KOMENTARZ
Grzegorz Wiśniewski
Prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej
Dyrektor Departamentu Energii Odnawialnej (DEO) w Ministerstwie Energii – Pan Andrzej Kaźmierski, na konferencji „Fotowoltaika w Polsce” powiedział, że Prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej prosi i apeluje żeby nie „ruszać” małych firm wytwarzających energię z OZE, bo według niego to się opłaca i jest dobrze jak jest. Ministerstwo Energii uważa jednak, za konieczne dopracowanie tego zagadnienia.
Można odnieść wrażenie, że przeciwny poprawie warunków ekonomicznych wytwarzania energii w małych firmach „Prezes” blokuje zmiany prawa, ale Minister Energii – pomimo czynnego oporu -przeprowadzi kolejną dobrą zmianę w energetyce odnawialnej. Nie chodzi mi jednak tylko o „doprecyzowanie” co – jako adresat powyższego stwierdzenia- naprawdę myślę i piszę o wsparciu dla małych firm. Wypowiedź Pana Dyrektora może być kanwą szerzej refleksji o „opłacalności” instrumentów wsparcia tworzonych w Ministerstwie oraz nt. faktycznych efektów rocznej działalności legislacyjnej resortu energii w obszarze OZE, za którą formalnie odpowiada DEO (Minister Energii i jego zastępcy odpowiadają „tylko” politycznie).
Zacznę od wyjaśnienia kontekstu. Wobec coraz powszechniej uprawianego przez małe firmy prosumeryzmu, określam je mianem„autoproducenta energii z OZE” lub – używając frazeologii z ustawy o OZE – „prosumenta biznesowego”. Termin ten wprowadziłem dzień po chwaleniu ustawy o OZE z potrzeby odróżnienia prosumenta biznesowego od „niebiznesowego”, zdefiniowanego w ustawie o OZE jako osobę fizyczną (lub tzw. ułomna osobę prawną), będącą właścicielem mikroinstalacji OZE, która może funkcjonować na rynku wyłącznie w tzw. systemie „opustów”. Chodzi zatem o kogoś będącego w istocie detalistą, kto dostaje za swoją energię cenę tak jakby był hurtownikiem i dodatkowo oddaje 20-30% wytworzonej energii za darmo swojej miejscowej spółce energetycznej (monopoliście).
Przypomnę, że proponując pozaustawowy termin „prosumenta biznesowego”, chciałem odróżnić małą firmę jako producenta energii w mikroinstalacji od „prosumenta” w ustawie o OZE, którego Ministerstwo Energii (dokładnie wg wiceministra Andrzeja Piotrowskiego) przedstawia następująco: „… powinien być obywatelem, który skupia się na produkcji energii na własne potrzeby jest wrażliwy na kwestie środowiskowe i nie może być nastawionym na działanie dla zysku” (ma „działać pro publico bono, tak jak np. pozarządowe organizacje ekologiczne” lub (…) „zbieracze znaczków”).
Zbieracze znaczków, hobbyści, a także pozarządowe organizacje (tego typu podmioty faktycznie nie powinny być nastawione na zysk i raczej nie aspirują) nie zdołają w tych okolicznościach wyrwać Polski z braku inwestycji, w tak potrzebne, ekologicznie czyste, własne (lokalne) źródła energii i nie są w stanie powstrzymać obecnego dryfu Polski ku dawno już i na świecie bezpowrotnie minionej przeszłości energetycznej, którą konserwują powyższa definicja prosumenta w ustawie o OZE i ich ministerialne interpretacje . Obywatele-prosumenci generujący przychody ze sprzedaży energii i umiarkowany zysk, mieliby szansę dokonać potrzebnej zmiany, ale – w efekcie nowelizacji ustawy o OZE i wykreślenia jedynego i, przy obecnej relacji cen energii i kosztów mikroinstalacji, uczciwego instrumentu taryf gwarantowanych zostali jej pozbawieni. Rozwiązanie wprowadzone przez Ministerstwo Energii – opusty (czyli „nierównoważny barter w formie energii”) nie jest nieuczciwe dlatego że inwestycja prosumencka się nie opłaca, ale dlatego że sprawia wrażenie, że tak właśnie jest bazując na typowych słabościach konsumenta, który jeszcze nie stał się prosumentem, czyli na jego nikczemnej pozycji wobec monopolu oraz tzw. „amnezji CAPEX- owej”. Amnezja CAPEX-owa polega na racjonalizacji dokonanego zakupu w taki sposób, że widzimy bieżącą użyteczność, nawet jak jest niewielka, ale zapominamy o CAPEX, czyli o tym ile nas ta użyteczność na wstępie kosztowała.
Na tym zasadniczo, w majestacie uchwalonego przez Sejm prawa, odbywa się wyzyskiwanie konsumentów przez koncerny energetyczne, dostawców i niestety także przez państwo, którym – na ich własną odpowiedzialność – zachce się zostać prosumentami.
Nikt nie ma interesu aby głośno o tym mówić. Ale co do zasady w mocy pozostają (nawet jak udało się znaleźć parę nisz gdzie wyniki ekonomiczne mogą być lepsze) analizy IEO z czerwca br. zakończone konkluzją, że w reżimie znowelizowanej ustawy o OZE inwestycje w mikroinstalacje przez osoby fizyczne (gospodarstwo domowe) będą nieopłacalne, ale celowe będzie inwestowanie w mikroinstalacje przez przedsiębiorców (prosument biznesowy).To właśnie dlatego, po analizie skutków ekonomicznych uchwalonej w dniu 20 czerwca br. roku ustawy o OZE IEO wyróżnił „prosumenta biznesowego”, który zgodnie kodeksem spółek handlowych, nie tylko nie powinien, ale wręcz nie ma prawa tracić na inwestycjach i w tej sprawie ma większą świadomość ekonomiczną niż Kowalski. Aby nie tworzyć nowych bytów IEO związał „prosumenta biznesowego” (użytkującego także instalacje o mocy większej niż 40 kW – mikroinstalacje) ze znanym z Prawa energetycznego pojęciem „autoproducenta” (energii z OZE). Wg tej koncepcji autoproducent to dowolne przedsiębiorstwo – odbiorca końcowy, który znaczącą część zużywanej na własne potrzeby energii elektrycznej produkuje we własnych źródłach, najczęściej OZE i – jako producent energii na niskim napięciu (czyli tu gdzie nie ma strat na przesyle i dystrybucji), nie musi ponosić pełnych kosztów utrzymania tradycyjnego systemu energetycznego. Definicja IEO jest co do zasady zgodna z definicją prosumenta wypracowaną w Komisji Przemysłu, Badań Naukowych i Energii w Parlamencie Europejskim, w ramach pracy nad „Nowym ładem dla odbiorców energii”.
Definicja IEO nawiązuje też do Art. 41 ust. 8 znowelizowanej ustawy o OZE (ta część, raczej szczęśliwie, nie została znowelizowana i nie firm objęto obecną definicją prosumenta), który mówi o tym, że „… sprzedawca zobowiązany dokonuje zakupu oferowanej (energii elektrycznej z OZE), cena zakupu energii elektrycznej (…) wynosi 100% średniej ceny sprzedaży energii elektrycznej na rynku konkurencyjnym w poprzednim kwartale, czyli:
- bez oddawania 20-30% energii za darmo, tak jak „prosument z ustawy o OZE”,
- przy niższych niż prosument indywidulanych kosztach inwestycyjnych (odliczany VAT
- przy znacznie wyższym niż typowe gospodarstwo domowe współczynniku autokonsumpcji (średnio jak 30% – prosument indywidulany do 70% – prosument biznesowy, choć słowo „Średnio” trzeba tu używać z nadzwyczajną ostrożnością)
- bez obowiązku płacenia renty monopolistycznej lokalnemu dostawcy energii (prosumenci biznesowi mogą korzystać z zasady TPA – nie musza mieć umowy kompleksowej z tzw. „sprzedawcą zobowiązanym”, czyli mogą aktywnie działać na rynku energii.
W kagańcowej ustawie o OZE pozostała mała szczelina, gdzie przynajmniej niektórym (faktycznie dotyczy to tylko niewielkiej grupy przedsiębiorców) spośród płacących najwięcej za energię małym i średnim firmom (nie mają prawa być hobbystami, a co miesiąc są dociskani do ściany wysokimi i rosnącymi cenami energii jak obowiązkowym parapodatkiem) mogą jeszcze (?) skorzystać z dobrodziejstw ustawy o OZE. To tyle gwoli wyjaśnienia o co chodzi.
Analizy ekonomiczne przeprowadzone w IEO dla wybranych taryf i przy różnych rzeczywistych profili zużycia energii w małych firmach pokazują, że zamiana rozwiązania w art. 41 ust. 8 ustawy o OZE na system opustów analogicznych do tych stosowanych wobec osób fizycznych może dać czasami porównywane, a niekiedy nawet odrobinę lepsze wyniki ekonomiczne. Ale taka zmiana wkładałaby je w ryzy tzw. umowy kompleksowej i we władanie swoich monopolistycznych dostawców energii. Niestety obecnie trudno jest ponownie uwierzyć w szczerość intencji Ministerstwa Energii wobec OZE przy jakiekolwiek zapowiadanej, kolejnej zmianie prawa, ani w to, że zanim ta zmiana się dokona Ministerstwo przenalizuje sytuacje i profile użycia energii w małych firmach i – i w ramach oceny skutków swoich działań – odpowiedzialną symulacje poszczególnych składników taryf na kolejne 15 lat.
Jest część prawdy w stwierdzeniu Pana Dyrektora. Rzeczywiście apelowałem o zostawienie w spokoju „prosumentów biznesowych”. IEO, już dzień po uchwaleniu nowelizacji, wiedząc jakie jest nastawienie Ministerstwa Energii do OZE („OZE zostały zakwalifikowane jako „wróg węgla”) i szukając jakiegokolwiek pozytywu w znowelizowanej ustawie o OZE, zdecydował siępodać do publicznej wiadomości , że w tym przypadku inwestycja prosumencka może się opłacać. Do tej pory nie przypominam sobie abymprosił Ministerstwo Energii, bo uważałem, że bardzo źle, deprymująco i demobilizująco wygląda „wołanie na puszczy”. Ale teraz poproszę. Wyjaśnię tylko dlaczego tego nie robiłem do tej pory.
Wielu obywateli działających w dobrej wierze, którzy uwierzyli w taryfy gwarantowane dla prosumentów poniosło straty, a po „doprecyzowaniu przepisów” nikomu z nowych prosumentów już się nie opłaca, poza naprawdę nielicznymi świadomymi lub (to częściej) nieświadomymi zagrożeń Polakami. Ministerstwu Energii „udało się” też doprecyzować system aukcyjny w taki sposób, że sektor OZE „nie zna dnia ani godziny” i ponosi olbrzymie (niepotrzebne i obniżające konkurencyjność sektora wobec energetyki tradycyjnej oraz samych firm) koszty dostosowania się do systemu, którego nikt, poza wpływowymi koncernami, nie zna. Będzie drogo i elitarnie, będzie pogoda dla bogatych i niepogoda dla małych i biednych (podobnie jak w przypadku prosumentów). „Doprecyzowane” zastały też zasady lokalizacji farm wiatrowych. Teraz „na tym odcinku” wszystko jest już jasne.
Z tych powodów obawiam się zapowiedzianego „dopracowania” i kolejnej nowelizacji. Boję się zatrzaśnięcia na zawsze także tej szczeliny, furtki wyjścia, dla tych nielicznych prosumentów biznesowych, gdzie jeszcze jest „normalnie” i gdzie wiadomo jak z prostych przepisów skorzystać i gdzie, też przyciśnięty do muru (też zagrożony bankructwem) dostawca mikroinstalacji, ma trudniej obiecać domniemane jedynie krociowe zyski…
Nie znaczy to jednak, przy działaniu w dobrej wierze, że nie można tej szczeliny poszerzyć dla większej grupy przedsiębiorstw i wesprzeć te, które dźwigają gospodarkę i dla których energetyka staje się przysłowiową kulą u nogi.Dlatego proszę obecny rząd aby nie doprecyzować w poczuciu wszechwiedzy i władzy, ale w konsultacji. Proszę aby projekt nowelizacji skonsultować z tymi, którzy mają być beneficjantami (zakładam, że tym razem nie ofiarami) zmiany, czyli organizacjami małych i średnich przedsiębiorców, którzy dźwigają (bez możliwości inwestowania w OZE) nadmierne koszty obecnego systemu energetycznego. Na to starałem się zwrócić uwagę w swojej opinii dla Narodowej Rady Rozwoju o projekcie „Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju”. Jeszcze bardziej dobitnie w tej sprawie – w kontekście kosztów energii dla małych firm – wypowiedział się IEO, które wypowie się także o każdej nowej propozycji Ministerstwa i Rządu w tej sprawie.
Uprzejmie proszę zatem aby tym razem skonsultować propozycje zmian w ustawie z organizacjami małych przedsiębiorców, tymi „przypiętymi” do niskiego napięcia na najdroższych taryfach „C”, w szczególności zrzeszanych w takich organizacjach jak np. Związek Przedsiębiorców i Pracodawców, Związek Rzemiosła Polskiego , NSZZ RI „Solidarność” , Stowarzyszenie Inicjatywa Firm Rodzinnych , Związkiem Gmin Wiejskich RP, związkami producentów rolnych, lokalnymi izbami gospodarczymi i innymi.
To im bowiem najbardziej dokuczą podwyżka stawki opłaty przejściowej (od stycznia 2017 r.), nowe stawki „opłaty mocowej”, wyższe opłaty sieciowe i dystrybucyjne, koszty uprawnień do emisji (których nie sposób unikać spalając węgiel) i wszystkie inne nadmierne obciążania wynikające z renty monopolistycznej w energetyce i nieefektywności. Polskie firmy nie mogą być ofiarą powiększającej się na tle Europy regionalnej niekonkurencyjności tradycyjnej, krajowej energetyki, a jakikolwiek dotyczące ich zmiany w prawie powinny być wprowadzane odpowiedzialnie, w duchu realizacji zasadniczego celu ujętego „Strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”. To bowiem te firmy, a nie energetyka, dźwigają rozwój kraju i to one mogą też wzmocnić krajową energetykę, ale nie kolejnymi transferami pieniężnymi na rzecz monopolu, tylko dostawami nadwyżek energii ze źródeł rozproszonych, utrzymując dzięki własnej energii niskie koszty swojej działalności podstawowej.