– Czy Donald Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej będzie reprezentował polskie interesy? Taką nadzieję mają politycy PiS, którzy już przygotowali listę życzeń, czy raczej żądań. Przewodniczący Tusk ma zadbać m.in. o to, by nasi rolnicy dostawali większe dopłaty, a cena gazu spadła. Prezes Jarosław Kaczyński wzywa również do wywrócenia paktu klimatycznego, który podobno „ogranicza szanse rozwojowe” – pisze Michał Olszewski w Tygodniku Powszechnym. Odpowiada na falę krytyki jakoby nowe stanowisko Tuska nie dawało mu narzędzi do lobbowania za polskim interesem w sprawie polityki klimatycznej.
– Tusk nie może reprezentować Polski jawnie. A przecież prawdziwa polityka, wstyd pisać takie banały, nie toczy się wyłącznie przed oczyma kamer. Toczy się również (a może przede wszystkim) w zaułkach brukselskich gmachów. Również po godzinach. Również na bezliku rautów, po których pozostają okruchy na wykładzinach i poplamione winem obrusy. Zakładam, że podczas tego typu spotkań przewodniczący nie będzie stał w kącie. A jeśli komisarzem ds. energii zostanie wicepremier Bieńkowska (oczywiście ona też nie może jawnie reprezentować itd.), polska polityka otrzyma niepowtarzalną okazję do zbudowania bardzo mocnej grupy wpływu – twierdzi Olszewski. Według niego Donald Tusk pokazał, że jest stanowczym przeciwnikiem ambitnej polityki klimatycznej.
– Czołowe stanowisko w Brukseli obejmuje więc przedstawiciel tej grupy unijnych polityków, która pakt klimatyczny najchętniej zmięłaby w kulkę i rzuciła do pieca. Jeśli do Brukseli pojedzie również Elżbieta Bieńkowska, można oczekiwać, że klimatyczna wajcha pójdzie w ruch – uważa autor komentarza. – Nie oficjalnie, nie jawnie. Po godzinach, przy winie. To znacznie skuteczniejsze.
Źródło: Tygodnik Powszechny