, zawartego pomiędzy Niemcami a Bolszewicką Rosją w 1918 roku – bolesnego, ale koniecznego, aby w jakikolwiek sposób ustabilizować rynek. 

Reasumując, obecny kształt porozumienia naftowego można uznać za rosyjską porażkę. Zadaje ona po części kłam twierdzeniu, jakoby wszystkie działania Rosji oparte były na chłodnej, strategicznej kalkulacji. W rzeczywistości, na miesiąc przed światowym rozwojem pandemii koronawirusa, Rosja postanowiła pokazać swą asertywność, wywracając stół, przy którym dotychczas siedziała i który dawał jej przez trzy lata względny spokój i stabilizację. Kiedy zobaczyła efekt swego postępowania, pośpiesznie musiała podnosić go z powrotem, szukając miejsca gdzieś na jego końcu. Pozostaje do odpowiedzi pytanie o to, czy Rosja zrealizuje swoje zobowiązania cięcia wydobycia w zadeklarowanym wymiarze, czy wzorem poprzednich układów będzie szukać forteli i sztuczek do jego naginania. Obecnie rynek patrzy jej jednak na ręce i z beneficjenta cięć, którym była dotychczas, stanie się jego faktycznym benefaktorem. 

Jakóbik: Nowe porozumienie naftowe i meksykańska masakra ropą naftową (ANALIZA)

 

 

Najnowsze artykuły