Nowe bloki energetyczne oraz progi spiętrzające na rzekach poprawiły bezpieczeństwo dostaw energii latem. Jest lepiej, słowo blackout coraz mniej straszy, ale nadal daleko nam do ideału – pisze Magdalena Skłodowska z portalu WysokieNapiecie.pl.
Prawie trzy lata temu wszyscy więksi odbiorcy energii elektrycznej zostali zmuszeni do ograniczeń w poborze prądu. Wszystko z powodu fali upałów i wzrostu zapotrzebowania na moc przy jednoczesnej suszy, bezwietrznej pogodzie i wyłączeniu 2 GW mocy w elektrowniach węglowych chłodzonych wodą z rzek i jezior. Niekorzystny splot okoliczności mógł spowodować blackout. Ostatecznie 10 sierpnia 2015 roku na wniosek Polskich Sieci Elektroenergetycznych wprowadzono najwyższy – 20 stopień zasilania. Dzięki temu energetyka przetrwała trudne dni. Jak jest teraz?
Moce potrzebne od zaraz
Margines bezpieczeństwa znacznie zwiększyły nowe bloki energetyczne. To oddane w ubiegłym roku do użytku 1080 MW w Kozienicach, 463 MW PKN Orlen we Włocławku oraz w tym roku największy blok gazowo-parowy o mocy 600 MW w Płocku. Orlenowska inwestycja powstała w centralnej części kraju, gdzie do tej pory nie było dużych mocy wytwórczych. Koncern zaspokaja z nadwyżką swoje zapotrzebowanie, więc dużą część energii sprzedaje na rynku – w ubiegłym roku był to 1 TWh, w tym roku ilość może się podwoić. Blok w Płocku będzie wytwarzał ok. 4 TWh – to ok. 4,5 proc. krajowej produkcji energii elektrycznej. Problemy z sierpnia 2015 r. dały także impuls do przyspieszenia prac nad wprowadzeniem rynku mocy w Polsce, co ma stymulować powstawanie nowych elektrowni i modernizację starych.
Energetyka słoneczna mogłaby wesprzeć moce wytwórcze w szczycie dziennym. Co podkreśla Międzynarodowa Agencja Energetyczna, szczyt produkcji w instalacjach PV w upalne dni pokrywa się ze wzrostem zapotrzebowania na energię wywołanym intensywnym użytkowaniem klimatyzacji i zwiększonym zapotrzebowaniem chłodziarek. Niestety, tu nadal wypadamy fatalnie.
Trzy lata temu nie mieliśmy prawie żadnych instalacji fotowoltaicznych. PSE oceniło wówczas, że potrzeba przynajmniej 2 GW w tej technologii „od zaraz”. Po trzech latach moce w fotowoltaice wynoszą 0,34 GW. Branża co prawda „idzie jak burza”, warunki przyłączenia do sieci ma ok. 2 GW, ale potrwa to jeszcze co najmniej kilka lat, zanim osiągniemy wyznaczony cel. Rząd zakontraktował co prawda na pierwszych aukcjach OZE najwięcej mocy właśnie w fotowoltaice, ale do tej pory powstało ich niewiele. Inwestorzy mają problemy z uzyskaniem kredytów na inwestycje w „zielone” elektrownie w Polsce i jest coraz bardziej prawdopodobne, że wiele z zakontraktowanych projektów nie powstanie nigdy.
Szybciej rozwijają się natomiast mikroinstalacje słoneczne, a więc panele fotowoltaiczne montowane na dachach prywatnych domów. Jednak ich skumulowana moc jest wciąć niewielka. „Według danych na 31 grudnia 2017 roku, mikroinstalacje fotowoltaiczne w Polsce produkują około 1/170 energii, którą produkuje największa pod względem mocy zainstalowanej w Polsce elektrownia Bełchatów i o około 1/50 energii trzeciej co do mocy zainstalowanej w Polsce – elektrowni w Połańcu” – czytamy w raporcie o rynku fotowoltaicznym Stowarzyszenia Branży Fotowoltaicznej.
Czy w takim razie jesteśmy całkowicie bezpieczni? Odpowiedź w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl