Niedługo minie tydzień od wyborów do Parlamentu Europejskiego. Znamy już wszystkich polskich eurodeputowanych, przyjrzyjmy się więc niektórym z nich, którzy będą zajmować się kwestiami związanymi z energetyką i polityką klimatyczną i czego można się po nich spodziewać – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.
W szczęśliwie minionej kampanii wyborczej przed wyborami do Parlamentu Europejskiego najmniej istotnym tematem był Parlament Europejski, zresztą podobnie jak w 2004, 2009 i w 2014 roku. To źle, bo Polakom powinno się wyjaśniać specyfikę funkcjonowania ponadnarodowych instytucji, zamiast sztucznie zaogniać spór wokół wewnętrznych, często błahych tematów. Cieszy jednak wysoka frekwencja, która z jednej strony legitymizuje naszych reprezentantów, ale z drugiej strony można zadać sobie pytanie czy byłaby ona tak samo wysoka, gdyby wyborcy mieli świadomość, że codzienna praca w Parlamencie Europejskim jest mozolna, szczegółowa, głęboko techniczna i o wiele mniej widowiskowa od pojedynczych, nic nie wnoszących wystąpień Nigela Farage’a, graniczących ze stand-upem.
Zwycięskie Prawo i Sprawiedliwość wprowadziło do Parlamentu Europejskiego 27 europosłów, którzy zasilą szeregi Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, trójka europosłów Wiosny przystąpi do Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów. Ciekawie ma się sprawa z Koalicją Obywatelską – jako że była to wspólna lista kilku partii politycznych, poszczególni wybrani europosłowie zasilą różne ugrupowania w PE; Platforma Obywatelska i Polskie Stronnictwo Ludowe wzmocnią chadecką Europejską Partię Ludową (miedzy innymi wraz z niemiecką Unią Chrześcijańsko-Demokratyczną), deputowani Sojuszu Lewicy Demokratycznej zostaną frakcyjnymi kolegami polityków Wiosny. Z Nowoczesnej do Parlamentu Europejskiego nie dostał się nikt, ale gdyby było inaczej, wzmocniliby oni Porozumienie Liberałów i Demokratów na rzecz Europy (w skrócie ALDE). I chociaż najprawdopodobniej w nadchodzącej kadencji czeka nas koalicja chadeków, socjalistów i liberałów, którzy w kwestiach energetyki i klimatu wykazują zbieżność poglądów co do pryncypiów. Pokazuje to, że podziały w Parlamencie Europejskim przebiegają na liniach ideowych, a nie narodowych czy wedle wewnątrzkrajowych sporów.
Były premier Jerzy Buzek to w Parlamencie Europejskim człowiek-instytucja. Był jego przewodniczącym, a w mijającej kadencji był przewodniczącym Komisji ds. Przemysłu, Badań i Energii (ITRE). Startował z okręgu 11 (województwo śląskie) z listy Koalicji Europejskiej, otrzymał najlepszy wynik 422 tysięcy głosów. Jego wkład i determinacja w przeforsowanie dyrektywy gazowej, która w zamyśle miała usidlić, jeśli nie zablokować gazociąg Nord Stream 2, są powszechnie znane. W ramach kompromisu dyrektywa ta w ostatecznym kształcie jest daleka od tego, jak sobie ją wyobrażały polskie władze, ale mimo to stanowi pewien prawny gorset, do którego będzie musiał się dopasować ten rosyjsko-niemiecki projekt. Prof. Buzek jest zwolennikiem zrównoważonej transformacji energetycznej, z uwzględnieniem uwarunkowań poszczególnych państw. W przypadku Polski miałoby to oznaczać odejście od węgla przy jednoczesnej aktywizacji gospodarek i społeczności regionów najbardziej uzależnionych od wydobycia tego surowca, przede wszystkim jego rodzinnego Śląska, ale nie tylko. W tym zakresie promował on badania nad tzw. czystymi technologiami węglowymi, które co prawda nie są jeszcze rentowne, ale w przyszłości mogą stanowić alternatywę dla obecnego wykorzystania węgla. Ponadto dzięki swoim rozległym kontaktom w Brukseli wspomagał dialog polskiego rządu z Komisją Europejską, co swojego czasu nie było łatwym zadaniem.
Jadwiga Wiśniewska z Prawa i Sprawiedliwości w tym samym okręgu zdobyła 409 tysięcy głosów. Zasiadała w Komisji Ochrony Środowiska Naturalnego, Zdrowia Publicznego i Bezpieczeństwa Żywności (ENVI), ale w mijającej kadencji Parlamentu Europejskiego również mocno angażowała się w kwestie związane z energetyką i politykę klimatyczną. Jest ona zwolenniczką rewizji ambitnych celów klimatycznych Unii Europejskiej i nakłaniania innych wielkich światowych graczy do podjęcia podobnych wysiłków na rzecz ograniczania emisji, jak ma to miejsce w Europie. – Nasze samotne wysiłki nie uratują świata. Wręcz przeciwnie, spowodują, że europejski przemysł będzie jeszcze mniej konkurencyjny. Apeluję o to, aby porozumienie paryskie było fundamentem europejskiej polityki klimatycznej niezakładającej dekarbonizacji, doceniającej rolę lasów w bilansie emisji CO2, stawiającej na zrównoważony rozwój – mówiła w 2017 roku, przy okazji deklaracji prezydenta USA Donalda Trumpa o chęci wycofania się z Porozumienia paryskiego. Podobnie jak większość polskich europosłów, sprzeciwia się powstaniu gazociągu Nord Stream 2.
Jacek Saryusz-Wolski w tych wyborach uzyskał wynik 186 tysięcy głosów. W mijającej kadencji Parlamentu Europejskiego bodaj najważniejszym punktem jego działalności był opór wobec monopolistycznych ambicji Gazpromu na europejskim rynku gazu i zagrożenia, jakie stanowi dla niego Nord Stream 2. Jako członek Delegacji do Komisji Parlamentarnej Stowarzyszenia UE-Ukraina niejednokrotnie publicznie podkreślał jak działania rosyjskiego gazowego giganta prowadzą do destabilizacji Ukrainy i że można temu zapobiec stosując realną dywersyfikację. Sugerował też, że sprawą tą powinno zająć się NATO jako elementem wojny hybrydowej. Zwolennik pozostania Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej.
Zdzisław Krasnodębski w poprzednich wyborach do Parlamentu Europejskiego dostał się tam z warszawskiej listy, tym razem dostał się tam dzięki 164 tysiącom głosów Wielkopolan. Zasiadał on w komisji ITRE pod przewodnictwem Jerzego Buzka. Podobnie jak powyżsi politycy, również i prof. Krasnodębski jest zdecydowanym przeciwnikiem Nord Stream 2. Niemałe poruszenie wywołała jego obecność na konferencji poświęconej Nord Stream 2 na zaproszenie niemieckiej partii Zielonych, a konkretnie eurodeputowanego Reihnarda Bütikofera, który został zaatakowany przez zależne od Kremla za zaproszenie polityka Prawa i Sprawiedliwości w marcu tego roku. Wtedy to Bütikofer bronił Krasnodębskiego podkreślając, że mimo że pomiędzy nimi istnieją istotne różnice, to łączy ich wspólne stanowisko wobec projektu, który obaj uznają za szkodliwy.
Pokazuje to, że wbrew eurosceptycznej propagandzie bycie europosłem to polityczna nobilitacja i gra w wyższej lidze niż ta na krajowym podwórku, ponieważ partyjna solidarność jest tu o wiele bardziej rozmyta i dużo ważniejsze od politycznej lojalności jest tworzenie ponadnarodowych więzów, które stanowią fundament do budowania politycznego kapitału w Europie. Trudno powiedzieć też kiedy dbałość o interes narodowy przechodzi w interes wspólnoty, a kiedy stają się one tożsame. Te powiązania właśnie stanowią o sile Unii Europejskiej.