KOMENTARZ
Krzysztof Przybył
Prezes Fundacji „Teraz Polska”
Przyjęcie przez Parlament Europejski dyrektywy, która obwarowuje biurokratycznymi wymogami proces poszukiwania i wydobycia gazu z łupków, wywołała w zasadzie jedynie skrajne komentarze. Część ekspertów i polityków uznała to za duży krok w kierunku przekreślenia polskich – i nie tylko polskich – marzeń o bezpieczeństwie energetycznym. Inni dowodzą, że w zasadzie nic się nie stało, a krytykowana dyrektywa jest dowodem, że sprawy rozwijają się w kierunku korzystnym dla zwolenników gazu łupkowego. Przecież jeszcze kilkanaście miesięcy temu całkiem realna była groźba zakazania prac wydobywczych. Zachęcałbym, by spojrzeć raczej na to, co dzieje się – a raczej, co powinno się dziać – na naszym, polskim podwórku. A spraw do załatwienia, związanych z rynkiem gazu (nie tylko niekonwencjonalnego) jest całe mnóstwo.
Wracając do wspomnianej dyrektywy: jest ona znacznym utrudnieniem i z pewnością nie można uznać, że nic się nie stało. Trzeba jednak pamiętać, że to cena (co prawda dość wysoka), którą zapłacono antyłupkowemu lobby, forsującemu całkowity zakaz poszukiwań i wydobycia surowca.
Obawiam się, że niektórzy urzędnicy i politycy dyrektywę potraktują jako swoisty prezent. Zawsze będzie można powiedzieć, że to zła Bruksela paraliżuje inwestycje łupkowe. Tymczasem przez ostatnie lata o gazie z łupków wiele mówiono, ale nie zdołano przyjąć przepisów, które w rozsądny sposób uregulują ten obszar i zachęcą inwestorów do poszukiwań i wydobycia. Od kwestii podatkowych począwszy, do sprawy nadzoru państwa – wszystko czeka na pilne załatwienie. W zamian próbuje się przewalczyć biurokratyczną czapę w postaci Narodowego Operatora Kopalin Energetycznych, co może skuteczniej zniechęcić firmy zainteresowane naszymi łupkami od decyzji europarlamentarzystów…
Zresztą nad regulacjami, dotyczącymi energetyki, a rynku gazu w szczególności, ciąży dziwne fatum. Przykładem są przepisy odnoszące się do giełdowego obrotu gazem. Szczegółowo opracowano obowiązki, które ciążą na oferującym gaz PGNiG, ale nie zaprzątano sobie głowy stroną popytową. W rezultacie sprzedaż gazu poprzez Towarową Giełdę Energii nie funkcjonuje tak, jak planował to regulator. Przykładem niedoróbek prawnych jest także fakt, że PGNiG, które ma być zgodnie z przepisami animatorem giełdowego obrotu gazem, do tej pory nie jest członkiem TGE. Formalności są, jak to mawiają urzędnicy, „w załatwianiu”. Prezes Urzędu Regulacji Energetyki chętnie wskazuje na grożące spółce kary, ale bez jego aktywnej pomocy nie da się uporządkować sprawy giełdowego obrotu gazem ani naprawić tych regulacji, które – jak widać już teraz – źle funkcjonują.
Możemy marzyć o byciu łupkowym imperium i zastanawiać się, czy inwestować raczej w atom, czy w energetykę wiatrową. Jednak na końcu tej drogi są konkretne akty prawne. Ich przygotowanie i uchwalanie idzie polskim politykom znacznie gorzej, niż energetyczne marzenia…
Źródło: NaTemat.pl