EnergetykaOZE

PIGEOR: To politycy zepsuli zielone certyfikaty

Wiatraki linie energetyczne

Farma wiatrowa w Cisowie. fot. BiznesAlert.pl

Polska Izba Gospodarcza Energetyki Odnawialnej i Rozproszonej przedstawiła stanowisko na temat systemu zielonych certyfikatów i przypomniała historię rozwoju sektora OZE w Polsce. Jej zdaniem media przedstawiają niepełne lub nieprawdziwe dane o mechanizmie wsparcia energetyki ze źródeł odnawialnych opartym na systemie zielonych certyfikatów.

Jak powstał system zielonych certyfikatów? 

Jak tłumaczy Izba, system świadectw pochodzenia energii ze źródeł odnawialnych funkcjonuje w Polsce od października 2005 r. Służą one potwierdzaniu realizacji obowiązku zapewnienia odpowiedniego udziału (rosnącego w kolejnych latach) energii z odnawialnych źródeł w finalnej konsumpcji energii elektrycznej. Polska w Traktacie Akcesyjnym zobowiązała się do osiągnięcia 7,5% udziału tej energii w konsumpcji finalnej energii elektrycznej w terminie do 2010 r (w 2004 r udział ten wynosił niespełna 3%).

Następnie, w grudniu 2008 r Polska, w ramach Pakietu Klimatyczno-Energetycznego przyjętego przez Radę Europejską, zaakceptowała nowy cel udziału OZE w konsumpcji energii finalnej w wysokości 15% na rok 2020 (dla większości kraju UE cel ten ustalono na poziomie 20%).

Ścieżkę osiągania tego celu określił Krajowy Plan Działań na rzecz oze (KPD) przyjęty przez Rząd w grudniu 2010 r i znowelizowany w grudniu 2011 r. W szczególności ustalono w nim cele indykatywne dla sektorów: zaopatrzenia w ciepło – 17%, transportu – 10% (udział biopaliw) oraz energii elektrycznej – 19%.

– Koszty wytwarzania w odnawialnych źródłach energii były w tym czasie zasadniczo wyższe niż przychody, jakie można byłoby uzyskać ze sprzedaży energii na rynku hurtowym, a tym samym inwestycje te były nieopłacalne. Konieczne było administracyjne wygenerowanie popytu na energię z tych źródeł stymulującego rozwój inwestycji – podkreśla Izba.

Dlatego zdecydowano się przypisać do świadectw pochodzenia zbywalne prawa majątkowe (tzw. zielone certyfikaty). W ten sposób zamierzano pokrywać różnicę pomiędzy kosztami wytworzenia energii w instalacjach OZE, a przychodami za sprzedaż energii, uzyskiwanymi przez wytwórców OZE na rynku.

Obowiązek zapewnienia udziału OZE w konsumpcji finalnej obciąża spółki obrotu i duże zakłady energochłonne, które potwierdzają jego wykonanie przedstawiając do umorzenia odpowiednią ilość świadectw pochodzenia, zakupionych na Towarowej Giełdzie Energii (TGE).

– Podmioty zobowiązane do umarzania certyfikatów, kupują je od wytwórców OZE na TGE w transakcjach sesyjnych i kontraktach dwustronnych (pozasesyjnych rejestrowanych na giełdzie). Wbrew twierdzeniom Ministerstwa Energii żadne inne, pozagiełdowe formy obrotu certyfikatami nie występują – wyjaśnia.

Analizując koszty poszczególnych technologii i ich przewidywane zmiany ustalono w latach 2004-2005, że optymalna cena certyfikatu nie powinna przekraczać 240 zł/MWh (w cenach z 2004 r). Ustalono w związku z powyższym taki poziom tzw. opłaty zastępczej, która miała być wnoszona przez podmioty zobowiązane do umarzania certyfikatów w sytuacji, gdy ich podaż byłaby mniejsza od popytu. Założono, że opłata zastępcza będzie systematycznie indeksowana o wskaźnik inflacji. W 2015 r zrezygnowano z indeksacji i ustalono ją w ustawie o odnawialnych źródłach energii na poziomie 300,3 zł/MWh.

– Średnie ważone ceny certyfikatów w transakcjach sesyjnych oscylowały w latach 2005-2012 w pobliżu pułapu wyznaczanego przez opłatę zastępczą. Taka wartość certyfikatu zachęcała do inwestycji, w pierwszej kolejności w sektorze biomasowym i wiatrowym – przypomina Izba.

“Współspalanie winne załamaniu systemu certyfikatów”

Jak podkreśla PIGEOR system stymulacji inwestycji w postaci zielonych certyfikatów w pierwszym okresie swojego funkcjonowania zadziałał zgodnie z oczekiwaniami jego projektodawców. W sektorze energii elektrycznej produkcja z OZE wynosiła w 2005 r 3,7 TWh1, a w 2015 r już ponad 22 TWh. W 2020 r., gdy Polska rozliczać będzie realizację swoich zobowiązań w ramach pakietu klimatyczno-energetycznego, produkcja energii elektrycznej z OPZE powinna wynieść co najmniej 24 TWh (19%).

– Tak duży wzrost był możliwy dzięki szybkiemu rozwojowi energetyki wiatrowej, gdzie w ciągu dekady wybudowano blisko 4,5 tys. MW nowych mocy (z poziomu 83 MW w 2005 r do 4582 MW w 2015 r) oraz technologii biomasowych: elektrowni i elektrociepłowni na biomasę (wzrost z blisko 190 MW w 2005 do ok. 1123 MW w 2015 r). Bardzo szybki wzrost produkcji (z 0,88 TWh w 2005 r do 6,72 TWh w 2012 r) zanotowano także w sektorze współspalania – wyjaśnia Izba.

W 2015 r, gdy zanotowano maksimum produkcji z OZE udział tych 3 technologii w produkcji z OZE ogółem wyniósł prawie 88%. Pozostałe branże – jak zaznacza Izba – biogazowa, hydroenergetyka i fotowoltaika rozwijały się w tym okresie znacznie wolniej, głównie ze względu na stosunkowo wysokie koszty produkcji.

-Koncepcja systemowa zakładała, że w miarę spadku cen technologii biogazowych i fotowoltaiki źródła te przekraczać będą barierę opłacalności i będą się rozwijać dynamiczniej w późniejszym zakresie. Dla tych źródeł, a także dla hydroenergetyki zaplanowano również inne rodzaje zachęt, w tym w szczególności dotacje inwestycyjne (stąd umiarkowany rozwój także tych źródeł) – podkreślono w komunikacie.

Niestety – jak kontynuuje PIGEOR – nie posłuchano ostrzeżeń ekspertów, którzy wskazywali, iż system certyfikatów nie powinien obejmować technologii współspalania, gdzie dostosowanie bloków węglowych do wykorzystywania biomasy wymagało stosunkowo niewielkich nakładów inwestycyjnych, nieporównywalnie małych w stosunku do nakładów na budowę nowych elektrociepłowni na biomasę, turbin wiatrowych o biogazowniach i nowych inwestycjach w hydroenergetyce nie wspominając. -Spowodowało to gwałtowny wzrost produkcji energii w tym sektorze – w latach 2005-2015 instalacjom prowadzącym współspalanie przyznano certyfikaty za wolumen energii rzędu 41,5 TWh (1/3 wszystkich wydanych), znacznie więcej niż dla pozostałych sektorów, w tym drugiego w kolejności sektora wiatrowego (36,7 Twh) – zaznaczono.

Zdaniem Izby, jest to jedna z najważniejszych przyczyn obserwowanej aktualnie destrukcji systemu zielonych certyfikatów. – Równie poważne było przyznawanie certyfikatów obiektom tzw. starej hydroenergetyki (inwestycje z lat 60-tych i 70-tych), gdzie do ich właścicieli trafiły certyfikaty o wolumenie ok. 18 TWh oraz wykonywanie obowiązku zapewnienia udziału oze przez podmioty do tego zobowiązane poprzez uiszczanie opłaty zastępczej – Łącznie w latach na konto Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej wpłacono opłaty zastępcze, odpowiadające wolumenowi 8,7 Twh – czytamy w komunikacie.

Koszty OZE dla klienta końcowego

Izba podkreśla, że od początku wiadomo było, że system zielonych certyfikatów generować będzie określone i stosunkowo proste do oszacowania – na podstawie wartości realizowanych inwestycji – koszty dla odbiorców końcowych, które miały być uwzględniane w taryfach sprzedawców energii. Najwyższe jego koszty zanotowano w 2013 r, kiedy to wartość umorzonych certyfikatów wyniosła ok. 3,3 mld zł, a ich średnia cena kształtowała się na poziomie 230 zł/MWh (średniorocznie w transakcjach pozasesyjnych – OTC). – W 2016 r, wobec załamania się ich cen (średnioroczna cena certyfikatów na rynku OTC 135 zł/MWh) kwota ta wyniosła ok. 2,3 mld zł. Oznacza to obciążenie przeciętnego gospodarstwa domowego kwotą 3 zł/miesiąc – wylicza Izba.

Co więcej, jak pisze PIGEOR, dane te, łatwe do zweryfikowania w raportach TGE, przeczą informacjom przekazywanym przez Ministerstwo Energii opinii publicznej oraz Posłom i Senatorom podczas dyskusji parlamentarnych nad zmianą poziomu opłaty zastępczej (np. wystąpienie Ministra Krzysztofa Tchórzewskiego w Sejmie w dniu 20 lipca 2017 r). ME twierdzi, że każdy procent udziału produkcji z OZE w energii dostarczanej konsumentom oznacza ich obciążenie rzędu 700 mln zł rocznie.

– W rzeczywistości, przy cenach certyfikatów z rynku OTC w 2017 r (umowy długoterminowe) kwota ta nie przekracza 120-150 mln zł rocznie, ale nawet przy maksymalnych cenach certyfikatów nie przekroczyłaby połowy podawanej przez Ministra. W przeliczeniu na rachunki gospodarstw domowych oznacza to, że 1% wzrost udziału OZE oznacza wzrost obciążenia rzędu 20 groszy miesięcznie, a przy maksymalnych cenach certyfikatów (300 zł/MWh) wynosiłby 40-50 gr. – czytamy dalej.

Izba tłumaczy także, że znaczna część tych inwestycji, zwłaszcza w sektorze wiatrowym zrealizowana została w systemie project finance, gdzie zabezpieczeniem dla zaciągniętych kredytów były umowy długoterminowe na sprzedaż certyfikatów lub certyfikatów i energii (tzw, umowy pakietowe) zawierane przez inwestorów oze z pomiotami zobowiązanymi do zakupu i umarzania certyfikatów. – Takie długookresowe umowy dwustronne to nie żadna patologia (tak twierdzi ME), tylko powszechnie stosowany w kraju i za granicą model biznesowy, także w obrocie energią. Śmiało można założyć, że gdyby nie ten instrument, co najmniej połowa ze zrealizowanych w latach 2005-2015 inwestycji nigdy by nie powstała – tłumaczy Izba.

Nadpodaż zielonych certyfikatów 

– Niestety, mimo ostrzeżeń branży formułowanych już w 2012 r rząd PO/PSL nie podjął żadnych działań prowadzących do dopasowania tempa przyrostu produkcji, do planów miksu energetycznego – podkreślono.

Efektem – jak pisze Izba – była rosnąca nadpodaż zielonych certyfikatów, których nadwyżka ponad bieżący popyt już w 2014 r. przekroczyła wolumen umorzenia na rok następny. Doprowadziło to na przełomie 2012/2013 r. do znaczących wahań cen certyfikatów, a od początku 2014 r do ich systematycznego spadku, gwałtownie zmniejszającego przychody branży OZE.

Aktualnie w Rejestrze Świadectw Pochodzenia znajdują się aktywne certyfikaty o wolumenie 27 TWh, przy obowiązku umorzenia za 2017 rok szacowanym na 18,5 TWh. – Należy dodać, że wolumen ten wzrośnie jeszcze o co najmniej 9-10 TWh świadectw wydanych w II połowie 2017 r za bieżącą produkcję, co oznacza, że nadwyżka będzie nadal rosnąć. Obrazowo mówiąc, oznacza to, że nawet gdyby sektor OZE nie wyprodukował w roku 2018 ani jednej kWh energii, ilość certyfikatów dostępnych na rynku wystarczyłaby z naddatkiem na pokrycie obowiązku umorzenia za ten rok – czytamy w komunikacie.

Nadpodaż certyfikatów powodująca dramatyczny spadek ich cen powstała z co najmniej kilku powodów. Zdaniem Izby są to:

  • utrzymywanie obowiązku umorzenia certyfikatów na poziomie 10,4% w 3 kolejnych latach (2010-2012), mimo rosnącej szybko produkcji;
  • realizacja obowiązku wykazania udziału OZE przez podmioty zobowiązane poprzez uiszczanie w latach 2007-2012 opłaty zastępczej o wolumenie rzędu 8 TWh (20% ówczesnego obowiązku i prawie 1/3 dzisiejszej nadwyżki), mimo, iż na TGE można było nabyć wystarczającą ilość certyfikatów po znacznie niższych cenach;
  • przyznawanie certyfikatów dla tzw. dużej hydroenergetyki, która nie zrealizowała nowych inwestycji, ale uzyskała w okresie 2005-2015 ok. 20 TWh certyfikatów, co stanowi blisko 75% nadwyżki;
  • znacznie wyższy i szybszy niż zakładano w Krajowym Planie Działań wzrost produkcji z współspalania, która wygenerowała 42 TWh, o ponad 56% przekraczając założenie przyjętej dla tej branży;

– Kolejne rządy miały pełną świadomość narastania tego problemu, ale nie zrobiły nic, aby w sposób skuteczny doprowadzić do zbilansowania systemu i przywrócenia racjonalnej ceny certyfikatów – zaznaczono jeszcze raz w stanowisku.

“Nie ma wolnego rynku certyfikatów”

PIGOR podkreśla, że wbrew twierdzeniom Ministerstwa Energii nie istnieje wolny „rynek certyfikatów”, na którym cenę regulują prawa podaży i popytu. – Popyt określany jest przez Ministra Energii, który w ostatnich 2 latach obniżał obowiązek umorzenia znacznie poniżej zapisanych w ustawie o OZE 20%, powodując dalszy wzrost niezbilansowania. W tej sytuacji nadwyżka certyfikatów nie ma dla podmiotów zobowiązanych do ich umorzenia praktycznie żadnej wartości, a ich aktualna cena giełdowa nie pozwala na uzyskanie oczekiwanej rentowności instalacji OZE – tłumaczy Izba.

Jak wynika z wyliczeń Izby, dla instalacji budowanych w latach 2009-2014 koszty wytwarzania energii wynoszą ok. 380-420 zł/MWh (megawatogodzinę) w turbinach wiatrowych, 480-520 zł/MWh w biogazowniach, 350-400 zł/MWh w nowych instalacjach spalania biomasy. – Z porównania z hurtowymi cenami energii wynika, że wartość certyfikatów, gwarantująca minimalną rentowność inwestycji powinna oscylować w granicach ok. 250 zł/MWh. Tymczasem ich aktualne ceny na TGE wynoszą średnio ok. 30 zł/MWh w transakcjach sesyjnych i ok. 100 zł/MWh w transakcjach pozasesyjnych, co dla zdecydowanej większości producentów OZE oznacza przychody znacznie poniżej granicy rentowności (straty sektora w 2016r szacuje się na 3 mld zł) – argumentuje PIGEOR.

Izba wylicza, że obniżenie poziomu opłaty zastępczej z 300 zł/MWh- co jest jednym z elementów tzw. małej nowelizacji OZE – do poziomu ok. 50 zł w żaden sposób jej zdaniem nie wpłynie to na wzrost popytu na certyfikaty, gdyż jest on regulowany tylko decyzjami Ministra Energii o wielkości obowiązku umorzenia. – Wręcz przeciwnie, zwiększy to zainteresowanie podmiotów zobowiązanych do umorzenia certyfikatów uiszczaniem w zamian opłaty zastępczej, co jest łatwiejsze i nie wymaga rejestracji na TGE. Zjawisko takie wystąpiło już w latach 2007-2012, gdy średnie ceny certyfikatów były zbliżone do poziomu opłaty zastępczej, w związku z czym podmioty zobowiązane ich nie kupowały.Tym samym zainteresowanie certyfikatami po obniżeniu opłaty może być jeszcze mniejsze niż obecnie – podkreślono.

Jednak nawet gdyby popyt na certyfikaty znacząco wzrósł (do tego potrzebne byłoby znaczące zwiększenie obowiązku do poziomu 19-20%) i pojawiłaby się rosnąca tendencja cenowa, to według PIGEOR wzrost ich cen hamowany będzie przez nowy, zaniżony poziom opłaty zastępczej, która w kolejnych latach nie będzie mogła wzrosnąć o więcej niż 25%. – Oznacza to, że przy starcie z poziomu 50 zł/MWh osiągnięcie minimalnego poziomu rentowności rzędu 200 zł/MWh zajęłoby minimum 6 lat. Tak długiego okresu trwałej nierentowności nie udźwignie żaden podmiot gospodarczy – kończy PIGEOR w wydanym komunikacie.

Obajtek: Nasi poprzednicy zamiast w sieci inwestowali w OZE

Polska Izba Gospodarcza Energetyki Odnawialnej i Rozproszonej/BiznesAlert.pl


Powiązane artykuły

Goldman Sachs

Goldman Sachs apeluje o ograniczenie rozwoju OZE w Hiszpanii

Bank inwestycyjny Goldman Sachs, od lat zaangażowany w projekty energii odnawialnej, ostrzegł w tym tygodniu, że dalszy rozwój OZE w...

Grad głównym winnym strat w amerykańskiej fotowoltaice

55 procent amerykańskich roszczeń powiązanych z uszkodzeniem farm fotowoltaicznych przez zjawiska pogodowe dotyczy gradu. W skali globalnej, opady gradu zajmują...
reichstag Niemcy Berlin

Niemcy poparli unijne regulacje dotyczące niskoemisyjnego wodoru

Niemieckie ministerstwo gospodarki opublikowało komunikat wyrażając pełne poparcie dla nowych regulacji unijnych dotyczących produkcji wodoru. Bruksela zdecydowała się na  uznanie...

Udostępnij:

Facebook X X X