Niemalże 16 lat temu zaczęła się rozbiórka wówczas największego koncernu naftowego w Rosji. Na jego zgliszczach wyłonił się nowy mocarz, który do tamtego momentu był słabeuszem w rosyjskim teatrze spółek energetycznych. Tamte wydarzenia powracają z różną zmiennością do dziś, rodząc emocje i dyskusje nie tylko w kontekście energetyki, ale i czystej polityki – pisze Mariusz Marszałkowski, redaktor BiznesAlert.pl
Wyrwane serce Jukosu
19 grudnia 2004 roku nieznana wcześniej spółka energetyczna Baikalfinansgrup wylicytowała na aukcji komorniczej 76 procent akcji Jugansknieftiegazu, które kosztowały 261 mld rubli (wtedy równowartość 9,3 mld dolarów). Ta aukcja była efektem trwającego od 2003 roku procesu rozbiórki koncernu Jukos, którego „sercem” był Jugansknieftigaz. „Sprawa Jukosu”, bo tak nazywana była afera zapoczątkowana na początku 2003 roku, miała na celu zniszczenie koncernu stworzonego przez „nawróconego” oligarchę Michaiła Chodorkowskiego. Ten zbudował swoje imperium na fali dzikiej prywatyzacji w Rosji w latach 90. Jukos, którego prezesem i głównym udziałowcem był Chodorkowski, w 2003 roku znalazł się na pierwszym miejscu koncernów naftowych w Rosji. Jego roczne wydobycie sięgało ponad 80 mln ton, co stanowiło około 20 procent całkowitego wydobycia ropy naftowej na terenie kraju. Na 26 polach naftowych Jugansknieftigaz pozyskiwał ponad milion baryłek ropy dziennie, co odpowiadało 60 procentom wydobycia całego Jukosu. Największymi konkurentami firmy Chodorkowskiego były Łukoil oraz Surgutnieftegaz, wtedy koncerny prywatne. Trudno było szukać firm państwowych wśród rywali Jukosu. Jednak sytuacja miała się szybko zmienić.
Parias wśród koncernów…
Rosnieft jako państwowa firma naftowa powstał w 1993 roku i wcale nie wyróżniał się bogatym portfelem aktywów. Posiadał on kilka niedoinwestowanych rafinerii oraz mało efektywne pola naftowe. Nie był również dobrze zarządzany z poziomu menadżerskiego. Przyszłość firmy była wątpliwa. Niewiele brakowało, a i ona zostałaby sprywatyzowana na fali całego procesu postępującego w latach 90., jednak była na tyle nieatrakcyjna, że nie znalazł się na nią kupiec. Elementy takie jak TNK, Sibnieft (późniejszy Gazpromnieft) czy VNK zostały wyodrębione i kolejno sprywatyzowane w latach 1994-97.
Rosnieft mógł stać się własnością Gazpromu pod koniec lat 90., ale znów, ze względów ekonomicznych, kierownictwo tego drugiego mocno oponowało. Sytuacja zmieniła się diametralnie po dojściu do władzy Władimira Putina, który zerwał wcześniejsze plany rozwojowe i zaczął kontrolować pozycje poszczególnych oligarchów, zwłaszcza w sektorze energetycznym. Początek XXI wieku to czas, gdy surowce energetyczne stawały się coraz bardziej wartościowym towarem. W obliczu kryzysów politycznych i wojen państw zachodnich z terroryzmem, ropa naftowa drożała w bardzo szybkim tempie. Trend ten nie uszedł uwadze establishmentu Putina. Aby zachować wpływy polityczne i zniwelować rosnącą siłę oligarchów zdecydowano się na uderzenie w jednego z najsilniejszych, który najbardziej otwarcie angażował się w politykę. Tym oligarchą był Michaił Chodorkowski. Po oskarżeniu go w 2003 roku o wielomiliardowe malwersacje podatkowe, tworzenie karuzel podatkowych i inne działania przestępcze (włącznie ze zlecaniem zabójstw niewygodnych polityków i biznesmenów) do gry wkroczył Igor Sieczin, bliski zausznik Putina i zastępca szefa jego kancelarii.
W czerwcu 2004 roku stanął na czele rady dyrektorów Rosnieftu. Mając ogromne zaufanie Putina, który niebawem został wybrany na drugą kadencję jako prezydent Rosji, rozpoczął przemeblowanie rynku naftowego. Warto podkreślić, że w tamtym momencie Rosnieft wydobywał nieco ponad 19 mln ton ropy, co stanowiło jedynie 6,5 procent rocznego wydobycia w Rosji. Przed Rosnieftem były Jukos, Łukoil, TNK-BP, Tatnieft oraz Surgutnieftegaz. Nic wtedy nie wskazywało, że ta średniej wielkości spółka państwowa, którą los wielokrotnie rzucał w różne ręce, stanie się niebawem największym koncernem naftowym w Rosji i jednym z większych na całym świecie.
Stał się hegemonem
Baikalfinansgrup, spółka która 19 grudnia wygrała aukcję komorniczą aktywów Jugansknieftigaz, nie była firmą z długą historią na rynku energetycznym. Można powiedzieć, że nie miała żadnej. Została bowiem założona szóstego grudnia 2004 roku, z minimalnym wymaganym kapitałem zakładowym wynoszącym ówcześnie 10 tys. rubli (358 dolarów). Spółka założona w Twerze, nie posiadała jednak swojej stałej siedziby. W krótkim czasie firma otrzymała od państwowego Sbierbanku poręczenie majątkowe w wysokości 1,68 mld dolarów, które było wymagane do wzięcia udziału w aukcji. Konkurentem Baikalfinansgrup podczas aukcji był jedynie Gazprom, którego reprezentował holding naftowy Gazpromnieft. 15 grudnia Jukos zawnioskował w sądzie w Huston o ochronę prawną przed przejęcie, na co sąd przystał, nakazując Gazpromowi wstrzymanie udziału w procesie aukcji spółki Jukosu. 16 grudnia, dzień po decyzji sądu amerykańskiego, europejscy partnerzy finansowi Gazpromu, którzy zobowiązali się zabezpieczyć finansowo transakcję, zdecydowali się wycofać swoje wsparcie na rzecz oferty Gazpromu. Jeszcze tego samego dnia, swój udział w aukcji zaanonsowała Baikalfinansgrup. Odbyła się ona 19 grudnia, uczestniczyli w niej Gazpromnieft oraz wspomniany Baikałfinansgrup. Pierwszy z oferentów nie złożył jednak żadnej oferty, dzięki czemu Baikalfinansgrup formalnie nabył pakiet akcji spółki-córki Jukosu w pierwszym podejściu. Według wyliczeń JPMorgan, spółka Jukosu została zakupiona za około 40 procent jej rynkowej wartości.
Trzy dni później, 21 grudnia, Rosnieft kupił sto procent akcji Baikalfinansgrup, stając sie jednocześnie nowym właścicielem Jugansknieftiegaz. To oczywiście przełożyło się zarówno na pozycję spółki, jak i gwałtowny wzrost wydobycia. W 2005 roku Rosnieft wydobył 74,5 mln ton ropy naftowej, z czego za 51 mln ton odpowiadały nowe aktywa nabyte podczas grudniowej aukcji. Jukos chylił się ku upadkowi, ostatecznie upadając w listopadzie 2007 roku. W tym samym roku, Rosnieft przejął pozostałe aktywa firmy Chodorkowskiego w postaci kilku rafinerii i spółek naftowych. To ostatecznie przypieczętowało dominującą rolę państwowego giganta na rynku rosyjskim. W kolejnych latach Sieczin konsekwentnie integrował kolejne aktywa naftowe – nastąpiło przejęcie spółki TNK-BP w 2012 roku i Basznieftu w 2016 roku. Ostatecznie ta transakcja zakończyła dyskusję o połączeniu Gazpromu (poprzez Gazpromnieft) i Rosnieftu. Planowo miało do niej dojść pod koniec 2004 roku.
Według Wiedomosti, aktywa byłego Jukosu odpowiadały za 72,6 procent pierwotnego wydobycia Rosnieftu oraz 74,2 procent rafinacji Rosnieftu w 2007 roku. Warto przypomnieć, że PKN Orlen w 2006 roku odkupił od Jukosu rafinerię w Możejkach. Gdyby nie polski udział w tej transakcji, instalacja prawdopodobnie trafiłaby w ręce Rosnieftu, stwarzając poważne zagrożenie bezpieczeństwa energetycznego Polski i państw bałtyckich.
Wieloletnie spory sądowe
Po 16 lat latach od tamtych wydarzeń, ich echo wciąż nie milknie. Byli akcjonariusze Jukosu zawiązali sojusz, wytaczając procesy o zwrot znacjonalizowanego mienia. W 2007 roku udziałowcy złożyli przed Miedzynarodowym Trybunałem Arbitrażowym w Hadze pozew w wysokości 100 mld dolarów. W 2014 roku Trybunał orzekł zadośćuczynienie w wysokości 50 mld dolarów. Powodem takiego werdyktu było uznanie winy urzędników rosyjskich, którzy w rozumieniu Trybunału manipulowali narzędziami państwa, aby doprowadzić Jukos do bankructwa, a w konsekwencji do przejęcia jego aktywów. W 2016 roku Sąd Okręgowy w Hadze unieważnił tę decyzję wskazując MTS jako niewłaściwy sąd w rozpatrywaniu tego pozwu z racji nieratyfikowania przez Rosję tzw. Karty Energetycznej, dokumentu regulującego m.in sposoby rozwiązywania sporów pomiędzy inwestorami sektora energetycznego a państwem. W lutym 2020 roku Sąd Apelacyjny w Hadze zmienił wyrok Sadu Okręgowego i podtrzymał werdykt MTS z 2014 roku, nakazując Rosji wypłacenie 57 mld dolarów odszkodowania. Kwota wzrosła, ponieważ zostały do niej doliczone odsetki. Państwo rosyjskie złożyło odwołanie od wyroku do Sądu Najwyższego, wnioskując dodatkowo o wstrzymanie działań akcjonariuszy polegających na egzekucji zasądzonej kwoty. Wbrew oczekiwaniom państwa rosyjskiego, czwartego grudnia Sąd Najwyższy oddalił wniosek dotyczący nakazu wstrzymania egzekucji zasądzonej w 2014 roku kwoty na rzecz byłych udziałowców Jukosu. Oznacza to, że nadal mogą oni wnioskować do odpowiednich sądów o zajmowanie rosyjskiego mienia państwowego za granicą Rosji w celu zabezpieczenia ewentualnych należności z tytułu rekompensat.
Sąd Najwyższy planuje rozpocząć właściwe postępowanie na początku 2021 roku.
Ryzyko utraty aktywów w państwach zachodnich nadal ciąży Rosji. Może to w konsekwencji doprowadzić do problemów rosyjskich firm państwowych, zwłaszcza tych działających w sektorze energetycznym. Nie można wykluczyć tego, że w przyszłości obiektem egzekucji mogą stać się np. aktywa Gazpromu w Niemczech. Dotychczas doszło do zajęcia rosyjskiej marki wódki Stolicznaja i Moskowskaja. Nie jest to na razie powszechne zjawisko, ale ewentualne podtrzymanie wyroku holenderskiego Sądu Najwyższego może spowodować poważne komplikacje dla każdego państwowego biznesu Rosji na całym świecie, a szczególnie tam, gdzie poważnie traktuje się wyroki sądów.
Jukos jako spółka zbudował swoją pozycję w Rosji na bardzo niejasnych powiązaniach świata biznesu i polityki, wykorzystując słabości i luki rosyjskiego aparatu państwa. Zniszczyły go zaś celowe działania okrzepniętego państwa kilkanaście lat później. Jednak poza samym Chodorkowskim, udziały w spółce posiadali inwestorzy zachodni, głównie mniejsi, prywatni udziałowcy, dla których inwestycja w perspektywiczny i rozwijający sie koncern naftowy działający w późniejszym okresie w sposób całkowicie transparenty, była podyktowana jedynie chęcią zysku, nie mieszając do tego polityki. Ta szansa zysku została im odebrana, czego skutkiem są kolejne spory sądowe. Odsetki wciąż rosną, tak jak ich głód sprawiedliwości.
Rosnieft zaprzecza oskarżeniom o powiązania z synem Joe Bidena